Choć Colin McRae otwarcie przyznawał się do tego, że gier komputerowych nie lubi i grać w nie nie umie, jego otwarty umysł (a może podpowiedzi mądrych współpracowników) dał nam jedną z najsłynniejszych serii rajdowych, a właściwie serii gier w ogóle. Nigdy wcześniej i chyba nigdy później, na taką skalę nazwisko sportowca nie było kojarzone z grą wideo. Śmiem nawet twierdzić, że ten rajdowy mistrz świata, odznaczony przez królową orderem Imperium Brytyjskiego, był bardziej znany z Colin McRae Rally niż z osiągnięć na torze.

Oczywiście gracze hojnie odwdzięczyli się latającemu Szkotowi za popularyzację gier w świecie. Szesnastowieczna posiadłość w ojczyźnie i własny helikopter to na pewno po części zasługa pieniędzy, które Colin dostał od Codemasters. Układ idealny – świetny rajdowiec plus świetna gra gwarantowały sukces – sukces, na którym wzorowało się później wiele firm. I choć na torze Colin zawsze bardzo ryzykował i ponoć niejednokrotnie cudem unikał katastrofalnych wypadków, ironią jest, że zginął w katastrofie śmigłowca.

Mówi się, że autorzy książek i malarze stają się bardziej popularni po śmierci – ciekawe, czy i tak będzie w przypadku Colina McRae. W końcu dopiero co do sklepów trafił Colin McRae: DiRT. Paradoksalnie, spadającą popularność serii Colin McRae (Codies postanowili wprowadzić nowe tryby oraz zaangażować ulubieńca Ameryki – Travisa Pastranę) może uratować właśnie smutna śmierć Colina i fakt, że w każdych wiadomościach (nawet telewizyjnych) dziennikarze powtarzają teraz nazwę Colin McRae Rally.

A ja? Ja po prostu uwielbiałem tę serię. Po pierwsze za to, że pozwalała się ścigać samemu, tylko z czasem i przy tym… w ogóle nie była nudna! To niesamowite, że taki Need for Speed, pełen błyskających neonów, opcji tuningowych, zadziornych przeciwników i lasek w mini był dla mnie mniej atrakcyjny, niż ciche, europejskie zakątki, odgłosy gumy na szutrze, warkot silnika i podpowiedzi pilota. Po drugie kochałem CMR za to, że już wersja demonstracyjna dawała tyle satysfakcji, co niejeden pełny produkt. W demo Colina potrafiłem się zagrywać całymi dniami i wcale niepotrzebny mi był pełny produkt.

Aż sam się przyłapałem na tym, że o serii Colin McRae Rally mówię w czasie przeszłym. Przecież ona jest, istnieje! Odszedł tylko jej bohater i naprawdę bardzo, bardzo mi go szkoda. Dziwny zbieg okoliczności, że najpierw zmarł Richard Burns, a teraz Colin. Obaj mieli swoje gry. Gry rajdowe. Żaden z nich nie zginął na trasie. Dziwne. Smutne. Ech…

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Przykre. . . A tak apropo fatum – w footbalu amerykanskim mowi sie o tym, ze gwiazdy ktore pojawia sie na okladce nowego Madden NFL kompletnie traca forme, lapia kontuzje, jakis wypadek i juz nie wracaja na szczyt. Niektorzy juz z tego wzgledu odmowili udzielenia swojego wizerunku. . . http://en. wikipedia. org/wiki/Madden_Curse

  2. Dla mnie Collin 2 był najlepszą odsłoną tej serii. Do dziś ją mam i potrafię się nią zagrywać. Żal niesamowitego człowieka i całej jego rodziny. . .

    • ciekawe co by było jagby dirt miał wyjść 18 września wszytko bylo by skonczone a tu nagle . . .

      Zapewne pojawiłby się z dopiskiem na planszy tytułowej „In memory of Colin McRae”. Co do śmierci genialnego kierowcy, cóż można powiedzieć. . .

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here