Zawsze myślałem, że moje preferencje co do typu gier mam jasno ustalone. Strzelanki, RPGi, arcade’owe wyścigi, gry akcji, sportowe, symulatory kosmiczne i niektóre strategie (choć nie RTSy) – oto mniej więcej moja pula. Nigdy nie przepadałem za bijatykami, średnio mi szło w bardziej hardcorowych strategiach, przygodówki jakoś nie potrafiły mnie do siebie przekonać.

I pewnie wciąż bym twierdził, że przygodówki nie są dla mnie gdyby na mojej drodze nie stanął zakupiony (z ciekawości) w jakiejś promocji pewien czas temu Sam & Max – Sezon 1. Przyznam, że miałem wątpliwości wrzucając go do koszyka. „Przecież nie gram w przygodówki!” – obijało mi się po czaszce. Nogi jednak już niosły mnie do kasy, a gdzieś wewnątrz kontrargumentował głos „tyle osób mówiło, że to świetny tytuł – trzeba spróbować!”. W ten oto sposób na moim biurku znalazło się pudełko z głośną swego czasu przygodówką.

Brak przekonania co do słuszności zakupu, jak i permanentny brak czasu sprawił, że pudełko przeleżało tak ładnych parę miesięcy. Szczęśliwie jednak w ostatni weekend mogłem usiąść wreszcie do komputera i zanurzyć się w totalnie zakręconym świecie stróżów prawa – szalonego królika Maxa i flegmatycznego psa Sama. I muszę uczciwie przyznać, że nie spodziewałem się takiego efektu – wessało mnie. Choć nigdy nie określiłbym się mianem przygodówkowicza z niecierpliwością czekałem momentu kiedy znów będę mógł włączyć grę. Dotychczas wydawało mi się, że takie reakcje zarezerwowane są tylko i wyłącznie dla pozycji z gatunków przeze mnie preferowanych.

Cała sytuacja dała mi mocno do myślenia. Bo przecież skoro nie lubię przygodówek Sam & Max z definicji powinni mnie odrzucać. A jednak tego nie robili. Ba! Bawiłem się i wciąż bawię doskonale przy kolejnych przygodach zwariowanej pary gliniarzy. Co więcej – zabawne perypetie nietypowego duetu zwróciły nawet uwagę członków mojej rodziny, którzy postanowili kibicować mi w dalszej rozgrywce!

Skąd więc wzięło się moje przekonanie, że nie jestem fanem gier przygodowych? Patrząc wstecz nie miałem styczności z wieloma tego typu produkcjami. Choć faktycznie zetknąłem się z wszystkimi klasykami gatunku – poczynając od Maniac Mansion, poprzez Indiana Jones and The Fate of Atlantis na Monkey Island kończąc, to żadnej z nich nie skończyłem. Co więcej spotkania te datują się na moje lata dziecięce czy też wczesnomłodzieńcze co nie sprzyjało zabawie w takie właśnie gry. Ograniczona cierpliwość robiła swoje, a w mojej głowie kiełkowało– „przygodówki nie są dla mnie”.

Przekonanie to zaczęło się kruszyć nieco przez przypadek – za sprawą Fahrenheita, którego podobnie jak Sam & Maxa kupiłem jako eksperyment. Słyszałem o nim sporo dobrego i postanowiłem spróbować. Ten może nie typowy, ale jednak wciąż trzymający się założeń gatunku tytuł przekonał mnie, że przygodówki potrafią mnie bawić, wzbudzać emocje, a przede wszystkim, że nie są nudnym utykaniem gdzieś w ciemnym zaułku bez wyjścia.

Po Fahrenheit w moje ręce trafiło jeszcze kilka tytułów, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że przygodówki nie są takie złe. Jednak koronne argumenty w tej dyskusji dał mi właśnie Sam & Max, który na każdym kroku udowadnia, że przygodówka to niekoniecznie żmudne zmaganie się z ekstremalnie trudnymi łamigłówkami, ale też kupa śmiechu, świetne dialogi, wykreowany świat i oryginalne zagadki.

Czy gdyby ktoś dziś zadał mi pytanie czy lubię przygodówki moja odpowiedź byłaby diametralnie inna niż jeszcze rok czy może dwa lata temu kiedy przygodówki były „nie dla mnie”. A przecież gdybym nie zagrał w Fahrenheita i Sama & Maxa byłbym przekonany, że to nie mój gatunek.

Nie lubisz strategii, symulacji lub gier sportowych? A może po prostu nie spotkałeś jeszcze swojego Sam & Maxa?

Co o tym myślicie? Podzielcie się z nami tytułami, które mogą zachęcić do gry w dany gatunek!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Ja mialem bardzo podobne odczucia jak autor, wrecz identyczne:) a gra która mnie do przygodówek przekonala bylo: ‚Sanitarium’ . Co nie znaczy ,ze gustuje we wszystkich rodzjach gier tego gatunku. Mysle ,ze ta gra jak i wiele nowszych o podobnym klimacie gier przygodowych uderza wprost ( w moim przypadku) w to co co kazdy lubi mniej lub bardziej – w klimat z jakim identyfikuje sie kazdy z graczy. Wiec -przygodówki tak , ale tylko o klimacie mi odpowiadajacym.

  2. IMHO to wszystko zależy od człowieka a nie jakości gry. Jedni preferują gry statyczne, logiczne, strategiczne. Inni uwielbiają żyć w biegu i wszelkie FPS i „symulatory” samochodów, czy bieganie za piłką to ich top klimaty. Może wynika to z tego, że mam za słaby refleks (ale coś innego mi wychodzi – vide teksty w archiwum 😉 ), ale za tymi grami „na szybkość” nie przepadam. Za to RPG – na całego – bo lubię się rozwijać, podejmować wyzwania, bo wynik potyczki rzadko zależy od tego jak szybko naparzam w klawiszki itd. . . :)Poza tym grałem w podobno doskonałe produkcje FPS i mimo tego nie zdołałem się do nich przekonać. Podobnie ze słabymi RPG’ami – nie zniechęciły mnie do sięgania po kolejne tytuły.

  3. Ja nawet kijem nie dotknął bym się strzelanek FPP (co zresztą przez długie lata czyniłem), gdyby nie pewna gra pod tytułem HalfLife, która to wessała mnie swoją fabułą z siłą tornada, zmieliła, wydusiła i wyrzuciła na szczyt wzgórza z którego to z pełnym zdziwieniem zauważyłem, iż istnieją inne gatunki poza przygodówkami, z równie wciągającą fabułą.

    • Ja nawet kijem nie dotknął bym się strzelanek FPP (co zresztą przez długie lata czyniłem), gdyby nie pewna gra pod tytułem HalfLife, która to wessała mnie swoją fabułą z siłą tornada, zmieliła, wydusiła i wyrzuciła na szczyt wzgórza z którego to z pełnym zdziwieniem zauważyłem, iż istnieją inne gatunki poza przygodówkami, z równie wciągającą fabułą.

      Ja na początku gry w hl pukałem się w czoło – jakim cudem nie dostałem spluwy na dzień dobry, gdzie wrogowie, czy zabić wszystkich naukowców? Potem to już wszyscy wiemy, hl wyznaczył pewien kanon dla gier w ogóle. Podobnie było z Fallout, w tym czasie grałem sobie w casualowe Diablo – tak, tak może nie wierzycie ale tak było, Diablo było proste jak drut a recenzenci nie omieszkali tych uproszczeń wytykać, pewnie dlatego, że statystyki i miecze oraz mana nieodłącznie kojarzyły się z rasowymi cRPG. Fallout zaskoczył mnie walką turową na tyle skutecznie, że odłożyłem go na jakiś czas, jednak po rozwaleniu pierwszego obozu raiderów i obejżeniu efektów „bloodymess” F został do dziś wyznacznikiem gry, która nie koniecznie musi być skierowana do dzieci.

  4. Wydaje mi się, że to czy gra nam się spodoba jest wypadkową bardzo wielu czynników. Zainteresowania, gust, predyspozycje, wiek, ograniczenia czasowe. Dla jednych ważniejsza jest grafika, innych fabuła albo otwartość świata. Ja sam nie jestem w stanie stwierdzić co jest dla mnie najważniejsze, ani co mnie do gry przyciąga. Jeśli mnie ktoś zapyta o 3 gry wszech czasów, to powiem: Fallout 2, Duke Nukem 3D i seria Cywilizacji. Z drugiej strony mój ulubiony gatunek to przygodówki. To co ja właściwie lubię? 🙂

  5. Ha! od zawsze; lekkie strategie typu settlers (byle nie za duzo krwi), ale zakochanie w starcrafcie i warcrafcie tez przyszlo. potem pytanie: co z typowymi strzelankami, nie sa dla mnie? ale najpierw quake, potem diablo, nawet dn3d i unreal, ciagle strzelanki 😛 teraz wow – nie tyle strzelam co czaruje 😛 a pare lat temu w zyciu by sie nie powiedzialo, ze bede pykać w wowa 😛 przygodowki lubie, monkey island za mna a teraz z ciekawosci gram w spore

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here