Czy jeżeli połączysz ze sobą karoserię Garbusa, zawieszenie rajdowego Subaru Impreza i kanapę z twojego dużego pokoju, to otrzymasz najbardziej trwały i wygodny samochód do wyścigów terenowych w historii? Nie. Tą lekcję powinni zapamiętać twórcy Darkstar One, którzy chcą połączyć w swojej grze elementy z osiemdziesięciu sześciu innych tytułów.

Gry w stylu Privateer i Elite miały swój charakterystyczny powab. Latanie po kosmosie bez celu i wolność działania urzekały i uzależniały. Frontier pozwalał wręcz na wylądowanie na dowolnej planecie lub spalenie się w słońcu! David Braben, twórca Elite i Frontier, od kilku lat wspomina o Elite 4, ale z jego słów nic nie wynika – gry jak nie było, tak nie ma.

Co prawda kilka firm próbowało zapełnić tą niszę; Freelancer Microsoftu okazał się jednak zwykłą strzelanką, która luźno nawiązywała do klasyki, a seria X niemieckiego Egosoft to bardziej gry ekonomiczne.

Naprawdę kolorowo.

Ascaron, drugoligowy twórca gier z Niemiec, do tej pory znany z serii The Patrician i Port Royale, zapowiada, że jego najnowsza gra postara się w jakimś stopniu wspomnianą wcześniej lukę wypełnić. Choć do polskiej premiery jeszcze kilka tygodni, wiadomo już, czego mniej więcej się spodziewać.

Ciemna fabuła

Już od pierwszej animacji wiadomo, że historia nie należy do wybitnych. Młody chłopak dostaje w spadku po ojcu statek kosmiczny. Nietypowy to pojazd, ponieważ może się on rozwijać, konsumując porozrzucane po kosmosie kryształy. Zwiększa dzięki nim moc silników i pola siłowego, oraz dozbraja się w nowe bronie. Wiedziony za rękę przez znajomych taty, usadowiony wygodnie w nowym pojeździe, młodzieniec rusza na podbój galaktyki.

Filmy są całkiem niezłe – szkoda, że fabuła nie pozwala na to, by były choć trochę ciekawe.

Bez zastanawiania mogę podać kilka gier, czerpiących z podobnego wzorca. Nieopierzony młodzian za sterami nowego statku, który musi udowodnić wszystkim, że jest najlepszy? Ile można!? Kiedy wreszcie będzie można zagrać jako stary, spasiony pilot transportowca, wyblakła gwiazda marynarki kosmicznej z problemem alkoholowym lub (szok!) kobieta? Z pewnością nie w Darkstar One.

Fabuła jest w znacznym stopniu liniowa, choć istnieją zadania poboczne, pozwalające na uzyskanie dostępu do nowych komponentów statku. Z pewnością raz na jakiś czas historia pozwoli na to, by gracz poszwędał się po galaktyce w poszukiwaniu kogoś lub czegoś, jednakże trudno tu mówić o jakiejkolwiek swobodzie.

Z tego, co wiedzieliśmy do tej pory, dostępna przestrzeń jest raczej nudna. Każdy sektor to głównie stacja i dodatki. Niektóre charakteryzują się kolorowymi mgławicami. Czasem w tle migocze planeta. To tyle. Naprawdę, nic specjalnego. Nie ma co marzyć o swobodzie ruchu – dostępna przestrzeń jest podzielona na 300 sektorów, do których dostęp ograniczony jest przez specjalne bramy, które trzeba odblokowywać. Wszystko to po to, abyś zbyt szybko nie trafił tam, gdzie autorzy nie chcą.

Sztuka poprawiania

Sama mechanika gry to tak naprawdę elementy z wielu podobnych pozycji, połączone w zestaw z naklejką „Darkstar One” na opakowaniu. Sterowanie wzięto z Freelancera. Wygląd HUD żywcem przypomina Freespace’a. Opisy galaktyk i wygląd wszechświata budzi skojarzenia z Frontier’em. Wnętrze stacji, handel i korzystanie z komputera misji to wręcz port z Privateer`a. Jeżeli grałeś w jakikolwiek space-sim, istnieje 96-procentowa szansa, że będziesz miał deja vu.

Już od pierwszej animacji wiadomo, że historia nie należy do wybitnych.

Fakt, że autorzy wykorzystali elementy tak wielu dobrych gier oznacza, że mechanika Darkstar One nie jest zła. Nie jest też dobra – to wymagałoby nieco więcej inwencji ze strony Ascaron. Trzeba jednak przyznać, że sterowanie w czasie walki jest całkiem przyjemne, a nauka kontroli statku zajmuje jakieś 30 minut. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby twórcy dodali coś od siebie.

Słodko mi

Wygląda na to, że graficy postawili na własną inwencję, tworząc dość nietypową grafikę. Tylko tym mogę wytłumaczyć fakty, że większość statków i stacji w kosmosie wygląda jak gigantyczne cukierki i owady. Wiem też, że dość trudno jest wymyślić coś nowego w kwestii przedstawiania czerni kosmosu, ale i tutaj graficy nie dali z siebie wszystkiego. Coś po prostu… nie gra.

Co to będzie?

Zapowiada się na to, że Darkstar One nie zapełni żadnej niszy – ot, kolejna gra na kilka wieczorów dla tych, którzy znają na wskroś wszystkie space-simy świata. Nie wygląda zresztą na to, że będzie to pozycja droga. Pozostaje mieć nadzieję, że autorzy dopieszczą nieco filmy i głosy aktorów, które od dawien dawna stanowią piętę Achillesową space-simów.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

12 KOMENTARZE

  1. A mi sie tez nie podoba. . . Moze to glupie , ale budzi skojarzenia z takimizyjatkami mieszkajacymi w oceanach na glebokosciach przekraczajacych paretysiecy – czyli dziwaczne to wszystko 😛

  2. I tak nic nie pobije Fronitiera (chyba, że sam to napisze :D). Aż mi się przypomniały długie wieczory (i noce) spędzone nad tą grą (aż strach się przyznać, że gdy pierwszy raz widziałem tą gre na Amidze to jakoś niezabardzo mi się spodobała), jak szukało się po odległych układach planetarnych jakiś nietypowych części lub statków (pamiętam, że znalazłem jakiś bardzo odległy układ planetarny (coś około 1000 lat światła od Ziemii) z zamieszkaną planetą (miała nawet starport i stację orbitalną) ale nigdy nie udało mi się tam dolecieć (zastanawiam się czy to był tylko błąd w grze czy też tam rzeczywiście coś było)).

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here