Ja też bym chciał mieć swoją gwiazdę, swojego idola, którego pokazywałbym przyjaciołom w telewizji, o którego wypadku motocyklowym wiedziałaby cała Polska, a Pudelek przede wszystkim. Przecież nikt mi nie powie, że jakaśtam Lindsay Lohan jest większą i ważniejszą osobistością showbusinessu, niż Sid Meier. A jednak to ona jest na ustach wszystkich i jeździ czerwonym Ferrari (o czym doskonale wiem). A o tym, że Will Wright jeździ czerwonym Ferrari (chociaż tak łagodny człowiek ma pewnie Toyotę Priusa) nikt nie napisze. Kiszka.

A przecież jakiś czas temu zapowiadało się na to, że będzie coraz lepiej. John Romero kłapał dziobem jak najęty, prezentował gdzie się tylko da swoje szybkie furki i generalnie wyrastał na osobę, którą nawet zwyczajny, niegrający zjadacz chleba zaczynał kojarzyć. Jego dziewczyna (nota bene mistrzyni Quake) pojawiła się nago w Playboyu. Lord British aka Richard Garriott chwalił się swoim zamkiem i kolekcją win największym pismom lajfstajlowym. Chris Roberts wyreżyserował własny film i właśnie zamierzał wyruszyć na podbój Hollywood. Cliffy Bleszinski znany był z wymyślnych fryzur, tatuaży i obrażania wszystkich wokół. I co? Tak dobrze żarło, no i zdechło.

Myślałem, że powyższe indywidua będą awangardą i dalej to już jakoś pójdzie – że każdy będzie chciał szybciej, wyżej, bardziej wulgarnie. A tymczasem po tych kilku latach nasza branża jest znacznie bogatsza i bardziej zaawansowana, niż wtedy, a po jej „twarzach” nie pozostał nawet ślad. Taki Dennis „Thresh” Fong, który miał pozostać ikoną cybersportów po wsze czasy, a przez niektórych nazywany jest Michaelem Jordanem gier komputerowych, usunął się w cień i nikt tak do końca nie jest w stanie powiedzieć, co teraz robi (no dobrze, założył X-Fire i je sprzedał).

Oczywiście, mamy jeszcze sporo nazwisk, które poważamy i lubimy, ale to w większości sympatyczni panowie po czterdziestce, tacy jak wymienieniu już przeze mnie – Meier, Wright, czy na przykład Warren Spector. Ale żeby naprawdę nie było w naszej branży kogoś w stylu Romero – z niewyparzoną gębą, charakterystycznym fryzem, stuningowanym Lamborghini i hasłem, że „mejknie ze mnie his bitch”? Dziwne. Aktorzy, którzy nie imprezują, nie robią sobie tatuaży i nie ścigają nocami na motocyklach też są pomijani przez tabloidy. Nie ma się co dziwić, że nikt nie pisze o grach w FAKTcie, skoro nie mamy żadnej kontrowersyjnej gwiazdy.

To powinien być ktoś z krwi i kości. Persona zmanierowana, charakterystyczna, butna i kapryśna. No i lepiej, żeby była utalentowana, bo Romero zapewne upadł dlatego, że upadła jego Daikatana. A może nikt już nie chce świecić uśmiechem i wygłaszać kontrowersyjnych tez, bo pamięta jak smutno skończył Romero? Ale za każdym razem, kiedy Dave Perry z Shiny zaczyna twierdzić, że jego studio jest najlepsze na świecie albo Cevat Yerli ogłasza, że problemy branży nie dotyczą CryTeku, ja zaczynam nadstawiać ucha. Kontrowersja to najlepsza droga do popularności. A popularność naszej branży jest jak najbardziej potrzebna.

Oczywiście – mamy już swoich bohaterów – takich, których rozpoznaje każdy. Lara Croft, bracia Mario czy Master Chief kojarzą się jednoznacznie z grami komputerowymi zapewne nawet gospodyniom domowym. Ale Jack Carver czy Big Daddy nigdy nie wywołają skandalu w nocnym klubie, nie rozbiją swojego Porsche na słupie, ani nie wdadzą się w romans z żoną Davida Beckhama. Serwisy plotkarskie nie piszą o Rambo, Johnie McClane czy Myszce Miki. Piszą o Sylvestrze Stallone, Bruce’ie Willisie czy zamrożonym Disneyu.

Mamy już charakterystyczne postacie naszej branży. Teraz czas na prawdziwych gwiazdorów, tworzących gry. Takich z zębem. Z fantazją. Kontrowersyjnych, no. Nieprawdaż?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. Twórcy gier są bezimienni, tzn. mają tam jakieś imiona ale graczy to nie obchodzi – dla nich kultowi są bohaterzy komputerowi. Dopóki bohater komputerowy jest renderowany i nie gra go żywa osoba to nie ma mowy o sukcesie. Przykład ? Lara Croft i Angelina Jolie.

  2. eee, czy nie wypada się cieszyć z tego, że Will Wright i Sid Meier robią po prostu dobre gry i nie są pozerami, którzy biorą śluby z gwiazdami porno i kradną w sklepach żeby tylko dostać się na pierwsze strony kolorowych pisemek? w momencie gdy zacznie się tak dziać, uznam, że przemysł growy zeszmacił się już całkowicie.

  3. jakoś tak się dzieje, że im bardziej twórcy gier próbują udawać „celebrities” tym mniejsze mają osiągnięcia. Przypomnieć tylko wypada Davidka Perry’ego z Shiny. Nazwać go wyszczekanym jamochłonem to za mało. Gdyby przełożył na pracę 1/10 tego co publicznie głosił i zapowiadał byłby bogiem krainy gier 😉 Yerli to przy nim mały pikuśGeneralnie nie lubię jak się twórcy gier – ci wystawieni jako „gwiazdy firmujące daną produkcję” wypowiadają w wywiadach. Na ogół wychodzi z tego bufonada. Tylko Alowi Lowe wywiady wychodzą. Zawsze 😀

  4. Eh, Malacar, Malacar. Na narzekanie Ci się ostatnio zebrało. Dostałeś odgórną dyrektywę i spis tematów związanych z grami, na które masz ponarzekać?. . . Chcesz sam zostać Valhallowym skandalistą (szczególnie, że już raz byłeś ;> ;D)?Toż to bardzo dobrze, że nie ma czegoś takiego!! Kurde, ostatnie czego chce to żeby do naszej branży wkradła się banda idiotów pragnących miejsc na stronach tabloidów i tygodników dla kobiet (a przy tym oczywiście namiętnie twierdzących, że prasa ich napastuje i im się to wcale nie podoba), którzy cel ten realizują przez uciekanie się do płytkich kontrowersji w rodzaju Dody (która jest tak kontrowersyjna jak przeciętna kawa z mlekiem którą pije większość ludzi „na dobry początek dnia”. Jasne, można powiedzieć, że owa kawa jest szkodliwa, co dodaje jej trochę kontrowersyjności, ale bez przesady. Doda to po prostu skąpo ubrana lalka śmiejąca się jak ogier i gadająca co jej ślina na język przyniesie i nic ponad to (choć przyznam – w przeciwieństwie do Mandaryny przynajmniej trochę umie śpiewać)) i skandali. Nie chcę tego tutaj, a kysz!!I nie obchodzi mnie, że to najkrótsza droga do rozgłosu całej branży. Dążąc do celu nie wolno nadziać się na własny miecz a to właśnie zrobiłoby game industry gdyby nagle pojawiły się tu shity w rodzaju Britney czy tej od hoteli, jak ona miała. . . Nie ważne, sęk w tym, że to by było pyrrusowe zwycięstwo a tego chyba nikt nie chce.

    Nie ma się co dziwić, że nikt nie pisze o grach w FAKTcie, skoro nie mamy żadnej kontrowersyjnej gwiazdy.

    I tu tylko jedno: I BARDZO DOBRZE!Komercjalizacja już sprawiła, że większość gier stała się tandetna i pusta. Proszę, błagam niech to samo NIE stanie się z ludźmi w tej branży. Bo wtedy to na prawdę kiła, mogiła i ufoludki :/Wiesz Malacar, mam na prawdę nadzieję, że dostałeś po prostu rozkaz napisania bloga w temacie „jak bardzo chciałbym by Will Wright i Warren Spector pojawili się na pudelek.pl [czy jaką tam domenę ma ten szajs]”. . . .

    • Eh, Malacar, Malacar. Na narzekanie Ci się ostatnio zebrało. Dostałeś odgórną dyrektywę i spis tematów związanych z grami, na które masz ponarzekać?. . . Chcesz sam zostać Valhallowym skandalistą (szczególnie, że już raz byłeś ;> ;D)?

      Ja byłem skandalistą? Och my, nic nie wiedziałem. Ale tak, po cichu miałem nadzieję, że ktoś powie, że TO JA jestem kandydatem na growe celebrity ;)Bez przesady, takie tam narzekanie. Może za bardzo nacisnąłem, że na takich czekam. Chodziło mi po prostu o zwrócenie uwagi, że takich nie ma (a byli tacy, co próbowali być). Nie mam żadnych odgórnych dyrektyw, jeśli gdzieś coś nie teges to wynika to tylko z niedostatków mojej własnej inicjatywy :). Nie lubię być do niczego przymuszany i dlatego między innymi piszę tu, a nie gdzie indziej. A Paris jest. . . ciekawa 😛 Tylko za chuda.

  5. A może problem leży w zupełnie innym miejscu? Być może żeby zrozumieć go musimy „wstać i zobaczyć jak siedzimy”? Przecież branża gier to nie branża filmowa i telewizyjna. Bardziej przypomina książkową. Choćby dlatego że gra i książka mają wiele wspólnego. Zazwyczaj są podzielone na pewne etapy (misje i rozdziały) oraz potrzebapodobne ilości czasu na ich ukończenie (kilkanaście – kilkadziesiąt godzin). Nie bez znaczenia jest jeszcze marginalność i brak aprobaty społecznej dla rozrywki komputerowej. Gwiazdy związane z grami mogą być postrzegane jako „czubki tworzące te głupie gry dla czubków”. Jak tu być gwiazdą skoro brak odpowiedniej ilości publiki. Masy nie dojrzały do gier a co za tym idzie gwiazd z branży gier. Jednakże kiedyś to nadejdzie, bo nadejść musi. Wszystko wskazuje, że nowym medium wiodącym prym staną się gry komputerowe. Może wtedy w końcu będą i gwiazdy, i gry przestaną być winne wszytkiemu co złe, i mądre głowy będą pisać na temat gier prace naukowe oraz prowadzić dysputy, i wogóle wszystko będzie. Dla wszystkich. BTW może ktoś napisze artykuł na temat: „Czy gry są sztuką – uzasadnij przykładami” ? Mógłby być ciekawy.

    • Może wtedy w końcu będą i gwiazdy.

      Ale chodzi o to, że gwiazdy już są 🙂 Tyle że to są gwiazdy w stylu De Niro czy Anthony Hopkinsa (czy Stuhra z naszego podwórka), uciekające od kontrowersji i robiące swoje najlepiej jak potrafią, a nie w stylu Paris Hilton (coppertop, o ta idiotkę ci chodziło?), która nic nie umie oprócz pokazania się nago. I na dodatek jest brzydka.

      • I na dodatek jest brzydka.

        Jest 4 w nocy – ale musze zareagowac. Paris jest plastikowa, Paris jest glupia, no dobra BARDZO glupia (choc tez jak sie zastanowic to kto tu jest glupi . . . . . . . . . . . . o lasce nawet w blogu na sajcie o grach pisza )Ale Paris NIE jest brzydka ;)A co do glownego tematu – mysle ze lepiej zeby przemysl zaczal robic dobre gry. Kompromitacje zostawmy niegrowemu showbiznesowi. PS. Co do brzydoty Paris – to jasne ze sprawa jest subiektywna, ale zeby od razu brzydka ? ;P Przecie laseczka jak sie patrzy ;)BTW Coppertop – LMAO @ „ta, od hoteli”. I LOLED bigtime 😉

  6. Przecie laseczka jak sie patrzy 😉

    O gustach się nie dyskutuje m8 😛

    BTW Coppertop – LMAO @ „ta, od hoteli”. I LOLED bigtime 😉

    No co? nie pamiętam jak się to to nazywało – nie śledzę magazynów plotkarskich, z telewizji to tylko hyper i czasem tvn jak Blade albo Godfather leci więc mi czasem takie nazwiska wypadają z głowy 😛 (ja na prawdę nie mogłem sobie przypomnieć a googlowanie jej uznałem za stratę czasu)

    czy ja wiem 🙂 u nas się na takie mówiło „flaga na twarz i za Ojczyznę” 😀

    Coś w tym jest 😛

    Ja byłem skandalistą? Och my, nic nie wiedziałem

    Skandalistą nie, ale wywoływałeś kontrowersje ilością wpisów ;P

  7. Ja też się ciesze, że z gamedevem aż tak źle nie jest. Ale warto coś tu zauważyć. Po pierwsze w światku filmowym obsmarowywani w brukowcach są przede wszystkim aktorzy, mniej reżyserzy i scenarzyści. W gamedevie pracują jakby nie patrzeć przede wszystkim geeki (albo inżynierowie) 🙂 Z natury rzeczy nie bywają oni tak potrzaskani jak typowi artyści, można ich bardziej porównać właśnie do reżyserów i scenarzystów, ekipę od efektów specjalnych. Jeśli ktoś w gamedevie miał by się stać taką „ultra” gwiazdą pokroju Dody (LOL :D) to jak już osoba, która daje swoją twarz, głos i ruchy jakiejś postaci z gry, a kto by to mógł być jak nie jakiś aktor. No i kółko się zamyka :PNaszej branży jako takiej wcale rozgłos do niczego nie jest potrzebny, bo ten rozgłos jeśli już coś robi, to tylko psuje. Dodatkowo: czy gry są aż tak strasznie niszowe? Bez przesady. Z masówki nic sensownego nie da się ulepić. , bo z g. . . można ulepić tylko g. . . 😛

Skomentuj Adrian Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here