Gracze Casualowi (ja lubię nazywać ich niedzielnymi ;)) nie są przez nas, wybitnych hardkorowców traktowani zbyt sympatycznie. Wiadomo, pojawili się nagle i znikąd, uznają gry wideo za rozrywkę, jak każda inna, łykają wszelkie kiepskie, ale za to ładnie zapakowane gierki i w życiu nie udałoby im się ustrzelić headshota. Przez nich nasze ukochane gry stają się coraz prostsze, coraz bardziej przewidywalne, coraz bardziej komercyjne i coraz bardziej nijakie. Zaraz, zaraz, czy ja napisałem coraz prostsze?

Tak, większość gier dla graczy niedzielnych jest prosta. Nic w tym dziwnego – w końcu nie od razu Kraków zbudowano, a zanim taki przeciętny casual nauczy się obsługi joypada z dwunastoma przyciskami (o konfiguracji klawiatura+mysz nie wspominając), musi minąć ze dwadzieścia lat. Dlatego też niezliczone klony Puzzle Bobble, domina, Super Mario i Wormsów zbyt skomplikowane nie są. Każdy przeciętnie uzdolniony hardkorowiec może poświęcić popołudnie z babcią i zagrać z nią w kółko i krzyżyk. Pięknie.

Ale to tylko jedno oblicze gier casualowych. Drugim są gry na wszelakich licencjach – od Simpsonów po Szklaną Pułapkę, od Shreka po Wall-E. I tu zaczynają się schody, z których nawet najbardziej doświadczony Counter-Strike’owiec albo fanatyk Men of War może spaść. Okazuje się bowiem, że większość producentów, którym uda się złapać Pana Boga za nogi i zyskać do opracowania nośną licencję, zwyczajnie przegina.

Wbijcie sobie do głowy, panowie i panie, że takie Chronicles of Riddick czy (miejmy nadzieję) Batman: Arkham Asylum to wyjątki. Że licencje nie są dla nas, prawdziwych, graczy, tylko dla Casuali. A skoro tak, to twórzcie Domino, Kółko i Krzyżyk oraz Super Mario ze Spider-Manem w roli głównej. My i tak w ten wasz szit nie zagramy, a więc nie wysilajcie się zbytnio i nie udawajcie. Nie puszczajcie do nas – broń Boże – oka, bo my i tak nabrać się na to nie damy. A skutki mogą być opłakane.

Oto bowiem okazuje się, że te denne gry na licencji są najtrudniejszymi produkcjami, jakie tylko można sobie wyobrazić. Wzorując się – nie wiedzieć czemu – na takich hitach, jak Assassin’s Creed czy Grand Theft Auto, twórcy kiepskich klonów na licencji filmowych marek wrzucają do swojej gry silniki 3D, elementy przygodówkowe, dowolność poruszania się i inne wynalazki, które w prawdziwych grach świetnie się sprawdzają. W grach casualowych nie.

A w dodatku ten silnik 3D jest zwykle beznadziejny, elementy przygodówkowe uproszczone do bólu, free-roaming nie przemyślany, a wszystko i tak sklecone naprędce i okraszone jeszcze kilkoma sympatycznymi bugami, żeby już na pewno nie dało się w to zagrać. Tak się składa, że sam mam w domu Casuala (a raczej Casualówkę – buźki, żono) i muszę powiedzieć, że tych kilka gier, które kupiłem właśnie z myślą o niej, to zdecydowanie najtrudniejsze gry, jakie mam. Bezsensowny interfejs, konieczność robienia ośmiu rzeczy na raz (nie wiedzieć po co), elementy platformowe w 3D, w których ni yahoo nie da się trafić na drugą stronę przepaści z lawą… no po prostu włos się jeży.

Zamiast stworzyć grę uproszczoną, średniawą, w 2D, ale taką, w którą da się grać, panowie „ambitni” producenci nie dopuszczają nawet myśli, że ich produkt nie będzie tak wyśmienity, jak GTA. Wystarczy przecież chwilę pomyśleć, zaczerpnąć fabułę z filmu, nie do końca właściwie sklonować interfejs, dodać jakieś tam swoje pomysły i hit gotowy? Miliony graczy na świecie zobaczą pudełko z HULKiem i będą się zagrywać, prawda? Otóż – niestety – nieprawda. I co gorsza, gra będzie dla casuali za trudna, a dla hardkorowców zbyt casualowa.

Kiedy następnym razem ktoś postanowi więc zrobić grę na licencji znanej animacji Dreamworks lub Disneya, błagam – niech nie robi z tego „brutalnego meczu piłki nożnej z użyciem rakietnic i napalmu”. Niech nie tworzy „skomplikowanego symulatora lotu orła, polującego na króliki”. I niech nie opowiada historii sympatycznego koczkodana z byłej Jugosławii, który przybywa do Nowego Jorku, aby założyć własny gang. Niech zrobi prostą, ale dopracowaną platformówkę z ładną grafiką i znanymi postaciami. W 2D. Może wtedy moja żona będzie mogła w to zagrać, a ja nie będę sfrustrowany ciągłym wpadaniem do lawy. Bo z Call of Duty sobie radzę. Z licencjonowanymi grami dla casuali – niestety nie.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Nie wiem o jakich grach na licencjach autor piszę, ja miałem ostatnio sporo do czynienia z grami w stylu Wall-E czy ta Kung-Fu Panda, i moje 7-letnie dziecko przechodziło je bez problemu, kątem oka oglądając bajki na drugim telewizorze. Poziom trudności -pojęcie nieistniejące 🙂

  2. Jak byłem młodszy i nie wiedziałem „co i jak” to brałem w sklepie grę patrzyłem na tył okładki i jeżeli mi się spodobały screeny to brałem. Tym sposobem miałem kilka tytułów których za cholere nie mogłem przejśc czego następstwem było odłożenie danej gry na półkę i (jak juz uzbierałem kasę) zakup kolejnej – zwykle podobnej do poprzedniej

  3. Tak, ja grałem w simsy i mnie przerosły, nie wiedzieć dlaczego nie umiałem ostatniej misji przejść. . . A z gier na licencjach najtrudniejsza była chyba. . . . Kajko i Kokosz;)

  4. a nie ma takiej opcji, w której gracz lubi pograć i w te – nie wiem, kto tak je nazwał – harcore’owe produkcje i w te casualowe. . . ? strzelanie headshotów może się w końcu znudzić. a twierdzenie, że niedzielni gracze grają dla zabawy, jest po prostu śmieszne. hardcore’owcy siadają przecież po to samo przed konsolą czy komputerem. . . poza tym pierwsza gra nie była hardcore’owa. i w ogóle skąd ta nazwa?! niejeden casual może być większym hardcorem aniżeli hardcore. chore!

  5. gdzie zaczyna się hardcorowy gracz? jak strzela same heady? w grze online siedzi tylko w krzakach ze snajperą? czy gra za kasę? to że gram dużo i w dużo gier czyni mnie hardcorowcem? gram dla przyjemności a nie dla poczucia hardcoru. . .gry to raczej można podzielić na badziewie typu lego batman itp śmietnik(nie chodzi tu o gry dla dzieci) i gry pozostałe które powstały z jakiegoś pomysłu a nie dogrzanego kotleta typu x-ta serja nfs czy gra na podstawie filmu która został w/g mnie zrobiona na siłę a może się ktoś kto oglądał film da nabrać i właśnie ktoś kto się nie zna, nie wie lub z innego powodu nie widział dema da się nabrać i kupi takie coś. . .

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here