Kiedyś (ach, co to były za czasy) producentom trudniej było nabrać graczy przepięknymi obrazkami. Oczywiście, można było opublikować w gazecie, czy raczkującym internecie przepiękne rendery i filmiki, ale sprytni gracze od razu mówili – haha, ściema, pokażcie nam gameplay. A gameplay był zwykle zbitką rozpikselowanych sprajtów albo pokracznym zlepkiem trzech cieniowanych wielokątów na krzyż i gdyby ktoś próbował to podrasować, od razu zostałby zdemaskowany. Cóż, wtedy nie było łatwo.

Dziś jednak tabuny pijarowców (nie mylić z pijarami, tudzież pijakami) mają do dyspozycji zastępy biegłych w fotoszopie grafików, którzy z niezwykłą subtelnością „podkręcają” nam screenshoty, a nawet filmiki. Tu dodadzą cienia, tu przygładzą krawędzie, tu troszkę podkolorują, tu zwiększą ilość klatek w animacji i… wychodzi na to, że kolejna gra z serii „Całkiem niezły ale nie do końca shooter w kosmosie” będzie graficznym hitem wszech czasów. I ja – z bólem serca i ze łzami w oczach muszę przyznać, że ciągle daję się na to nabrać. Patrzę na świeżo wyselekcjonowane screenshoty do gry, która wydana zostanie za dwa lata i myślę sobie „Wow, jak to świetnie wygląda! Super! Trzeba będzie kupić!”. Tyle razy już dawałem się nabrać i wciąż niczego się nie nauczyłem.

A po dwóch latach gra w końcu pojawia się w sklepach i co? I wygląda jak biedny kuzyn tego, co widzieliśmy w zapowiedziach. Tak, mniej więcej wszystko się zgadza, ale raczej mniej, niż więcej. W dodatku przez te dwa lata technologia poszła bardzo do przodu i to, co kiedyś rzeczywiście zwalało z nóg (głównie dzięki fotoszopowi), dzisiaj w najlepszym przypadku „ujdzie w tłoku”. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, kiedy niedawno zobaczyłem recenzję jednej z długo oczekiwanych strzelanek. W zapowiedziach miał to być graficzny i animacyjny przełom, w recenzji okazało się, że „przestarzała grafika” jest jedną z wad tej produkcji. Sprawdziłem – i rzeczywiście. Recenzent miał rację. Chlip.

A developerzy stają się coraz bardziej bezczelni. Nie dalej jak wczoraj czytałem megazapowiedź pewnej strzelanki taktycznej, okraszonej – jak zwykle – słodko podrasowanymi obrazkami. Jako naiwny gracz od razu do ust napłynęła mi ślinka, ale oto w trakcie krótkiego wywiadu szef produkcji gry bez skrępowania stwierdził – „te screenshoty to cel, który chcemy osiągnąć – kiedy już skończymy prace nad silnikiem, gra POWINNA wyglądać właśnie tak”. Czyli mówiąc wprost – „wyrenderowaliśmy lipne screenshoty na superkomputerze tak, żeby udawały obrazki z gameplaya, a tym, co będzie potem, na razie się nie martwimy”. Powiem szczerze, że byłem w sporym szoku.

No ale cóż, jeśli redaktor gazety/portalu internetowego zezwala na takie praktyki i publikuje oszukańcze screeny (w końcu jemu też zależy, żeby materiał był efektowny, a cover story robiło super wrażenie), to na kim mamy polegać? Lada moment nikt nawet nie będzie poruszał tego problemu, developer nawet słowem w wywiadzie o tym nie piśnie – wszyscy będą publikowali „docelowe rendery”, a my będziemy się cieszyć, jakich to cudów nie zobaczymy na naszych GeForcach, Xboxach czy PSkach. Z natury jestem wrogiem wszelkiej biurokracji, ale może takimi sprawami powinien zająć się jakiś urząd? Ja nie chcę być oszukiwany! Jestem na to zbyt naiwny!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

13 KOMENTARZE

  1. No ja jestem zdziwiony, że takie coś pisze było nie było dziennikarz zajmujący się grami, czyli teoretycznie profesjonalista. Czyli ktoś kto powinien być w dużym stopniu odporny na różne sztuczki PR. Nie pisze że całkowicie, ludzie są ludźmi i kazdy może czasami dać się nabrać. Ale po takich wynurzeniach, co ma sobie myśleć przeciętny klient?

    • No ja jestem zdziwiony, że takie coś pisze było nie było dziennikarz zajmujący się grami, czyli teoretycznie profesjonalista. Czyli ktoś kto powinien być w dużym stopniu odporny na różne sztuczki PR. Nie pisze że całkowicie, ludzie są ludźmi i kazdy może czasami dać się nabrać. Ale po takich wynurzeniach, co ma sobie myśleć przeciętny klient?

      To jest kwestia zaufania. Wielokrotnie to co mówią twórcy na początku rozmija się z tym co ostatecznie dostajemy. Informacje przed-premierowe bazują tylko na tym co łaskawie pokażą twórcy i często robią różne kabarety. Czasem są bardzo perfidni, a czasem naprawdę cośmusieli ostatecznie zmienić, skrócić, obciąć. Ale i tak ostatecznie przychodzi kryska na matyska i dzień rozliczeń 😉

  2. Patrzę na świeżo wyselekcjonowane screenshoty do gry, która wydana zostanie za dwa lata i myślę sobie „Wow, jak to świetnie wygląda! Super! Trzeba będzie kupić!”. Tyle razy już dawałem się nabrać i wciąż niczego się nie nauczyłem.

    I tutaj mal, popełniasz błąd. . . Screeny i grafika to nie powinnny być jedyne wyznaczniki jakosci gry. Liczy się grywalność i zabawa, a nie jakies tam tekstury. Dopracowana grafika nie musi mieć tych wszystkich anglojęzycznych dupereli, żeby się w to dało grać. A że oszukują na screenach, to taka sama praktyka jak przy samych zapowiedziach – chcą zrobić hit, wychodzi kit.

  3. Kiedyś (ach, co to były za czasy) producentom trudniej było nabrać graczy przepięknymi obrazkami. Oczywiście, można było opublikować w gazecie, czy raczkującym internecie przepiękne rendery i filmiki, ale sprytni gracze od razu mówili – haha, ściema, pokażcie nam gameplay. A gameplay był zwykle zbitką rozpikselowanych sprajtów albo pokracznym zlepkiem trzech cieniowanych wielokątów na krzyż i gdyby ktoś próbował to podrasować, od razu zostałby zdemaskowany. Cóż, wtedy nie było łatwo.

    Kiedyś było tak, że najpierw się widziało recenzję, tudzież inną opinię o grze, a później się jej szukało, kupowało i nie było zaskoczenia. A teraz kupujemy gry przed ich wydaniem (jaki diabeł wymyślił preordery???) powodowani obietnicami i innym marketingowym bełkotem. Jedyne zawody na grach jakich doznałem powodowane były właśnie kupowaniem gier w ciemno.

    • Kiedyś było tak, że najpierw się widziało recenzję, tudzież inną opinię o grze, a później się jej szukało, kupowało i nie było zaskoczenia. A teraz kupujemy gry przed ich wydaniem (jaki diabeł wymyślił preordery???) powodowani obietnicami i innym marketingowym bełkotem. Jedyne zawody na grach jakich doznałem powodowane były właśnie kupowaniem gier w ciemno.

      Przede wszystkim – kiedys bylo tak, ze do gry mozna bylo zciagnac demo. Teraz o dziwo ta cudna reklama zanika. I szczerze mowiac to uwazam iz do kazdej gry dostarczenie dema o odpowiedniej dlugosci powinno byc wrecz warunkiem dopuszczenia tytulu do sprzedazy – tak w ramach ustawy o uczciwej reklamie. Watpie by wtedy byly problemy z utopionymi pieniedzmi w jakims chlamie. Z drugiej strony – okazalo by sie, ze po zagraniu w demo malo kto chce kupowac chlam i wiele firm moglo by sie mocno przejechac. Zapewnie tez wlasnie dlatego tych dem nie wypuszczaja teraz – mogloby sie okazac, ze to na co gracz sie napali poprzez umiejetnie wykreowana reklame, nie jest tak miodne, jak mogloby sie wydawac. Ja w kazdym razie na gry bez dema patrze od razu duzo uwazniej – wychodze z zalozenia ze producent po prostu ma cos do ukrycia i nalezy najpierw wybadac, czego sie tak wstydzi w swoim nowym „cudnym” produkcie.

  4. w reklamie nie mozna podawac tresci niezgodnych z rzeczywistoscia bo oklamuje sie w ten sposob konsumenta, przyszlego nabywcę produktu, czemu tak nie mialoby byc z grami komputerowymi, czy podrasowane screeny nie oszukuja nas i nie zachacaja do kupienia towaru ktory w rzeczywistosci rozni sie od tego przedstawionego na screenie (reklamie, bo niewatpliwie screeny sa wczesna reklama gry).

  5. A po co czytac zapowiedzi, ogladac zajawki? Przeciez kiedys w czasopismach w ogole ich nie bylo , tylko enigmatyczne newsy z jednym screenem i co, zle sie zylo ? :)No chyba , ze ktos pre-order chce, ale tu znow pytanie : po co ? (jesli nie jest pro-gamerem)

  6. Ale serio : jeden rozsadny argument za czytaniem tekstow zapowiadajacych jakis tytul ?:dNaprawde stracilby ktos cos, gdyby np. zobaczyl screen Spore rok temu, przeczytal 3 zdania co to bedzie , a nast. raz przeczytal dopiero recenzje czy zobaczyl videorecke, chocby dzis ? 😛

  7. a jest jakiś argument za oglądanie przedpremierowych trailerów wielkości ćwierci kartki zeszytowej. Beta work in progress itd. A no tak to łatwiejsze od przeczytania czekogolwiek. To ja proponuję recenzje i zapowiedzi w formie SMSów. Już w ogóle naród przestanie czytaćO a może zapowiedzi obrazkowe? Komiksy preview? Komixreview 😀

  8. Pewnie niektórzy nie pamiętają, jak zapowiadany był leciwy Quake. Otwarta przestrzeń, piękne tekstury, czytając zapowiedzi ( i to bez screenów) spodziewałem się czegoś wielkiego. Gdy gra wyszła moje odczucia były hmm. . . mieszane. Jeszcze bardziej jaskrawym przykładem był Into the Shadows, którego Scavenger w końcu i tak nie wydał. Miała być dynamiczna kamera, cuda i wianki na kiju, eh . Kiedyś bardziej zwracałem uwagę na grafikę, jednak teraz jestem w tej kwestii bardziej tolerancyjny. Trzeba brać pod uwagę cykl produkcyjny gier, czas jaki trzeba poświęcić na jej stworzenie. Nikt nie miał żalu do Half Life’a że korzystał z silnika Quake’a 2, a przykładów można zapewne znaleźć więcej. Dopóki nie zobaczę gotowej gry na swoim zestawie, patrzę z dystansem na to, co serwują nam panowie od PR-u. Inaczej człowiek mógłby popaść w depresję ;-).

  9. [. . . ] pijarowców (nie mylić z pijarami [. . . ] Właśnie ze względu na tych nieszczęsnych Pijarów, nie można o Piarowcach (PRowcach? 🙂 pisać „pijarowcy”.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here