Zdarzyło się pewnego wieczoru, iż wpadłem na genialny pomysł. Oczywiście, osobie takiej jak ja wspaniałe idee przychodzą do głowy regularnie, ale to był ten wyjątkowy moment, w którym uznałem, że może czas którąś z nich wprowadzić w życie. I oto przed Wami pierwszy odcinek Elementarza Wikinga – serii, mniej lub bardziej regularnych, artykułów poświęconych ważnym w historii elektronicznej rozrywki grom i postaciom. Na pierwszy ogień idzie team, którego logo dla masy ludzi jest jednocześnie symbolem świata gier komputerowych. Team, którego fenomenu zrozumieć nie potrafię. Blizzard.

Miał być przełom. I jest przełom, ale nie taki na jaki wszyscy liczyliśmy. Nowy Bond jest nowy pod wieloma względami – zrezygnowano z tak wielu kultowych elementów serii, że agent 007 stał się niczym więcej jak kalką Ethana Hunta z Mission Impossible 3. A Daniel Craig w roli Bonda? Litości!

W ciągu ostatnich czterdziestu lat James Bond stawiał czoła rozmaitym zagrożeniom ładu i porządku na całym globie. Na przestrzeni tych wszystkich lat agent 007 zwalczał radzieckich szpiegów, krzyżował plany terrorystycznej organizacji Spectra, a także eliminował indywidua mieniące się największymi zbrodniarzami świata.

Twarz pokerzysty

W ciągu tych wszystkich lat w rolę najlepszego szpiega MI6 wcieliła się śmietanka brytyjskiego kina – poczynając od George’a Lazemby, Seana Connery, przez Rogera Moore’a, Timothy Daltona oraz kończąc na Pierce’ie Brosnanie. Każdy z nas ma swojego faworyta w tej roli – dla mnie najlepszym wcieleniem agenta 007 jest Brosnan i pomimo tego, że połowa filmów, w których wcielił się w Jamesa Bonda, nie była przełomowa to i tak najlepiej pasował do tej roli. Jutro Nie Umiera Nigdy oraz Świat To Za Mało są dla mnie najlepszymi odcinkami, w których wystąpił.

Części, w których Brosnan grał Bonda, napisał duet Neal Purvis oraz Robert Wade (panowie mają na swoim koncie także parodię przygód agenta 007 o tytule Johnny English, w którego wcielił się Rowan Atkinson – popularny Jaś Fasola). Przez ostatnie 11 lat duet scenarzystów zdążył nas przyzwyczaić do nowej formuły Bondów – były inne, bardziej współczesne i nie nawiązywały do poprzednich części.

Na początek watpliwości

Przyznam się, że nie do końca byłem zwolennikiem kierunku, w którym zmierzała seria pod ich piórami, ale filmy były w moim przekonaniu fajne, przyjemne i trzymały poziom. Casino Royale było dla mnie olbrzymim zaskoczeniem! Przede wszystkim dlatego, że w przeciwieństwa do Bondów, które mogliśmy obejrzeć na przestrzeni ostatnich lat niezbyt czerpały z trendów odcinków, w których grał Connery.

Casino Royale czerpie z nich garściami. James Bond znów jest szpiegiem, a nie brytyjską wersją Ethana Hunta z Mission Impossible. Wzorujący się na klasykach szpiegowskich, najnowszy obraz z przygodami agenta 007 jest zdecydowanie jednym z najlepszych scenariuszy jakie napisano dla Bonda.

Napiszę to szczerze i bez ogródek: szlag mnie trafił, że ten scenariusz wpadł w ręce jakiegoś blond-gamonia zamiast do Pierce’a Brosnana! Zapomnijcie o wszystkim co wiecie o Bondzie. Po jubileuszowym odcinku Śmierć Nadejdzie Jutro przyszła kolej na grubą kreskę przekreślającą cały dorobek 20 filmów o przygodach agenta 007. Casino Royale dzieje się w teraźniejszości, zaś sam James jest agentem MI6 bardzo starającym się o awans klasyfikujący go na agenta 00, czyli szpiega posiadającego licencję na zabijanie. Właśnie realizuje zadanie, które owy awans ma mu zagwarantować – musi wyeliminować zdrajcę, sprzedającego tajemnice terrorystom.

Zostań agentem

Cel zostaje wyeliminowany, a Bond dostaje upragniony awans. Jego pierwsze zadanie polegać ma na schwytaniu zamachowca, który powiązany jest z międzynarodową organizacją terrorystyczną. Bond wyśledził Mollaka na Madagaskarze gdzie próbuje go schwytać – akcja kończy się spektakularnym pościgiem za zamachowcem, który ostatecznie znajduje kryjówkę na terenie ambasady. Dla Bonda nie jest to żadna przeszkoda – musi wykonać zadanie – wkracza więc na teren ambasady i uprowadza z niej Mollaka. Przyparty do muru musi wybierać między puszczeniem go wolno i oddaniem się w ręce władz lub eliminacji celu i ucieczki. Wybiera drugie rozwiązanie, które doprowadza do szału szefostwo MI6.

MI6 decyduje się wprowadzić do gry Bonda, dając mu jednocześnie budżet 10 milionów dolarów na grę

M jest wściekła sposobem, w jaki Bond świętował swój awans. Nakazuje mu wyciszenie i przeczekanie kryzysowej atmosfery. James ma jednak trop prowadzący go do mocodawców Mollaka, podążając nim dociera na Bahamy, gdzie trop prowadzi go do niejakiego Dimitrosa – bliskiego przyjaciela Le Chiffre’a – podejrzewanego za prowadzenie inwestycji finansowych największych zbrodniarzy i organizacji terrorystycznych na świecie.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

18 KOMENTARZE

  1. E, nie znasz sie. Moze to juz nie jest Bond jakiego znalismy, ale mi sie to podoba. Wszystkie te zmiany wyjda jeszcze serii na dobre, bo poprzedni film („Die another day”) byl fatalny (a niewidzialny samochod naprawde mnie irytowal). Zawsze bylem fanem Brosnana, ale co tu duzo mowic, Craig to lepszy aktor i zwyczajnie potrzebna byla ta zmiana. Brosnan w realiach tego scenariusza by sie nie odnalazl. Zgodzic sie moge tylko z zarzutem dotyczacym czolowki i piosenki – nedza!

  2. Film ocenie jak obejrzę, co do recenzji? OK genialnie się ubawiłem jak przeczytałem ten komentarz pod screenem na 2 stronie „Craig czy Putin?” LOL – celna uwaga że tak powiem 😀

  3. Craig to lepszy aktor???? W którym momencie tak bardzo cię zachwycił??? Craig to kupa mięśni bez kręgosłupa tożsamościowego. Brosnan miałby co najwyżej problemy z sekwencją pogonii za Molokiem, całą resztę zagrałby o niebo lepiej. Po Bondowskiemu. Zgodzę się, że scenariusz Casino Royale jest dobry. Inny niż to, do czego przyzwyczajano nas przez ostatnie 10 lat, ale ostatecznie film prezentuje się nieźle. W kwestii Daniela Craiga wybacz, ale podtrzymuje swoje zdanie, że jest to blond-bond, gość do którego nie pasuje smoking i garnitury. Craig pasuje raczej do dżinsów, skurzanej kurtki i butelki buddweisera niż do smokingu i martini. Sorry. Die Another Day to odcinej jubileuszowy – zlepka najciekawszych elementów wszystkich Bondów ubrana w mniej lub bardziej drętwą historyjkę. Nie uważam jej za wybitną część, ale miło było patrzeć na analogie do poprzednich Bondów. Natomiast Tomorrow Never Dies i World Is Not Enough to najlepsze przykłady jak bardzo Brosnan deklasuje poprzednich akorów – szczególnie w Świat To Za Mało, gdy Bond jest inny, bardziej zimny, nieczuły i bezwzględny.

  4. Tylko czemu były takie drewniane dialogi. Reszta daje radę. Choć film długi to oglądało się go przyjemnie i to nie tylko ze względu na urodę Evy Green. 😉

  5. Brosnan to jest aktor, który pasuje mi do ról bitych mężów w filmach typu prawdziwe historie, natomiast kompletnie nie nadaje się na „starego” Bonda. Craig nie jest najgorszy, ale faktycznie nie ma „tego czegoś”. Brak mu klasy i elegancji, spokojnie natomiast mógłby grać takiego Hitmana:-)Co do alkoholowego gustu – piszesz Kokoszu, że drażni się, iż postanowiono zrezygnować z Martini (wstrząśniętego nie zmieszanego) – ale może wcale z niego nie zrezygnowano. Bond jest młody i jego gust jeszcze nie wyrobiony, daj mu czas, może polubi Martini:-)Kobiety i samochody – tutaj wielki minus, bo o ile samochód był faktycznie piękny to kobiety już nie bardzo. Żal zatem, że tak szybko rozwalono ten piękny wózek. Gadżety – defibrylator w samochodzie? Szkoda komentować. . . Casino Royal – na dobrą sprawę, gdybym szedł do kina nie wiedząc, że to kolejny Bond to nawet bym się nie zorientował, iż jest to 21 część tej kultowej (choć nie dla mnie serii). CR to dobry film akcji, aż tyle dla takiego widza jak ja i tylko tyle dla fana Jamesa Bonda.

  6. O mój Boże! Ta Eva Green to chodzący ideał! Właśnie wróciłem z kina, nowy Bond jest super! Ale po kolei. Daniela Craiga nie lubiłem, rok temu bluzgałem na niego (razem z innymi fanami Bonda) na forach filmowych 🙂 Materiały z planu nie zachwycały i Casino nie zapowiadało się dobrze. Na szczęście Craig okazał się bardzo dobrym Bondem, może nie najlepszym (Sean jest dla mnie nr. 001) ale stawiam go wysoko. Casino to nowa jakość w świecie Bonda i mała (a może duża?) rewolucja. Ortodoksyjni fani nie będą zachwyceni, ja jestem. Szczerze mówiąc miałem już dość Brosnana. Fantastyczny Die Another Day idealnie podsumował serię, Casino Royale otwiera nowy rozdział. Na plus zaliczam: Evę Green, Craiga, sceny akcji, sposób biegania Bonda (zupełnie jak T-1000), bardzo dobry scenariusz, dialogi i cięte riposty, brudne i krwawe walki, samochód Jamesa oraz to że kompletnie przemodelowano postać Bonda, który nie jest już superhero. Na minus zaliczam: beznadziejny początek (gdzie do cholery trzęsienie ziemi? W ubikacji?), tragiczny utwór tytułowy (Chris, reaktywuj lepiej Soundgarden) oraz lipny filmik początkowy. Aha, zapomniałem o jeszcze jednym plusie, genialna jest scena końcowa! W skali 0-10 dałbym „temu filmu” ocenę 8/10. Warto iść do kina. Moim skromnym zdaniem oczywiście.

  7. Hmmm. . . czy Bond polubi, czy też nie polubi Martini to w sumie już nie ważne. Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia (w dalszym ciągu) i pewnie dlatego chce iśc na Casino Royale drugi raz! W każdym razie kiedy przed miesiącami przeczytałem, że Bonda ma grać Orlando Bloom wymiękłem, ale gdy teraz widzę Daniela Craiga i to co zrobiono z Bondem to nie wiem czy nie byłoby lepiej gdyby Orlando faktycznie zagrał Bonda. Albo lepiej. . . Ben Affleck też by sobie poradził z tą rolą. Skoro taki Craig potrafi jako-tako zagrać to banda innych gamoni tym bardziej :)Osobiście wolę takie zmiany jakie Nolan zrobił z Batmanem niż to co Craig z Bondem. Po prostu.

  8. No cóż. Oczywiście wszystko to kwestia gustu. Mnie np. zdenerwowało, że najlepsza laska zginęła już na początku 😉 . . . Eva Green. . . hmmmm. . . bardzo grzecznie mówiąc nie jest w moim guście. Co do samego filmu, to ja się cieszę, że w końcu dziadek Brosman odszedł. . . z nim kojarzy mi się najgorszy „ciąg” Bondów w którym to wszystko i wszędzie wybucha, wszystkie prawa fizyki zostają skreślone, a film wygląda na jedno wielkie „zabili go i uciekł”. . . widząc Bondy z Brosmanem zawsze zastanawiałem się, jak wygląda „burza mózgów” twórców scenariusza. . . mam wrażenie, że zatrudnili tych samych ludzi co przy tworzeniu filmów dla dzieci w stylu „Mali Agenci”. . . „- łał, ostatnio trendy są skutery śnieżne i spadochrony. . . to musi być w nowym Bondzie. . . – nooooo. . i jeszcze działka i znikające samochody… – kto skoczy po lizaki??”. Nie, nie, to już wole Craiga grającego w karty. Co do wejściówki, to na samym początku też wydawała mi się nienajciekawsza, ale w sumie sama grafika jest dość ciekawa 😛 „życie jest jak gra” 😛 Choć muza do bani :P”- Martini prosze- wstrząśnięte czy mieszane??- mam to w dupie”I o to chodzi 😀

  9. Ten tekst był w wykonaniu Craiga rewelacyjny. Muszę mu to przyznać – mega wkurzenie na jego twarzy, sprawiał wrażenie jakby przed chwilą się dowiedział, że musi oddać połowę gaży jaką dostal za Casino Royale. Podbał mi się jeszcze tekst Vesper Lynd w pociągu. . . Vesper: I’m the moneyBond: Every penny of it:)) Ale zdecydowanie gierek słownych była ZA MAŁO!!!!!!!1

  10. #8 Podzielam Twoja opinie – jestem w stanie zrozumiec niezadowolenie ortodoksow, ale ja po prostu swietnie sie bawilem i odpowiadaja mi te zmiany. Kokosz, o Craigu mozna by duzo pisac, ale raczej nie dojdziemy do porozumienia. Kwestia gustu jak widac; jedno trzeba mu natomiast przyznac – wlozyl naprawde duzy wysilek w to, zeby odciac sie od postaci, ktore grywal wczesniej – widac roznice. Nie wiem czy ogladales go w „Monachium”, zmienil sie nie do poznania! Pojdz na CR jeszcze raz, moze sie do niego przekonasz 🙂

  11. na wstępie zaznaczę, że jestem fanem Bonda i mam zamiar bronić Casino Royale :Ppo pierwsze, imo autor artykułu nie specjalnie orientuje się w temacie Bonda (mimo, że wzmianka o Spectrze miło mnie zaskoczyła :)). Można dopatrzyć się w tej recenzji kilku (kilkunastu?) błędów merytorycznych, które mogą zaważyć na końcowej ocenie filmu przez czytelnika i wymagają drobnego sprostowania. Jedyną z najistotniejszych kwestii, która została pominięta, jest fakt iż Casino Royale bazuje na pierwszej książce Iana Fleminga, która rozpoczyna cały cykl o superszpiegu, więc moim zdaniem, stwierdzenia, „poprzednie cześci” czy „zrezygnowano”, nie mają raczej racji bytu, ze względu na to, iż w zamierzeniu miał to być prequel wszystkich Bondów, tak jak książka. Z tego też powodu, Craig czerpie garściami z Connerego (który wg chronologii wieku Bonda jest kolejny), nie ma klasy i nie pije drinków wódka-martini (o ile mnie pamięć nie myli w „Pozdrowieniach z Moskwy”, Bond w barze zamówił wódkę z lodem). „Zrezygnowano z Q i Moneypenny”, w książce ich niebyło więc i w scenariuszu się nie pojawili. Zresztą, moim zdaniem ma to rację bytu (Początkujący agent i supergadżety?). Ogólnie rzecz biorąc _moim_zdaniem_ ;P Craig świetnie się spisał w roli młodego Bonda, nieokrzesanego i brutalnego. Minie przecież jeszcze „40 lat” zanim pojawi się w „Śmierć nadejdzie jutro” ;).

  12. Zgodziłbym się z tym twierdzeniem gdyby nie fakt, że książka Casino Royale – jak i jej komediowa ekranizacja – odnosi się do lat 60-tych. Gdyby wszystko było tak jak piszesz to dzisiejsze Casino Royale powinny także rozgrywać się w latach 60-tych – skoro cofamy się do początku to cafajmy się kompletnie, a nie wybiórczo. Rozumiem, że Bond jest początkujący, ale nie chcesz mi chyba powiedzieć, że agent 00 musi odbyć staż zanim zaproszą go do laboratorium i dadzą gadżety? To tak jakbyś stwierdził, że skoro gliniarz dopiero co skończył szkołę policyjną to pistolet damy mu za trzy lata jak nabierze doświadczenia.

  13. Właśnie obejrzałem, dobre kino akcji – ale szczerze to główny bohater równie dobrze mógłby się nazywać Franek Bombka albo Porucznik Borewicz 😀 bez Q i bondowskich gadżetów to taki tylko sobie film o zabijace, ale ok, jak na kino akcji jest bardzo dobry. Z drugiej strony sadze ze w następnej części możemy się spodziewać więcej bonda w Bondzie :] – Casino Royale można traktować jako swojego rodzaju wprowadzenie do bondow i jako takie było bardzo dobre.

  14. Ja za to byłem bardzo zadowolony z filmu zaraz po jego obejrzeniu, jak i kilka dni później gdy na chłodno sobie wszystko przemyślałem. Craig jest inny od poprzednich „Bondów” ale taka jest kolej rzeczy, po nim znów przyjdzie ktoś inny. I co to za syjonistyczne zagrywki z czepianiem się blond włosów? Co, Moore był czarno-włosy? Nie, a też był świetnym Bondem (chociaż miał twarz zalatującą trochę homo, ale nieważne). Że scenariusz był świetny to wie każdy, a brak gadżetów? Według mnie Bond miał wystarczająco zabawek i nagięć rzeczywistości, większa ilość zrobiłaby z tego już kino rodzinne dla dzieci – mnie bardziej odpowiadał obecny stosunek fikcji do realizmu. Oczywiście każdy ma swoje zdanie i swój gust, ale IMO Casino Royal jest świetnym filmem i to nie tylko sensacyjnym, ale również godnym kontynuatorem serii.

Skomentuj Jan Kondratowicz Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here