Czekamy na rodzime wydanie Star Heritage 1: The Black Cobra (gra jakiś czas temu pojawiła się w sprzedaży za naszą wschodnią granicą), a tymczasem twórcy serii zapowiadają Star Heritage 0: Ship of Ages.

Być może przyczyną jest to, że generalnie gatunek RPG nigdy jakoś bardzo mnie nie pochłaniał (ale wypraszam sobie, Fallouty skończyłem). I chyba zrozumiałem. Nie fascynuje mnie świat, w którym nie mogę być bohaterem. „Jak to?” – słyszę okrzyki – „Przecież właśnie TYLKO tam możesz zostać bohaterem! Gromić smoki i ratować świat przed zniszczeniem! I w dodatku na oczach innych!”. Jasne, już to widzę. Postawmy sprawę jasno – dlaczego w życiu warto być bohaterem? Bo w 99,99% reszta ludzi tymi bohaterami nie jest.

A w każdym chyba MMORPG, z jakim dotąd się zetknąłem bohaterów jest po prostu na pęczki. Dlaczego? Bo przecież „TYLKO tam KAŻDY może nim być”. Wobec tego wirtualne światy od zawsze są zaludnione mężnymi rycerzami, wspaniałymi bohaterami lub mistrzami łucznictwa. Codziennie giną hordy smoków, koboldy i gobliny padają pod razami kolejnych śmiałków i co z tego? Skoro za piętnaście minut smok znów się spawnuje w tym samym miejscu a sterroryzowana wioska znów potrzebuje pomocy? Gdybym był mężnym bohaterem, który uratował wioskę i ta wioska na zawsze byłaby uratowana – byłby to powód do chwały. Ale trochę punktów doświadczenia i respawn rolników w opałach – to nie dla mnie. Jaki jest sens być bohaterem w tłumie identycznych bohaterów?

„Uno momento, głupcze” – I hear ya cry – „To zostań sobie rzemieślnikiem i nie zawracaj gitary.” Oczywiście. Mogę też na wieki wieków amen zostać n00bsem, który nie wykonał żadnego questu i na zawsze już będzie trzaskał szczury po głowach. Ale paradoksalnie właśnie wtedy być może będę się wyróżniał z tłumu – jako jedyny, który NIE pokonał smoka i NIE uratował świata. A za bycie rzemieślnikiem to ja już drugi raz dziś dziękuję – nie po to wchodzę do MMORPGa, żeby w kółko rzeźbić krzesła z drewna albo zbierać liście w lesie. To już mam w świecie realnym, a w dodatku przyjemniej, bo mogę pisać dyrdymały na fajne vortale, zamiast się martwić, że mnie zje goblin, kiedy jestem offline.

I jak tu wyjść z tego zaklętego cyklu? Stworzenie wirtualnego świata na obraz i podobieństwo naszego – czyli tysiące przeciętniaków i kilka wybitnych jednostek absolutnie nie zachęci graczy do subskrypcji – to samo mają w domu i to z lepszą grafiką. Stworzenie świata z hordami bohaterów wykonujących w kółko te same misje jak widać się sprawdza, ale jak długo? Kiedy „bohaterowie” w końcu powiedzą „Dość!” i zażądają, żeby ich pomnik stanął na rynku w Qeynos i żeby wszyscy widzieli ich unikatowe osiągnięcia? Moment frustracji kiedyś musi nadejść, bo bycie bohaterem wśród bohaterów nie przynosi satysfakcji. Kolejny level i więcej cyferek w opisie postaci nie zadowala. Przynajmniej mnie. Dlatego liczę na Was programiści, że wymyślicie coś, abym i ja zakosztował przyjemności gry online.

Onlinowe shootery pod wspomnianym wyżej względem wypadają dużo lepiej – jeśli ktoś jest słaby, nikt nie udaje, że może pokonać smoka – po prostu dostaje headshot i leży, a koledzy wyrzucają go z drużyny. To okrutne, ale prawdziwe. Tymczasem MMORPGi dają nam złudzenie wolności i bohaterstwa, a tak naprawdę dokonujemy wyczynów, które inni już dawno zaliczyli. Dlatego jeśli już – pozostaję przy offline’owych RPGach – tam bohater jest naprawdę bohaterem i naprawdę ratuje świat – choć bez pomocy przyjaciół. Nie potrzebuję Was MMORPGi!

A poza tym te opłaty subskrypcyjne są tak cholernie drogie, a ja jestem strasznym skąpcem.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. Polecam MUDy, szczególnie te, na których jest stosunkowo niewielka, stosunkowo stała liczba ludzi i od czasu do czasu kasowane są wszystkie konta.

  2. Eh. . . Masz racje :). Zgadzam się z tobą w 100%. Sam jestem wielkim fanem mmorpgów – ale tylko nastawionych na walki PvP. Bo tylko tam, można poczuć, że robi się coś wielkiego. Walczy o swoje królestwo (i nie mówię tutaj o tragicznym World of Warcraft, już bardziej o Shadowbane albo Dark Ages), tak więc teraz cały czas czekam na Vanguard: Saga of heroes ;),. O swój honor. O swoje ziemie. . . Jednak gdy pokona się wroga, po dwóch dniach przyjdzie następny. Błędne koło. Niektóre mmorpgi posiadają klimat, i jeżeli uda się graczowi znaleźć gildię/clan któraten klimat utrzymuje. . . To RPG’i online stają się najlepszym gatunkiem 4 ever ;>

  3. „Onlinowe shootery pod wspomnianym wyżej względem wypadają dużo lepiej – jeśli ktoś jest słaby, nikt nie udaje, że może pokonać smoka – po prostu dostaje headshot i leży, a koledzy wyrzucają go z drużyny. To okrutne, ale prawdziwe. „No offence, ale widać, że pisał to laik jeśli chodzi o MMO. W każdej liczącej się gildii taki amator też nie zaznałby miejsca. Przez jednego crazy maga może paść cały team, a czasami i raid. Nie ma co takich trzymać na siłę w zespole. Inna sprawa, to bycie bohaterem. To jest zupełnie jak „star new game” jeśli chodzi o gry stricte single. Poza tym te najlepsze questy, pokonanie najlepszych „smoków”, to także nie jest dostępne dla każdego. Trzeba wykazać się nie lada bohaterstwem (objawiającym się w zaniedbaniu żonki, pracy itp itd:D), by osiągnąć z kumplami lvl 100 i przez 3h tłuc jednego moba. lolKonkludując: każdy ma swoje upodobania i nie ma co ich zmieniać na siłę. Jednak rozwój gier MMORPG powoduje, że warto co jakiś czas próbować nową pozycje. Być może własnieta będzie „tą jedyną” :)ps. Te 50pln miesięcznie za wiele godzin dobrej zabawy, to naprawdę nie jest dużo. Więcej wydaje na piwo i czipsy do jednego meczu w TV 😉

  4. Wiecie co, MMORPG przypomina mi pewien skecz Monty Pythona, ten o supermenach. Mianowicie widzimy w nim jak w pewnym mieście mieszkają same supermeny w ciuszkach jak ten z komiksu. Jeden z nich jest tajniakiem i czasem zrzuca przebranie stając się niezłomnym MECHANIKIEM ROWEROWYM. Naprawia rowery w tempie królika a wszystkie supermeny są mu wdzięczne jak nie wiem co. Tak samo w MMORPG po świecie zasuwają same bohatery, co każdy się „kurom” nie kłaniał. Pospólstwo i plebs gdzieś wyginęło, ewentualnie służą jako ozdobniki w questach. Zresztą w RPG jak już występuje jakiś chłop pańszczyźniany, to nie dość że niepobity, to odżywiony i nawet zlecenia rycerzom daje. Ten amerykański styl życia 😉

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here