Gry stworzone zostały, żeby uciec od codzienności. Żeby wcielić się w postacie i przeżyć wydarzenia, które nie są nam dane we własnym życiu. Popularność gier nie drzemie w dobrej grafice, czy przełomowych osiągnięciach w dziedzinie interfejsu. To tylko środki do osiągnięcia celu ostatecznego – producenci dążą do tego, aby dać graczom ułudę bycia kim innym, gdzie indziej, kiedy indziej.

A jednak, począwszy od pierwszych gier telewizyjnych, w których graliśmy w tenisa kwadratową piłeczką, designerzy i programiści wydają się przeczyć tej zasadzie. W końcu w tenisa czy ping-ponga (ewentualnie badmintona) prawie każdy próbował grać i trzeba przyznać, że jest to przeżycie znacznie bardziej satysfakcjonujące, niż jakakolwiek gra komputerowa, choćby był to nawet Rockstar Presents Table Tennis na Wii :). I potem poszło już z górki – w większości gier, jeśli nawet nie wcielamy się bezpośrednio w człowieka, to przynajmniej w „ludzkiego dowódcę wojsk” czy „ufoludka z nosem i oczami, przypominającego człowieka”. A ja bym wolał coś innego.

Dziwne stwory nie z tego świata czy inteligentne kule smoły to domena platformówek i gier logicznych. A dlaczego nie zrobić pełnoprawnej gry akcji/przygodówki/wyścigów, w których nie jesteśmy człowiekiem? Dlaczego nie spróbować jakiejś innej perspektywy, choćby takiej, jakie prezentowało w swoim czasie Bad Mojo? Tak, to właśnie w tej grze mieliśmy okazję wcielić się w postać… karalucha. Choć Bad Mojo nie było idealne, dzięki interesującemu pomysłowi i całkiem niezłemu budżetowi, do dziś pozostaje w niektórych kręgach tytułem kultowym.

Nawet takie podejście jak w Vangers: One for the Road już wprowadza sporo ożywienia – teoretycznie gra wyścigowa, ale umieszczona w świecie tak bardzo odległym od naszego, że nie sposób było obok niej przejść obojętnie. I bynajmniej nie jesteśmy w niej człowiekiem. Właściwie nie wiadomo, kim jesteśmy. Oczywiście większość graczy Vangers od razu skreśliła, zapytując siebie samych „WTF?”, ale ja chętnie bym poeksperymentował z takimi produkcjami.

Dlaczego nawet w przypadkach, kiedy producentom uda się zaprojektować naprawdę ciekawy i bardzo odmienny stylistycznie świat – taki jak choćby w Another World, Outcaście czy The Longest Journey – zawsze wrzucą tam „zagubionego człowieka, szukającego drogi do domu”? Rozumiem, z człowiekiem łatwiej nam się utożsamić, niż z ośmiornicą na cracku, ale ja chciałbym być właśnie – szczurem, karaluchem, pszczołą albo psem, uciekającym przed hyclami. I to nie w ujęciu humorystycznym a la Ratatuj czy Shrek 3 (w których to grach postacie są ekstremalnie ludzkie). Chciałbym spróbować, co czuje zmarznięty psiak, który nie ma dokąd uciec, targany zimnem i szukający żarcia po śmietnikach. Wiem, wiem, zbyt ryzykowne. Wszyscy wolą FIFĘ.

Paradoksalnie, ja osobiście, z gier, które są na rynku, najbardziej lubię te, które rozgrywają się w naszych czasach i realiach – nigdy na przykład do końca nie przekonywały mnie scenariusze fantasy z orkami i koboldami. Ale czasem tęsknię za czymś naprawdę oryginalnym, pozwalającym mi wcielić się w motyla albo chmurę, która decyduje, czy spadnie deszcz czy śnieg. Więcej kreatywności, także jeśli chodzi o głównych bohaterów naszych gier! Proszę.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

18 KOMENTARZE

  1. Z kolei ja wolę grać postaciami człekokształtnymi i sądzę, że większość graczy tak sądzi. Nie zapominajmy, że Simsy i inne Fify szalenie napędzają rynek. Na robienie eksperymentów z takim gameplayem na dobrą sprawę mogą sobie pozwolić tylko duże studia, a te wolą trzepać kasę na sequelach. . Niemniej na szczęście w EA coś drgnęło i pod ich skrzydłami powstaje Spore. Oprócz tego faktycznie plaza. Ale muszę powiedzieć, że wyjątkowo lubię grać postaciami humanoidalnymi i gra karaluchem jakoś mi nie podpada. Pozdrawiam

  2. Hmm, ja z przyjemnością wspominam Messiah, gdzie byliśmy aniołem i można było posiąść inne istotki, z tego co mapietam to byli ludzie, kosmici jacyś i szczury. Fakt, że całej gry nie przejdziemy jako szczur, ale sama możliwość opętania kogoś była czymś innowacyjnym i nie przypominam sobie, aby przez 7 lat od wydania tej gry pojawiło się coś podobnego.

  3. A pamiętacie grę – Scrapland? Wcielaliśmy sie w robota i mogliśmy zmieniać postacie lub tez „wchodzić w czyjeś ciało” . No ale jak wiemy roboty są robione na podobieństwo ludzi. . . czyli to sie nie liczy 🙂

  4. Malacar: Psiakiem nie, ale wilkiem mozesz byc jak najbardziej (Wolf) albo i lwem (ich ‚symulatory’ chyba trzy w sumie wyszly). Tylko ze to mniej lub bardziej stare tytuly. . I zgadzam sie w 100% , zupelnie nie rozumiem co ludzie widza w ciaglym przebywaniu w sredniowieczopodobnym swiecie z orkami i elfami 😀 Tak sie niektorzy smieja z jrpg , ale to wlasnie one potrafia czyms nowym zaskoczyc i nie chodzi mi tu o zaaskakiwanie w stylu przeciwnikow ktorymi sa skaczace domki jak te z FFVII. . . Moze Witcher sie wyrozni swoim mrokiem i tam elfy i krasnoludy nie beda draznic, ale w innych grach ? Ja wiem ze sie ciezko wprowadza nowe rasy, ale jak sie nie przesadzi z ich iloscia to moze wypasc b. fajnie (np. Albion). A co do sterowanej postaci, to chyba jednak taki model jak w Another World jest najlepszy – dziwne rzeczy wokol, ale kierujesz jednak czlowiekiem. highlander:Omnikron: Nomad Soul tez chyba ma cos podobnego.

  5. To ja juz nawet wole ta cebule, niz orka, ktorego tepilem juz w 10 innych tytulach i o ktorych czytalem w kilku innych ksiazkach i ktory jest tak banalny i glupi ze az glowa boli :)Z reszta nie przesadzajmy, tego typu dziwactwa sie zdarzaja w jrpg ale jednak nie sa nagminne. .

  6. trafne spostrzeżenie, niby możemy grać pod sztandarem baśniowych ras – orki, elfy, lizardmeni i reszta tej watachy, są gry w których wcielamy się w przedstawicieli innych ras z kosmosu, ale zawsze są to monstra humanoidalne (para rąk, nóg, oczu itd. ), mogłoby się wydawać, że ewidentnie wychodzi tu na jaw brak jakiegoś polotu (pomysłowości?) u twórców gier, ale według mnie oni po prostu zdają sobie sprawę z tego, że stworzenie w grze awatara nietuzinkowego, wyłamującego się z oklepanej konwencji jest po prostu zbyt ryzykowne, pomysł może najzwyczajniej w świecie się nie sprzedać, fakt zawsze znajdzie się jakaś nisza graczy którzy będą zachwyceni, ale chyba liczniejszy target się liczy :)na początku pomyślałem sobie jak to nie ma takich gier? a croc, sonic, crash, jak, ratchet? ludźmi nie można ich nazwać, ale po krótkim namyśle doszedłem do wniosku, że owszem jest to fauna, ale „uczłowieczona” – mają chwytne palce, noszą ubrania, plecaki, broń – tak więc są quasi-ludźmi. . . w takim razie, naprawdę nieludzccy bohaterowie w grach, chyba dalej pozostaną w sferze pobożnych życzeń, a taklie tytuły jak okami to póki co rzadkość :)howgh!ps. może nadchodzące Spore i Little Big Planet(ps3) zadowolą nasze oczekiwania. . .

  7. Psiakiem nie, ale wilkiem mozesz byc jak najbardziej (Wolf) albo i lwem (ich ‚symulatory’ chyba trzy w sumie wyszly). Tylko ze to mniej lub bardziej stare tytuly. .

    Jakie tam stare 🙂 Okami, w ktorym gramy wilczycą, to gra ubiegloroczna. Poza tym, na PS2 swego czasu bylo tez cos takiego jak Ecco the Dolphin, aczkolwiek zagrac w ten tytul nigdy nie mialem przyjemnosci.

    nie chodzi mi tu o zaaskakiwanie w stylu przeciwnikow ktorymi sa skaczace domki jak te z FFVII. . .

    Ze domki, to pol biedy. Jesli to te same domki, o ktorych mysle, to nalezy jeszcze wspomiec, ze w pewnym momencie wybuchaly i wyrastaly im rece 😀

    Ja wiem ze sie ciezko wprowadza nowe rasy, ale jak sie nie przesadzi z ich iloscia to moze wypasc b. fajnie (np. Albion).

    Bardzo polecam proze Eriksona, jesli chcesz nowych ras 🙂

    • Poza tym, na PS2 swego czasu bylo tez cos takiego jak Ecco the Dolphin, aczkolwiek zagrac w ten tytul nigdy nie mialem przyjemnosci.

      Ecco the Dolphin, czyli przygody delfina ratującego planetę przed totalnym skażeniem wyszło oryginalnie na Dreamcasta i było, swoją drogą, dużo lepsze niż to na PS2.

      • Tego Eriksona o „Malzańskiej księgi poległych”?

        tak, chyba tego Eriksona od „Cykl chaotyczny i składający się tylko z wątków pobocznych, który dziwnym trafem uznawany jest za literaturę wysokiej klasy, bo autor zabija własnych bohaterów” 😀 ja bym Eriksona nie polecał, jeżeli chodzi o wprowadzanie „obcych ras” – lepiej sobie poczytać Lema. Bierzesz taki „Eden” i masz takie poczucie obcości, że hej :)i względem blogowego wpisu, żeby nie było, że cały post to offtopic – faktycznie nam się gry za bardzo uczłowieczyły. Ale to wymóg odbiorców – z człowiekiem łatwiej się identyfikować. A gry podążają w kierunku tego co łatwiejsze, nie w drugą stronę. Niestety.

    • Bardzo polecam proze Eriksona, jesli chcesz nowych ras 🙂

      Do Lema i Eriksona pozwolę sobie jeszcze dodać Larry Niven’a z jego rasą Laleczników Piersona. Bardzo ciekawe studium zachowań rasy, której większość zachowań przejmujemy w zasadzie z roku na rok.

  8. Tego Eriksona o „Malzańskiej księgi poległych”?

    Tego samego.

    „Cykl chaotyczny i składający się tylko z wątków pobocznych, który dziwnym trafem uznawany jest za literaturę wysokiej klasy, bo autor zabija własnych bohaterów” 😀

    Boli, jak czasem trzeba sie nad wydarzeniami w ksiazce zastanowic, zeby zrozumiec „osojagbychosi”? 😛 No dobra, wybacz frywolny zarcik. W kazdym razie – jakos wole szereg watkow pobocznych, po kilkuset stronach ukladajacych sie w sensowna i swietnie zaplanowana calosc, niz ksiazke, w ktorej wszystko caly czas idzie po jednym torze i w dodatku jest przewidywalne.

    ja bym Eriksona nie polecał, jeżeli chodzi o wprowadzanie „obcych ras”

    A to, to juz w ogole bluznierstwo. Moze Ci sie proza S. Eriksona nie podobac, ale zaprzeczanie, iz jest warta polecenia ze wzgledu na te „rasową innowacyjnosc”, jest cokolwiek dziwne. Bo nie powiesz mi, ze jest ich malo, i ze sa malo roznorodne. P. S – oj, chyba sie znowu szykuje offtopowa dyskusja ;]

  9. Seraphim:No bo Cie zdziele zaraz, nie slyszal czasem o takim czyms jak spoiler space ? Wlasnie zaczelem to czytac , i wcale mnie nie cieszy poinformowanie mnie o tym, o czym napisales 😛 Poki co czyta sie to ciezej niz Sapkowskiego, troche denerwuje mnie jego styl, ale juz na poczatku faktycznie czuc, ze moze byc niezle

  10. W Tronie było się postacią wygenerowaną przez komputer. . . Co zaś do wyobraźni twórców gier, to faktycznie jest marnie w tej chwili. To co zawsze w grach lubiłem najbardziej, to zmieniające się otoczenie. Lata temu w Drakanie (takiej gierce z orkami właśnie) wędrowało się po górach, wyspach, lasach i wioskach, po głębokich kopalniach (niczym w Tolkienowskiej Morii) i podziemnych jaskiniach. . . Sam już nie pamiętam po czym jeszcze. Mało tego! Można było chodzić lub jeździć na smoku. Większość gier oferowała różne, często całkowicie odmienne, scenografie. A teraz? Zaczynamy, przechodzimy i kończymy grę w miejscach bliźniaczo podobnych do siebie (najczęściej są to jakieś stacje kosmiczne lub ruiny). Na przykład Pray. Ponoć taki nowatorski i wymyślny. Z tymi chodnikami grawitacyjnymi i portalami. . . Bue! Po pół godzinie znało się wszystko i po następnych 30 minutach stało się nużące i wtórne. Chcecie przykład prawdziwej wyobraźni? To przypomnijcie sobie starą, sprzed 7 lat,American McGee’s Alice. Przeróżne lokacje, i co najważniejsze, utrzymane w tonie surrealistycznym. Jak w śnie Dalego! Albo w najgorszym koszmarze narkomana! Tak więc mogę być człowiekiem, mrówką lub słoniem. Obojętnie. Najważniejsze — dla mnie — to zaskakujące, fantastyczne pomysły. Przemierzanie i eksploracja miejsc dziwnych i tajemniczych. Światów, które żyją własnym niepowtarzalnym życiem. I nie zadowoli mnie bycie obcym, a nawet bycie np. inteligentną formą gazu, jeśli w grze wokół mnie jest banalnie i nudno.

    • W Tronie było się postacią wygenerowaną przez komputer. . . Co zaś do wyobraźni twórców gier, to faktycznie jest marnie w tej chwili.

      O wlasnie, swiat w ktorym byl bohater od ktorego sobie nicka wzieles tez byl ciekawy. . . Swoja droga Transmetropolitan moze tez czytales ( o ile komiksy sie czyta) ?:) Jak by gre w stylu GTA w tym swiecie zrobili to by byla miazga. . . Ale ogolnie nie chodzi mi o to ze ma byc jakos dziwnie, bo np. ta japonska gierka z Chopinem to niekoniecznie to czego pragne. . . Ma byc z pomyslem, w sumie moze jakis manifest napisac, na myspace umiescic i zbierac glosy ? Qrcze moze i warto. . . tylko podrzuccie jakies tytuly jeszcze, ktore warto by wspomniec jako pasujace do tematu 🙂

      • [. . . ]w sumie moze jakis manifest napisac, na myspace umiescic i zbierac glosy ? Qrcze moze i warto. . . tylko podrzuccie jakies tytuly jeszcze, ktore warto by wspomniec jako pasujace do tematu 🙂

        Z pewnością warto. W końcu twórcy gier chcą zarobić. Im więcej głosów będzie się pojawiało na temat oczekiwanych rozwiązań typach gier, tym większa szansa, że ktoś tego wysłucha i zrobi jakąś epicką opowieść pełną rozmachu i fantazji. A propos Twinsena, to sądzę, że hit byłby wielki, gdyby się ukazało LBA 3 z współczesną grafiką — choćby na poziomie Tomb Raidera. Nawet był chyba projekt wskrzeszenia tej gry przez niezależnych twórców. Ale, jak zwykle, problem z kasą. . . Inne gry, jakie mi się przypominają w tej chwili, a które miały złożoną fabułę i/lub lokacje to np. :– No One Lives Forever 2. Kapitalna gra z humorem i klimatem, a nawet muzyką, nawiązującą do Jamesa Bonda. Milion razy lepsza od gier, gdzie wyraz „Bond” zawarto w tytule. — Enclave. Klimaty fantasy. Orkowie i te rzeczy. . . Ale — przynajmniej ja się nie nudziłem. Świetna baśniowa grafika. Tak świetna, że nadrabiała inne niedoskonałości. Zamki, miasteczka, samotne wieże na pustkowiach, lasy i góry, zapomniane świątynie. . . — XII. Wg znanego komiksu, więc fabularnie OK. Świeżo i interesująco wyglądała oprawa graficzna, także utrzymana w konwencji komiksowej. Łącznie z dymkami!– Return to Castle Wolfenstein. Nie każdemu podobało się połączenie II wojny światowej z okultyzmem i fantastyką. Mi tak. W tej grze nie sposób było się nudzić. Od podchodów do bazy hitlerowskiej do podziemi z kościotrupami. Kolejka linowa z „Tylko dla orłów” i jakieś dziwne laboratoria z monstrami. Nigdy zaś nie zapomnę tego pijanego Niemca w piwnicy w miasteczku, który na całe gardło wyśpiewywał piosenkę. Nie zabiłem go, był zbyt sympatyczny. . . — Clive Barker’s Undying. Może graficznie nienajciekawsza i bez szczególnych wodotrysków, ale o takim ładunku horroru, że musiałem robić przerwy, żeby ochłonąć. Tak się nie bałem od czasów filmowych horrorów oglądanych dziecięciem będąc :)– Thief. Cały cykl. Nie wiem, czy nie są to najlepsze gry, jakie powstały. Zresztą o Thiefie pisać nie trzeba. . . Z nowszych gier, jedynie Oblivion przychodzi mi na myśl. Choć pozostawił on we mnie uczucie niedosytu. A co Wy wspominacie najmilej?

  11. Zawsze milo bede wspominac AvP 1 – marines, z oryginalna sciezka dzwiekowa ktora buduje klimat, moze nie zrywa chelmu z glowy ale nie wytrzymalem nerwowo :)a co do naprawde niezapomnianego klimatu, moze ktos pamieta : FreeSpace 1 i 2 gra, do ktorej wracam zawsze kiedy moge 🙂

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here