Czasem nie mogę się nadziwić, że niektóre pomysły, ubrane w nowoczesny silnik 3D, atrakcyjną grafikę i dźwięk oraz setki roboczogodzin przegrywają z prostą ideą, ubraną w interfejs tekstowy, kulejącą fabułę i denerwujące pipczenie z głośników. Oczywiście, całym sercem jestem za oryginalnością, ale nie potrafię nie żałować tych biednych wydawców mało oryginalnych FPSów, którzy przegrywają z darmowym symulatorem pieczenia pizzy w HTMLu.

Rozumiem – Civilization, 11th Hour, Tajne Akta: Tunguska czy SimCity – to wszystko świetne gry, w które można grać samemu lub wspólnie i spędzać długie, jesienne godziny, opracowując nowe sposoby rozwiązania problemów. Ale czasem ludzie dają się wciągnąć w grę, która teoretycznie nie ma prawa istnieć – brzydką, niedopracowaną, głupią i śmierdzącą ;). Nie umiem wytłumaczyć ich popularności inaczej, niż czarami.

Pamiętam jak dawno temu, jeszcze za czasów licealnych, pewne uroczyste urodziny u kolegi w domu odbyły się pod znakiem zarządzania stacją kolejową. Sześciu czy siedmiu moich szanownych kolegów (teraz już zapewne magistrów, a może nawet doktorów), ślęczało przez parę godzin przed ekranem, wpatrując się w wektorową grafikę i opracowując nowe pomysły na przepuszczenie przez dworzec jak największej ilości towarów i ludzi. Smakowite potrawy i napoje oraz nieliczne niewiasty zostały bezceremonialnie zignorowane kosztem niedorobionej gierki. Może to i lepiej, bo nie będąc fanem kolejnictwa zająłem się skwapliwie wspomnianymi powyżej, dzięki czemu dziś już się kobiet nie boję i jestem szczęśliwy. Ale wracając do tematu…

Kolejnictwo to jeszcze nic – triumfy święcą też aplikacje symulujące kontrolę lotów. Wśród moich znajomych niesamowitą popularnością cieszy się przede wszystkim ATC-SIM – prosta, odpalana w przeglądarce aplikacja, w której możemy kontrolować ruch lotniczy nad wybranym lotniskiem. Nie mogę się wprost opędzić od ludzi, którzy zaczynają mi opowiadać, jak to rozwiązali kryzysowe sytuacje nad Heathrow w piątek, po północy, przez co nie zdążyli wyprowadzić psa i teraz żona eksmituje ich z domu. ECH.

Oczywiście te moje narzekania przyjmijcie z przymrużeniem oka. Nie zamierzam krytykować grywalności i doskonale rozumiem, że wciągający pomysł bez grafiki czasem jest lepszy, niż pełnoprawny produkt, który ktoś przygotował bez pasji. Ale przyznajcie, popularność tych gier jest w najwyższym stopniu podejrzana. Czyżby UKŁAD?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

14 KOMENTARZE

  1. Sam byłem niemożliwie zaskoczony, jak bardzo wciągające potrafią być arkadówki z Xbox Live. Teraz kompletnie nie mam czasu, więc się „opuściłem” ale jak się „obrobię” to zamierzam wrócić do tej niezobowiązującej rozrywki. Co prawda nie rozumiem gry w kontrolę lotów ale z drugiej strony to też może być przecież wciągające. Jedni lubią skoki na spadochronie a inni grę w karty – nie ma w tym nic dziwnego.

  2. bardzo przyjemny wpis :)sam wielokrotnie zastanawaiłem się nad fenomenem browser’ówek, kilka razy nawet próbowałem w to grać, ale w końcu zawsze stwierdzałem, że żadna rewelacja, bez fajerwerków jak niektórzy zwykli mawiać :)ukła? to chyba dostawców przeglądarek, ale czy to nie zakrawa na paranoje?:))

  3. Jest taka teoria, ktora mowi, ze jesli istnieja dwie tezy, dajace ten sam rezultat, to prawdziwa jest ta z nich, ktora jest prostsza w zastosowaniu. I jak widac mozna to dopasowac tez do elektronicznej rozrywki 😛

  4. Nie ma tym świecie sprawiedliwości, to akurat jest pewne ;)Na popularność takich małych gierek na pewno wpływa (wspomniania przez Siergieja) prostota – możesz niemal w dowolnej chwili usiąść do danej gierki bez wertowania 500 stron instrukcji, bez klawiszologii rozpisanej na 102 klawisze i bez martwienia się o kosmiczne wymagania sprzętowe. Mimo to, jakoś mnie nie przekonują takie gierki „for browser”, po tygodniu, góra dwóch, mam absolutnie dość danej gierki~~ (z drugiej strony może grałem w nie te gierki co trzeba ;])A twórców pełnoprawnych gier, tworzonych bez pasji, to jakoś mi nie żal. Trzeba kochać to, co się robi – wtedy choćby budżet był mały, to efekty powinny być zadowalające.

  5. U-quad u-quad! Na XBOX-a najlepsza jest gra w wybuchające kulki, ale spójrzmy prawdzie w oczy: od wszystkich tych kilkugigabajtowych hybryd-gier lepsza jest. . . talia kart z kiosku za 2 zł.

  6. Może to temat na całkiem inną dyskusję (mam nadzieję, że powstanie kiedyś o niej cały blog) ale wspomniałeś tu jolo o bardzo ciekawej sprawie. Mianowicie o grze z przyjaciółmi. Od razu nasunął mi sie na myśl fenomen gier online i nie mówię tu tylko o mmorpg’ach, ale o całej gamie sieciówek od brydza online poczynając, a na WoW’ie kończąc. Gracze, pomimo tego że są ludźmi samotnie siedzącymi godzinami przed ekranem, cały czas jednak szukają kontaktu z innymi, czego wyrazem jest właśnie gra po sieci. Ostatnio łapie się na tym, że jest dla mnie o wiele większą frajdą rundka w tenisa, czy nawet tego odmóżdżonego CounterStrike’a, niźli samotne przesiadywanie przed LCD’kiem grając w najnowszy super-hiper-megabajerancki nowiusieńki produkt, który otrzymał 10/10 w większości magazynów traktujących o grach. Temat jest długi jak rzeka i ciekawy jak psychika Romana Giertycha, dlatego sądzę, jak wcześniej wspomniałem, że przydałby się na niego osobny blog.

  7. digital —> czy Ty nie zaglądałeś przypadkiem do mojego pliku notatnika na pulpicie gdzie spisuje sobie pomysły na tematy moich codziennych rozważań? :)Jak widzę nie tylko mi ten temat wydaje się warty poruszenia – OK, obiecuję wkrótce zatem coś na ten temat napisać 🙂 Może już w tym tygodniu? No chyba, że coś mnie wybitnie zbulwersuje i wysunie się na 1 miejsce wśród tematów. . . gunj —> nawet nie wiesz jak bardzo Cię nie lubię. . . za ten link. Zamiast pracować i pisać jakieś opinie do pracy to ja tłukę w GridWars. Ech. . . ciekawe co moje szefostwo powie jak będę mu tłumaczył że nie dostarczyłem na czas papierów bo grałem w GridWars? Może wezmę grę na pendrive’a i pokażę dyrekcji? Może zrozumie? Jak myślicie? 😀

  8. Browser’ówki to moim zdaniem najgorszy wynalazek, zaraz po fotce(.pl). Nie wiem co ludzie w nich widzą, ale nikomu nie zabraniam w nie grać. Dziwi mnie tylko to, dlaczego mając do dyspozycji tyle – mówiąc w pełni obiektywnie – lepszych gier ludzie zagrywają się w jakieś Ogame’y czy inne BiteFighte’y. Bo darmo? Nie sądzę, bo dla większości Polaków „cena nie gra roli”. Nie neguję pomysłów i inicjatywy twórców, ale można by tego typu gry obrać w jakąś choćby przeciętną oprawę software’ową.

  9. kaczor —-> kluczem do sukcesu jest tutaj prostota. Nie ma tam nic skomplikowanego, nie ma save’ów i całej tej typowo growej oprawy, która sprawia, że czujemy, że spędzamy czas grając w grę na komputerze. Ja osobiście codziennie rano siadam do Farmersów i przy śniadanku przed wyjściem do pracy podejmuje kluczowe decyzje dla moich interesów w grze. Głupie? Może, ale dla mnie to doskonale odprężające zajęcie na początek męczącego dnia w pracy. Nie mam czasu, żeby odpalić coś poważnego – bo mam 10 minut na wypicie herbaty i zjedzenie śniadania. Idealnie tyle, żeby spokojnie i bez stresu wydać polecenia w głupiej browserówce. A oprawa? Powiem szczerze – nie gra dla mnie roli. Może dlatego, że jestem jednym z dinozaurów, który grał jeszcze w gry gdzie dwa kwadraty goniły trzeci kwadrat, a człowiek się podniecał jaka to fenomenalna piłka nożna na kompie?

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here