Sam nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem – może w poprzednim wcieleniu byłem prapradziadkiem Billa Gatesa, a może zwyczajnie mam pecha, ale wszystkie nieudane wynalazki wszechświata w pewnym momencie znajdowały się w moim komputerze. Wszystkie alternatywne rozwiązania, które z niczym nie działały, wszystkie genialne koncepcje, które nie wypaliły… A co gorsza ich pomysłodawcy zostali przeze mnie hojnie wynagrodzeni. Dlaczego???

W odróżnieniu od posiadaczy kart Matrox (na szczęście, o dziwo, nie jestem jednym z nich), którzy daliby się posiekać za swoje „cudo”, ja zamierzam się przyznać do wszystkich błędów, jakie popełniłem. Może w ten sposób odczynię klątwę i w przyszłości będę kupował tylko produkty nVidii, ATI oraz Creative, jak Pan Bóg przykazał. W każdym razie za wszystkie wybryki szczerze żałuję.

Pierwszy był Gravis Ultrasound. Potężna karta dźwiękowa, która teoretycznie zjadała na śniadanie konkurencję. Rzeczywiście, efekty burzy z piorunami i spadających kropel deszczu w aplikacjach testowych Gravisa robiły ogromne wrażenie. Jeszcze większe robiła jednak cisza (nie) wydobywająca się z głośników po odpalaniu gier. Dobrze, jeśli bez problemów udało się odpalić emulację podstawowego SoundBlastera (o Pro można było tylko marzyć) – gier, które GUSa obsługiwały „z marszu” było jak na lekarstwo.

Kiedy już wrzuciłem Gravisa na szafę i kupiłem zwykłe SoundGalaxy, przyszedł czas na rewolucję sprzętowego wspomagania grafiki. Oczywiście nie zamierzałem napełniać kieszeni 3dfxowi i zamiast Voodoo kupiłem cudowną kartę S3 Virge. Same zalety – nie potrzebowałem osobnej karty do grafiki 2D, a na pudełku pisało, że „Wirdż” potrafi dokładnie wszystko to, co konkurencja, a nawet więcej! Koledzy zaproszeni przeze mnie na prezentację owego cuda wprost nie mogli uwierzyć w płynność rozgrywki i zaawansowane efekty graficzne. Żegnaj pikselozo! Tak przynajmniej było w przypadku dołączanego do karty dema fajnej gry Terminal Velocity. W Microsoftowym Monster Truck Madness (również w bundlu) już nie było tak wesoło – gra niby działała nieźle, ale pikselozę już było widać. I na tym się skończyło – Virge oczywiście nie potrafiło emulować czegokolwiek, a i ilość gier obsługiwanych przez tę kartę w trybie sprzętowym wynosiła 2 (wspomniane). Porażka jeszcze większa, niż w przypadku Ultrasounda.

Kilka lat temu dałem się nabrać na jeszcze jeden cud techniki. Zamiast zaktualizować bebechy w swoim desktopie, wywaliłem furę kasy na tzw. desktop-replacement, czyli siedemdziesięciotonowego notebooka, którym można w zimie ogrzać 50-metrowe mieszkanie. Jak na swoje czasy Radeon 7500 nie brzmiał źle, a więc pomyślałem, że jestem kryty, nawet jeśli chodzi o granie. Już wkrótce okazało się, że pełnoprawny Pentium 4 w notebooku (wersje mobile dopiero raczkowały) to niezbyt dobry pomysł, a fakt, że do mobilnego Radeona nie dało się instalować standardowych sterowników ATI oznaczał, że nowe gry wyświetlały się źle, albo nie wyświetlały się wcale. Gdyby nie fakt, że mój notebookowy potwór firmy Eurocom dożył dnia dzisiejszego i ciągle świetnie się sprawdza w Windowsach, przekląłbym go na wieki.

Ostatnią wtopą był – paradoksalnie – produkt ściśle mainstereamowy. Postanowiłem kupić coś sprawdzonego i wielokrotnie nagradzanego, czyli kartę grafiki firmy nVidia. Pech chciał, że był to akurat przeklęty model z nieudanej serii FX – a więc kolejne wywalenie fury kapuchy na gigantyczną puszkę z trzema radiatorami oraz 256MB pamięci wideo też okazało się być niewypałem. Kilka tygodni po tym zakupie okazało się, że pojawiła się nowa generacja kart nVidii – tańsza, wydajniejsza i lepsza. ZONK!

Najśmieszniejsze w tej całej historii jest to, że ona naprawdę jest prawdziwa! Mam już nowy komputer i póki co, wszystko działa, ale tylko czekam, kiedy klątwa znów się pojawi. Może znacie jakiegoś dobrego egzorcystę od kompów?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

15 KOMENTARZE

  1. To faktycznie pecha masz. Za to ja chyba wiem gdzie się podziewa ten szczęściarz, który wykorzystuje twoje i swoje szczęście. Bo to chyba ja jestem. Jako przykład tego farta podam taką historyjkę. Gdy składałem swój pierwszy komputer to zrobiłem to nie do końca prawidłowo. Efekt był taki, że nie dało się zainstalować grafiki, a komputer potrafił się włączać od samego tupania po pokoju. Komp skończył w serwisie. Tam wykryli co zrobiłem źle. Nie odizolowałem płyty głównej od obudowy. W efekcie zwierało się to co nie trzeba. A fart polegał na tym, że nic się nie spaliło. Wszystko działo jeszcze przez parę lat bez zarzutu. W ogóle nigdy nie miałem problemów z awariami sprzętu. Nic mi nigdy nie padło. Każda część działa aż do czasu gdy ją wymieniłem na nową. A często działały jeszcze długo później jak już je sprzedałem :)Nawet jak miałem jakieś problemy to zawsze znajdowały się szybki sposób by to rozwiązać. Zawsze ktoś służył radą lub przychodził z pomocą. Nigdy też nie wtopiłem kasy w źle kupiony sprzęt. Farta mam i tyle 😛

  2. To jak, robimy zrzutkę na egzorcystę? Czy też może od razu powołujemy inkwizycję? ;)Cóż, peszek niecodzienny trzeba przyznać. Ja na szczęście aż takich „przygód” nie miałem 😛

  3. Oj miało się Gravisa miało. Do dzisiaj pamiętam, że GUS był moją absolutną fiksacją od pochlebnego artykułu w Secret Servisie. Potem decyzję oczywiście przeklinałem. Musiałem się pocić dosłownie przy każdej produkcji. Z drugiej strony, jak tylko coś zadziałało zarządzałem święto lasu i cieszyłem się jak dziecko. Zresztą po chwili refleksji dochodzę do tego, że faktycznie BYŁEM wtedy dzieckiem, więc to może nic dziwnego

  4. 😀 swietnie sie to czyta – doskonale rozumiem autora. Sam przerabialem i Gravis’a (pamietam jak dzis specjalne patche do Raptor’a :D) jak i S3 Virge i te niesamowicie wygladajace filtrowane textury w TV. Na szczescie nie padlem ofiara serii FX, kupilem ATI ;)Teraz to sie juz tylko ciesz – nie masz w komputerze kosztujacej majatek karty PhysX, ktora mozesz wykorzystac az w kilku grach i dzieki niej Twoj FPS jeszcze spadnie 😉

  5. dlatego chcę mieć MAC’a – tam nie uświadczysz problemów z konfiguracją. dostajesz to co ma być i to działa. nie ma zmiłuj. ktoś powie, że gry nie działają, ale ja i tak nie gram. a na razie po prostu używam tylko sprawdzonych modeli – radeon 9550 wiadomo, że jak ma działać, to zadziała.

  6. FX też miałem, zresztą nadal działa w jakimś starszym kompie 🙂 Chwile radości na początku były, gorzej, jak dx 9 zaczął być wykorzystywany. . . pozdrawiam

  7. ehhhh przypomnialy mi sie te piekne czasy 🙂 na szczescie nei mialem wiekszych wtop przy zakupach, ale musze wsponiec o najwiekszym rozczarowaniu, czyli GF FX5700 za chore pieniadze. . za co powinni zbombardowac nVidie, dlatego wiem co przezywales 😉

  8. Ja nie współczuję :DTeż mi się zdarzyło parę razy nieźle złapać. Ostatnio z kupnem Flight Simulatora X. Kupiłem go niedługo po premierze za 320zł, tydzień później można go było dostać za 130zł ;)Wcześniej też parę razy podobne sytuacje mi się zdarzyły. Zdołałem się już uodpornić 🙂

  9. 256 mb karta FX? To zapewne była FX 5950 Ultra 😀 No to faktycznie współczujęJa miałem przez jeden dzień słynną suszarkę 5800Następnego ranka pobiegłem do sklepu i rzekłem poproszę Radeona

  10. S3 Virge nie byl taki zly, bo to nie byla konkurencja dla 3dfx i to bylo wiadomo, za to w 2D dawala sporego kopa 😛 Z reszta pare innych gierek tez mialo rozmyte tekstury , pamietam Tomb Raider 2 🙂

  11. Książkę by można o tym napisać. 🙂 Ja też miałem GUSa, ale chyba tą drugą generację, bo pod DOSem działał znośnie, łącznie z emulacją, za to pod wingrozą – wcale. 🙂 Napisałem nawet do helpdesku Gravisa (w roku 1996 miałem maila, i to już od paru lat :), odpisali że przepraszają, a już po paru miesiącach wyszły nowe sterowniki usuwające stare błędy i wprowadzające nowe. :]Zemściły się też na mnie próby oszczędzania przy nieznajomości tematu. :] Zaczęło się od pierwszego PCta, 386SX, który po próbach odpalenia Test Drive 3 w trybie nagłym został wymieniony na 386DX, na szczęście tylko po kosztach, bo firma była zaprzyjaźniona. 🙂 Parę generacji później postanowiłem zaoszczędzić na płycie głównej – nabyłem któregoś Solteka, który co prawda nie miał paru przydatnych rzeczy, za to miał AGPx4, jakieś kosmiczne rozwiązania do overclockingu i rozmaite narowy. 🙂 Efekt był taki, że przez pół roku walczyłem z narowami, nigdy nie bawiłem się w overclocking (nie mam zacięcia ani potrzeby), za to AGPx4 wkrótce okazało się za cienkie, zaś kumpel na wiele lat zyskał w dyskusjach sprzętowych Ostateczny Argument Logiczny („a ty masz ch. . . wą płytę”). :]Ostatnio prowadziłem bój o służbowego laptopa. Jak powszechnie wiadomo, służbowe laptopy służą do grania we Frozen Bubble i inne tego typu wymagające produkcje (do pracy używam linuxa). 🙂 Ponieważ ambitnie chciałem pograć sobie również w TORCSa, a także używać laptopa jako dodatkowego displayu do FlighGeara, szybko okazało się, że laptop z kartą graficzną Intela jest „niedobry”. 🙂 W firmie laptopy otrzymujemy ze „zrzutów” po dyrektorach, więc nie są to nowe modele, ale wybór jest spory. Wygrzebałem sprzęta, który na pierwszy rzut oka rokował, gdyż miał kartę ATi. Kiedy zacząłem walczyć z akceleracją sprzętową, okazało się, że karta to Radeon Mobility M6, znany także jako 7000, który nie dość, że nie posiada żadnej akceleracji 3D, to jeszcze jako jeden jedyny nie jest już obsługiwany przez sterownik do starych kart ATi, i nie jest też obsługiwany przez sterownik nowych kart ATi. :] Ten laptop również okazał się „niedobry”. 😉 Tym razem poświęciłem nieco więcej czasu na szukanie, i postawiłem warunek brzegowy – ma być dedykowana karta graficzna, nie żadne zintegrowane wynalazki. Wygrzebano dla mnie potwora z 17″ ekranem i kartą nVidii. Cały radosny wziąłem się za instalację i testowanie. Okazało się, że karta to grzmiący FX Go5200, zaś rozdzielczość natywna wyświetlacza to. . . 1920×1200, dzięki czemu karta ledwo wyrabia się, żeby obsłużyć ekranik, zaś o 3D na pełnym ekranie mogę zasadniczo zapomnieć. 🙂 Po powyższym widać więc, że chciwość i kombinatorstwo nie popłaca. 😉

  12. Moja przygoda z pięknym światem porażek i rozczarowań rozpoczęła się po kupnie cudownego SounBlastera, który pomimo wszelkich achów i ochów działał niestety tylko w trybie mono. Ponieważ stwierdziłem, że nie jestem głuchy na jedno ucho, postanowiłem go po jakimś czasie wymienić. I wymieniłem – oczywiście na GUS’a. Jak się dalej potoczyła sprawa nie muszę chyba tłumaczyć, karta została zainstalowana na szafie a w kompie wylądował jakiś inny, najzwyklej pospolity i działają cy produkt. Następnie był superhiper szybki 486DX, niestety podczas chwilowego zamroczenia kupiłem go we wspaniałej rodzimej firmie jaką był OPTIMUS. Dumny i blady rozpakowałem toto i podłączyłem, po czym natychmiast zabrałem się do overclockingu. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że zworki do podniesienia zegara, które trzeba było rozłączyć, zostały sprytnie zlutowane, zaspawane, zaglutowane i zamalowane. Tak, niestety firma nie była zaprzyjaźniona i musiałem się męczyć z tym strupem przez dłuższy czas. Kolejna ciekawa przygoda spotkała mnie przy ostatniej zmianie sprzętu. Oczywiście postanowiłem kupić kompa HI-END nie żaden tam badziew. Dwa tygodnie wiec studiowałem internet, fora i testy, aby nie dać ciała i aby wszystko hulało jak należy. I nie powiem, hulało, problem polegał tylko na tym, że podstawka AMD939 wyszła z obiegu jakieś 4 tygodnie po moim zakupie, a procesory pod nią dedykowane są droższe jakieś 3 razy od identycznych na nowe złącze. Tak na marginesie kisze się z tym do dziś, ponieważ muszę teraz wymienić całą platformę. A właśnie, nie wspomniałem o moim krótkim, aczkolwiek burzliwym romansie z fantastyczna kartą pod tytułem Matrox Mistique. Wierzcie lub nie, ale do dziś nie jestem wcale pewien, czy posiadała ona jakąkolwiek akcelerację sprzętową. To tyle, a przygoda dopiero sie zaczyna. . . .

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here