Oczywiście, to nie jest bynajmniej takie proste. Trzeba mieć naprawdę porządny tytuł, w który wszyscy chcą zagrać, no i już wcześniej wygenerować odpowiedni tzw. buzz, aby w dniu premiery fani ruszyli do sklepów. Ale jak najlepiej wygenerować zainteresowanie, miliony postów na forach, krzyki, mowy obronne, pyskówki, kłótnie i zamieszanie? To proste – wydać coś genialnego, genialnie popsutego, a później co jakiś czas podsycać żar emocji, zapowiadając wydanie łatki.

Ta, moja dość karkołomna teoria nie idzie aż tak daleko, by sugerować, że twórcy specjalnie wypuszczają nie do końca doszlifowane produkty, żeby później ich fani mieli o czym rozmawiać. Ale nie umiem oprzeć się wrażeniu, że gra, która od początku do końca chodzi tak, jak powinna, może liczyć na najwyżej kilkadziesiąt takich samych postów na forach – „tak, tak, gierka jest fajna, kupujcie, nie pożałujecie”. Choć pozytywne opinie użytkowników na pewno nie zaszkodzą, od dawna wiadomo, że nic tak nie generuje popularności, jak skandal. A rzeczywiście – wydanie gry, która nie działa tak, jak powinna – jest skandalem.

Ale za to na forach od razu huczy – „Nie działa mi, k***a, a powinno!” wołają wzburzeni klienci. „Pieprzysz, u mnie działa, kup se lepszy komputer!” – odpowiadają zadowoleni cwaniacy. „Pobierz sobie nowe sterowniki, łamago!” – dodają forumowi „eksperci”. „U mnie działa mega płynnie w mega detalach na moim super sprzęcie GEFORCE 9999FX i najnowszym procku” – wołają ci, którzy w grę nie grali, ale każdą okazję wykorzystują do pochwalenia się swoim nowym sprzętem. „Zostałeś przekupiony przez wydawcę” – twierdzą obrońcy moralności. I tak dalej i tak dalej. I oto okazuje się, że dzięki kiepaszczej konwersji, kompromitującym bugom, brakowi optymalizacji albo zwykłemu lenistwu, nasza gierka jest nagle na ustach wszystkich.

I co dalej? Dalej dzieje się tak, że nawet jeśli ktoś nie interesuje się grami z tego gatunku, że nawet jeśli pominął ten produkt w swoich przedświątecznych zakupach, nagle nie może od niego uciec. Wszędzie – w serwisach internetowych, na forach i w magazynach drukowanych – przeczytać można, że oto tuż, tuż, nadchodzi patch albo że producent kart graficznych wypuścił dedykowane sterowniki albo że w teście 10 najpopularniejszych kart, nasz Generic Uber Shooter 11 wypada najlepiej na karcie firmy takiej a takiej. Prześmiewcy tworzą na YouTube humorystyczne filmiki, na przerwach w szkole krążą dowcipy o braku optymalizacji, a w każdym zdaniu pada tytuł gry. Czy można sobie wyobrazić lepszy PiaR? Nieważne, jak mówią, byleby mówili.

Jeszcze raz powtarzam, nie sądzę (a właściwie – mam nadzieję, że tak nie jest), żeby producenci i dystrybutorzy gier posuwali się tak daleko, by świadomie w ten sposób generować zainteresowanie wokół swoich produktów. Ale prawda jest taka, że stustronicowe wątki na forach o tym, „jak uruchomić grę, żeby działała płynnie w ful detalach dla różnych konfiguracji” i setki pytań: „czy pujdzie mi na takim spszencie?” od noobsów, pewnie całkiem nieźle też łechcą ego producentów – „proszę, oto jak bardzo potrafią wysilać się gracze, żeby posmakować naszej produkcji”. Szafa gra, jedziemy dalej.

Cóż, nie tak do końca gra, ale sami jesteśmy sobie winni – gdybyśmy jak „normalni” ludzie lecieli z reklamacją przy okazji każdego buga, pewnie devom by się znudziło. Kiedy świeżo zakupiony samochód się zepsuje, nie staramy się go sami naprawić, ani nie pytamy się jak to zrobić na forum – po prostu zwracamy się do producenta. Natomiast dla świeżo zakupionej gry jesteśmy w stanie siedzieć po nocach, podkręcać procesory, patchować, ściągać, restartować, dopytywać i doradzać. My chyba naprawdę kochamy producentów gier. Kiedy oni nauczą się kochać nas? ;P

[Głosów:0    Średnia:0/5]

10 KOMENTARZE

  1. „Nieważne jak mówią byleby mówili” – taki PR nie przy grach komputerowych. Masa osób mi znanych nie kupiła GTA4(PC) z powod błędów, a nie trzeba wspominać o efektach DRM w SPORE – było na ustach wszystkich i dzięki temu pobiła rekord ilości ściągnięć w torrentach.

  2. Sam chciałem kupić GTA4 ale kupił kumpel więc sobie pograłem u niego. . . Normalnie tragedia dobrze ze nie wywaliłem na to kasy. Chociaż gra sama w sobie bardzo dobra, wręcz genialna, ale od strony technicznej żenada na najgorszym poziomie. Teraz sie zastanawiam nad Saints Row 2 i chyba kupie bo czymś trzeba załatać ból po straconym GTA;p. . . DRM też mnie strasznie irytuje i niektórych gier nie kupiłem i nie kupie tylko z tego powodu. Już wole sobie taka gre spiracić i pograć w nia pare godzin niż kupić oryginał zainstalować to badziewie 3 razy i cieszyć sie, że straciłem na to 150zł;p a zabezpieczenia i tak nic nie dają bo cracki są na wszystko więc DRM to moim zdaniem totalna lipa i wydawcy tylko na tym tracą;]

  3. Wydawanie gier dziurawych chociaż łaty leżą i czekają, wydaje mi się dość oczywistym zabiegiem marketingowym. Jest to pewna analogia do, dla przykładu, życia hollywoodzkich gwiazd – nie ważne co mówią, ważne żeby mówili i żeby do każdych uszu o tobie dotarło. Timberlake ostatnio nie jest na pierwszych stronach gazet? Ot, wypuścimy quasi-paparazzi zdjęcia w negliżu podczas porannych ćwiczeń, pierwsze strony gazet ( a przynajmniej brukowców ) zarezerwowane. Nasza gra idzie na niepewny rynek, gdzie wręcz roi się od piractwa i cała sytuacja to jak wpuszczanie różowego prosiaczka do klatki z bullterrierami? Hej, a może niech wszyscy się męczą próbując odpalić, nie tylko piracki underground – wot, a ile newsów będzie o tym, jaka to nasza gra dziurawa, pierwsze strony portali gwarantowane Szukać daleko nie trzeba – na Valhalli w samym grudniu dziewięć newsów o GTA IV, w tym cztery o błędach gry, krążących w społeczności opiniach i tym, co z tego wynika. Problem w tym, że nie tędy droga. Jakie gry mają stosunkowo dobre wyniki sprzedaży na PC? CoD4 dla przykładu – gra świetna zarówno singleplayerowo jak i w multiplayerze, dopracowana w momencie premiery i, co ważne, niedroga. Owszem, jak zwykle w sieci szybko pojawiła się scrackowana wersja, kto chciał zagrać za darmo ten zagrał – ale nie w multi. Gros społeczności graczy e-sportowych był zmuszony kupić oryginał żeby móc grać w sieci. I o to chodzi – o umożliwienie pecetowcom grania w sposób w jaki konsolowcy nie mogą, a przynajmniej nie w takim stopniu – przez internet. Singleplayer jest ciekawą sprawą, fajnie się w wolnych chwilach rozerwać tłukąc kompa jednak najsmakowitszy kąsek, swoistą wisienkę na torcie stanowi właśnie rozgrywka z żywym graczem. W obecnej sytuacji łatwość dostępu do sieci jest największą przepaścią dzielącą PC od konsol, i to właśnie twórcy wydający na nasz rynek powinni wykorzystać. Chcemy grać z ludźmi, chcemy zabijać graczy a nie bezosobowe zlepki pikseli. Krążą opinie że tylko gry MMO będą w stanie utrzymać nasz rynek przy życiu – z pewnością tkwi w tym ziarno, czy może raczej cały worek ziaren, prawdy. Co tymczasem robi pewna znana nam firma której nazwa zaczyna się na R? Wypuszcza grę, w którą równie ciężko zagrać tym uczciwym jak i tym stojącym po Ciemnej Stronie Mocy. Sami rzucają sobie kłody pod nogi zamiast skupić się na tym, co najbardziej przyciąga uczciwych graczy.

  4. Jak dla mnie doskonałym przykładem tego typu gry jest np. Left 4 Dead. Chcesz zagrać ? Musisz mieć oryginalną wersję bo w singlu to nie warto się za to zabierać. Swoją drogą kiedy recenzja tej gry na Valhalli ? Wszystkim lubiącym multiplayer serdecznie polecam.

  5. @artasoo żadnej przepaści między pc a konsolą jeśli chodzi o grę w sieci nie można mówić bo jej nie ma, ot podłączamy konsolę do internetu, płacimy parę groszy na konto producenta konsolki i whoaaa gramy z żywym graczem 🙂

    • Oczywiście, przecież jest tyle gier MMO na konsole. . . 😉

      Jeśli MMO jest równoznaczne z definicją gry online. . . Myślę artaso, że światopoglądem konsolowym siedzisz jeszcze w poprzedniej generacji. Nie słyszał o XBL, o PSN? Podajesz jako argument CoD4, który jest oblegany przez konsolowców w sieci, a potem mówisz o przepaści dzielącej PC i konsole pod względem multi online. Gdzież tu logika?Po prostu nie orientujesz się chyba za bardzo w temacie, jaki poruszasz.

  6. W sumie faktycznie może być to generowanie sztucznego ruchu na oficjalnych stronach gier, producentów itp. Przecież do doskonała okazja do zareklamowania kolejnych powstających tytułów. Przyznajcie bez bicia, jak często zaglądacie na oficjale? Wszystkie niezbędne informacje mam na Valhalli podane ma tacy. Na oficjale zaglądam po patche, czasem dodatki, pod warunkiem, że wujek Google jako pierwszy wynik na zapytanie XYZ patch wyświetli oficjalną stronę gry/producenta/wydawcy.

Skomentuj Artur Michał Jaglarz Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here