Z grą jest jak z filmem i książką. Wszystko da się sprzedać, trzeba tylko umiejętnie to podać odbiorcy. Właściwie wyważona fabuła i rozłożone akcenty to połowa sukcesu. W ten sposób nawet banalna historia może okazać się intrygująca, a przynajmniej nie zniechęcająca.

Kluczową rolę odgrywa we wszystkich wypadkach sam początek dzieła. Bo co z tego, że film po godzinie się rozkręca kiedy sala kinowa w tym momencie świeci już pustkami? Podobnie w grach. Pierwsze godziny zabawy/pierwsze poziomy, które zaprezentują nam twórcy decydują o tym jakie będziemy mieli do danego tytułu nastawienie, a co za tym idzie czy w ogóle w niego dalej będziemy grać. Nie przypuszczam, żeby byli wśród czytelników Valhalli masochiści, którzy przechodzą coś, co im zupełnie nie pasuje tylko dlatego, że dali się naciągnąć. W tym przypadku niemal zawsze działa zabójcze prawo rynku – bubla zastępuje błyskawicznie konkurencja, a do felernego tytułu najczęściej nigdy już nie wracamy. Co więcej – rzadko kiedy skusimy się na jego kontynuację. Dlatego pierwsze godziny wydają się decydujące. Nie każdy jednak o tym pamięta i zdarzają się produkcje, które za nic w świecie nie potrafią do siebie przekonać, choć często w ostatecznym rozrachunku okazują się nawet nie takie złe.

Tak właśnie miałem (a może powinienem napisać w czasie teraźniejszym?) z Turokiem. Po zapoznaniu się z informacjami prasowymi i screenami oczekiwałem, mocnej, dynamicznej gry z licznymi zwrotami akcji i zaszczuciem na maksa, a dostałem coś co od początku wiało po prostu nudą. I nawet nie chodzi o to, że pozycja ta od początku była skazana na porażkę – cały czas jestem przekonany, że z tematu można było wyciągnąć znacznie więcej gdyby nieco inaczej poskładać te same klocki. Niestety, twórcom Turoka widać się to nie udało, bo mnie niestety bardzo szybko znudził. W końcu ile można iść do przodu i pruć do wszystkiego co się rusza bez większego celu? Brak jakiejkolwiek sensownej fabuły sprawił, że już po 10 minutach nie widziałem uzasadnienia dla ciągłej rozwałki (Ty chyba nie grałeś w Painkillera przyp. Katmay). Jeszcze gorsze było to, że była ona cały czas na tym samym poziomie – bez punktów kulminacyjnych, nagłych zwrotów. Może dramaturgię twórcy zachowali na późniejsze etapy (cały czas sobie to wmawiam), ale to pierwsza godzina decyduje o tym czy tytuł zostaje czy leci z dysku. Na tym polu twórcy Turoka zawiedli. Gdyby nie recenzencki obowiązek dawno by zniknął z mojego dysku.

Słabość konstrukcji Turoka uwidaczniała się dla mnie z tym większą siłą, że kilka dni wcześniej skończyłem Call of Duty 4. Trudno o bardziej kontrastowy przykład. Kampania singleplayer choć krótka była naprawdę wciągająca. Od samego początku do samego końca. A przecież w obu grach chodzi o to samo – nieskrępowane strzelanie do wszystkiego co się rusza. Zresztą w samym COD4 dało się zobaczyć różnice między dobrze i średnio zaplanowanymi misjami. Te w wykonaniu US Army były dość jednolite, a przez to mało ekscytujące. Zdecydowanie lepsze były te rozgrywane Brytyjczykami. Ludzie z Infinity Ward dowiedli jeszcze jednego – nie tylko początek gry jest ważny. Bo przecież nie o to chodzi, żeby po genialnym starcie kampanii potem zaatakowała nas nuda. Dlatego właśnie dopiero gdzieś w połowie zabawy w COD4 pojawia się moim zdaniem najciekawsza misja w całej grze – snajperska – z doskonałym klimatem, dramaturgią, czerpiąca garściami ze schematów znanych nam z takich filmów jak „Snajper” czy „Wróg u bram”. Mamy więc przenikanie przez linie wroga, czołganie pod pojazdami, ucieczkę z rannym kumplem na ramieniu i dramatyczny ostrzał w oczekiwaniu na ewakuację. O tym jednym, jedynym strzale z kilometra nie wspominając! A przecież to wciąż tylko chodzenie i strzelanie…

Oczywiście skłamałbym gdybym napisał, że zakończenie nie ma znaczenia. Liczy się, choć może nie tak jak pierwsze kilka godzin gry, ale jednak. Dlaczego? Bo decyduje o smaku, który pozostaje po zakończeniu danego tytułu. Przykład? Choć Fahrenheit absolutnie mnie zachwycił (właśnie poprzez dramaturgię i odpowiednie „sprzedanie” w sumie nie aż tak oryginalnej historii), to słaba końcówka sprawiła, że pozostał pewien niedosyt.

Jak więc skusić kogoś, aby zagrał w dany tytuł, a nie odstawił go na półkę po godzinie zabawy? Zdecydowanie trzeba zadbać o to, żeby w ciągu pierwszych kilku godzin zabawy choć na moment nie przyszło mu do głowy, że gra jest nudna. Recepta Hitchcocka (ta z trzęsieniem ziemi) jest tu jak najbardziej na miejscu. A potem? Wystarczy już tylko umiejętnie podtrzymywać to zainteresowanie odpowiednio akcentując i puentując.

Recepta z pozoru banalna dla większości twórców staje się dziś sporym wyzwaniem. Ci, którym udaje się efektywnie zastosować powyższy schemat mogą liczyć na miłość tysięcy graczy wyrażoną odpowiednią ilością zer na koncie. Szkoda tylko, że tak niewielu się to udaje…

A może wy znacie receptę na dobrą grę? Co trzyma was przed monitorami/telewizorami? Co decyduje o tym, że gracie dalej, a nie odstawiacie w kąt danej pozycji?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

21 KOMENTARZE

  1. „Jak dobrze zareklamujesz to i gó*no sprzedasz. . . „Ja mam tak, że jeżeli jakimś cudem dobrnę do połowy gry to muszę ją skończyć. Po prostu skoro przeszedłem te 50% i mam jakieś tam chęci do dalszej gry to już nie może być gorzej. I przeważnie mam racje, no chyba, że trafi się tytuł, który rozkręca sie i końcowe etapy to istna śmietanka. Cod 4 całymi garściami czerpie ze schematów, ale z jakim skutkiem!

  2. Fahrenheit padł chyba ofiarą jednego dobrego pomysłu. Tego cholernie spektakularnego początku. Reguła Hitchcocka mówiła, że film powinien zaczać się trzęsieniem ziemi, a następnie napięcie powinno rosnać. Tyle że Fahrenheit osiągnął punkt kulminacyjny na samym początku! Panowie nie dali rady utrzymać klimatu zagrożenie przez resztę gry (no, może za wyjątkiem kliku chwil). W dodatku poczybowali mocno w strone s-fi, co nadało grze sporo nieodrzeczności. I trudno mieć pretensje do tych, którzy oceniali grę po demie – które było genialne. Niestety, dalej była tlyko równia pochyła. . . i dlatego w ankiecie odpowiadam „nie” bo summa sumarum, jeśli damy radę dociagnać do końca, który jest kompletnie spaprany (jak w F) to wrażenia mogą sie kompletnie zmienić. . .

  3. gry niezwykle wciągające:stalker – w połowie zrobił się bardziej niż nudnyfable – ledwo dorosłem odechciało mi się graćjade empire – wytrzymałem do pierwszego ataku na wioskę i grę usunąłemgulid wars – wciąż nie mogę dojść gdzie ludzie znajdują w tej grze grywalność i sens?loki – 5 do 6 minut z tą grą to i tak za dużonfs pro street – podobnie jak z looki tyle że ładniejszai jeszcze przynajmniej kilka tytułów mógłbym wymienić

  4. Oj tu się kategorycznie nie zgodzę. Wprawdzie Turok to nie majstersztyk jeżeli chodzi o warstwę fabularną, ale nie był przecież robiony z nastawieniem na Survival Horror, czy Action adventure, o czystym adventure nie wspominając. Od samego początku miała to być typowa strzelanka, podobnie zresztą jak jej starsi bracia. Co do scenariusza, uważam więc że Jolo troszkę tu dramatyzuje. Główny bohater posiada swoją historię, która to jest nam opowiadana podczas trwania gry, pod postacią przerywników odzwierciedlających wspomnienia Turoka. Prawda, aż prosi się o rozwinięcie tej warstwy (która jest imo całkiem ciekawa), ale zważywszy na gatunek gry nie jest to aż tak bardzo konieczne. Czy Turok jest nudny? Absolutnie nie! Nie wiem co tak strasznie zraziło Jola do scenariusza. Jeszcze raz powtarzam, jak na strzeladło to scenariusza jest tam w sam raz. To przepiękny shooter i nie ma co kupować tej gry z nastawieniem na głębokie przeżycia natury psychologiczno-emocjonalnej. Szczerze mówiąc, gra posiada taką magię, że nie odstraszył mnie od niej nawet koszmar celowania na gałeczkach-głupeczkach. Byłem twardy niczym Roman Bratny, a zmusiła mnie do tego między innymi ciekawość jak zakończy się cała historia. Co do Indigo Prophecy również się nie zgodzę. Jedno zakończenie jest po prostu genialne, a reszta bardzo dobra. Cóż, obaj z Jolem, jak zauważyłem (i nie tylko z nim) jesteśmy nastawiani na dobrą fabułę, ale pomimo tego nasze gusta, jak widać, różnią się dość znacznie.

  5. To, czy gra jest ciekawa czy nie, nie zależy tylko od tego, czy jest taka w rzeczywistości – każdy ma inne oczekiwania, choć zazwyczaj nie różnią się one zbytnio od siebie. Ja całkiem omijam gry, które od początku sugerują, że raczej nie stawiają na fabułę. Miałam jeden wyjątek pod tytułem Titan Quest i dziękuję bardzo, nigdy więcej. Niby wszystko wydawało się super, pięknie, no cacy po prostu – wystarczyło mi pierwsze piętnaście minut i pierwsza myśl na temat tej gry „jeny, czytanie ulotek o kredytach jest ciekawsze”. W samego Turoka nie grałam – jakoś nie mogę się przekonać do tej gry. Za fabułę, która mnie trzymała dosyć długo przy danym tytule, warto wspomnieć NWN czy też sequela tej gry (nie był tak dobry jak 1-sza część, ale przeszłam prawie 1/3, to już coś, biorąc pod uwagę inne tego typu wyniki). Co do Jade Empire. . . tu by się można pospierać jakiś czas, fabuła nie była aż tak zła, jeśli tylko nie brać pod uwagę największego idiotyzmu tej gry – pierwsze, o czym się dowiadujemy, to to, że „jesteśmy przeznaczeni i w najbliższym czasie mamy zbawić świat”. Pod tym względem fabuła leży. Wszystko to i tak zależy od tego, ile uwagi poświęcamy temu elementowi gry – są i tacy, którzy kupują tylko po to, żeby się wyżyć. Swoją drogą lepiej w grze, niż w realu.

  6. digital_cormac – które. . ? To a’la Matrix, to a’la tajemnica masonów, czy to a’la dobre zakonczenie? Ogólnie – rozczarowanie grą przeokropne.

  7. No wiadomo, że najlepsze zakończenie to to a’la Matrix, jak to ująłeś. Teraz to już nie rozumiem, dlaczego zawiodłeś się na Indigo? Przecież to jedna z najlepszych gier ostatnich lat, jeżeli chodzi o fabułę. Bywały lepsze, oczywiście, nawet dużo lepsze, ale było to praktycznie w czasach, gdy dinozaury spacerowały sobie po ziemi. 😉

  8. MEGA SPOILERY, jak ktoś niechce wiedziec, nei czytać :PBo bardziej bzdurnie rozwijanej fabuły nei widziałem od dawna! Wybacz, kupiłem to jako thriller, jako zagadkę kryminalna do rozwiazania, tymczasem po raz kolejny zostaję wplątany w ratowanie świata, tym razem przeciwko prorokowi majów (sic!). Potem pojawia się jeszcze bijatyki jak z Matrixa (shit!!!), a w samej koncówce ratowanie dziecka (wzięte z kosmosu), i sztuczna inteligencja chcąca opanować swiat. Jakim cudem, i skąd ten bzdurny chip – nie wiem. W dodatku zdecydowany nadmiar, nie przepraszam, OGROMNA ilość fragmentów zręcznościowych. A przecież GH nie kupowałem. . proszę copper (,spię już. . ), sam pamiętam jak miałem wtopę z FFVII 😉 natomiast wyzej edytować nei mogę, a i inaczej zakończen opisać nei umiem.

  9. @Wujo i Digital_CormacMnie osobiście od Fahrenheita odstręczyły przede wszystkim zupełnie w tej grze zbędne i na dodatek – moim zdaniem – najzwyczajniej źle zrobione sekcje zręcznościowe. Dlatego do tej pory jej nie dokończyłem – żal mi klawiatury a pada nie mam (i nie wiem czy chce mi się go kupować dla jednej gry). Niemniej mam do Was taką sprawę. . . Przestańcie spoilować ;D Mi osobiście, jak już wielokrotnie mówiłem, to nie przeszkadza (nawet jeśli po poście Wuja znam już w sumie zarys calutkiej fabuły :P) ale pamiętajcie, że z pewnością są jeszcze ludzie którzy a) nie przeszli jeszcze Fahrenheita i b) chcieliby to zrobić nie wiedząc jak się kończy ;). Choć w sumie apel rychło w czas 😛

  10. @Digital_Cormac Fahrenheit to jedna z najlepszych gier ostatnich lat? A co w niej takiego genialnego? Z całym szacunkiem do tej gry, ale na pewno nie jest wartościowa. Fabuła? Były już znacznie lepsze (szczególnie zakończenia). Oddziaływanie na emocje gracza? Heh, takie zżycie z bohaterem nie jest NICZYM nowym. W każdą z części Metal Gear Solid byłem znacznie bardziej zaangażowany. Nawet w gierkach na DS (Final Fantasy Crystal Chronicles: Ring of Fate) można się bardziej wzruszyć. QTE? Byłoby to nowością, gdyby nie Shenmue. Oczywiście, warto w to zagrać, ale żeby nazywać ją grą ambitną?A ten tekst o tym, że „gry z lepszą fabuła były wtedy, kiedy dinozaury chodziły po ziemi” jest nie do końca prawdą. Nie wiem, w co ty grałeś przez te lata, ale naprawdę ukazało się z tysiąc tytułów z bardziej rozwinięta warstwą fabularną. Przykład? Silent Hill 1-4, MGS 1-4, Phoenix Wright 1-4, Hotel Dusk 215, Final Fantasy X i XII (zakładając, że VII-IX to staroć ;)), Wiedźmin, Gothic 1&3. . .

  11. Widzisz bolgeras to wszystko zależy od spojrzenia na sprawę. Bo pomimo, iż Silent Hill jest genialny ze względu na klimat, to scenariusze do wszystkich części można by zmieścić na 4 kartkach A4. Final Fantasy również bardzo lubię, lecz każda część (grałem w sumie od VII) jest w pewien sposób podobna do swojej poprzedniczki, więc żadna to innowacja. Historia przedstawiona za to w Gothicu jest tak oklepana, że szkoda gadać. Wiedźmina pomijam, bo ciekawa historia jest stylistycznie mocno wzorowana na sadze, co więcej jest od niej dużo słabsza. W Phoenix Wright i Hotel Dusk nie grałem, więc nie wiem. Mnie w Indigo podobała się świeżość samej opowieści i choć w zasadzie w każdej historii można by się dopatrzeć pewnych podobieństw z czymś innym, ta mnie wciągnęła i zaskoczyła – stąd uważam iż jest innowacyjna i ciekawa.

    • Widzisz bolgeras to wszystko zależy od spojrzenia na sprawę. Bo pomimo, iż Silent Hill jest genialny ze względu na klimat, to scenariusze do wszystkich części można by zmieścić na 4 kartkach A4.

      Radzę zaznajomić się z historią Waltera z SH4 – w obliczu tej opowieści, stwierdzenie o fabule SH na czterech kartkach A4 jest po prostu brednią. Pomijam już to, że nie w długości upatrywać należy genialności scenariusza. Wspominany Fahrenheit fabułą mnie porwał, lecz fabułę miał ciut banalną, a gra była krótka jak diabli.

  12. W ankiecie zaznaczyłem nie – cóż nie twórzmy wrażenia że wszystkie gry są dla wszystkich. Ludzie są różni i z róznym nastawieniem podchodzą do gier. Jak ktoś chce strzelaninę, to rozwala co sie da i na scenariusz nie patrzy. Ja w swoim czasie sporo grałem w tekstowe RPG, gdzie grafiki żadnej nie uświadczysz i jakoś mi to nie przeszkadzało :)Dlatego to nie jest tak, ze każda gra musi mieć super scenariusz, super grafikę i wszystko inne też super. Dla każdego coś miłego. Gier robi sie sporo, kazdy może znaleźć coś dla siebie. Nastawienie w stylu – coś mi się nie podoba, 10 minut i gra leci z dysku – to nastawienie kompletnie znudzonego tematem zawodowego recenzenta. Może czas wstać od kompa/konsoli i iść na spacer 🙂

  13. Dobra gra to taka, która prezentuje interesującą wizję twórców i w zajmujący sposób przekazuje ją graczowi 🙂 Myślę, że obecnie za mały nacisk kładzie się na dokładanie kolejnych, różnorodnych elementów rozgrywki w miarę przebiegu fabuły. Zazwyczaj twórcy odkrywają wszystkie karty prawie na samym początku i potem mija się tylko inne krajobrazy, robiąc w kółko to samo. . .

  14. *Moga pojawic sie spoilery*A tam, gadacie, Fahrenheit byl swietny. Do polowy, ale byl 😛 Potem jak zaczely sie te wszystkie wariacje rodem z Matrixa, opowiastki o poludniowoamerykanskich wyroczniach (moglem cos pokrecic, dawno nie gralem) i sztucznej inteligencji to sie klimat zaczął sypać, ale i tak oceniam gre bardzo pozytywnie. Na pewno lepiej niz naciąganego do granic mozliwosci Hotel Dusk (to nawet nie jest gra, to interaktywna książka, a jak na książkę ma wyjatkowo cienką fabułę), zbyt, ze tak powiem, japonskiego nawet jak dla mnie Phoenix Wright, czy Final Fantasy X, gdzie w okolicach 10 minuty gry dowiadujemy sie, ze musimy uratowac swiat przed zlym, wielkim, potwornym Sinem i przez najblizsze 80h gry (dlugosc jest tutaj akurat wielką zaletą) natykamy sie na. . . ja wiem, ze dwa zwroty akcji? 😉

  15. Eeee. . . No i co z tego, że dla ciebie Phoenix Wright jest zbyt japoński? To nie wyklucza tego, że ma świetną fabułę. Ej, a co takiego wielkiego jest w fabule Indigo Prophecy? Wszystko to już było w wielu holywoodzkich produkcjach. Owszem, wzbudza emocje, ale. . czy porusza jakieś ważne kwestie? Gdzie mu tam do Metal Gear Solid, w którym Kojima w bardzo zgrabny sposób (bez przynudzania) poruszał kwestie śmierci, życia, recesywności genów, wojny. . . Poza tym w nieszablonowy posób przełamywał czwartą ścianę. Skoro Fahrenheit jest taki wielki, to może podacie z niego jakiś ważny uwagi cytat? Jakąś mądrość, którą z gry wynieśliście?Tytuł ‚gra ambitna’ powinno się przyznawać tylko tym, które na to zasługują.

  16. Jakąś mądrość, którą z gry wynieśliście?

    Nie ratuj tonących chłopców bo skończysz w mamrze :PSorry za OT, to tak tytułem dowcipu 😛

  17. coppertop – to masz kiepską wiedze, bo skrajnie liniowy scenariusz Indigo i tak nas puszczał wolno 😉

    Owszem, wzbudza emocje, ale. . czy porusza jakieś ważne kwestie? Gdzie mu tam do Metal Gear Solid, w którym Kojima w bardzo zgrabny sposób (bez przynudzania) poruszał kwestie śmierci, życia, recesywności genów, wojny. . . Poza tym w nieszablonowy posób przełamywał czwartą ścianę.

    nie no, bez przesady. Nie tego chciałem od Fahrenheita. Nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Wolałbym historie jednostki, na którą zwala się odpowiedzialność za cos, czego (świadomie) nie popełnił. No i mam, ale nawet do polowy czasu gry ten wątek nei dociaga. Chciałem Forsyth’a, wpadłem na Koontza, że ta się literacko odniosę. chciałbym wreszcie zagrać w coś bez wikłania się w ogólnoświatowe spiski, wątki antyglobalistyczne i komercjalizację. I miłoby wreszcie obyć sie w przygodówce bez archeologii. Fajnie mi się w ten sposób kojarzy Runaway, gdzie chodziło o dziewczynę i kasę, bez ratowania świata. @digital_cormac – IMHO fabuła została katastrofalnie rozwiazana. Fajnie ją podano, ale masz jeszcze jakieś duże plusy. . . ?

  18. coppertop – to masz kiepską wiedze, bo skrajnie liniowy scenariusz Indigo i tak nas puszczał wolno 😉

    Jak ja grałem to mnie nie puścił 🙁 Jak zwykle wszyscy przeciwko mnie :PDobra, koniec OT, to miało być tylko dla żartu 😛

  19. Eeee. . . No i co z tego, że dla ciebie Phoenix Wright jest zbyt japoński? To nie wyklucza tego, że ma świetną fabułę

    Tylko podaną w niestrawny sposób. Co mi z tego, ze ksiazka opowiada rewelacyjną historię, jeśli ma nieczytelną czcionkę? 😉

  20. Niestrawny sposób? No cóż, kwestia gustu. . Gdyby te gry były aż tak złe, to nie byłoby tylu for dyskusyjnych im poświęconych. Nikt by nie czekał na kolejne części, nikt by nie pisał orkiestrowych aranżacji piosenek z tejże serii. . .

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here