[Uwaga, niewielkie spoilery dotyczące Metal Gear Solid 4]

Do napisania tego tekstu, tekściku w zasadzie, skłoniła mnie informacja, którą sam na Valhalli niedawno opublikowałem. Otóż ponoć Konami naciska na Hideo Kojimę by ten, wbrew swoim wcześniejszym obietnicom, nie kończył prac nad sagą Metal Gear Solid wraz z jej czwartą częścią, która miała swoją premierę prawie rok temu.

Jeżeli szef Kojima Productions ulegnie i zgodzi się wymyślić jeszcze jedną futurystyczną intrygę z wielkimi robotami i groźbą wojny nuklearnej w tle, nie będzie można mieć do niego zbyt wielkich pretensji. W końcu to jego praca, tym zarabia na chleb, to robi najlepiej. I jeżeli Konami postawi sprawę na ostrzu noża, to Hideo będzie mógł na siłę kontynuować ten piękny rozdział swojej historii jako game designera albo zostawić własny „pomnik” w rękach kogoś, komu japoński wydawca zleci zrobienie produktu spod szyldu Metal Gear Solid. A jak to kończyło się przy okazji Metal Gear 2 i The Twin Snakes, twórca historii Solidnego Węża na pewno nie zapomniał.

Oczywiście nie jest też tak, że Konami to zło wcielone, które biednemu Hideo robi na złość. Nie, oni też chcą zarobić – bo o to przecież chodzi w biznesie. A MGS to obok Pro Evolution Soccer zdaje się ich najbardziej dochodowa marka, więc nic, tylko brać z niej pełnymi garściami. O co więc mi się właściwie rozchodzi? Cóż, czasem trzeba po prostu wiedzieć, kiedy zejść z ringu niepokonanym. Jako wielkiemu fanowi przygód Solid Snake’a, serce mi się kraja na myśl o tym, że ktoś może je doić, dopóki nie zdoła wyciągnąć z nich ostatniego dolara.

Guns of the Patriots w przepiękny sposób zamknęło dwadzieścia lat historii tej niesamowitej serii. Można twórcom zarzucić trochę logicznych luk, czy nie do końca przemyślanych rozwiązań fabularnych (Vamp chroniony przez nanomaszyny?! Litości) albo to, że brakło im (jemu w zasadzie) cojones, żeby zabić Raidena, Meryl i Akibę. Ale to wciąż niesamowite zwieńczenie tej spektakularnej sagi, pełne zwrotów akcji, dramatyzmu, z całą plejadą gwiazd wirtualnej rzeczywistości. To jeden wielki smaczek dla osób zaznajomionych z serią, który nie zadaje już więcej pytań. Są tylko odpowiedzi wyjaśniające zagadnienia, które fanom MGS od dziesięciu lat nie dawały spokoju. Napiszę dosadnie – właśnie dzięki temu Guns of the Patiotrs rozpieprzyło mnie emocjonalnie. Oto największa przygoda przeżyta przeze mnie w grach wideo dobiegła końca. Rozdział zamknięty. Do czerwca zeszłego roku jako osoba zakochana w twórczości Kojimy czekałem na kolejną porcję przygód Solid Snake’a. A teraz nie ma już na co czekać. I, do cholery, niech tak właśnie zostanie!

I żeby nie było, że zaślepiony SIergiej tylko o swoim ukochany „emgieesie” pisze. Pragnę zwrócić uwagę na ten irytujący niedostatek twórców gier wideo, jakim jest nieumiejętność zakończenia niektórych serii z klasą tylko dlatego, że wciąż można wyciągnąć z nich trochę kasy. Właśnie Konami w ten sposób zdrowo dokopało fanom Silent Hill, a Capcom, choć po trzech częściach Resident Evil spuścił na Raccoon City bombę atomową, to dalej robi gry z tej serii. Square Enix jak się wzięło za poprawki w fabule Final Fantasy VII, to skończyło się bezlitosnym poszatkowaniem tejże na nijak nie pasujące do siebie kawałeczki. I takich przykładów można by było tutaj namnożyć tyle (tak, wiem Lovebeer – Fallout 3), że na składowanie wszystkich gier możliwych do wymienienia potrzebny byłby wagon towarowy.

Najgorsze jest jednak to, że po części sami jesteśmy sobie winni. Tok myślenia gracza momentami jest po prostu durny – i nie piszę tak, by kogoś urazić, bo sam niestety często również zachowuje się w taki sposób. Niby wszyscy zgodnie narzekamy na stagnację, brak nowości, ciągłe odgrzewanie starych kotletów, nieco już zalatujących świńską grypą, ale gdy już pojawi się jakaś dobra, zupełnie nowa produkcja, to pierwsze słowa jakie bardzo często padają z ust gracza po zapoznaniu się z nią brzmią mniej więcej tak: „Super. Czekam na sequel – mam nadzieję, że poprawią A, B, C i X”.

Czyżbyśmy za bardzo przyzwyczaili się do tego, że elektroniczna rozrywka to świat kontynuacji, prequeli i remake’ów? A może po prostu zbyt łatwo dajemy się przekonać twórcom i wydawcom by zagłosować portfelami na ich stary-nowy produkt, bo ta „historia z jedynki” wcale nie była taka zamknięta, na jaką wyglądała? To brzmi dość prawdopodobnie – sam, choć pół wpisu poświęciłem, by zakomunikować wam, jakie to by było straszne, kupiłbym Metal Gear Solid 5 w dniu premiery… ze łzami w oczach, ale jednak.

Czas chyba, by w końcu zarówno wydawcy, jak i gracze zrozumieli to, co Old Snake powiedział na jednym z trailerów Guns of the Patriots: Some legends are meant to die. Some bloodlines must come to an end.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Jak sobie przypomnę newsy, które pisalem o MGS 4 o tym czy będzie/nie będzie. . . że znowu MOŻE będzie na X360, albo że jednak NIE BĘDZIE. . . a może jednak. . . to naprawdę znienawidziłem doszczętnie tę grę a jak widzę zdjęcie H. K to wzbudza we mnie agresję do tego stopnia, że wysłałbym Terminatora w przeszłość aby zakończył żywot małego Hideo zanim urodził SnejkaA teraz znowu kabaret od początku się zaczął :/ A W residenta to i w 10 część zagramy 😉

  2. Niech chciałbym aby powstał nowy MGS, mam świadomość, że historia jest zakończona, ale też wiem, że gigantyczna presja Konami i graczy zmusi do powstania kolejnej gry z serii – chciałbym, aby to było zrobione z klasą, mam nadzieję, że stać na to Kojimę – możliwości jest wiele, np remake MG, MG2.

  3. No. I Big Boss (?) pojawiający się nam czasami na stronie oraz ostatnie skany z Famitsu sugerują, że ta legenda chyba jednak nie umarła. Smutek i zawód.

Skomentuj Grzegorz Stańczyk Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here