Wszyscy znają EA i jego politykę. Nikogo nie dziwi również stwierdzenie, że EA to fenomenalna maszynka do robienia pieniędzy, która jak chyba nikt inny opanowała sztukę wyduszania każdego centa z tytułów wydawanych pod ich banderą. W końcu to w ich portfolio znajdziemy najlepiej sprzedającą się gra wszechczasów czyli The Sims o czym co chwilę przypominają nam kolejne tak przełomowe dodatki jak „Sims – tapety”, „Sims – deski do prasowania”, „Sims – doniczki do kwiatków” i oczywiście „Sims – zmywarki do naczyń”.

Z drugiej strony mamy Willa Wrighta – wizjonera gier, człowieka odpowiedzialnego za rzeczone Simsy, serię SimCity i kilka innych Simów, pracującego obecnie nad Spore – tytułem, który może wstrząsnąć rynkiem, z którym wiele osób wiąże olbrzymie nadzieje – licząc na tak potrzebny od pewnego czasu powiew świeżości.

To, że Spore będzie strzałem w dziesiątkę nie jest tajemnicą. Potwierdził to wydany Spore Creature Creator, będący de facto płatną wersją demo, która cieszy się sporym zainteresowaniem wśród graczy. Dlatego kompletnie nie zaskoczyła mnie informacja o tym, że EA już teraz podjęło decyzję o sprzedaży tzw. mikrododatków. Spore, podobnie jak było to z The Sims jest wprost wymarzoną platformą do takich właśnie posunięć i dziwnym by było, gdyby wydawca znany z czysto biznesowego podejścia do gier miał przepuścić taką okazję.

Dla wielu obwieszczenie tej jakże radosnej wiadomości przez bossa koncernu było przysłowiowym gwoździem do trumny Spore. Jasne, nam – ludziom kochającym gry, żyjącym z nimi od dziecka trudno jest pogodzić się z czysto biznesowym podejściem do naszych wymarzonych i ukochanych tytułów. Nie zmienia to jednak faktu, że gry przez ostatnie kilkanaście lat zmieniły się z hobby kilku wizjonerów w potężny biznes, a w tym najważniejsze są pieniądze. I czy się nam to podoba czy nie – tak jest i tak będzie w przyszłości, wbrew naszym romantycznym wizjom „gier tworzonych przez graczy dla graczy”.

Wróćmy jednak do Spore. Czy fakt sprzedaży mikrododatków przekreśla ostatecznie wizjonerską kreację Wrighta? Absolutnie nie. Oczywiście – decyzja EA jednoznacznie pokazuje co jest dla koncernu głównym celem – zarobienie worków wypełnionych po brzegi martwymi, zielonymi prezydentami. Jednak czy jest to jakimś zaskoczeniem? Absolutnie nie. Czy fakt, że firma wydając potencjalny hit, inwestując w niego pewnie nie małe pieniądze, chce na nim zarobić to zło? Nie. I ostatecznie – czy wydanie mikrododatków w jakikolwiek sposób ujmuje dziełu Wrighta? Na razie nie. Zakładając, że Will wciąż nieskrępowanie może tworzyć i realizować swoją wizję.

Dlatego nie bądźmy tak pochopni w przekreślaniu Spore. To wciąż niezwykle oryginalna, żeby nie powiedzieć wizjonerska produkcja, która może okazać się powiewem świeżości w zatęchłym i skostniałym świecie gier.

Rozumiem pewną obawę, że zostanie nam sprzedana wersja niekompletna – pozbawiona mikrodatków, które ludzie Riccitiellego będą nam chcieli wcisnąć później za dodatkowe kilka złotych. Jednak nawet brak dodatkowych ogonów, oczu czy genitaliów nie zabierze nam przecież przyjemności z zabawy jeśli tylko tytuł będzie tym na co się zapowiada.

Owe mikrododatki na dobrą sprawę prawdziwym zagrożeniem są dopiero dla drugiej części Spore (która bez wątpienia powstanie). Istnieje bowiem obawa, że kontynuacja „rozmieni się na drobne” będąc po prostu odgrzewanym kotletem, który ma sprzedać więcej rąk, ogonów i Bóg wie jeszcze czego. Natomiast pierwsza część niezależnie od tego co będziemy mogli sobie dokupić i ile tego będzie wciąż pozostanie jedyną, wyjątkową i oryginalną produkcją – taką, jakiej wcześniej jeszcze nie było na rynku.

Dlatego nie bójcie się pakietów „Spore – eyes collection” i tym podobnych. Niezależnie od polityki finansowej EA szykuje się kawał dobrej zabawy. I tego należy się trzymać!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

3 KOMENTARZE

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here