Wielokrotnie dyskutowaliśmy na łamach Valhalli nad obrazem gier w polskim społeczeństwie. Za każdym razem kiedy świat obiega informacja o nastolatku, który kogoś zastrzelił z ekranów naszych telewizorów mądre głowy dowodzą, że za wszystko odpowiedzialne są gry. Po raz n-ty pokazuje się nam kilka rzutów z GTA czy Manhunta i już – sprawa załatwiona. Do znudzenia różnego formatu specjaliści i dziennikarze starają się wbić do głowy przeciętnemu Kowalskiemu, że gry są złe, deprawują, a w najlepszym wypadku są rozrywką dla głupich dzieci, które nie lubią lub nie umieją czytać książek. Nawet ex-minister edukacji -Wielki Roman pełniąc jeszcze swój chwalebny urząd dowodził, że „gry uczą sadyzmu i zachęcają do przemocy, również do tej na tle seksualnym”.

Czy w takiej sytuacji gry mają szansę zaistnieć w świadomości tysięcy pedagogów naszej młodzieży jako jedno z narzędzi edukacji? Niestety, raczej nie. I nie jest to bynajmniej konsekwencją światłego wywodu ex-ministra. Przyczyn jest kilka:

1. Gry są złe, uczą sadyzmu i zachęcają do przemocy (również na tle seksualnym) – niestety, choć nas graczy tego typu wywód może śmieszyć w społeczeństwie od lat pokutuje nienajlepszy obraz gier. Może nie aż tak radykalny, ale jednak. Wynika to przede wszystkim z faktu, że nie ma w mediach ludzi, którzy faktycznie by się znali na rzeczy i potrafili przedstawić prawdziwy obraz gier. Brak podstaw merytorycznych, a także tzw. „autorytetów”, które mogłyby uwiarygodnić w oczach społeczeństwa tę gałąź rozrywki. W konsekwencji wszyscy na gry patrzą z przymrużeniem oka czy wręcz z obawą niczym na narzędzie szatana służące do deprawacji polskiej młodzieży. Skompromitowane w ten sposób gry, nie są w stanie przebić się w realiach szkolnych, nawet za sprawą młodego pokolenia nauczycieli, którzy po prostu boją się sięgnąć po tak „odważny” środek dydaktyczny. Czego się boją – zapytacie? Narażenia na śmieszność, reakcji zwierzchników, kolegów z pracy, kuratorium, samych uczniów, a przede wszystkim ich rodziców.

2. Starsze pokolenie nauczycieli – w polskich szkołach dopiero dokonuje się zmiana pokoleniowa. Grona pedagogiczne wciąż zdominowane są przez tzw. starsze pokolenie, dla których w większości wypadków sam komputer jest narzędziem nieodgadnionym, w najlepszym wypadku mocno tajemniczym. Co dopiero mówić o grach komputerowych – które w świadomości większości naszych starszych nauczycieli po prostu w ogóle nie funkcjonują.

3. Pracownia komputerowa oczkiem w głowie szkoły – choć pracownia komputerowa jest ponoć już w większości polskich szkół wciąż jest obiektem westchnień dyrektorów, stając się równocześnie najlepiej strzeżonym miejscem w szkole, do którego dostęp wciąż jest ograniczony, a w najlepszym wypadku mocno utrudniony. Informatyk niczym mityczny Cerber broni dostępu do pracowni patrząc podejrzliwie na ręce, upatrując w każdym userze potencjalnego dywersanta, który tylko marzy o wpuszczenie wirusa do szkolnej sieci. Nawet trudno mi sobie wyobrazić jego reakcję na propozycję zainstalowania gry na potrzeby lekcji…

4. Przeładowane programy – nie odkryję Ameryki pisząc, że programy w polskim szkolnictwie są mocno przeładowane. W dzisiejszym liceum realizuje się ten sam niemalże program w cyklu 3-letnim, który ja dekadę temu realizowałem w cyklu 4-letnim. I nikt mi nie powie, że programy odchudzono. Bo jak odchudzić np. historię? Zrezygnować z Polski Piastów, czy wyrzucić II wojnę światową? A może po prostu pominąć milczeniem kwestię wypraw krzyżowych i udać, że nie było rewolucji francuskiej? Gdzie zatem w ten nabity do granic możliwości program wrzucić kilka godzin poświęconych na prezentacje średniowiecznych bitew, czy zmagań drugowojennych z wykorzystaniem właśnie gier? Kiedy dla każdego historyka jedynym celem jest dobrnąć do historii współczesnej pod koniec 3-ciej klasy liceum nie poświęci on kilku godzin żeby pograć z uczniami w Medievala czy Combat Mission.

5. Gry nie dla każdego – kolejnym z problemów jest pewna hermetyczność samych gier. Jeśli rozważyć cały problem na chłodno i z dystansu ilość przedmiotów, która mogłaby skorzystać z dobrodziejstwa gier zawęża się dosłownie do kilku. W najlepszej sytuacji wydaje się w tym przypadku moja ukochana historia. Dziesiątki gier obrazujących największe konflikty historii niemal proszą się o wykorzystanie. Ale jak wykorzystać gry na języku polskim, biologii czy fizyce? Jak widać nie dla każdego elektroniczna rozrywka może być narzędziem edukacji młodego pokolenia.

6. Forsa, forsa i jeszcze raz forsa – ostatnim, najbardziej oczywistym ale jednym z najpoważniejszych jest oczywiście problem pieniędzy. Czy w szkolnictwie, w którym nie ma na nową piłkę do kosza czy siatkówki, książki do biblioteki czy porządny remont sal znajdą się pieniądze na zakup gier? Oczywiście nie. Trudno się dziwić, że dyrektor odmówi takiego zakupu, kiedy jego zmartwieniem jest osypujący się tynk ze ścian czy połamane krzesełka.

Dlatego też, choć polskie szkolnictwo od kilku lat jest w fazie fascynacji wykorzystywaniem tzw. technik informacyjnych na lekcjach nie ma co liczyć na tak daleki postęp w polskiej szkole. Źle finansowane, realizujące w pocie czoła przeładowane programy, niezaznajomione z tematem środowisko najzwyczajniej w świecie nawet nie dostrzega gier jako potencjalnego narzędzia pracy rezygnując z tego jakże atrakcyjnego dla uczniów medium. Gry wciąż w szkole pojawiają się jedynie jako synonim leserstwa czy wręcz głupoty uczniów, a ich obecność symbolizuje „nielegalnie” zainstalowany przez uczniów Quake’a w pracowni informatycznej.

A Wy, co myślicie o grach w szkole? Na jakich lekcjach i jak wg Was można by je wykorzystać?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

26 KOMENTARZE

  1. Gry do wykorzystania w szkole:- język polski – Bookworm Adventures, gdyby były w polskiej wersji. Raczej podstawówka, poza tym. – matematyka – wszelkie przygodówki z sejfami otwieranymi po rozwiązaniu jakieś łamigłówki? 🙂 – biologia – niebawem Spore. :] Kiedyś były gry „medyczne”, polegające na przeprowadzaniu rozmaitych operacji, ale to raczej biologia ekstremalna. :)- geografia – nie wiem, Flight Simulator? :)- WF – wszelkie gry bazujące na Dance Dance Revolution. :]- angielski – o, wszystkie gry angielskojęzyczne. 🙂 Można się nieźle podciągnąć ze słówek, przynajmniej grając w RPGi i przygodówki. Kiedyś była seria gier bodajże Island of Dr Brain, gry te składały się wyłącznie z różnych „naukowych” łamigłówek. Poza konkursem – nauka jazdy. I nie chodzi mi o ścigałki, bo z nich wiele mądrego się nie nauczy. Sam miałem okazję zademonstrować żonie, jak to się stało, że wyjeżdżając z pomiędzy samochodów na parkingu skasowała tylne drzwi. 🙂 Demonstrację przepeowadziłem w GTA. :]

  2. Historia, jak juz wspomniales – bo coz nadaje sie lepiej, do zilustrowania sredniowiecznych granic, niz stara, dobra Europa Universalis, w ktorej zdaje sie, iz zadbano o najdrobniejsze szczegoly. Do geografii moznaby wykorzystac Google Earth – oczywiscie nie jest to gra, ale moim zdaniem komputeryzacja szkol powinna nastapic jak najszybciej i to by w tym z pewnoscia pomoglo. No i teoretycznie w ramach „lektur nadobowiazkowych” na jezyku polskim moglyby pojawic sie takie pozycje jak Lucifer’s Call, Torment, czy Chrono Cross 🙂

  3. Pomysł wprowadzenia gier do szkół wydaje mi się co najmniej utopijny i nie chodzi tu tylko o szeroko rozumianą, surową „wartość dydaktyczną”, do której to przyzwyczaił nas polski system szkolnictwa. Nie chodzi tu także tylko i wyłącznie o Polskę. Gry same w sobie powinny stanowić czystą rozrywkę, esencję radochy, której w szkole jakoś to nie zauważyłem (moje doświadczenia ze szkolnictwem to nieco odległe czasy, być może coś się od tego czasu zmieniło, w co szczerze wątpię), a próbę ich wprowadzania do systemu oświaty można jedynie porównać do opowiadania dowcipów facetowi siedzącemu właśnie na krześle elektrycznym. Szkoła <-> rozrywka, jak dla mnie dwie sprzeczności i nie trzeba być jakimś specjalnym anarchistą, żeby to zrozumieć. Generalnie, gdy teraz nad tym myślę, sam pomysł wydaje mi się wręcz absurdalny, nietrafiony i wręcz niesmaczny. I całe szczęście, że w Ministerstwie Oświaty pracują ludzie poruszający się jakby połknęli kij od miotły, z głowami zalanymi czyściutkim betonem, bo żadnemu z nich nigdy podobny pomysł nie przyjdzie nawet do głowy. Oczywiście cała sprawa nie tyczy się tzw. gier edukacyjnych, które moim zdaniem z grami maja tyle wspólnego co piernik z wiatrakiem. Apeluję więc: zostawcie nasze gry w świętym spokoju tam gdzie jest ich miejsce, czyli w salonach gier i w zaciszu domowym, gdzieś gdzie będzie można z nich czerpać czystą radość, bez nerwówki pod tytułem „o jezu, za 1/2h chemia, pewno znowu dostane po dupie”.

  4. Hmm prawde mowiac nie jestem przekonany czy gry maja potencjal w procesie edukacji . . . Przynajmniej te gry ktore znamy sa dla mnie raczej czysta rozrywka niz materialem edukacyjnym. Naturalnie odpowiednie przystosowanie gier, zblizenie ich bardziej do programow edukacyjnych mogloby odegrac calkiem istotna role, ale to wymagaloby chyba jednak przygotowania i napisania konkretnego softu majacego taka funkcje spelniac. Bo glebszym zastanowieniu Europa Universalis kojarzy mi sie jako najlepszy przyklad gry na lekcje historii. Ale po tym tytule juz dalej mam problem . . . no bo co wspomniany w tekscie Medieval ? Mozna . . . Ale kurde wlasnie gram Anglikami i poza wyspami podbilem calosc francji, kilka prowincji niemieckich, wlazlem w srodek hiszpanii, podbilem skandynawie, prowincje dzisiejszej litwy/lotwy/estonii – no nie wiem czy poza bitwami mogloby to jakos sluzyc edukacji ;PDoceniam intencje autora – zarysowal problem. Ale moim zdaniem ciezar poruszonej kwestii lezy gdzie indziej. W szkole nie ma miejsca na gry (wlasnie czytalem dzisiaj i sluchalem TOK FM gdzie mowiono o procesie edukacji i poruszono kwestie totalnie przepakowanego programu ktory w 3 letnim trybie ksztalcenia nie ma szans na realizacje. . . dolozenie do tego gier jest co najmniej nierealne. To co jest HIPER-WAŻNE to kwestia nauki i obycia z komputerem. Umiejętnosc wyszukiwania informacji, poruszania sie po stronach internetowych i ich oceny pod katem wiarygodnosci czy pewnosci informacji. Antywirusy, spyware, trojany – co to, skad to dlaczego to. Umiejetnosc zamowienia ksiazek w katalogach bibliotecznych WEBPAC i obsluga ich z zastosowaniem roznej skladni zapytania. Obycie dzieciakow z szumem informacyjnym do ktorego nasze mozgi nie sa najzwyczajniej przyzwyczajone i dostosowane – to jest wazne. Umiejetnosc dotarcia do informacji BEZ Google’a, znajomosc podstaw architektury sieci i protokolow/uslug sieciowych. Umiejetnosc zapisu/tworzenia/obrobki plikow graficznych ( w podstawowym zakresie) – problemy i tematy mozna wymieniac w nieskonczonosc – o znajomosci alternatyw dla Windowsa nie smiem marzyc – choc z punktu widzenia mlodego pokolenia ktore dos’a na oczy nie widzialo jest to rowniez bardzo wazne. Moze ktos powie ze mam za duze oczekiwania i to wszystko nierealne – ale jest to program do zrealizowania – wystarczy dobry informatyk i polozenie nacisku na temat. Tymczasem mamy pracownie ktore stoja i sa „strzezone” przez informatykow ktorzy patrza na rece. . . . litosci. Jak dzieciaki maja sie obyc z kompem skoro wpaja im sie ostroznosc „zeby nie zepsuc bo drogie”. . . Pokolenie ktore rosnie bedzie MUSIALO znac sie na informatyce, inaczej przegra wyscig z rowiesnikami z innych krajow. Jak porownuje informatyzacje np. w Niemczech i w Polsce – to jest z lekka szok. A to sie bedzie poglebiac jesli nic sie nie zmieni. Zastanawiam sie czy nie jestem zbyt surowy wzgledem gier. Bylo nie bylo na przygodowkach sierry, strategiach czy rpgach nauczylem sie angielskiego . . . No ale teraz sa spolszczenia czyli nawet ten argument bierze w leb. . Patrzac na to co sie dzis wyrabia w Ministerstwie Edukacji Narowoej mozna zaplakac. Nie nad mundurkami czy sytuacja finansowa nauczycieli ale nad krotkowzrocznoscia i brakiem wizji ludzi tam pracujacych. TERAZ jest czas na ksztalcenie ludzi w zakresie komputera. Plan lekcji ? W sieci. Dodatkowe materialy ? Na mail. Nie jest to trudne w realizacji a oswaja z komputerem. Juz nie wspominam o tym ze sa dzieci z ubozszych rodzin ktore o komputerze moga tylko pomarzyc. Jesli im szkola nie zapewni interakcji z komputerem i nie wyrobi umiejetnosci jego obslugi jako NARZEDZIA to zderzy sie z rynkiem pracy na ktorym bedzie mu brakowac podstawowych umiejetnosci. I wiem ze teraz to nie jest takie istotne, ale za pare(nascie) lat rynek pracy bedzie znowu inny. Proces edukacji powinien miec to na uwadze. W tokfm dzisiaj wlasnie mowiono ze powinna byc to wizja na dlugie lata. A to co widac w MEN to absolutny brak wizji w tej kwestii. Moim zdaniem w szkolach – nauka obslugi „spoleczenstwa informacyjnego”. Gry? Tak. Po lekcjach.

  5. Gunj, Digital_Cormac —> zgadzam się w pełni, że edukacja społeczeństwa na poziomie informatycznym jest niezwykle istotna, ale mnie bardziej chodzi o wykorzystanie gier jako jednego z narzędzi na lekcjach. Nie mówię, że mamy rozegrać kampanię w Medievala żeby pokazać im rozwój Europu w średniowieczu, ale np. wykorzystać go właśnie tylko po to żeby pokazać pewne prawidłowości na polu bitwy – np. że atak konnicy na przygotowanych pikinierów jest atakiem samobójczym. Albo strategie wykorzystania łuczników na polu walki. Rozumiem, że przy obecnej konstrukcji programów nie ma mowy o takiej „zabawie z historią” tylko mamy martwe wkuwanie kolejnych okresów, ale przecież można pomarzyć 🙂Bebe —> oj nie jedno Z niczym Zorro wyciąłem na pacjencie w tej grze „Life & Death” 🙂

  6. Bartoszu uwierz lub nie ale niektóre programy (historia, biologia, chemia) odchudzono i/lub rozbabrano w porównaniu do tego co było dekadę temu. Nie twierdzę, że za czasów 4 letnich LO było idealnie. Broń Boże! Ale to co teraz widzę w podręcznikach to włos mi się czasem jeży na głowie.

    • Bartoszu uwierz lub nie ale niektóre programy (historia, biologia, chemia) odchudzono i/lub rozbabrano w porównaniu do tego co było dekadę temu. Nie twierdzę, że za czasów 4 letnich LO było idealnie. Broń Boże! Ale to co teraz widzę w podręcznikach to włos mi się czasem jeży na głowie.

      Kotku – do nauczyciela przeca mówisz 🙂

  7. kocie —> masz w pełni rację – rozbabrano. A o tym co jest w podręcznikach nie musisz mi mówić – wiem, głównie obrazki 🙂

  8. Bo glebszym zastanowieniu Europa Universalis kojarzy mi sie jako najlepszy przyklad gry na lekcje historii. Ale po tym tytule juz dalej mam problem . . . no bo co wspomniany w tekscie Medieval ? Mozna . . . Ale kurde wlasnie gram Anglikami i poza wyspami podbilem calosc francji, kilka prowincji niemieckich, wlazlem w srodek hiszpanii, podbilem skandynawie, prowincje dzisiejszej litwy/lotwy/estonii – no nie wiem czy poza bitwami mogloby to jakos sluzyc edukacji ;P

    O ile mi wiadomo to właśnie w Zjednoczonym Królestwie z powodzeniem (?) wprowadzono lub noszono się z zamiarem wprowadzenia Medievala jako narzędzia, które ilustruje przebieg bitwy. W tej chwili nie mam czasu poszukać odpowiednich stron, ale jak ktoś chętny i zna angielski niech spyta kolege Gugla o pomoc.

  9. och kurcze no to wpadłem!! Pewnie pójdę do kozy :(A na poważnie. Kwestia fartuszków zdawała się problemem narodowym rozpalającym emocje. Za to chyba nikt nie zwrca uwagi na fakt wtrnego analfabetyzmu wśród młodzieży. Młodzież NIE czyta i nie mówię tu o lekturach ale o beletrystyce. Wiem, że nie odkrywam tu niczego nowego, ale znajomy pracujący w branży wydawniczej nie ma wesołej miny. Generalnie „czyta” pokolenie późne 20+. Dla nastolatka jest komórka i internet. Ile w tym przesady nie wiem, bo on lubi widzieć świat w czarnych barwach ale. . .

    • Za to chyba nikt nie zwrca uwagi na fakt wtrnego analfabetyzmu wśród młodzieży.

      A co tu się dziwić, że młodzież nie czyta? Ostatnio spotkałem się z faktem, iż jeden facet sprzedawał na allegro lektury w formie audio !!!. Po prostu nie moglem w to uwierzyć. Już nie sprzedaje się streszczeń, przy czytaniu tychże przynajmniej trzeba było się choć troszkę wysilić, teraz sprzedaje się audio na CD – zgroza i trwoga.

      • Jesli chodzi o gry to zadna sie nie nadaje, ale komputer jako taki sie nadaje bardzo, wlasnie do stworzenia nawet jakichs gierek. Mowcie co chcecie, ale obraz bardzo uatrakcyjnia nauke, i te podreczniki dzisiaj sa o wiele lepsze niz to co my mielismy (np. podrecznika od fizyki nie dalo sie czytac) I tu komputer bardzo moglby pomoc,by sucha wiedze (a taka chyba ciagle w szkole jest) pokazac troche w zyciu, ba, nie tylko pokazac, ale dac tez troche interaktywnosci. Byloby to nieco wiecej niz puszczane czasem programy edukacyjne na vhs.

        A co tu się dziwić, że młodzież nie czyta? Ostatnio spotkałem się z faktem, iż jeden facet sprzedawał na allegro lektury w formie audio !!!. Po prostu nie moglem w to uwierzyć.

        A dlaczego ta kampania, zeby czytac dzieciom, dlaczego czyta sie im przed snem ? Audiobooki sa zdaje sie calkiem powszechne na zachodzie, i to nie na aukcjach internetowych tylko normalnie w sklepach. Poza tym jest nawet program, ktory przeczyta ci kazdy tekst (calkiem fajnym kobiecym glosem) i nie trzeba sie gapic w monitor. Mam to po polsku, czasem uzywam, wlasnie zwlaszcza przed snem 🙂 Co w tym zlego ? Nie kazdy lubi meczyc wzrok, nie kazdy jest wzrokowcem. . . Czy slowo pisane bardziej oddzialowuje na wyobraznie ? Smiem watpic. Akurat to jest pozytywne, a nie niegatywne zjawisko. Jedyne co sie traci to wlasna interpretacja tonu glosu. W koncu audiobooka tak samo mozna na chwile zatrzymac, jesli jest jakis moment do glebszych przemyslen.

        Już nie sprzedaje się streszczeń, przy czytaniu tychże przynajmniej trzeba było się choć troszkę wysilić, teraz sprzedaje się audio na CD – zgroza i trwoga.

        Nie bardzo rozumiem roznice w wysilku po uslyszeniu/przecztaniu slowa. Jedynie taka ze wzrok sie szybciej meczy niz sluch. Gunj:O co ci chodzi z docieraniem do informacji w internecie bez uzycia google ?

        • . . . Co w tym zlego ? Nie kazdy lubi meczyc wzrok, nie kazdy jest wzrokowcem. . . Czy slowo pisane bardziej oddzialowuje na wyobraznie ? Smiem watpic. Akurat to jest pozytywne, a nie niegatywne zjawisko. Jedyne co sie traci to wlasna interpretacja tonu glosu. W koncu audiobooka tak samo mozna na chwile zatrzymac, jesli jest jakis moment do glebszych przemyslen. Nie bardzo rozumiem roznice w wysilku po uslyszeniu/przecztaniu slowa. Jedynie taka ze wzrok sie szybciej meczy niz sluch.

          Widzisz Poslo, może to ja jestem z innej epoki, może współczesne czasy mnie troszkę wyprzedziły, sam nie wiem. Wiem za to jedno, nic nigdy nawet nie zbliży się do klimatu podczas czytania książki. Czytania, nie słuchania, oglądania itd. Nie będę się tu rozwodził czym jest Książka i czym różni sie od innych form przekazu, bo to jakby dyskusja na inną okazję. W skrócie audiobook i książka maja się do siebie tak, jak kilkudziesięcioletnie leżakowane wino i czterodniowy jabcok. Treść niby ta sama, ale jakby forma troszkę inna.

      • A co tu się dziwić, że młodzież nie czyta? Ostatnio spotkałem się z faktem, iż jeden facet sprzedawał na allegro lektury w formie audio !!!. Po prostu nie moglem w to uwierzyć. Już nie sprzedaje się streszczeń, przy czytaniu tychże przynajmniej trzeba było się choć troszkę wysilić, teraz sprzedaje się audio na CD – zgroza i trwoga.

        Akurat audio booki uważam za świetny pomysł i jestem niepocieszony, że tak mało się ich wydaje u nas. Są lektury, które według mnie są niesamowicie ciężkie do przeczytania. Nie wszystkie też teksty muszą ci się od razu podobać. Wiem po swoim przykładzie. W czasach szkolnych na przykład nie dałem rady przeczytać Ferdydurke. Głupie się wydawało. Niedawno jednak miałem przyjemność zetknąć się z tą książką czytaną przez Piotra Fronczewskiego. Nie dość, że książkę bez problemu skończyłem to jeszcze muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobała. Fronczewski odwalił kawał dobrej roboty czytając ją, a ja dzięki temu byłem wreszcie w stanie docenić ten utwór. Przypomnijcie sobie na przykład „Nad Niemnem”. Ta książka to katastrofa. Nudna. Czyta się fatalnie. Nie znam zbyt wielu osób, które ją skończyły w czasach szkolnych. Gdybym miał ją wtedy jako audibook to może by się udało przez to przebrnąć. Mam zresztą jeszcze jeden dobry przykład – „Pan Tadeusz”. Książka, która absolutnie mi się nie podobała. Gdyby nie spotkania po lekcja, podczas których słuchaliśmy słuchaliśmy tej powieści nagranej jeszcze na płytach winylowych to najprawdopodobniej nigdy bym tego dzieła nie przeczytał. Nie twierdze, że dzięki temu „Pan Tadeusz” mi się spodobał. Przeciwnie. Nadal mi się nie podoba. Jednak dzięki audiobookowi znam go od początku do końca i nikt mi nie zarzuci, że krytykuje, a nie znam. Wcale też nie twierdze, że tylko lektury powinny wychodzić w formacie audio. Ja w samochodzie w drodze do pracy zamiast słuchać radia lub muzyki z płyt, słucham właśnie audiobooków. Pomysł ten zaczerpnąłem od Stephena Kinga i szczerze mówiąc zazdroszczę mu, że ma taki wybór. Jestem też przekonany, że szerszy rynek audibooków w Polsce miałby tylko pozytywny wpływ na stan czytelnictwa. Także w szkołach.

  10. wystarczy dobry informatyk i polozenie nacisku na temat.

    W moim byłym LO jest świetny (a przynajmniej bardzo niezły) informatyk (co prawda Linuksa nie znał ale wraz z kilkoma kumplami szybko to naprawiliśmy :>), ale cóż, nikt nie jest cudotwórcą. Chodziłem do klasy informatycznej a miałem. . . 3h informatyki w tygodniu. . . . Nie mówiąc już o tym, że dla większości (informatycznej wszak) klasy narysowanie prostej łódeczki w Corelu czy zrobienie najprostszej tabelki w html’u == mission impossible. . . Nie muszę chyba mówić co się działo jak mieliśmy podstawy podstaw programowania w Visual Basic’u. . .

  11. Jolo :1. Ale jakie gry mieliby uzyc ??? Medieval ? No moze ten jeden tytul , a konkretnie bitwy z niego. Moze taka jedna strategie, Academy Art of War czy jakos tak , stara taka, tytul pewo ostro przekrecilem ;] Combat Mission juz nie, uczniowie by cie wysmiali. . . Jeszcze jedyne ktore moze jakos moznaby uzyc to symulatory lotnicze zeby pokazac realia walki powietrznej. Jest jeszcze jedna gierka shareware w ktorej odtworzone jest zabojstwo Kennedyego. Reszta nie ma absolutnie zadnych walorow edukacyjnych, co z tego ze toczy sie w jakis relaiach,skoro prawdziwe wydarzenia sa okrojone do jakiegos modelu stworzonego dla samej mechaniki gry. Mozna jednak stworzyc gry ktore by sie bardzo nadawaly – co prawda ich gameplay roznilby sie od tych branzowych i bylby ukierunkowany bardziej edukacyjnie, ale to juz jak najbardziej moznaby potraktowac powaznie. Mechanika musialaby byc na maxa prosta, zeby nie rozpraszac w poznawaniu zagadnienia. Byc moze to nisza na rynku ktora ktos sprytny kiedys wykorzysta. I tu opinia o grach nie mialaby zadnego znaczenia, bo bylyby pozyteczne, rodzice sami pewno by sie zdziwili o ile lepiej dzieci wiedze przyswoily. Wiesz, jak gralem w to wspomniane strzelanie do Kennedyego to dokladnie wiedzialem ktory strzal gdzie trafil – bo sam bylem strzelcem i za zadanie bylo wykonac to tak samo , jak ten caly Oswald (no akurat to nie jest dobry przyklad gry o nieskazitelnej reputacji 🙂 Ale pokazuje o ile latwiej sie zapamietuje )3. Nie trzeba na lekcji, mozna to dawac do domu. 4. I to byloby moze dobre lekarstwo, w koncu jeden obraz wart 1000 slow. Interaktywne symulacje wydarzen o wiele szybciej weszly by do glow niz gadanina nauczyciela. Jestem tego pewien. 5. A, skojarzylo mi sie jeszcze do biologii juz jeden tytul jest – Ganja Farmer 🙂 Do chemii tez – Atomix 🙂 Z reszta jak sie zastanowic to akurat to sa przedmioty ktore bardzo sie nadaja, wystarczy troche wyobrazni:)6. Sad but true. Ale wlasciciele szkol prywatncyh mogliby o tym poomyslec.

  12. kot —> niestety z wielką przykrością muszę się z Tobą zgodzić. Pracuję z jednymi z najlepszych dzieciaków w Łodzi – mocno wyselekcjonowanymi,a i tak widzę wśród nich rzadziej książkę niż widywałem je w swoich licealnych czasach. Oczywiście są tacy, którzy czytają dziesiątki czy setki rocznie i są cholernie inteligentni, ale są tacy (i ich z roku na rok jest coraz więcej), którzy kiedy mówię coś o przeczytaniu książki (i nie mówię tu o podręczniku czy książce historycznej) to patrzą na mnie trochę jak na wariata równocześnie szukając w kieszeni komórki żeby napisać kolejnego SMSa. . . Sad but true

  13. jolo hmm proponuję comiesięczny kącik mola książkowego „Wiking poleca” :PChociaż nie. Nie ten profil serwisu mimo wszystko 😉

  14. Gry jakoś zdecydowanie mi się nie kojarzą ze szkołą. To rozrywka w domowym zaciszu. A dzieci grający w szkole w ramach lekcji? Co by na to rodzice powiedzieli. Zwłaszcza Ci zacofani, którzy gry traktują jak coś złego. Może za ileś lat, powiedzmy 30 taki pomysł wejdzie w życie. Ja jednak wolałbym traktować gry jako odstresowywacz po szkole. Jako rozrywkę. Z drugiej strony łączenie przyjemnego z pożytecznym jest bardzo dobre i mocno smakuje. W sumie pomysł popieram, jako fan gier.

  15. @poslo”O co ci chodzi z docieraniem do informacji w internecie bez uzycia google ?”Chodzi mi o nauczenie ich ze sa inne sposoby na znalezienie informacji niz wklepanie w google’a. – grupy dyskusyjne na usenecie, fora internetowe, inne wyszukiwarki. Internet nie konczy sie na google’u a bardzo wiele osob wychodzi z zalozenia ze „jak nie ma w googleu to nie ma w ogole”. . . Tymczasem google to firma ktora jak kazda chce zarabiac pieniazki. Monopol jednej firmy (niewazne jak przyjaznej i milej) na dostep calego spoleczenstwa do informacji to nie jest dobry pomysl. Nie mowiac o tym ze adsense kompletnie wypaczyl rezultaty googleowe. Scraping wikipedia i kradziez contentu do stron generowanych automatycznie tylko po to zeby wyswietlic reklamy i zlapac klikniecia to cos normalnego. Ostatnio uzylem zapomnianej altavisty i dotarlem do ZUPELNIE innych rezultatow niz google. Nie bede wspominal o tym ze google (podobnie jak gmail) zbiera KAZDE zapytanie wpisywane do ich silnika razem z adresem IP czasem zapytania etc etc. i przetrzymuje je na ZAWSZE. Czy to dobry czy zle – to kazdy sobie moze sam odpowiedziec. Ja po poznaniu pewnych faktow przestalem uzywac google bezposrednio. Na startowa strone mam ustawiony scraper „scroogle”. Zabija ciacho, id sesji, ip i przechowuje dane przez 48h anie przez „wiecznosc” jak google. Czy ma to znaczenie rzeczywiste? Watpie. Czy jest to swego rodzaju manifest przeciwko wszechmocy i wszechwiedzy google’a ? Absolutnie. Mialem na mysli to zeby nowi userzy internetu mieli przynajmniej SWIADOMOSC ze google i windows to nie koniec krajobrazu informatycznego. Szkola powinna tego uczyc a nie widze zeby wpajala swiadomosc tego typu. Nie chcialem offtopicu tu robic ale zostalem zapytany – to moja opinia.

  16. Jak zapytasz o cos na usenecie, albo na forach to wlasnie czesto ci wypomna brak umiejetnosci korzystania z google ;] Poza tym o ile pamietam to dane te ponoc nie sa zachowywane na zawsze. Ale zgodze sie ze szkola powinna dawac swiadomosc alternatyw, np. pokazac ze Linux to nie jest juz jakis system dla maniakow, tylko zwyczajny wygodny tak jak Win system do domu (o ile ktos nie gra 🙂 )

  17. Prawda – ask google jest czesto odpowiedzia na usenecie. Ale zwykle jest to reakcja na pytanie przewijajace sie regularnie i na ktore wszyscy maja juz dosc odpowiadania. Nie mowie nie korzystac z google’a w ogole ale miec, jak to trafnie napisales „swiadomosc alternatyw” i wiedziec gdzie sie udac jesli nie znajdziemy tego co potrzebne. Co do linuxa – zgadzam sie w pelni ze powinni uswiadamiac. Niemniej wlaze na strone distrowatch. com i widze grubo powyzej SETKI roznych dystrybucji. Nie potrafie zrozumiec DLACZEGO nie mozna stworzyc jednej (np. takie ubuntu ++ czy inna nazwa) ktore byloby banalne w obsludze ? Wiem ze ubuntu jest juz latwe i dobre ale jednak trza to zrobic jeszcze bardziej intuicyjnym niz jest teraz zeby masy wyemigrowaly. Mamy 100 distro i ani jednego „for dummies” ?? Dziwna sprawa. .

  18. digital:Nie zgodze sie, wiec widac to calkowicie subiektywna kwestia. W sumie czemu rozmowa na inna okazje, takie OT lekkie tez chyba moze byc.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here