Red Faction: Guerrilla w wersji na urządzenie Microsoftu miałem okazję zrecenzować na początku września (zapoznanie się z tym tekstem gorąco polecam). Z pewną ciekawością chwyciłem jednak za konwersję na PC, zastanawiając się, czy spore grono graczy faktycznie miało na co czekać. Z przykrością należy stwierdzić, iż studio Reactor Zero, odpowiedzialne za przeniesienie gry z konsol, nie postarało się zbytnio zrekompensować trzymiesięcznej obsuwy.

Powrót

Obowiązkowa ponura mina i wybuchy w tle

Dla osób „świeżych” w temacie należy się kilka słów wprowadzenia. Mamy rok 2125. The Earth Defense Force, ugrupowanie będące naszym sojusznikiem w poprzednich latach, zaczyna zdobywać coraz większą władzę, niekoniecznie wykorzystując do tego pokojowe środki. Ziemia cierpi na brak surowców, a ich nowym podstawowym źródłem stały się kopalnie na Marsie. Nacisk wielkich korporacji, a co za tym idzie i układy polityczne sprawiły, że EDF zaczęło wykorzystywać górników, doprowadzając zamieszkałe tereny planety do poziomu niemal podręcznikowego feudalizmu. W myśl zasady „a gdzie ucisk, tam i bunt”, narodziło się Red Faction. Zmienione, odświeżone, ale wciąż z jednym głównym celem – zapewnieniem swobody.

Gra nigdy nie aspirowała do miana czegoś bardzo ambitnego, a jej twórcy od zawsze skupiali się na elemencie wszechobecnej destrukcji, która jest naszym głównym motywem dla podróżowania przez poszczególne strefy czerwonej planety. Obrany schemat, pozwalający nam na przebieranie w poszczególnych „zleceniach”, sprawdził się dobrze w wielu innych grach, w tym chociażby w serii Grand Theft Auto, i również w takich klimatach ma swój urok.

Więcej, ale czy na pewno?

Pecetowe wydanie RFG zostało wzbogacone o trzy dodatki typu DLC (downloadable content), które w ostatnich miesiącach opublikowano na Xbox Live oraz PlayStation Network. Oszczędność jest niemała, ponieważ w portfelu zostaje nam kilkanaście dolarów. Za najbardziej udany z nich uważam pierwszy, skupiający się wyłącznie na rozgrywce dla pojedynczego gracza. Jest on zarazem prequelem głównej historii, stanowi więc znakomite wprowadzenie do dalszej zabawy.

W Demons of the Badlands, bo o nim mowa, wcielamy się w postać płomiennowłosej Samanyi, należącej do buszującego po Marsie ugrupowania Marauders. Przed nami 3 pełnoprawne misje, które wykonamy w oddzielnej dzielnicy czerwonej planety – Mariner Valley. DotB jest kwintesencją tego, co najlepsze w podstawowej kampanii Red Faction: Guerrilla i przygodach Aleca Masona. Zapas ładunków wybuchowych i broń o odpowiednio dopasowanej sile rażenia sprawiają, że cieszymy się niezobowiązującą rozwałką. Niestety radość jest krótka, bo add-on starcza nam wyłącznie na kilka godzin. Oczywiście poza głównymi zadaniami czekają na nas jeszcze „znajdźki” pod postacią Marauder Power Cells oraz akcje wypadowe, tym razem znane jako Marauder Actions.

Bida panie, bida…

Jazda wydaje się przyjemniejsza

Polacy nie mogą mieć łatwo, co częstokrotnie starają się przekazać nam wydawcy gier. W przypadku polskiego wydania RFG na PC objawia się to na dwóch płaszczyznach. Przede wszystkim na rodzimym opakowaniu nie pojawia się żadna wzmianka o obecności w grze systemu Games for Windows – LIVE. Jednak pierwsze uruchomienie i próba rozpoczęcia zabawy – niespodzianka, niespodzianka! – wiążą się z koniecznością połączenia z usługą Microsoftu. Jest to o tyle idiotyczne, że skoro i tak jest ona wbudowana, czemu nie informuje się o niej gracza? A jeżeli już nie powinna się znaleźć oficjalnie, dlaczego nie została poprawnie wycięta? Potrzeba było kilku prób, aktualizacji i manewrów, by połączyć się z platformą. A korzyści, jak się okazało, są znikome.

Wszystko dlatego, że w polskim wydaniu, przynajmniej na płycie, nie uświadczymy wspomnianego DLC. Notki o tym, że jesteśmy poszkodowani w porównaniu z graczami z innych krajów, rzecz jasna nie uświadczymy. Gorzki zawód następuje w momencie wejścia do głównego menu.

„Wypadeczek”

Dopiero „dziennikarskie dochodzenie” pozwoliło mi uzyskać informację, że klucz, którym rejestrujemy grę po instalacji odblokowuje ją także w ramach platformy Impulse. By dostać dostęp do rozszerzeń, należy pobrać całość na dysk i przekopiować odpowiednie pliki. Mając przed sobą wizję pobierania dodatkowych 7 GB, prawdopodobnie wielu z kupujących stwierdzi, iż historia Samanyi oraz dodatki do innych trybów nie są warte takiego zachodu. Niejako z założenia polska wersja traci więc jeden z nielicznych plusów wydania pecetowego.

A miało być…

Pozostawiając na boku ułomność rodzimej edycji i kwestie związane z DLC, RFG stanowi całkiem przyjemny produkt. Sandboksowa rozgrywka, pozwalająca nam na w miarę swobodne dobieranie celów i wykonywanych misji, sprawdza się równie dobrze co na konsolach. Duża rolę odgrywa tu sterowanie, całkiem standardowe, ale przy tym intuicyjne i dobrze rozplanowane. Być może jest to wrażenie związane z długim odstępem czasu od momentu, gdy grałem w wersję z Xboksa 360, jednak część z misji, zwłaszcza tych związanych z wykorzystaniem pojazdu, sprawia wrażenie prostszych, bardziej przystępnych. Oczekiwałem czegoś zgoła innego.

Mimo upływu czasu dokonywana przez nas demolka wciąż cieszy oko. Silnik Geo-Mod 2.0, wsparty przez Havoka, sprawuje się przyzwoicie, choć z pewnością z poczciwych blaszaków dałoby się wyciągnąć znacznie więcej. Najbardziej boli fakt, że o ile możemy niszczyć większość napotkanych konstrukcji, wciąż nie uszkodzimy podłoża. Przyjęta formuła sprawdza się jednak należycie, a odpowiednie podkładanie ładunków czy korzystanie z naszego supersilnego młota daje kupę frajdy. Patrząc na efekty, jakie uzyskano w innych grach wydanych jesienią (chociażby w pecetowym Batman: Arkham Asylum), aż w oku kręci się łezka, że pracownicy Reactor Zero wykonali jedynie konwersję, a nie poprawioną edycję całej gry. Nadzieje na jeszcze bardziej efektowną rozwałkę musimy więc odłożyć do czasu premiery Red Faction 4, o ile takie kiedyś powstanie.

Złapani w sieć

Zaraz wszystko runie…

Poza standardową porcją głównych i pobocznych zadań, RFG oferuje kilka typów zabawy z innymi graczami. Nie różnią się one w żaden sposób od tych znanych z konsoli i tak jak one rozszerzane są przez wspomniane już dwa kolejne dodatki DLC. W Ekipie Rozbiórkowej, a więc trybie przypominającym „gorące siedzenia” (zmieniający się gracze) ścigamy się z czasem, jak również z wynikami konkurentów, demolując wszystko naokoło w taki sposób, by zasiać zniszczenia szersze niż inni. Przez Internet pogramy w odpowiedniki dość standardowych rozgrywek – deathmatch, także drużynowy, znany jako Anarchia, Capture the Flag (wyścig po dany przedmiot) czy King of the Hill (obrona bazy, konkretnego punktu lub wręcz przeciwnie – dzika szarża na fortyfikacje wroga). Niestety im dalej od premiery gry tym trudniej jest znaleźć odpowiedni skład do zabawy.

Wspomniane wcześniej Games for Windows – LIVE wprowadza jeszcze jeden element typowy dla konsol – achievementy. Nie zauważyłem w nich różnic z listą znaną z Xboxa 360, co jest zresztą plusem, ponieważ skutecznie przedłużają one żywotność produkcji Volition Inc. (lepsza taka motywacja niż żadna…). Autorzy nagradzają więc nas za oczyszczenie poszczególnych sześciu sektorów Marsa, wykopanie wszystkich złóż rudy (zajęcie dla osób z nadmiarem wolnego czasu i dobrą mapą…) czy kilka standardowych osiągnięć w rozgrywkach wieloosobowych.

Koniec i bomba…

Wersja na PC to w dużym stopniu przykład zmarnowanego potencjału. Zapas czasu, jaki pojawił się po przesunięciu premiery, dał twórcom możliwość istotnego rozszerzenia swojego dzieła. Nie pojawiło się zbyt wiele różnic graficznych, brak tu dodatkowego contentu, a w naszym przypadku obraz psuje także niedorobione polskie wydanie. Z perspektywy czasu lepiej jest kupić edycję konsolową po jakiejś promocyjnej cenie (wersję na X360 zrecenzowałem w tym miejscu) i pojedynczo zakupić preferowane przez siebie add-ony. Przynajmniej nie odczujemy, że ktoś śmieje się nam prosto w twarz.

Dwie pierwsze odsłony serii Red Faction spotkały się z naprawdę mieszanym odbiorem, zwłaszcza ze strony prasy. Dorobiły się one jednak dość pokaźnej grupy miłośników, która bardzo ochoczo przyjęła wieść, iż powstaje część trzecia. Wydana w naszym kraju w drugiej połowie czerwca 2009, pojawiła się pierw w wersjach na konsole Xbox 360 i PlayStation 3. Na edycję przeznaczoną dla komputerów osobistych musieliśmy zaczekać mniej więcej kwartał.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

5 KOMENTARZE

  1. „Jest to o tyle idiotyczne, że skoro i tak jest ona wbudowana, czemu nie informuje się o niej gracza?” – poniewaz ludzie w Polsce omijaja gry z tym zalosnym systemem MS. Wiec co? Klamstwo, a pozniej „na drzewo” klienta.

  2. Dodajmy jako „extra” fakt, ze gra na kartach ATI miewa problemy. Nie wiem czy juz wyszedl nowy patch/stery ale na 4870 gra niby plynna (FPS) to jednak bardzo wyraznie miala „spowolnienia”. Szczegolnie jak uzywamy pojazdow. Bardzo podobne zjawisko do tego co mozna zaobserwowac w NFS:Shift (swoja droga patch juz jest, stery w drodze).

  3. Pierwsza część była bardzo dobra, wiem bo przeszedłem ją trzy razy. Dwójka, choć bardziej konsolowa (i nie jest to niestety komplement) i „płaska” również zaliczona. Gdy dowiedziałem się, że będzie nowa część, byłem ciekaw co z tego wyjdzie. Niestety gdy dowiedziałem się, że nie będzie to już FPP, darowałem sobie. Seria miała potencjał, ale Volition poszedł po najmniejszej linii oporu i wypuściło coś, na co szkoda mi czasu.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here