Od zarania dziejów przemysł filmowy przymierzał się do wykorzystania potencjału, drzemiącego w grach komputerowych. Takie sHITY jak Street Fighter (nota bene ostatni film Raula Julii) czy Super Mario Bros (udział Roxette gratis) od początku zapowiadały kłopoty. To, co wyczynia Uwe Boll w swoich kolejnych produkcjach, przechodzi ludzkie pojęcie. Chris Roberts całkowicie zdemolował swoje dziecko, czyli Wing Commandera, co mnie akurat boli szczególnie. Jedyny średnio ciekawy film na podstawie gry komputerowej to chyba Silent Hill, ale może to dlatego, że nigdy nie grałem w żadną z części tego konsolowego hitu, więc film nie miał mi czego zepsuć. Jednym słowem – jest fatalnie.

Ze wszystkich zakątków świata dochodzą protesty, aby „pliz zaprzestać” tworzenia tego typu koszmarków, a jednak wciąż znajdują się pieniądze na kolejne nędzne podróbki Dooma, Bloodrayne czy House of the Dead. Racja, filmy te tworzone są zwykle z wykorzystaniem niewielkiego budżetu, a fani gry zwykle i tak i tak idą „zobaczyć co to takiego”, więc filmy te zapewne nie zawsze przynoszą straty. Ale myślę, że jest też druga strona medalu – wszyscy ci producenci, reżyserzy, a nawet aktorzy biorący udział w tego typu przedsięwzięciach cały czas liczą na to, że w końcu trafi się hit. I on się w końcu trafi.

Bo niby dlaczego Ian Fleming miałby odnieść sukces, pisząc książki o Jamesie Bondzie a następnie sprzedając je wytwórni filmowej do zobrazowania, a taki na przykład Brian Fargo nie? Najlepsze scenariusze gier komputerowych w niczym nie ustępują najlepszym książkom, które przecież bardzo często są porządnie adaptowane na scenariusze. Gdyby książki o 007 trafiły w ręce kiepskiego producenta i nędznych reżyserów, też na pewno dzisiaj byłyby symbolem szmiry i bezradności. Ale akurat ta seria „chwyciła” i teraz bycie Bondem to prawdziwa gratka dla każdego brytyjskiego aktora (ponoć inni grać nie mogą – zapisał to w testamencie sam Fleming).

I któraś adaptacja gry komputerowej też „chwyci”. W końcu ktoś – niekoniecznie z wielkim budżetem i pierwszoplanową gwiazdą – sfilmuje jakąś grę tak, że spodoba się to masowej publiczności. A wtedy będzie już z górki. Nikomu nieznany reżyser nagle wskoczy na top, drugoplanowa gwiazdka zostanie dostrzeżona przez tłumy. Powstanie sequel, potem „trójka” i „czwórka”, a w końcu filmowy żywot tej „franczyzy” przeskoczy nawet swój pierwowzór, czyli grę wideo. Filmowcom na pewno zależy na tym, żeby taki przykładowy Sam Fisher znany był bardziej z ich obrazów, niż z produkcji Ubisoftu. I próbują. Kombinują. Jak nie pchnąć, to pociągnąć. I w końcu to się uda.

Nie wiem, ile czeka nas jeszcze gniotów, ile razy będziemy zgrzytać zębami, bo jakiś reżyserzyna (wow, ale mi wyszło) zechce realizować swoje dziwne pomysły i niszczyć nasze ukochane gierki. Ale w końcu, kiedyś, gdzieś, jakiś dziwny pomysł wypali. A żeby być pierwszym, trzeba próbować. Nie wiem, czy kiedy to w końcu się uda, to będzie dobrze dla naszej branży, czy może nie… może jeszcze zatęsknimy za czasami, kiedy nikt się sfilmowanymi grami nie interesował, a my nie przyjmowaliśmy do wiadomości ich istnienia. Ale to się jeszcze zobaczy 🙂

[Głosów:0    Średnia:0/5]

14 KOMENTARZE

  1. Malacar przedstawiony przez ciebie scenariusz jest prawdopodobny. Ja chyba nawet znam sposób by jego realizacje przyśpieszyć. Trzeba by wyeliminować Uwe Bowlla. Facetowi udało się zeszmacić kilka licencji, z których mógł powstać niezły film akcji, a teraz po „sukcesie” Uwe nikt ich już nie tknie. Nie twierdzę, że on jest jedyny, który robi takie szmiry ( bo mamy jeszcze gości od DOOMa i Hitmana na przykład ). On jednak naprodukował tego tyle i w dodatku przymierza się do kolejnych, że ograniczenie jego udziału w tej niszczycielskiej działalności mogłoby znacznie przyśpieszyć realizację tego pozytywnego scenariusza z bloga.

  2. silent hill ? ja nie gralem w zadna czesc a filmu nie potrailem strawic. . . moja zona podobnie. natomiast – o czym juz pisalem – resident evil choc moze malo ambitny da sie ogladac. da sie ogladac i ma ten fajny specyficzny klimat (teraz czytam komorke kinga i jest to samo ;))co do scenariusza ktory ‚chwyci’ – stawiam na system shocka i mam nadzieje ze sie nie pomyle 😉

  3. Nie uważam aby filmy Uwe Bolla były gorsze od przeciętnych filmów akcji klasy B. Natomiast Wing Commander oraz Resident Evill pierwsza i ostatnia część bardzo mi się podobały. Doom natomiast był niezły także Mario Brossa kiedyś obejrzałem z przyjemnością. Hitmana nie oglądałem gdyż do koszalińskich kin ostatnio nie dociera większość filmów. Czekam na DVD.

  4. Zastanawiam się, czy nie zadziałałaby w naszej branży analogia z branży komiksowej? W sensie – co by się stało, gdyby to twórca gier zrobił film? Tam przez całe lata tłuczono kolejne ekranizacje kolejnych *-manów w klimacie kina familijnego, aż przyszedł taki Frank Miller i zrobił po swojemu. Ciekawi mnie, co by powstało, gdyby któremuś z „wielkich” barnży growej ktoś wręczył wagon kasy i powiedział „masz, zrób film”. Insza inszość, że po latach tłuczenia papki dla nieletnich branża komiksowa mocno wydoroślała. Z ostatnich doświadczeń filmowych – obejrzałem Hitmana, przy czym nie grałem w żadną grę z serii. Film zrobiony nieźle, ale głupi, jak kilogram bananów. 🙂 Szkoda, bo kilka pomysłów w filmie było niezłych, kilka pomysłów mocno niewykorzystanych, niestety fabuła jako całość sztampowością i naiwnością grzebie całe dzieło.

  5. A według mnie poprostu źle podchodzicie do takich filmów. Film na podstawie gry nie ma być filmem wysokich lotów. Jest robiony przez średnich reżyserów za małe pieniądze. Takie filmy nie są robione dla kinomaniaków tylko dla graczy którzy skończyli doma i z ciekawości idą zobaczyć jak ich gra wyglądała by w kinie. Jeżeli przyjmiecie odpowiednie podejście mniej więcej takie jak oglądanie głupich filmów z youtube to wszystko wygląda inaczej. To tak jakby oglądać jakiś serial dla pań i czepiać się reżyserii kiepskich aktorów czy bezmyślnego scenariusza ( dla panów oglądanie tych tasiemców było by w zdecydowanej większości karą a panie oglądają to z przyjemnością ) . Tak samo w tym przypadku filmy z grami są dla określonej grupy i aby je oglądać trzeba mieć odpowiednie podejście.

  6. A mi się marzy, żeby kiedyś film pełnometrażowy, oparty na którymś ze swoich hitów, stworzył Blizzard. Wszystko jedno żywi aktorzy czy komputerowa animacja. Nie wiem, czy macie podobne zdanie, ale praktycznie każdy filmik ze starcrafta, warcrafta III, czy nawet diablo II powodował chęć obejrzenia tego na dużym ekranie. Wiem, że mistrzowie krótkiej formy niekoniecznie sprawdzą się przy filmie pełnometrażowym, ale przecież ich scenariusze są bardzo „filmowe”.

  7. Jedyny średnio ciekawy film na podstawie gry komputerowej to chyba Silent HilMortal Kombat jedynka jest dobry, potrafi przeniesc w swiat gry i nie jest dretwy. Nie nalezy kojarzyc z serialem ktory byl po nim, ten to byl hitem formatu Power Rangers :)Nienajgorszy byl tez Resident Evil 1, ale tam bylo znacznie wiecej sieczki :> RE 2 bylo gorsze, a RE3 to pierwszy film od lat, ktorego nie obejrzalem do konca i przelecialem na ‚forwardzie ‚. . .

  8. Racja, RE1 też był nawet nawet. . . Tomb Raidery dało się obejrzeć. . . Ale generalnie to poniżej przeciętnej. . . niestety.

  9. Wg mnie z filmów o grach jak dotąd najlepiej chyba wypada Tomb Raider. Osobiście podobało mi się, że najemnicy podczas ataku na chałpę Lary robili swoje. Jedna grupa zabawiała panią Croft rozgrzanym ołowiem, a druga w tym czasie kradła zegar. No i używali porządnej broni Heckler & Koch G36k.

Skomentuj Piotr Biernawski Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here