A dla mnie nie. Produkcja THQ troszkę zbyt natarczywie inspiruje się dziełem Rockstara. Next-genowa zrzynka z San Andreas jest tuż za rogiem i to w obrazkach.

Na nową odsłonę „Samotnego w Ciemnościach” czekałem z niecierpliwością. Byłem wielkim fanem stareńkiego, pierwszego AitD. Przygody w nawiedzonej posiadłości do dziś wzbudzają we mnie dreszcze. Ta gra miała wszystko! Bardzo ładną, jak na swoje czasy oprawę graficzną, niezwykle dobrze wkomponowane w akcję zagadki logiczne i klimat rodem z powieści H.P Lovecrafta. Oryginalne przygody Edwarda Carnby’ego stworzone przez Frédéricka Raynal’a są do dziś jedną z moich ulubionych gier. Co więcej tytuł ten określił trend za którym podążyli twórcy takich hitów jak Resident Evil czy Silent Hill. Legenda „Samotnego…” rosła, pojawiły się kolejne części (osobiście uważam, że nie tak dobre jak jedynka), ale prawdziwy przełom nadszedł w 2001 roku w momencie pojawienia się czwartej odsłony programu. Zrezygnowano z klimatu cudownych lat 20 ubiegłego wieku i naszego detektywa umiejscowiono w realiach nam współczesnych.

Kultyści w Central Parku?

Fani kręcili nieco nosem, ale sama gra była całkiem przyzwoita. Szczególnie na tle filmu Uwe Bolla, bazującego luźno właśnie na fabule Alone in the Dark: Koszmar Powraca. Nieprzypadkowo wspominam o dziele słynnego niemieckiego reżysera. Najnowszy AitD jako żywo przypomina mi nomen omen koszmarny film z Christianem Slaterem i Tarą Reid w rolach głównych. Co ciekawe, pierwsze minuty gry wcale nie zapowiadały niczego złego.

Uwe Boll straszy

Narada…

Oto on! Główny bohater nowego Alone in the Dark Edward Carnby. Na początku jednak nie wie, że on to On. Ponieważ biedaczek ma amnezję. Leży zatem bidula na kozetce w jakimś hotelu. Wzrok ma zaćmiony, a jakiś niemiły pan (chyba kultysta!?) ma wyprowadzić Edwarda na dach i no cóż… ani chybi zastrzelić jak psa. Zanim jednak sczeźniemy marnie nafaszerowani ołowiem dzieje się coś nieoczekiwanego. Hotel zaczyna trząść się w posadach, na ścianach pojawiają się zaś dziwaczne pęknięcia, a nasz niedoszły kat zostaje po prostu pożarty przez sam budynek!

Tu właśnie zaczyna się nasza szalona eskapada prowadząca od walącego się hotelu i ulic Manhattanu, aż do Central Parku, który skrywa przed śmiertelnikami straszliwą tajemnicę. Jakżeby inaczej.

Jaka piękna katastrofa…

Ciemno i straszno?

Gdyby ktoś zapytał mnie która gra 2008 roku jest najbardziej związana z szeroko pojętą „kulturą popularną” lub jak kto woli ma największe związki z Hollywood to zapewne większość oczekiwałaby, że odpowiem – Grand Theft Auto IV lub ewentualnie Saints Row 2. W końcu nic tak ostatnio nie elektryzuje graczy na całym świecie w trwającym właśnie wakacyjnym sezonie ogórkowym jak informacja o byłej gwieździe porno zaangażowanej w promocję tej ostatniej produkcji. Oczywiście pomijam tu osoby, które czytając powyższe słowa i miętosząc przysłowiowy moherowy beret poczuły dyskomfort znajdując słowo „porno” tuż obok „kultura” – te już zapewne dzwonią po Ojca dyrektora. No, ale dość tego wywodu. Zapewne nikomu na myśl nawet nie przyszło, że za fabułą piątego Alone in the Dark kryje się prawdziwy tuz, któremu do pięt nie dorasta… no cóż praktycznie żaden scenarzysta z branży gier. Atari nie szczędziło grosza i Eden Studios zatrudniło nie byle kogo. Za historyjkę opowiedzianą w nowym AitD odpowiada Lorenzo Carcaterra. Nic wam nie mówi to nazwisko? Jeśli nie czytaliście książki „Uśpieni” to polecam często pokazywany także w naszej rodzimej telewizji film o tym samym tytule z Robertem De Niro, Dustinem Hoffmanem, Kevinem Baconem i Bradem Pittem w rolach głównych.

Niestety pan Carcaterra – scenarzysta filmowy, telewizyjny (ma na swoim koncie serial Law&Order) i wreszcie uznany pisarz tym razem dał plamę na całej linii. Dlaczego? No cóż. Przygody Edwarda Carnby’ego pod względem fabularnym są, nie bójmy się tego słowa – po prostu żenujące. Obawiam się, że na historyjkę zawartą w grze ogromny wpływ miał słynny kinowy obraz Uwe Bolla. Kto wie czy przypadkiem biedny pan Carcattera pewnego dnia zamroczony obejrzanym właśnie filmowym dziełem po prostu nie usiadł na chwilę do swojego komputera (maszyny do pisania?) i w przypływie weny nie popełnił na dwóch stronach maszynopisu A4 haniebnego scenariusza przygód Edwarda C. Szczypta bzdur rodem z dzieła niemieckiego reżysera plus środowisko, które autorowi jest najbliższe – Nowy Jork i voila! Oto Central Park i jego tajemnica ocierająca się o demoniczne siły z którymi przyjdzie zmierzyć się głównemu bohaterowi. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze słynny klejnot, a raczej kamień tak pożądany przez średniowiecznych alchemików i mamy pełen obraz wykreowanej w grze historyjki.

Wybaczcie, że brzmi to nieco chaotycznie, ale jeśli będziecie chcieli zagrać w Alone in the Dark to więcej sekretów zdradzać nie będę. Dość powiedzieć, że trochę sobie pobiegacie po Central Parku podpalając zapalniczką korzenie. Zmierzycie się z opanowanymi przez tajemniczego „nosiciela” zombiakami, które pokonać może jedynie ogień, pająkami, latającymi dziwadłami i tak dalej. No, ale dosyć! Nic więcej nie ujawnię.

Ogniu krocz za mną!

Ścieżka ognia

Wspomniałem już o ogniu? Piąta odsłona Alone in the Dark spodoba się wszystkim wirtualnym piromanom. W grze co chwila stykamy się z pożarami. Edward powinien zostać strażakiem, a gaśnicę nosić na plecach. Wydaje się, że bez tego urządzenia w Nowym Jorku po prostu nie da się przeżyć dłużej niż pięć minut. Trzeba jednak przyznać, że buzujące płomienie wyglądają spektakularnie i tworzą całkiem ciekawy klimat. Poza tym lwia część zadań logicznych związana jest ot choćby z ugaszeniem pełgających jęzorów ognia. Płomienie są też naszym sprzymierzeńcem – tylko paląc niektóre istoty Ciemności (duża litera zamierzona) pozbędziemy się ich ostatecznie z naszego świata. To ważne ponieważ detektyw Edzio nie jest Chuckiem Norrisem i nie potrafi przyłożyć wrogom z kultowego półobrotu. Ba! Walka w Alone in the Dark w ogóle jest mało spektakularna i mówiąc wprost – dość męcząca. Edward nie nosi ze sobą haubicy, ani karabinu maszynowego w lewej kieszeni spodni. Potrafi natomiast zacnie przyłożyć bronią improwizowaną. Szczególnie przydatny jest oręż z drewna. Dlaczego? Bo można go podpalić i szarżować na wroga. To nie wszystko. Dodam, że pierwszego przeciwnika pokonałem… patelnią. Nasz bohater nie jest jednak ostatnią siermięgą i potrafi zrobić koktajl mołotowa – naprawdę przydatne narzędzie eksterminacji. A broń palna? Cóż. Pistolety, których w całej grze są dwa rodzaje nadają się przede wszystkim do przestrzeliwania zamków w drzwiach. W starciach bezpośrednich, uwierzcie, lub nie, ale nawet wyżej wymieniona zacna patelnia sprawdza się czasem o wiele lepiej.

Mały manipulator

Na uznanie w Alone in the Dark z pewnością zasługuje fizyka. Manipulowanie przedmiotami i środowiskiem to podstawowa cecha tej produkcji. Wszystko to dzięki świetnemu wykorzystaniu silnika fizycznego Havok. Chcesz przejść przez zamknięte drzwi, a szkoda Ci amunicji na zniszczenie zamku? Zawsze możesz spróbować rozbić je na przykład ciężką gaśnicą. Ciemno choć oko wykol? Potrzymaj drewniane krzesło nad ogniem i oświetl sobie drogę tą zaimprowizowaną pochodnią. W ogóle rozgrywka w Alone in the Dark w gruncie rzeczy sprowadza się w dużym stopniu na rozwiązywaniu problemów i prostych zadań logicznych – ot na przykład należy przesunąć dźwignię po to, aby unieść bramę. Niestety ta opada z hukiem zamykając dostęp do pomieszczenia. Nie ma jednak problemu ponieważ w sukurs przyjdzie nam wózek widłowy dzięki któremu siłowo otworzymy sobie dalszą drogę. Takich sytuacji w których manipulujemy otoczeniem jest w nowym AitD zatrzęsienie.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. hmm recenzje na V. sa o tyle ciekawe, ze do tematu gier podchodza mniej ‚popowo’ jak cala masa serwisow. bardzo mi sie to podoba :)hmm chyba bede musial nabyc Alone in the Dark. . lubie specyficzne gry.

  2. Ja jednak żałuję jednego. Dlaczego nikt nie pomyślał, aby zrobić po prostu remake pierwszej części Alone in the Dark? Któż nie chciałby wrócić do cudownych lat 20 ubiegłego stulecia?

    Podpiszę się pod tym. Jedynka AITD jest grą wybitną.

  3. Zgadzam sie z tym co napisał recenzent. Aczkolwiek ja bym dał piątce może 5,5/10. Głownie tak nisko za to, że tak sie na niej zawiodłem.

  4. Nie wiem jakoś mi się ten Alone w ogóle nie podoba. Kiedyś to była niezła seria. Porównanie do dziełka Uwe trafione bo też wolałbym klimat taki jak w jedynce był

  5. Gra ma ciekawe pomysły. Cóż z tego kiedy dobra gra to nie jest prosta suma pomysłów. Tak samo jak obiad nie jest tylko zwykłą mieszaniną potrzebnych produktów.

  6. Też uważam, że jak na horror ta gra wogóle nie jest straszna, natomiast jestem już w siodmym poziomie i nie jest źle. Moim zdaniem przeciętna gra, która miała potencjał być jeszcze lepsza. Draźnią niektóre epizody (jazda taksówką po mieście to koszmar. . . ).

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here