Jeden z ludzi pracujących nad BlackSite: Area 51 wkrótce po premierze powiedział wprost (i na tyle dobitnie że nie zacytuję) że gra została spartaczona. Większość graczy zapewne pomyślała - szkoda - i wróciła do Crysisa tudzież innego BioShocka. Ja natomiast BlackSite’owi zacząłem przyglądać się z jeszcze większą ciekawością.

Zacznijmy od mielizny. Fabuła jest najsłabszą stroną gry. Opowieść jest po prostu denna i żenująca. Zanim jednak o niej napiszę musicie wiedzieć, że Lost Planet stworzyli japońscy producenci z myślą o amerykańskim rynku zbytu. Co więc wyszło z mariażu kultury japońskiej i amerykańskiej? Otóż pewnego razu ludzkość widząc ograniczenia ziemskie postanowiła eksplorować i kolonizować kosmos. W wyniku poszukiwań odnaleziono planetę, która idealnie się do tego celu nadawała. Skuta lodem, pokryta śniegiem zdawała się być idealnym miejscem do stworzenia drugiej Alaski. Podbój globu był zbędny, gdyż powierzchni nie zamieszkiwali żadni tubylcy. Sukces zapewniony! Do czasu aż spod ziemi wypełźli Akrydzi – arachnopodobne stwory, którym posmakowało ludzkie mięso! Wybuchła wojna! Początkowo rasa ludzka nawet nieźle sobie radziła z hordami stworzeń. Problem powstał, gdy okazało się, że te ludzkiej wielkości istoty to raptem pierwsza fala! Spod ziemi wygramoliły się kolosalne bestie, które miażdżyły bataliony żołnierzy. Nie było szans? Były!

Zabić śnieżnego bałwanka

Mechopodobne maszyny, będące dziełem naukowców z Ziemi, idealnie spisały się w walce z potworami! Szanse znów były wyrównane. Z pewnością zapytacie po kiego grzyba ludzkość pchała się w lodowatą i kompletnie nieprzyjazną (pod względem klimatu) planetę? Pierwsze analizy globu wykazały, że na jej powierzchni istnieje tajemnicza maź – substancja generujące ciepło. Warto było pomarznąć, aby wydobyć jej kolosalne ilości. Gdy jednak okazało się, że to właśnie Akrydzi produkują i gromadzą w sobie złoża mazi, wojna stała się priorytetem. Planetę i jej bogactwa naturalne należało zdobyć za wszelką cenę.

Mam na imię Wayne

W ten oto sposób poznajemy Wayne’a – początkującego żołnierza, który dopiero co ukończył szkolenie z pilotażu mechopodobnymi maszynami. Wraz z oddziałem swego ojca przemierza militarne kompleksy. Cel misji nie jest znany, ale gdy pojawiają się Akrydzi w głowie świta tylko jedno słowo: przetrwać! Było ciężko, bo oddział właśnie mocno obrywał, ale na szczęście Wayne wkroczył do akcji i posłał dziadów do piachu. Euforia długo nie trwała, bo z gleby wyłonił się gigantyczny zielonooki potwór, który rozwalił cały oddział, wliczając w to ojca Wayne’a, a jego samego ranił do takiego stopnia, że nasz bohater na jakiś czas zapadł w śpiączkę… Uratowany przez grupę partyzantów i chyba tylko cudem przywrócony do życia Wayne poprzysięga zemstę na Akrydach. Jest gotowy w pojedynkę infiltrować ich wylęgarnie jedną po drugiej i anihilować wszystko, co stanie mu na drodze. Całe szczęście, że jego cele pokrywają się z zamierzeniami rebeliantów. Wayne wkracza do akcji!

Czasami na ekranie roi się od przeciwników

Sami widzicie, że historia opowiedziana w grze jest żenująca, inna sprawa tyczy się natomiast pomysłów na samą grę – z tym jest o wiele lepiej. Mamy więc do czynienia ze zlepką bardzo ciekawych i wciągających misji, które łączy infantylny scenariusz. Jeśli uda się zignorować wymysły fabularne twórców i skupić wyłącznie na grywalności poszczególnych misji – to Lost Planet może się podobać.

Zimno tu

Extreme Condition, bo taki podtytuł nosi gra, opowiada historię vendetty Wayne’a. Perspektywa TPP z cała pewnością będzie w tym przypadku o wiele bardziej korzystna dla grywalności niż jakakolwiek inna. Większość czasu, jaki spędzimy z Lost Planet, rozgrywać się będzie na powierzchni planety. Będziemy więc biegać bądź siedzieć za sterami mechopodobnej maszyny i przemierzać ogromne przestrzenie śnieżnego świata. Często natrafimy na akrydzkie tunele i opuszczone obiekty militarne.

(…) musisz dużo zabijać, jeśli chcesz ukończyć gręWielkie wybuchy to znak firmowy Capcom

Co ciekawe w grze kompletnie zrezygnowano ze wskaźnika poziomu życia. Zamiast niego mamy do czynienia z miernikiem ciepła. Planeta jest tak zimna, że na dłuższą metę egzystencja na niej staje się niemożliwa, warunki są więc iście ekstremalne. Naszym podstawowym celem w czasie realizacji misji jest zdobycie ciepła. W tym celu musimy wybijać Akrydów, gdyż ich martwe ciała przepełnione są energią cieplną, zawartą w pomarańczowej mazi, z której słynie ta planeta. Sprowadza to nas do sedna tej produkcji – musisz dużo zabijać, jeśli chcesz ukończyć grę. Co ciekawe bardzo często realizacja głównego celu misji spada na dalszy plan, bo nieoczekiwanie okazuje się, że Wayne bliski jest wyczerpania rezerw energii cieplnej i jeśli szybko nie wpakuje się w jakiś rój przeciwników to zamarznie w mgnieniu oka. A tego byśmy nie chcieli… Chyba…

To ciekawe rozwiązanie narzuca określony model grywalności, który czasami jest niesamowicie podkręcający, a niekiedy doprowadza do szału. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, w której od kilkudziesięciu minut kończycie daną misję i od osiągnięcia jej założeń dzieli was kilka minut zabawy.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

13 KOMENTARZE

  1. z recenzja zgadzam sie calkowicie. mdla ta gra. a w najlepszym wypadku do pogrania i zapomnienia. napewno nie sprostala hajpowi.

  2. Cujo – a ile pograles w LP ? Fabula rzeczywiscie mialka, tyle ze niebardzo mnie ona obchodzi – chce strzelac 4fun :)Gra sie swietnie, LP z planszy na plansze jest coraz ladniejszy i miodniejszy. Gdyby na PC wychodzily takie gry, pewnie nie zainwestowalbym w konsole. A tak na kilka tygodni przed zakupem x’a wymienilem jeszcze grafike na 7600GT (glupek). . . 🙂

  3. violator, przeszedlem cala. i powiem ze z trudem mi to przyszlo. a nie chodzi mi tutaj o poziom trudnosci ;)czy jest ladniejszy z „planszy na plansze”? no nie wiem, bardzo jalowe te poziomy. wiadomo – nie ma co oczekiwac po „zimowych” klimatach jakiegos wysublimowania i zroznicowania ale mimo wszystko – design poziomow bardzo blado wypada. a co do stwierdzenia „mialka fabula”, to naprawde delikatnie to okresiles ;)) i faktycznie – w wielu grach to nie przeszkadza – po co mi fabula skoro mam wypas rozwalke. ale tutaj tworcy postanowili poprowadzic rozgrywke z mocnym naciskiem na fabule – masa „kinowych” przerywnikow z sileniem sie na przedstawienie graczowi niby interesujacych zdarzen. a wyszlo plasko, niedorzecznie i infantylnie. co na plus moim zdaniem? na pewno mechy, i ich zroznicowanie no i calkiem na poziomie technicznie przerwyniki „kinowe”.

  4. Ten cały hype wokół tej produkcji zrobił jej krzywdę, oczekiwaliśmy cudów a dostaliśmy „tylko” dobrą grę. Przyjemna produkcja ale na pewno nie jest warta 260zł, jeśli ktoś jeszcze nie grał to radzę poczekać aż ceny znormalnieją.

  5. benitokks – wczoraj o tym rozmyslalem i doszedlem do wniosku ze ceny chyba nie znormalnieja mamy tu do czynienia (przynjamniej moim zdaniem) z prosta zaleznosci jesli gry beda sie sprzedawaly to i ceny beda nizsze a ze gry nie schodza to i obnizek nie mamy sie co spodziewacchyba nie ma sie co oszukiwac i zakladac ze wiekszosc osob wszystko co ma na 360tke to oryginaly

  6. katmay – to że nie można liczyć na polskich dystrybutorów nie znaczy że trzeba się załamywać;) jest jeszcze coś takiego jak allegro, ja kupuję gry tylko tam. Obecnie cena Lost Planet wynosi tam od 160-180zł (nowa) a takiego np. PES6 można już dostać za 99zł (nowa). . . bardzo dużo osób jedzie tylko na oryginałach, z powodu awaryjności X360 boją się przerabiać konsolę i czekają do końca gwarancji (nie inaczej jest ze mną, mój szajsung świruje i już 2 razy pojawiły mi się 3 lights of death, modle się tylko żeby konsola padła jeszcze w okresie gwarancyjnym;) co do sprzedaży Lost Planet to jest to jeden z 3 najlepiej sprzedających się tytułów na X360 (obok Gears of War i Halo2 jeszcze na X1) więc nie o to tutaj chodzi. Myślę że dystrybutorzy postanowili po prostu wykorzystać hype panujący wokół tej produkcji i trochę zarobić. . .

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here