Gears of DiRT

W co się bawimy? Codemasters przygotowało cały szereg trybów. Jest tu coś dla każdego. Fani starszych gier z serii „Colin” odnajdą się w klasycznym Rally, gdzie nawet towarzyszy nam pilot. Kolejnym wyzwaniem stricte czasowym jest Trailblazer, w którym jedziemy samotnie po dość długiej trasie. Są też wyzwania bardziej klasyczne, rozciągnięte na kilka szybkich okrążeń wyścigi w mieście, lub na specjalnie przygotowanej trasie, gdzie użyć musimy potężnych łazików. Jest też kilka wariacji powyższych: Domination, w którym tor podzielony jest na odcinki, a punkty zdobywamy za najlepsze czasu na każdym z nich. Jest też Last Men Standing, w którym co dwadzieścia sekund odpada kierowca zajmujący ostatnią lokatę. Odmianą Rally jest Gate Crasher, czyli wyścig, w którym musimy nie tylko zadbać o jak najlepszy czas, ale także zniszczyć po drodze jak najwięcej specjalnych „bramek”.

Świetna widoczność

Możliwości jest naprawdę dużo, a każda miejscówka na mapie specjalizuje się w jednym lub dwóch typach wyścigów. Co najważniejsze – nie można narzekać na nudę. Jeśli będziemy mieli dość pokonywania ciasnych zakrętów w Londynie naszym Nissanem, przesiadamy się do potężnego Hummera i prujemy przed siebie w zielonej Chorwacji, by w następnym wyścigu wsiąść do tysiąckonnego buggy i sprawdzić, jak ciężko jeździ się po piasku. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Sukcesy nagradzane są punktami doświadczenia, nowymi autami, naklejkami i innym bonusami, z krótkim filmem dokumentalnym włącznie. Mamy nawet możliwość powieszenia naszego awatara na przednim lusterku.

Na szczęście nie zapomniano o skopiowaniu możliwości cofnięcia czasu w dowolnym momencie wyścigu. Opcja ta niejednokrotnie ratuje nam cztery litery i ratuje przed koniecznością powtarzania ośmiu okrążeń z powodu małego błędu na ostatnim wirażu.

Ale z niego model!

Model jazdy nie zmienił się zbytnio od czasów GRiDa. Tu także możemy dowolnie przełączać się między twardą symulacją bez ABSów i wspomagaczy hamowania do modelu arcade, dużo prostszego, ale wciąż wymagającego. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że podstawowy poziom trudności, z włączonymi wspomagaczami jest dużo prostszy niż ten w GRiDzie.

Po pustyni w Maroko suniemy tu niczym po asfalcie w Spa. Gdy postanowimy wyłączyć wspomniane ułatwienia, gra staje się dużo trudniejsza, ale wciąż ciężko jest o uczucie totalnego zdominowania przez pojazd. W ostatnim Race Driverze znaleziono złoty środek pomiędzy symulacją a arcade, a dodatkowo mogliśmy tenże środek przesunąć nieco bardziej w stronę hardcore. W DiRTcie natomiast zabrakło tej możliwości. Mogło być lepiej.

Brud dla wielu graczy

Kierowca w żółtym sam się prosi o kopniaka

Wszystkie te udane elementy z trybu dla pojedynczego gracza przeniesiono do trybu dla wielu graczy. Mamy tu oddzielny pasek doświadczenia, który napełnia się w miarę postępów w starciach z żywym przeciwnikiem. Jedyny problem jaki zaobserwowałem to nastawienie niektórych graczy, którzy przed zdrową rywalizację przedkładają próbę całkowitego zdemolowania naszego pojazdy, zanim jeszcze zdążymy wrzucić drugi bieg. Sprawia to, że dużo większą frajdę dają wyścigi, w których walczymy z czasem, a przeciwnika widzimy jedynie jako ducha. Ciekawym pomysłem jest także system turniejów, które trwają cały czas, bez potrzeby wchodzenia do menu trybu multiplayer. Biorą w nim udział wszyscy ścigający się w trybie single. Przykładowo – aktualnie trwa wyzwanie polegające na uzyskaniu najlepszego czasu na trasie w Londynie. Możemy bezstresowo próbować swych sił w samotności lub z przeciwnikami sterowanymi przez komputer, a nasze wyniki są na bieżąca wysyłane na serwer. Tu problemem są cziterzy. Pokażcie mi gracza, który w legalny sposób wykona drift długości 999 metrów. Miejmy nadzieję, że Codemasters zrobi coś w tej kwestii.

Meta w krzakach

Podsumowując, DiRT 2 to kolejna świetna produkcja wyścigowa, którymi ostatnimi czasy raczy nas Codemasters. Nie zostało tu zbyt wiele z czysto rajdowych czasów Colina McRae Rally 2.0, ale, zgodnie z niezbyt logicznym przysłowiem, kto się nie rozwija, ten się cofa. Zmienił się rynek, zmienił się, pośmiertnie, sam Colin. Brawa dla Codemasters za kolejną produkcję, która może i nie przemówi do fanów gier pokroju Race 07 czy serii TOCA, ale całej reszcie niedzielnych ścigantów zapewni całą masę świetnej rozrywki, dodatkowo potęgowanej przez długowieczny tryb dla wielu graczy.

Po tragicznej śmierci Colina McRae w katastrofie lotniczej mieliśmy już więcej nie zobaczyć gry sygnowanej jego nazwiskiem. Codemasters zmieniło jednak zdanie, czego dowodem jest seria DiRT, wciąż dumnie nosząca nazwisko legendarnego Szkota. Pierwsza cześć recenzowanego tytułu nie odkryła Ameryki, była kolejnym krokiem w rozwoju gier z rajdami w roli głównej – mniej realistyczna, za to dużo bardziej efektowana i nastawiona na szerszą publikę. Jak na tym tle wypada jej bezpośrednia kontynuacja?

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. Czekałem na dwie dobrze zapowiadające się gry NFS’a i właśnie Dirta 2. W Shifta już grałem i nie specjalnie mi się spodobał. Teraz nie pozostaje nic innego jak czekać na Dirta aż do grudnia.

  2. Jesli CMR2 jest punktem odniesienia. . . to krotko mowiac znow mamy do czynienia ze zrecznosciowka :-/CMR1 byl swietny. . . szkoda ze nie portuja tej wersji na aktualne wersje systemu. . .

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here