No dobra, z tym rozkazem to trochę przesada. Ostatecznie sam chciałem wybrać się na tego typu imprezę więc ucieszyłem się kiedy Katmay dał mi tę szansę i wysłał z misją zwiadowczą do City Interactive. Główny quest – przetestować Code of Honor 2: Łańcuch Krytyczny. Mógłbym tu się rozpisywać o tym, jak wyglądała sama prezentacja (gość ubrany po wojskowemu z kałaszem w łapie, żarty o kanapkach z szynką i dynamicznym oświetleniu i naprawdę fajna atmosfera. Dla takiego żółtodzioba jak ja – rewelacja) ale sądzę, że bardziej interesuje Was sama gra, którą miałem przyjemność wypróbować. Przejdźmy więc od razu do sedna.

W Code of Honor 2: Łańcuch Krytyczny, podobnie jak w poprzedniej części z tej serii, wcielamy się w żołnierza słynnej na cały świat i okolicę Francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Naszym zadaniem jest powstrzymanie terrorystów (a jakże…) przed przejęciem kontroli nad reaktorem nuklearnym w Gujanie Francuskiej. Inaczej mówiąc schemat „kliknij tutaj aby uratować świat” – jak to w shooterach, choć samo jego podanie mogłoby być lepsze. A to przede wszystkim z powodu pozbawionych życia cut scenek. Niestety, sprowadzają się one do „idź tam, zrób to”. Nie spodziewałem się naturalnie epickich dialogów o egzystencjalizmie ale przydałoby się tam więcej emocji, których ja się nie dopatrzyłem.

Dodatkowo zastanawia mnie jedna kwestia, choć tu już się najzwyczajniej czepiam (trochę z przymrużeniem oka zresztą) – kto wymyślił nazwę dla organizacji terrorystycznej grającej w CoH2 rolę „tych złych”? Zwie się ona mianowicie Frontem Globalnej Rewolucji co wywołuje sarkastyczny uśmieszek ma mojej twarzy.

Charakterystyczną cechą strzelanek City Interactive jest to, iż nie należą do najdłuższych. Tak jest i w tym przypadku. Siedząc przy, nomen omen bardzo przyjemniej przygotowanych, komputerach podczas prezentacji zdołałem przedrzeć się przez… bodaj 6 z 9 poziomów gry. W międzyczasie chodząc po kanapki (z szynką) i robiąc sobie zdjęcia z AK-47. A przecież cała prezentacja, łącznie z filozoficzną dyskusją o przemyśle gier, trwała nie więcej niż trzy godziny. Jednak tym razem nie będę zbytnio krytykował nikłej długości gry. Dlaczego? Ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę (podobnie jak i Wy) do kogo jest kierowana i ile wynosić będzie jej cena – inaczej mówiąc, w wypadku takich produkcji nie jest to problem, a czasem nawet zaleta.

Uczepię się natomiast czegoś innego. Przez cały czas grania może ze dwa razy zostałem zabity przez oponentów. W ogólnym rozrachunku oczywiście przenosiłem się do Krainy Wiecznych Quickloadów razy kilka, jednak było to powodowane rozmową lub oglądaniem dynamicznego oświetlenia (do kwestii grafiki jeszcze dojdę). Piję, krótko mówiąc, do tego, że gra jest ewidentnie zbyt prosta. Graliśmy na poziomie średnim, a mi jakoś nie przyszło do głowy, żeby po prostu odpalić nową grę i przestawić na trudny w celu dokonania organoleptycznego sprawdzenia mojej przeżywalności w takich ustawieniach. Niemniej stwierdzam, że tryb średni nie należy do średnio trudnych, a raczej niezmiernie łatwych. Nie potrafię nawet zrzucić tego na karb targetu – odbiorcy kupującego grę przy okazji porannej wizyty w kiosku po prasę i fajki – jak na mój gust nawet dla niego mogłaby się okazać zbyt mało wymagająca.

Miłym zaskoczeniem była dla mnie natomiast różnorodność lokacji. Co prawda jest ich niewiele, ale mimo to zwiedzimy jaskinie, tajemnicze ruiny czy wnętrza biurowca. Dobrze, może nie jest to rewelacja na miarę odkrycia wody na Marsie, ale sądzę, że wystarczy, by gracz inwestujący swoje 20 złotych w Code of Honor 2 nie poczuł się zawiedziony.

Z kwestii stricte gampelay’owych mamy tu w sumie standardowe dla dzisiejszych shooterów rozwiązania, acz skutecznie zaimplementowane. System Covert Fire (znany już choćby z Mortyra: Operacji Sztorm, o którym swego czasu pisał Katmay) sprawdza się bardzo dobrze. Dodatkowo jest zaprojektowany tak, że można korzystać z niego niemal automatycznie, co moim zdaniem dobrze oddaje klimat „strzelania na oślep”. Dodatkowo każdą broń możemy modyfikować. Ogranicza się to co prawda do chwilowego wyposażenia używanego akurat oręża w lunetę i „przedłużkę” do lufy, ale sprawdza się nieźle. Dodatkowo, mimo braku jakiegokolwiek systemu zniszczeń, mamy możliwość przestrzeliwania niektórych ścian. Zabrakło mi natomiast jakiegoś elementu HUD, który informowałby nas jakie narzędzia zagłady akurat przy sobie posiadamy. Aha, jest jeszcze, tradycyjne dla dzisiejszych strzelanek, cudowne uleczenie połączone z brakiem wskaźnika zdrowia – rzecz, która nie potrafi i chyba nigdy nie zdoła mnie do siebie przekonać, ale za popularyzację koncepcji winię Halo, więc CoHowi się upiecze.

Na koniec zostawiłem sobie oprawę audiowizualną. Zacznijmy może od audio. Podobało mi się, że terroryści gawarit po swojemu (czyli nie wiem po jakiemu). Co prawda przez to niekoniecznie rozumiałem co między sobą pokrzykiwali, ale dodawało to klimatu. Zastanawia mnie jednak, dlaczego gra jest zlokalizowana tylko kinowo. Przecież jest to polska produkcja, więc nie do końca rozumiem skąd ten angielski w słuchawkach, nawet jeśli jest to faktycznie niezgorszy angielski. O efektach dźwiękowych i muzyce mogę powiedzieć tyle że są i brzmią całkiem nieźle, o ile taki bezsłuchowy stwór jak ja może się brać za ich ocenianie.

Jeśli chodzi o kwestię wizualną, to jest to chyba mój największy dylemat. Cała gra działa na zmodyfikowanym silniku Jupiter EX, który kojarzy się dobrze (choćby z FEAR) jednak nie oszukujmy się – do najnowszych nie należy i to widać. Ponownie trzeba wziąć pod uwagę fakt, że nie oczekuje się grafiki klasy AAA po tytule za dwie dychy – ten ma przede wszystkim bawić i działać – niestety, stąd właśnie wynika wspomniany dylemat. Z jednej strony grafika CoH2 pozwala mu śmigać na każdym komputerze, który jest w stanie się uruchomić, jednak z drugiej… niektórych tekstur otoczenia nie byłem w stanie zdzierżyć. Co ciekawe, podczas gdy postaci są wymodelowane i oteksturowane całkiem nieźle tak w kwestii lokacji chwilami miałem wrażenie, że obcuję z rozciągniętym znaczkiem pocztowym… Docenić należy za to całkiem przyjemne dynamiczne oświetlenie oraz efekt słońca oświetlającego jakiś fragment jaskimi przez szczelinę w jej sklepieniu. Wyglądają całkiem całkiem.

Niestety muszę wspomnieć również, że gra wydaje się posiadać dość sporą ilość pomniejszych błędów. W większości co prawda są one co najwyżej zabawne i można przymknąć na nie oko, jak na przykład zastygające w dziwnych pozycjach, lekko nad ziemią ciała zabitych terrorystów, lub również lewitująca, tudzież utykająca w geometrii otoczenia pozostawiana przez nich broń. Niestety zdarzają się jednak również nieco irytujące bugi jak choćby problemy, które kilkukrotnie miałem z wejściem/wskoczeniem na skalną półkę o wysokości krawężnika. I choć nie grałem jakoś specjalnie długo to jednak wspomnianych sytuacji zaobserwowałem dość sporo. Szkoda.

Tekst się zrobił długaśny więc czas na podsumowanie. Szczerze mówiąc, w gry budżetowe zasadniczo nie grywałem. Zdarzało mi się deprecjonować je z wejścia, wszak jako hardcore gamer z krwi i kości nie będę grał w tytuły z kiosku. Co w tej kwestii zmieniła wizyta w City Interactive w połączeniu z partyjką CoH2? Bardzo wiele. Szczerze mówiąc mam tylko dwa główne zastrzeżenia – poziom trudności oraz przesadna liniowość lokacji i dwa poboczne – jakość niektórych tekstur oraz wspomniane bugi. Mimo wszystko jednak gra zapowiada się ciekawie – jako dobra i tania, choć trochę krótka, porcja niezobowiązującej rozrywki, której każdy z nas (włączając fanatyków Deus Ex) czasem potrzebuje.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Oj, mały błąd się wkradł po prostu 😛 Czasem, choć rzadko, zdarza się tak, że tekst wejdzie nie pod tą kategorię, pod którą powinien. Poprawka powinna nastąpić wkrótce 😉

  2. Pisałem ja, Coppertop, a Katmay sobie przywłaszczył za co zostanie oficjalnie zakuty w dyby i postawiony na głównej zamiast bannera. 😛 Co z tego, że jest naczelnym, sprawiedliwość i tak go dosięgnie :PA tak poważnie to nawet nie zauważyłem, że pojawianie się jako news nie jest jedynym błędem. xD

  3. Ups, tak to jest jak nagle nad domem przechodzi potężna burza i gaśnie niespodziewanie prąd. Dobrze, że tekst w ogóle poleciał. . . wybacz Piotrku – my bad.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here