Jak wiecie ostatnio dość intensywnie RPGuje. Przekłada się to na całą serię spostrzeżeń i refleksji odnośnie gatunku, które uwidaczniają się właśnie na fali porównań różnych tytułów i pewnych, widocznych we wszystkich grach schematów. Obecnie kończę już Mass Effect (na piecyku rzecz jasna). BioWare jak zwykle mnie nie zawiódł jeśli chodzi o główną fabułę. Historia i wykreowany świat są naprawdę świetne i niezwykle przekonujące.

Niestety coś co mnie dogłębnie rozczarowało to misje poboczne, czyli owe sławetne zwiedzanie galaktyki. Coś, po czym spodziewałem się właśnie różnorodności okazało się kwintesencją schematyzmu i nudy. O ile pierwsze wyprawy na planety, jazda Mako etc. były bez wątpienia fajne i bawiłem się całkiem nieźle, o tyle za 10-tym czy 15-tym razem staje się to po prostu… nudne, a do głowy zaczyna dobijać się myśl – „czyżby to była zapchajdziura?”. W końcu ile razy można powtarzać schemat wyląduj, znajdź szczątki, anomalię i kopalnię/kompleks opanowane przez wroga? Pal licho i to! Niechby i ten scenariusz się powtarzał. W końcu ponoć każda walka jest inna. Ale kiedy za każdym razem ów kompleks czy kopalnia mają TEN SAM schemat pomieszczeń to nawet najtwardszemu Niebieskiemu Łosiowi rogi po prostu opadają.

W ten oto sposób ludzie tworzący Mass Effect sprawili, że jedyne na co miałem ochotę w tej grze to rozegranie głównego wątku fabularnego. Pewnie, mój upór i instynkt gracza i tak kazały mi zrobić wszystkie misje poboczne, ale daleko temu było do dobrej zabawy czy przyjemności. Ot, odfajkowałem kolejne bliźniaczo podobne do siebie misje. Wkurza to tym bardziej, że poza tym aspektem ciężko cokolwiek ME zarzucić i bez wątpienia należy go uznać za bardzo dobrego RPGa.

Bolączka monotonnych zadań pobocznych nie dotyczy tylko Mass Effect. Właściwie skażone są nią prawie wszystkie komputerowe RPGi. I o ile trudno oczekiwać wymyślenia czegoś niezwykle oryginalnego w tej kwestii przydałaby się przynajmniej pewna różnorodność (a przynajmniej jej pozory) w powierzanych nam zadaniach. Doskonale udało się to moim zdaniem w Wiedźminie. Tam, choć zadań pobocznych też była cała masa zupełnie nie odczułem monotonii. Może dlatego, że nie każde z nich kończyło się regularną rzezią wszystkiego co nawinie się pod rękę? Trudno powiedzieć, ale gdyby ktoś jednym słowem kazał mi zdefiniować side questy w tej grze powiedziałbym „różnorodne”.

Pozór owej różnorodności mogła dawać także ich złożoność. Najczęściej nie zamykały się na modelu „otrzymać zadanie – zabić – odebrać nagrodę”, ale było jeszcze kilka etapów pośrednich. W Mass Effect jeśli chodzi o misje galaktyczne schemat zawsze jest ten sam „zadanie – wybicie wszystkich na planecie/uratowanie zaginionego kogoś wybijając wszystkich dookoła – odebranie nagrody”. Ów schematyzm doprowadza do sytuacji, w której nawet treść samego questa przestaje być istotna. Bo w końcu co za różnica czy lecę na planetę po zaginionego doktora/zbuntowanego majora czy porwaną siostrę dyplomatki skoro za każdym razem znajduję ową postać w ostatnim pomieszczeniu kompleksu poprzedzonym halą pełną przeciwników? ZAWSZE.

Czy schematyczne side questy mogą zniechęcić nawet do najlepszego RPGa? Czy znacie jakieś tytuły gdzie ta bolączka nie występowała? I wreszcie – może ktoś z was zna receptę na to jak uniknąć takich wpadek?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

16 KOMENTARZE

  1. Niestety to samo dotyczy się np. Assassin’s Creed, gdzie zadania poboczne były nudne jak flaki z olejem. Uratuj 50 cywili w jednym mieście, drugim, trzecim, czwarty. . . pobiegaj za flagami. . . Przecież jest masa RPG-ów, których zadania poboczne to czysty geniusz: Fallout, Baldur’s Gate. Tylko teraz idzie się na łatwiznę i twórcy sobie myślą „zrobimy 5 rodzajów questów pobocznych, w sumie zadań będzie 100. . . rozrzucimy byle gdzie – ot tak żeby było się czym pochwalić”. Ani jakiejś specjalnej głębi nie mają i nawet nie wiesz po kiego robisz to zlecenie, chyba tylko dla „Ooo. . . jaki fajny jesteś! Dzięki, masz tutaj te 50$ i zjeżdżaj mi z oczu”. Już po piątej planecie w Mass Effect miałem dosyć.

  2. Przeważnie w tych RPGach, w które mi się przytrafiło grać te misje poboczne z początku były interesujące, wiadomo jak na coś co się wykonuje pierwszy raz, jednak potem to już powtarzanie schematów, zmieniają się tylko lokalizacje i przeciwnicy lub częściowo cele zadania, jednak ich wykonanie sprowadza się zwykle do jednego. W większości razy potem takie rzeczy pomijam. W wiedźmina nie grałem więc ocenić nie mogę, ale jeśli udało się tam uzyskać tą różnorodność, o której wspomina autor to znaczy, że inni gdyby chcieli też by to osiągnęli.

  3. mądrze piszesz Jolo, ale aż sam się sobie dziwię stanę w obronie Mass Effect. Zmęczyłem tą grę 2x raz jako zły charakter (pomijając całą masę questów, ze względu na duże odstępy w graniu) oraz jako dobra postać już kompleksowo ze wszystkimi questami jakie udało mi się znaleźć, i te kilka questów pobocznych które zdublowałem grając 2gi raz przeszedłem w zupełnie inny sposób niż za pierwszym razem, nie kończyło się to na rzezi ale na zwykłej rozmowie i rozejściu do domu. Nie twierdze, że każdą misję tak można było przejść ale kilka które zapamiętałem z pierwszego przejścia tak mi się udało je rozwiązać (część była dzięki dodatkowym opcjom dialogowym dostępnym przy odpowiednio wysokiej charyzmie)Fakt, Mass Effect jest jest nudny i powtarzalny jak flaki z olejem, jeżdżenie makiem i zwiedzanie planet na początku może i jest fajne ale z czasem uciążliwe, a główny wątek to śmiech na sali jeśli chodzi o długość, ja rozumiem że jest to pierwsza część z trylogii, ale nie przesadzajmy. Kończy się tak na dobrą sprawę za nim zaczął się rozkręcać.

  4. Znakomite zadania poboczne są w Morrowindzie i Oblivionie oraz Wiedźminie. O Falloutach i Tormencie nie wspomnę bo to wiadomo. A Mass Effect? Cóż gra jest troszkę niedorobiona pod tym wględem bo podobno wydano ją przed czasem – tak aby Microsoft mógł w końcu mieć ten tytuł na rynku.

    • Znakomite zadania poboczne są w Morrowindzie i Oblivionie oraz Wiedźminie. O Falloutach i Tormencie nie wspomnę bo to wiadomo. A Mass Effect? Cóż gra jest troszkę niedorobiona pod tym wględem bo podobno wydano ją przed czasem – tak aby Microsoft mógł w końcu mieć ten tytuł na rynku.

      O kurde człowieku, to ja właśnie chciałem napisać, że najbardziej tę nudę w misjach pobocznych widać właśnie w Oblivionie. No po prostu takie mnie znużenie brało, że szok. Gra zachwycała przez 2 dni a potem wiało nudą. Latanie od jaskini do jaskini. Nuuuuda. . .

      • O kurde człowieku, to ja właśnie chciałem napisać, że najbardziej tę nudę w misjach pobocznych widać właśnie w Oblivionie. No po prostu takie mnie znużenie brało, że szok. Gra zachwycała przez 2 dni a potem wiało nudą. Latanie od jaskini do jaskini. Nuuuuda. . .

        Zadania poboczne a nie latanie po jaskiniach. Rozróżniasz te dwie rzeczy? Wykonywanie zadań dla gildii i NPCów było przyjemne i bardzo klimatyczne (szczególnie w Morrowindzie).

  5. No cóż Mass Effect miał wywołać Masowy Efekt wydawania pieniędzy na zakup gry. Dlatego to nowe wspaniałe universum jest podobne do starego Star Wars. Archetypiczne postacie i ich przewidywalne zachowania szybko niszczą wraże nie „naj-naj Rpg wszechczasów”. Pseudo rozległość galaktyki i podróże w łaziku Mako przyprawiają o mdłości tak samo jak osławione możliwości wyboru. Uratuj Kaidana Alenko albo Ashley Williams to będziesz miał inną osobę do bzyknięcia przed przybyciem na Ilos. Albo uratuj Radę lub nie uratuj – obejżysz różne filmiki na koniec. Gdzie te możliwości zmiany biegu wydarzeń jak w Wiedźminie i dylematy moralne. Nieudolne dokoptowanie na siłę odpowiednika magii do gry s-f oraz idiotyczne walki w porównaniu z FPSami dobijają tytuł ostatecznie. Sytuację ratuje naprawdę przyjemna i nastrojowa muzyka i wspaniała gra angielskich aktorów, ale to za mało żeby Mass Effect dorósł do swojego marketingowego rozdętego obrazu. Podsumowując: Mass Effect jest jak zalewajka bez kiełbasy. Zjeść się da ale co to za jedzenie.

    • No cóż Mass Effect miał wywołać Masowy Efekt wydawania pieniędzy na zakup gry. Dlatego to nowe wspaniałe universum jest podobne do starego Star WarsPodsumowując: Mass Effect jest jak zalewajka bez kiełbasy. Zjeść się da ale co to za jedzenie.

      I z tym się zgodzę. Mass efect to kolejna gra która oprócz dobrego marketingu nie wiele wniosła :(jeżeli to jest pierwsza część, to na resztę na pewno się nie skuszę. Wczoraj postanowiłem ze odpuszczam poboczne questy , aby tylko ją skończyć i odłożyć na półkę.

  6. Ogolnie zgadzam sie z Senseiem, moze oprocz walki, ktora nie byla imo zla. Dobijal ja jednak niestety czesto zly design map i glupota AI. Ale faktem jest, ze wlasnie zaczynam gre drugi raz, co zdarza mi sie raz na nie wiem nawet ile lat.

  7. Mimo, iż Assassin’s Creed nie jest RPGiem to działa na tej samej zasadzie. Znajdź, zabij, wróć (po nagrode). I dlatego ta gra jest ciekawa jedynie z początku.

  8. JADE EMPIREFabularnie, w tym zadania poboczne, mistrzostwo świata. Prawie wogóle nie spotyka się zadań oderwanych od calości. Zwykle albo jakoś się łączna z główną osią fabuły, czy historią miejsca w którym jesteśmy, ew. same tworzą ciekawą historię. Inna sprawa, że w Jade elementy action dominują nad rpg i większosć pewnie omija tytuł szerokim łukiem. A szkoda, bo to świetny tytuł.

  9. Typowym przykładem ZZW jest Neverwinter Nights. Jedynka była, jeżeli chodzi o fabułę, cieniutka a dwójka. . . tak nieprawdopodobnie oryginalna. . . przybrany/syn córka, tajemniczy przedmiot, zanieś do go . . . usnąłem po paru minutachDo dobrze skonstruowanych gier chciałbym dodać jeszcze lekko zapomniany System Shock (obie części)Musze jednak przyznać, że są gry w których sztampowość pomysłów mi nie przeszkadzała – np. Deus Ex

  10. Mimo, że gra jest haniebnie krótka, to miło się grało. Podobała mi się cała ta otoczka, dialogi itp. Końcówka typowa 😉 ale po skończeniu byłem usatysfakcjonowany. Choć pograłbym dłużej. Misje poboczne faktycznie fatalne ze względu na schematyzm. Ta gra powinna być skrzyżowaniem gry RPG i Privateera

  11. Faktycznie krzyżówka Privateera z RPG byłaby bardzo interesująca. Poniekąd Freelancer podryfował w stronę RPG, więc szlak jest już przetarty. Teraz czas na grę RPG w kosmosie na miarę EVE z porządną fabułą i sterowaniem statkami podobnym do Privateera oraz multiplayerem z Freelancera.

  12. wiecie, ZZW jak dla mnie to jeszcze przełknę, ale co doprowadza mnie do białej gorączki to, że niektóre RPGi są tak naprawdę FPSami z elementami RPG i twórcy bezczelnie wmawiają nam, że to RPG, bo mamy questy, ekwipunek, poziomy.

  13. ME wydawał mi się całkiem fajny aż nie zdobyłem snajperki. W świecie podróży kosmicznych z prędkością ponad świetlną, nanotechnologii, robotów snajperka przegrzewa się po 5 strzałach! Inne bronie oczywiście też nie grzeszą technologicznymi nowinkami ani celnością. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to RPG i niby trzeba pokazać jakoś rozwój postaci ale bez przesady aby główny bohater stający do pierwszej walki mający za sobą odpowiednie szkolenia nie był w stanie obsługiwać poprawnie broni. 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here