Mowa oczywiście o recenzowanym Trine. Za tą grą nie stoi cała armia programistów, grafików, i muzyków. Na siłę nie ulepszali jej ubrani w garnitury managerowie, którzy lepiej od wszystkich wiedzą, czego potrzeba wielbicielom elektronicznej rozrywki, ani ubarwiający rzeczywistość złotouści PR-owcy. Zapewne dlatego dzieło studia Frozenbyte jest takie dobre.

Trójca śnięta

Bajka, po prostu bajka

Recenzowana produkcja przenosi nas do krainy, którą zawładnęły siły ciemności. Kraj niegdyś mlekiem i miodem płynący, został opanowany przez zastępy nieumarłych, którym nikt nie jest w stanie stawić czoła. Jak to jednak w bajkach bywa, w chwili potrzeby pojawiają się bohaterowie mogący przywrócić ład, szczęście i porządek. Tak jest i tym razem.

Herosami tymi są postaci, w które się wcielimy. To zwinna złodziejka o dobrym sercu, mag niepotrafiący rzucać kuli ognia i rycerz nad walkę przedkładający żłopanie piwa (spójrzcie na jego brzuch!). Nie przecierajcie oczu ze zdumienia. Ta nietypowa drużyna naprawdę może uratować świat.

Wszystko to dzięki tajemniczemu artefaktowi nazywającemu się tak jak gra – Trine. Jego moc na stałe połączyła naszych bohaterów i sprawiła, że wyruszyli w świat z zamiarem odszukania innych potężnych magicznych przedmiotów, dających cień nadziei na pokonanie sił zła.

Trine

Indy byłby z niej dumny

Trine to pozycja będąca mieszanką gry logicznej i zręcznościowej. Przemierzając lokacje takie jak krypty, zamki, tajemnicze lasy i ruiny zniszczonych cytadel, korzystamy z umiejętności naszych bohaterów i swoich zręcznych rąk, by pokonywać przygotowane przez fińskie studio zagadki. Są one złożone z ruchomych kładek i obracających się platform, na które trzeba wskoczyć, zawieszonych w niedostępnych miejscach kładek oraz pułapek, których należy unikać. Wśród tych ostatnich znajdziemy spadające nam na głowę głazy, jeziora kwasu i lawy czy doły udekorowane dzidami.

Dzieło Frozebyte pozwala nam w dowolnej chwili przełączać się między każdym z trzech herosów. Tylko współpracując są oni w stanie pokonać wszystkie stojące im na drodze przeszkody. Nasze postaci posiadają szereg umiejętności (większość odblokowujemy w trakcie zabawy), które musimy wykorzystywać, jeśli chcemy uratować baśniową krainę.

Złodziejka potrafi strzelać z łuku zwykłymi i ognistymi strzałami. Posiada także hak umożliwiający jej „przyklejanie” się do niektórych fragmentów plansz. Mag, choć nie potrafi rzucić kuli ognia, jest bodaj najbardziej cenną postacią w drużynie. Potężny artefakt zwany myszką umożliwia mu narysowanie i zmaterializowanie przedmiotów pomagających pokonywać pułapki. Są nimi między innymi kładki czy lewitujące trójkątne platformy. Rycerz to nasz miecz i tarcza. Dosłownie. Do niego należy pokonywanie nieumarłych i przechodzenie fragmentów plansz, w których trzeba zasłaniać się niezniszczalnym kawałkiem stali. Wojak potrafi też rozpędzić się i z rozpędu wpaść w ożywionego trupa. Zderzenie zawodnika wagi ciężkiej z kilkoma kośćmi z reguły kończy się źle dla umarlaka.

Skarby

„..tęcza malowana twoją kredką.”

Zabawę urozmaicają także magiczne przedmioty, które poukrywano w różnych częściach plansz. Sprawiają one, że nasi herosi mają więcej punktów życia czy magicznej energii (zużywamy ją korzystając z umiejętności) albo są bardziej wytrzymali. Niektóre artefakty to także broń, którą może wykorzystać chociażby rycerz. Generalnie warto się chwilę pomęczyć, by je zdobyć. Otwarcie każdej kolejnej skrzyni cieszy, bo z reguły ciężko się do nich dostać, i ułatwia przechodzenie dalszych poziomów gry.

Pomaluj mój świat

Rozwijamy umiejętności naszych bohaterów

Jednym z najmocniejszych elementów Trine na pewno jest jego oprawa graficzna. Paleta użytych kolorów, gra świateł i efekty cząsteczkowe tworzą prawdziwie magiczny, bajkowy świat, którym nie sposób się nie zachwycić. Wystarczy zresztą spojrzeć na screenshoty dołączone do recenzji, by się przekonać, że graficy pracujący nad tym tytułem są bardzo zdolnymi ludźmi. Grę ogląda się z przyjemnością. Dzięki swojemu czarowi jest ona idealną odskocznią od listopadowej szarości, która opanowała świat przed nadejściem zimy. Jeśli musiałbym się do czegoś na siłę przyczepić to byłyby to tylko nadużywane elementy plansz. Czasami zbyt często napotykamy się na takie same rzeźby, pułapki czy inne drobiazgi. Nie wiem jednak czy ktoś poza recenzentem, szukającym na siłę minusów zwróci na to uwagę. Większość fanów elektronicznej rozrywki będzie zapewne zbyt zajęta podziwianiem kolejnych plansz, by zwrócić uwagę na taki detal.

Podobnie jest z muzyką. Stanowi ona znakomite uzupełnienie bajkowej grafiki. Poszczególne utwory mają w sobie coś magicznego, taki dziecięcy czar, dzięki któremu podkreślają klimat i charakter recenzowanej gry. I choć nie są to kawałki, które zapamiętamy na całe życie, to w trakcie zabawy słucha się ich z przyjemnością. Podobnie jest z głosami naszych bohaterów. Choć nie mówią oni zbyt wiele, to barwa ich głosów idealnie pasuje do ich profesji. W przypadku oprawy audio znów na siłę mogę się tylko przyczepić do niewielkiej ilości i różnorodności efektów dźwiękowych. Źle przetłumaczono także jeden kawałek tekstu pochodzenia francuskiego. Reszta lokalizacji (kinowej) stoi jednak na dobrym, wysokim poziomie.

Żyli krótko, ale szczęśliwie

Niestety grę przejdziemy w jeden dzień

Jeśli recenzowana gra ma jedną, a w zasadzie dwie wielkie wady, to są nimi jej długość i możliwość jej ponownego przechodzenia. To rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę w przypadku produktu kosztującego siedemdziesiąt złotych. Mnie Trine oczarowało na tyle, że nie mogłem się od niego oderwać. Niestety takie „przyklejenie się” do peceta sprawiło, że grę ukończyłem dosłownie w jeden wieczór. Recenzowany tytuł pomimo całego swojego czaru jest też bardzo prosty. Nie ma tu ani jednego układu, na którym zatrzymamy się na dłużej. Jak już zaczniemy się bawić, to z rozpędu zapewne przebiegniemy przez całą grę. Sytuacji nie zmienia dodatkowy poziom trudności, który odblokowujemy po ukończeniu przygody.

Grę niestety da się ukończyć w jeden wieczór

Jakby tego było mało, Trine nie zachęca nas do ponownego rozpoczęcia zabawy. Nie licząc skarbów, których mogliśmy nie odszukać, nie ma tu niczego, co moglibyśmy odkryć grając w dzieło Frozenbyte jeszcze raz. Za niecałe sto złotych można wymagać czegoś więcej od gry, tym bardziej, że nie posiada ona żadnego trybu multiplayer.Te dwie rzeczy koniecznie trzeba wziąć pod uwagę zanim wrzuci się Trine do koszyka o ile nie kupujemy go z zamiarem odsprzedania znajomemu zaraz po ukończeniu zabawy.

Świątecznie

Koniec końców Trine to naprawdę śliczny, lekki, bajkowy produkt, w którym można się zakochać. Gdyby nie to, że jest łatwy i krótki, z czystym sumieniem mógłbym go polecić każdemu. Jego dwie największe wady sprawiają jednak, że chyba najlepiej będzie jeśli poczekamy aż rodzimy wydawca gry obniży jego cenę. Warto jednak nabyć i przejść tę produkcję, by pokazać młodym zdolnym, że i dla nich i ich dzieł jest miejsce na rynku. Gra spodoba się też wszystkim tym, którzy pod koniec roku chcą odpocząć od ciągłego mordowania i spędzić nieco czasu z radosną, kolorową grą zmuszającą do używania szarych komórek.

Dawno, dawno temu. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami i siedmioma rzekami, była sobie gra. Ważyła zaledwie 40 megabajtów, a mimo to wydawała się większa i ciekawsza od wielu mających wielomilionowe budżety produkcji, wypełniających płyty DVD po brzegi. Gra ta nazywała się Puzzle Quest: Challenge of the Warlords. Wspominam ją dziś, ponieważ w ręce wpadł mi inny niewielki tytuł, który jest moim zdaniem cichym hitem tego roku.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

10 KOMENTARZE

  1. Jestem słaby w platformówki, dlatego ostatnia misja przysporzyła mi wiele nerwów ;pGra godna polecenia na jakiś deszczowy (niestety jeden, góra dwa) wieczór od tak, w ramach relaksu ;} Grafika bardzo miła dla oka, podkreślająca klimacik gry. Edit:właśnie dodałem posta, nie widziałem wcześniej co napisał quatrix. . . Może jednak aż taki słaby nie jestem, a ten ostatni poziom był faktycznie trudny?;p

  2. Quatrix – bez większych problemów udało mi się ten etap przejść. Zajęło to może 20 minut. Fakt, był odrobinę trudniejszy od poprzednich, ale generalnie cała gra należy do bardzo prostych.

    • Quatrix – bez większych problemów udało mi się ten etap przejść. Zajęło to może 20 minut. Fakt, był odrobinę trudniejszy od poprzednich, ale generalnie cała gra należy do bardzo prostych.

      Mamy odpowiedź do postu #3 🙂

  3. Ta gra mogla być krwawą strzelanką z ladną grafiką celowniczkiem i łamigłówkowym przeplotem Szkoda ze lepiej nie wykorzystali takiego potencjału

  4. Quatrix – złodziejka o gołębim sercuMakowsky – ła-MAG-aDigital – rycerz piwożłopPasujecie idealnie. Pewnie dlatego tak świetnie Wam szło 😉

  5. Hrhrhrhrhrhrhr, siergiej rozpracował nas za jednym zamachem chłopaki:) Tak na poważnie to zastanawiam się skąd wziął się ten jeden, no może dwa wieczory grania? Chyba, że gra się na easy, a wieczory trwają po 20h. Samemu grałem ofkoz na hardzie, a przejście gierki, zbierając wszystkie zielone butelki expa po drodze (co wcale nie jest specjalnie łatwym zadaniem), zajęło mi ok 2 tygodni, grając jakoś tak po 2h na dobę. To wcale nie jest mało. Jak na taka gierkę to imo w sam raz, zanim zacznie się nudzić.

  6. @8 coś w tym jest, chyba my, hardkory 🙂 powinniśmy zacząć grać na hard i w ten sposób przedlużać sobie dobre gry. Aczkolwiek jak utknę na zbyt długo w jednym momencie to się poddaję. Niestety tym sposobem nie mogłem przedłużyć sobie Machinarium. Przewspaniała gra, niestety podobnie jak tutaj, krótka 🙁

  7. Tak czysto informacyjnie – wlasnie na Steamie Trine jest w obniżce o 75% i kosztuje całe. . . 5 euro, czyli taniej niż w promocji która ostatnio była w Empikach i innych takich gdzie kosztował bodajże 40 zl. Ja kupiłem, wprawdzie jeszcze nie grałem, ale takiej okazji przegapić szkoda. Przegapiłem z Torchlight i do dziś żałuję.

Skomentuj Kuba Wojtkowiak Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here