Prawidłowość, o której piszę we wstępie jest powszechnie znana. Wiele pozycji (szczególnie w kinie) urasta do miana kultowych, a te jak wiemy przyciągają publikę, a co za tym idzie pieniądze. Kończy się to często wydaniem czegoś w stylu Rocky VI – Ostatnia Walka W Domu Starców. Czasami jednak kiedy twórcy kultowego dzieła nie rozmienili go na drobne tytuł z czasem obrastając w legendę przechodzi do historii.

Tego typu pomniki stają się po pewnym czasie łakomym kąskiem dla młodego pokolenia, które ma swoją wizję tej samej historii, albo czasem najzwyczajniej w świecie chce ugryźć kawałek dochodowego tortu żerując na potencjale jaki drzemie w marce.

Niezależnie jednak od przesłanek fakt jest faktem – czerpanie garściami z klasyki (czy to muzycznej czy filmowej) to ostatnio wyraźnie zauważalna tendencja.

Jednak, żeby móc odwoływać się do klasyków najpierw muszą one powstać. Na to potrzeba czasu i odpowiedniej dojrzałości branży. Trudno przecież nazwać coś klasykiem zaraz po powstaniu. Co równie ważne, każdą branżę cechuje ewolucja. Doskonale widoczne jest to w kinie. Filmy sprzed 20-30 lat są zupełnie inne niż te, które powstają dzisiaj. Kinematografia preferowała wtedy nawet inne gatunki, nie mówiąc o zupełnie innych narzędziach i środkach wyrazu. Aby odwoływać się więc do tzw. klasyków musi minąć trochę czasu, żeby miało to w ogóle sens.

I tu dochodzimy do kluczowego pytania – czy branża gier jest na tyle dojrzała, aby zjawisko opisywane w dzisiejszym wpisie mogło zaistnieć? Zupełnie niedawno obchodziliśmy 35-lecie branży. Z jednej strony w porównaniu ze stażem kinematografii to zaledwie początek, z drugiej to już całe pokolenie (*genealogia określa jego długość na 33 lata)., które było świadkiem rozwoju gier. Dla wielu z członków redakcji gry to czasy ich dzieciństwa, potem okresu dorastania i wreszcie dorosłości. Dla sporej części obecnych graczy gry to immanentna część dziecięcej rzeczywistości, coś co towarzyszyły im niemal od kołyski. Ci młodsi mogą zapewne pochwalić się nawet „grającymi rodzicami”. Z tej perspektywy to całkiem długi okres, nieprawdaż?

Gry z racji swojego wieku i niezwykle dynamicznego rozwoju doczekały się już paru klasyków. Zmienność w przypadku tej branży jest jeszcze bardziej wyraźna. Nie zmieniały się tylko gry, ale i maszyny, na których one były produkowane. Co więcej, dynamiczny rozwój komputerów osobistych sprawił, że na przestrzeni tych 35 lat środki wyrazu jakimi posługują się gry zmieniły się nie do poznania. Właściwie ciężko porównywać dzisiejsze tytuły do tych z lat 70-tych czy 80-tych XX wieku. Zmieniły się też narzędzia, umożliwiając twórcom pokazanie wiele więcej, w zdecydowanie bardziej realistycznym wydaniu. Ta zmiana jest w moim przekonaniu najistotniejsza i to ona będzie głównym motorem zjawiska „remake’ów” jeśli takie się pojawi. A o tym, że na to się zanosi najlepiej świadczą wieści, które obiegły świat całkiem niedawno. Oto za sprawą Terminal Reality zostanie stworzona gra Ghostbusters o czym donosił Katmay tydzień temu. A przecież gra na podstawie symaptycznego filmu o duchołapach powstała dzięki Activision w roku 1984! Gra cieszyła się sporą popularnością. Pamiętam jak grałem w nią z kumplami w podstawówce na moim C-64! Doczekała się nawet kontynuacji wydanej w 1989 r. Jasne, Ghostbusters od Terminal Reality nie będzie może remake’iem w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale bez wątpienia grą, która czerpie z wzorców, które już raz wykorzystano.

Czyżby skończyły się oryginalne pomysły? Wątpię. Oczywiście jedno Ghostbusters wiosny nie czyni i być może jest tylko jednostkowym przypadkiem, ale prawda jest również taka, że pewne prawidłowości się sprawdzają. Czy w przypadku sięgania do klasyków także? Zobaczymy…

[Głosów:0    Średnia:0/5]

5 KOMENTARZE

  1. Remake’i w świecie gier to bardzo dobry pomysł! Choć może nie tak nowy? Bowiem czy np. RTCW był kontynuacją? A może też remake’iem? I to obojętnie jak by to przedstawiali producenci owej gry? A może w ogóle jesteśmy w błędzie i nie ma żadnych remake’ów gier, a Ghostbusters nie byłoby wskrzeszane, gdyby nie film? I ta stara gra (grałem w nią na Atari), na którą powołuje się Terminal Reality jest zwykłym tylko chwytem marketingowym? Nie wiem. Ale marzy mi się remake Little Big Adventure. I to obu części 🙂

    • Nie wiem. Ale marzy mi się remake Little Big Adventure. I to obu części 🙂

      Nie wiem czemu, ale nie jest to dla mnie zaskoczeniem, Twinsen :PJestem jak najbardziej za remake’ami gier, ale przy zalozeniu, ze nie bedzie sie to opierac na wylacznym polepszaniu grafiki. Ps. Ja w Ghostbusters graelm na Amstradzie. Ach, to byla maszyna, Istny demon. Nawet mam jeszcze gdzies dyskietki 🙂

  2. Zagłosowałem na „tak”, ale muszę coś dodać. Remake to remake, a nie całkowita zmiana gameplayu, historii i całej reszty, a potem tylko oblanie tego wszystkiego sosem z pierwotnej produkcji. Pewnych rzeczy nie można zmieniać, bo pojęcie remake traci wtedy sens. Także wspomniany wyżej Ghostbusters w zasadzie nie jest remake’em, tylko grą osadzoną w realiach filmowych „Pogromców”. Ze starymi tytułami nie ma to nic wspólnego. Inna sprawa, że naprawdę kultowych produkcji nie powinno się ruszać. Powinno się pozwolić im trwać takimi jakie są, a właściwie były. W dzisiejszych czasach, gdy każdy stara się wycisnąć kasę dosłownie ze wszystkiego, i kiedy wysoce prawdopodobnym jest powstanie arcade’owej strzelanki na podstawie np. Niagary (jeżeli miało by to tylko przynieść jakikolwiek zysk), nikomu niestety nie zależy na utrzymaniu klimatu, czy jakiejkolwiek zgodności z pierwowzorem. Cóż, wstyd, ale tak to już dzisiaj jest. Jedynymi godnymi wyjątkami, od tej smutnej reguły są reamke’i czy kontynuacje robione przez community fanów danej pozycji. Można tu wymienić choćby Zak Mc’Cracken – betwen time and space, czy też Indiana Jones and the Fountain of Youth, który to idealnie zasługuje na na miano remake’u, ponieważ twórcy zostawili nawet pierwotny, anachroniczny już dziś, ale jakże piękny interfejs.

Skomentuj Michał Puto Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here