Potrzebowałem już od jakiegoś czasu gierki, w której mógłbym sobie pobiegać i poniszczyć to, co zobaczę dookoła. Tak się jakoś złożyło, że ostatnio miałem okazję mykać w strategie maści wszelkiej, a gry akcji omijały mnie szerokim łukiem. Ucieszyłem się, gdy trafiła do mnie gierka pozwalająca mi się nieco odmóżdżyć. I to dosłownie!

Wszystko jest tu na miejscu, choć to bardzo prosta gra. I to za 10 złotych.

1916 rok we Francji nie należał do najspokojniejszych. Szczególnie dużo emocji oczekiwało na śmiałków, którzy wiedzieni męstwem, honorem i chęcią walki o dobro swego kraju i narodu – a może po prostu brawurą i potrzebą zaspokojenia swego gigantycznego ego – zasiadali w nowiuteńkich latających maszynach bojowych i wyruszali na podbój przestworzy.

Temat ten jest dość chwytliwy, więc nie ma co się tak dziwić, że co i rusz pojawia się gra traktująca o tych czasach i o ówczesnym szczycie myśli technicznej, jaką były samoloty jedno- dwu- i trzypłatowe z drewna, prześcieradeł i z silnikami od motocykli. Powiedzmy sobie szczerze – kto z nas nie chciałby się poczuć jak as lotnictwa, który dzięki swej nadludzkiej wręcz zręczności, bohaterstwu i szczęściu przeważa szalę zwycięstwa na swą stronę? Może faktycznie nie wszyscy… Ci jednak, którzy o niczym innym nie myślą, powinni znaleźć to wszystko właśnie w tej gierce.

Tanie latanie raz jeszcze

Wings of Honour wcale nie jest grą wybitną, świecącą i wskazującą drogę jak latarnia dla innych gier tego typu, ale wcale nie ma taka być. Chodzi o dobrą, bezstresową zabawę w zaznaczanie kolejnych symboli zestrzelonych samolotów wroga na kadłubie myśliwca. I w tym jest świetna.

…przyjemna, odstresowująca (…) kosztuje tyle, co dobry kebab.

Bawić się można w dwóch kampaniach – po stronie Aliantów lub Niemców. Obie kampanie złożone są z 10 misji, które stanowią swoje lustrzane odbicia: broń most/zniszcz most; zniszcz lotnisko/broń lotnisko; osłaniaj miasto przed zeppelinami/zbombarduj zeppelinem miasto. Zadania są proste, wszystko zaznaczono na mapie – ergo, wiadomo co zrobić. Sama mechanika lotu nie wymaga nadprzyrodzonych ilości szarych komórek. Wystarczy wystartować z lotniska (wcisnąć przyśpieszenie i myszką w górę), dolecieć do punktu na mapie, zestrzelić przeciwników, ewentualnie czasem jakąś bombę zrzucić i wylądować powrotem na lotnisku (chyba że się nie chce, wtedy wystarczy wdusić esc). Pozostaje się skupić tylko na latających adwersarzach.

Widok z kabiny może i ladnie wygląda, ale nie jest za wygodny.

Ich inteligencja pozostawia sporo do życzenia i co i rusz udaje im się wpaść w twoją maszynę, jako że strzelając z działek pokładowych nie potrafią wyrządzić zbyt wiele szkód. Nawet tytułowy Czerwony Baron nie jest w stanie zbytnio krwi napsuć. Dlatego braki w sprycie pilotów gra nadrabia w inny, jakże odkrywczy sposób – ilością. No dobrze, może przesadzam. Oni wcale nie są tacy najgłupsi, a w liczbach to może jest stosunek raptem 2.5 do 1, ale takie odniosłem wrażenie, gdy co chwilka słychać było z radia komunikat „Nadlatują myśliwce wroga”.

Sama mechanika walki z realizmem za dużo wspólnego nie ma. Całe sterowanie polega na celowaniu myszką w kolejny wielopłatowiec z wrogimi oznaczeniami. Można od czasu do czasu, ale raczej hobbistycznie tylko, zwolnić lub przyśpieszyć. Mimo wszystko walka jest satysfakcjonująca i większe jej skomplikowanie mogło by jej zaszkodzić. Nieskończona ilość amunicji jak i możliwość wykonywania wszelkich manewrów, takich jak pionowy lot w górę czy zakręty, które w normalnych warunkach urywają skrzydła, to chyba jednak o kroczek za daleko.

Tanio i ładnie

Grafika to chyba najlepszy element zabawy w asa przestworzy. Mapki są naprawdę szczegółowe. Są lasy, rzeki, miasteczka, linia frontu wraz z okopami i okopaną artylerią, góry, morze – wszystko czego nie mogło zabraknąć. Są nawet żołnierze jeżdżący na koniach, ciężarówki, czołgi. Nawet krowy się pasą. Modele samolotów są również bardzo dokładne. Twórcy wmusili w grę 24 maszyny, z czego wszystkie można odróżnić po wyglądzie. Niestety, poza wyglądem różnią się tylko i wyłącznie szybkością. I to nieznacznie. Muzyka z kolei jest fajna, klimatyczna i świetnie pasująca do wydarzeń na ekranie. Ogólnie niesamowita… poza jednym szczegółem. Jest tylko jeden kawałek! Może i leci tylko gdzieś daleko w tle, ale nawet cztery godziny po graniu łapałem się na tym, że nuciłem go, i co gorsza, nie mogłem przestać!

Tak, czy siak zagrać można. Wymagań kosmicznych Red Baron nie ma. Wysilać się nad nią nie trzeba. Można polatać w multiplayerze. Możliwe, że jest nieco za krótka. A może inaczej – brak innowacji nadrabia ilością dupereli do rozwalenia. Jest przyjemna, odstresowująca no i przede wszystkim kosztuje tyle, co dobry kebab! Za dychacza ta gierka mogłaby sobie pozwolić na jeszcze kilka błędów a i tak bym ją polecił.

Można robić tanie i całkiem niezłe gry. Co prawda to już 47 gra z rzędu od City Interactive z samolotami w roli głównej, ale najwyraźniej coś musi być na rzeczy. Zobacz z nami.

Plusy

Grafika, klimat, temat

Minusy

Przeciwnicy, zbytnie uproszczenie

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułRatunku, jestem developerem!
Następny artykułCall of Juarez w sieci

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here