Pierwsza część Call of Juarez zebrała dość przyzwoite oceny i jak na produkcję znad Wisły, okazała się sporym sukcesem wrocławskiego studia. Polski deweloper jednak ciągle kontynuuje swoją współpracę z Ubisoftem, czego efektem jest właśnie Bound in Blound – prequel wspomnianej przed chwilą gry. Sprawdźcie, czy warto wydać swoje pieniądze na dzieło Techlandu.

Mario to synonim gry wideo. Nie znajdziecie chyba na globie nikogo, kto nie znałby tej ikony konsol, a i ze świecą szukać tych, którzy nigdy nie tknęli żadnej gry z jego udziałem. Pomimo tego trójwymiarowe gry z serii Super Mario wychodzą nie częściej niż dwukrotnie na dekadę. Zawsze przynoszą ze sobą mnóstwo szumu, czasem szczyptę kontrowersji, nigdy natomiast nie schodzą poniżej poziomu gry bardzo udanej.

Odrobina historii

Ratujemy księżniczkę. Jak zawsze.

Po kamieniu milowym, jakim okazał się Super Mario 64 – pierwszy w pełni trójwymiarowy platformer, wprowadzający sterowanie analogową gałką na padzie – przyszedł czas na Super Mario Sunshine na konsolę Gamecube. Tym razem nadzieje fanów przerosły rzeczywistość. Gra wylądowała w 2002 roku i mimo początkowego huraoptymizmu, szybko w sieci zaczęły pojawiać się coraz odważniejsze głosy niezadowolenia. Że wrogowie nie tacy, że klimat jednostajny, że dawnej magii brak. Nintendo wzięło do siebie krytyczne uwagi. 5 lat zajęło studiu EAD wyprodukowanie kolejnej części serii, która miała ze sobą przynieść oczekiwane nowości, ale i przywrócić jej ducha SM64. 5 długich lat upłynęło właśnie teraz.

Super Mario Galaxy to ukłon w stronę najwierniejszych fanów Maria, ale również próba rewitalizacji spranej już formuły. Produkcję powierzono ekipie znanej z innowacyjnego platformera Donkey Kong: Jungle Beat, gdzie postacią na ekranie sterowało się uderzając rękami w elektroniczne bongosy. Chłopaki mają tendencję do wizjonerstwa, na platformówkach też znają się nienajgorzej, więc oczekiwania rosły. Szczególnie odkąd ogłoszono, że produkcji przypilnuje osobiście Shigeru Miyamoto – twórca Mario i Zeldy. Z takim składem Galaxy od początku było skazane na sukces.

Fabułę można streścić w kilku słowach i nie będą one przesadnie skomplikowane. Wszystko sprowadza się do ponownego ratowania księżniczki Peach, która po raz kolejny została uprowadzona, przez smoka Bowsera. Zresztą mniejsza z tym. Chodzi o to, że tym razem Mario, aby uratować swoją wybrankę będzie musiał przemierzyć kosmos. I tyle wystarczy. Chociaż i tak widać tu pewien postęp, bo wstawki fabularne, chociaż czerstwe jak dwudniowe kajzerki mają swój urok i są wykonane naprawdę fajnie. Trudno traktować na serio filmiki, na których chodząca pieczarka sypie jak z rękawa życiowymi mądrościami, ale pasują do wykreowanego przez autorów klimatu.

Zwiedzamy, machamy wiilotem

Trzeba sporo biegać

Siła gier z Mario w tytule od zawsze polegała na genialnie zbalansowanym systemie rozgrywki. Z jednej strony banalny w opanowaniu podstaw, z drugiej dający ogromne możliwości dla hardcore’owych zawodników. Nie inaczej jest tym razem. Do dyspozycji dostajecie kilka różnych skoków i ataków, a dalej kombinować możecie już do woli. Nowością w serii jest możliwość strzelania gwiazdkami przy użyciu wiilota, co przyda się do ogłuszania wrogów i kilku innych celów, ale oprócz tego zestaw ruchów okazuje się niezwykle znajomy. Wykonując łańcuchy karkołomnych akrobacji poczujecie na własnej skórze, jak genialnie zostało opracowane sterowanie i jak wspaniale zaprojektowano poziomy.

Leveli natomiast jest zatrzęsienie. Celem gry jest zebranie 120 gwiazdek, co łączy się z taką samą ilością najróżniejszych zadań. Rozmieszczono je w kilkudziesięciu galaktykach, złożonych z masy asteroidów i dziwacznych planetoid. Wszystkie unikalne i wykonane z prawdziwym smakiem. Od małych sferycznych obiektów po większe, otwarte przestrzenie, aż po powykręcane nieregularne planety. Do przejścia gry wystarczy zaledwie 60 gwiazdek, także nawet niedzielni gracze będą mogli z dumą odstawić ukończoną grę na półkę. Jednak zdobycie wszystkich to już totalna masakra, która wystawi wasze umiejętności na nie lada próbę. Szkoda tylko, że wiele zadań jest do siebie dość podobnych, zmieniając tylko scenografię. Na szczęście większość plansz to orgietka dla wielbicieli tego typu zabawy. Dawno nie było gry, która przywołałaby w pamięci złoty wiek platformówek, tak sugestywnie jak Super Mario Galaxy. Tu liczy się jedynie refleks, opanowanie garnituru ruchów i przestrzenna wyobraźnia. Bieganie do góry nogami i po ścianach, to w Galaxy norma. Jazda jest konkretna i do gry powinni dodawać Aviomarin.

Lost in Space

W tym momencie dotykamy sedna SMG. Dzięki przeniesieniu Maria w przestrzeń kosmiczną, autorzy przestali krępować się standardowym podejściem do tematu. Mario Galaxy stoi nieprzewidywalnością, zabawami z grawitacją i interakcją z otoczeniem. Każda nawet mała planeta ma jakiś rys osobowy, mini-patencik. Mi osobiście bardzo podobał się motyw, kiedy źle wykonałem skok z jednej planetoidy na drugą. Myślałem, że spadnę w otchłań, ale okazało się, iż grawitacja mojej planety jest tak silna, że obkręciło mnie tylko trochę po orbicie i spadłem na jej spód, gdzie znalazłem dodatkowe życie. Ciekawie wypadła też zielona planeta z drzewkami i domkami, na której środku znalazłem gigantyczny korek. Kiedy go wyjąłem z planety zaczęło schodzić powietrze! Zaczęła się kurczyć i kurczyć, aż w końcu prysnęła jak bańka mydlana.

i skakać

Sekretnych lokacji, plansz, monet i postaci jest multum. Już samo przebywanie w świecie SMG to niezła przygoda. Nie raz łapałem się na tym, że jak głupek skakałem jak najdalej po odkrytej małej planecie, żeby zobaczyć jak najdłuższy orbitalny lot. Nieraz obchodziłem niesymetryczną planetę kilka razy i gdy już zrezygnowany chciałem iść dalej odkrywałem jakąś jej część, którą wcześniej przeoczyłem. Do tego dochodzą zdobywane na planszach unikalne zdolności dla Maria, dzięki którym spenetrujecie niedostępne normalnie rewiry.

Co robi Mario

Jednak nie samym skakaniem gra stoi. Niektóre zadania będą od was wymagały ścigania się, jazdy na desce surfingowej (a przynajmniej czymś w tym stylu), latania w bańkach mydlanych i mnóstwa innych zdolności. Zaskoczenie gra tu pierwsze skrzypce. Dzięki fenomenalnym projektom, wyglądałem z niecierpliwością każdej kolejnej planety. Co powiecie na taką, która jest półkulą stworzoną z samej wody? Przelewającej się i ściekającej po ściankach w otchłań kosmosu. Pomysłowość zespołu z Tokio powinna zapłodnić umysły innych twórców gier i być pokazywana jako wzór, że czasami warto odejść od utartych szlaków designerskich i spróbować czegoś nowego.

Mario radzi sobie nie tylko w kwestii rozgrywki. To kolejna gra po Metroid Prime 3, która obnaża pazurki Wii. Na pewno wyprzedza produkcję Retro pod względem technicznym. Znalazło się tu miejsce na bumb mapping, fajne oświetlenie, ekstra efekty dymu, futra i wody. Nawet na dużych telewizorach jest kolorowo, wesoło, estetycznie, a niska rozdzielczość nie kłuje w oczy. Wszystko to w ultra-płynnych 60 klatkach na sekundę. Byłem naprawdę mile zaskoczony grafiką SMG, chociaż wyżej stawiam to, co zobaczyłem w Metroid Prime 3, głównie za sprawą designu.

Kosmiczna jakość?

a nawet zbierać gwiazdki

Za to sfera audio to diament. Nareszcie Nintendo zaprzęgło do akcji orkiestrę, która uniosła ciężar fantastycznych kompozycji Kenji Kondo. Nowe utwory potrafią znaleźć drogę do serca, a stare zostały tak zremiksowane, że naprawdę ciężko im się oprzeć. Niestety na diamencie widać skazę. Ponownie Nintendo nie zdobyło się na pełny dubbing. Linii dialogowych nie ma zbyt dużo, ale tym bardziej można było się wysilić. A tak znowu jesteśmy skazani, na kilka słów na krzyż i akompaniament pomruków i chrząknięć. SMG sprytnie wykorzysta różne dodatkowe funkcje samej konsoli. Nie tylko jest sprzężony z systemem Mii, ale również wykorzystuje dość sprytnie system zostawiania wiadomości w konsoli. Sam pilot też znajdzie kilka różnych zastosowań od wykonywania nim ataków, strzelania gwiazdkami, po bardziej subtelne, których lepiej nie zdradzać. Jak zwykle – chciałoby się więcej, ale i tak jest ciekawie i niebanalnie.

W czasach, kiedy czystej krwi platformówek nie ma w ogóle SMG jawi się jako powrót do źródeł tego biznesu i ukoronowanie blisko dwóch dekad gier platformowych. Jednak oczekiwania klientów zdążyły się lekko zmienić. Dlatego wystawienie końcowej noty jest niezwykle trudne. Z jednej strony brakuje tu nowoczesnych bajerów: zakręconej fabuły, większej interakcji z postaciami, otwartego świata i Bóg wie czego jeszcze. Jednak z drugiej strony w zalewie identycznych strzelanek, jakimi natrętnie karmi nas teraz branża, wesoły, pozytywny i staroszkolny klimat tej pozycji jest niezwykle pociągający. Na pewno warto dać jej szansę i pokłonić się Super Mario Galaxy. Bo więcej takich gier może już po prostu nie być.

Długo przyszło nam czekać na pełnoprawną kontynuację przebojowego Mario 64. Nintendo wyciąga wnioski z chwilowego spadku formy o imieniu „Super Mario Sunshine”. Czy wąsatemu Włochowi tym razem udało się dokopać branży elektronicznej rozrywki, czy może Nintendo odcina kupony od dawnego sukcesu?

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. A ja przeszedłem i oceniam grę 10/10 Jako ciekawostkę napiszę, że po 120 gwiazdkach pojawia się możliwość przejścia gry powtórnie jako Luigi.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here