Taaaa, biorąc pod uwagę, że pierwszy SingStar powstał pięć lat temu, zapewne nie odkrywam tu Ameryki (co najwyżej jakąś opuszczoną wyspę na południowym Pacyfiku), ale może na Valhalli jest jeszcze kilku hardkorowców, którzy dotąd nie spróbowali śpiewania. Ja jakiś czas temu spróbowałem i chociaż – uwierzcie – talentu do śpiewania absolutnie nie mam, muszę z przyjemnością stwierdzić, że czasem żadne polowanie na Locusty (choćby i w sieci) albo jazda Lamborghini Diablo (choćby i ze stylowym malunkiem na karoserii) nie jest w stanie pobić przyjemności, wynikającej ze starego, dobrego śpiewania.

Tak, miło jest wyżyć się po dniu pełnym stresów na jakimś Bogu ducha winnym demonie z piekła rodem, hitlerowskim siepaczu albo zagrażającym światu, chciwym prezesie złowrogiej korporacji. Ale to w większości przypadków przeżycie bardziej psychiczne, niż fizyczne. Maksymalne skupienie, wybałuszanie oczu, wachlowanie kciukami po drążkach jak szalony, krzyczenie do zestawu VOIP, a nawet rzucanie padem/klawiaturą to wysiłek zbyt mały lub zbyt krótki, żeby w pełni się odstresować.

A tymczasem śpiewanie porusza całym ciałem. Po pierwsze można spokojnie wykrzyczeć swoje frustracje w takt poruszających się, niebiesko-czerwonych pasków, a po drugie – przy każdej grze muzycznej nie ma tak zwanego bata – trzeba się trochę pobujać, zleksza potańczyć i ponachylać się do swojego partnera (a w moim przypadku – partnerki), żeby duet wyszedł stuprocentowo. I to się udaje. A po udanym maratonie śpiewu nie tylko traci się na piętnaście minut głos. Można się też zalać potem (antyperspirant wskazany, szczególnie na imprezach), niczym po sesji na siłowni.

Jako posiadacz zielonego klocka, siłą rzeczy jestem zakochany w microsoftowej wersji SingStara, czyli w Lipsach. I choć w aplikacji tej jest trochę niedociągnięć, nie potrafię jej nie polecić. Nawet ściąganie dodatkowych piosenek, przy którym ostatnio o mało nie dostałem ataku serca (dzięki, Xbox Live), kiedy okazało się, że wydałem kilkadziesiąt zeta, a piosenki zniknęły, mnie nie złamało. Znalazłem rozwiązanie, wyczyściłem cache konsoli, trzy razy splunąłem przez ramię, postawiłem telewizor do pionu, przysiągłem że jestem Amerykaninem z Alabamy i… udało się. To było fantastyczne – zobaczyć nowe piosenki i od razu móc zacząć zabawę. Nie wiem, czy takie emocje będą mi towarzyszyły, kiedy ściągnę DLC do GTA IV ;).

Naprawdę – jeśli jeszcze nie spróbowaliście, to spróbujcie. Jeśli Wasza druga połówka (zapewne żeńska) wciąż nie dała się przekonać do konsoli – SingStar czy Lips działają bez pudła. Pokażecie, że to fantastyczna zabawa, cudowne urządzenie i przy następnej próbie zakupu krwawej strzelanki za 250 zeta, groźne spojrzenie będzie jakby bardziej łagodne. Bo przypomną się jej (jemu) wspaniałe chwile spędzone przy mikrofonie. Bez pudła działa to też przy okazji organizowania imprez. Trzeba naprawdę mega drętwej ekipy, żeby osoby ją tworzące (choćby z konsolą nigdy nie miały do czynienia) nie zdecydowały się chwycić za mikrofon. A potem to już pójdzie jak tocząca się w dół, śnieżna kula. Naprawdę, nie trzeba nawet alkoholu ;).

Hardkorowcem się urodziłem i zapewne hardkorowcem umrę. Będę zawsze szukał świetnej grafiki, nowych rozwiązań i balansu pomiędzy technologią, a grywalnością. Ale czasem warto zerknąć na znienawidzoną półkę z napisem „KAŻUALE” i sprawdzić, czy nie leżą tam mikrofony, dziwne gry quizowe, mata do tańczenia albo Guitar Hero. Jeśli patrzycie na te zabawki z pogardą, to zerknijcie jeszcze raz. Zabawa jest niesamowita, naprawdę. No, to idę pośpiewać!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. podobnie mam z DJ Max Portable, gry muzyczne mnie nigdy nie ciągnęły, raczej jestem fan strategii/rpg ale przy w DJMP gram od dwóch lat na PSP prawie bez przerwy 🙂 niestety tytuł ten nie nadaje się tak na imprezki jak Singstar

  2. Ja zazwyczaj gram w RPG, FPS i Strategie, ale muszę przyznać, że Singstar ma to coś, że wszyscy się przy nim zajebiście bawią.

  3. SingStar to przecudowny wynalazek. Co ciekawe, nie pozbawiony polskich akcentów – jeszcze do niedawna na czele tego projektu stała Paulina Bozek 🙂

  4. A do mnie jakoś to nie przemawia i to z prostego powodu. Graliśmy ostatnio w Rock Banda z kumplami, na 2 gitary, perkę i mikrofon. O ile na gitarach to fantastyczna zabawa, na perkusji nieco mniejsza (do tego cholerstwa trzeba mieć niesamowite wyczucie rytmu, poza tym werble są imo za małe), to mikrofon jest kompletną klapą. Absolutne zero przyjemności. Drzesz do tego japę, niby sprawdzane jest tempo i wysokości tonalne, ale tak na prawdę, to nie ma znaczenia czy śpiewasz „In bloom” słowo w słowo, czy cały czas powtarzasz „Goo Goo Goo Goo a Gooooo” i tak zaliczy ci utwór na perfekt. Nie wspominając już o tym, że niby co to za frajda z wydzierania się w pokoju. Gra się rencami, a nie garłem, kulasami czy innymi częściami ciała. Howgh!

  5. Moje casualowe przygody zatrzymały się na Parappa The Rapper i Dance Dance Revolution. Śpiewanie mnie nie kręci. Chociaż jakby ktoś zrobił składankę disco polo na Singstarze, to może bym się skusił ;).

  6. Nie do mnie taki rodzaj rozrywki 🙂 Ja w głównej mierze wciągnąłem moją lepszą połówkę w świat konsoli za pomocą LittleBigPlanet

  7. Nie wiem jaki kompleks ma pan Glatys że każdy wpis zaczyna o „myśleniu innych o nim” Wracając do tematu należy pokłony składać azjatom za wynalezienie karaoke. , bez tego signgstara by nie było.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here