Być może w przyszłości, ale nie teraz. Microsoft po raz kolejny wylał kubeł zimnej wody każdemu zwolennikowi większego twardego dysku do Xboxa 360

Jasne, w historii nie brakuje tytułów, które w jakiś sposób opowiadałyby o zawodach zwykłych ludzi. Tyle, że zazwyczaj były to zawody napapompowane adrenaliną. Zniszczeniem. Destrukcją. Wszystkie te Police Questy i symulatory strażaków w roli głównej obsadzały twardzieli, walczących z groźnym żywiołem.

Później przyszedł czas na gry bazujące na komunikacji miejskiej. Jednak symulatory pociągów i autobusów nie wiążą się ściśle z zawodem kierowcy jako takiego. Są po prostu wariacjami gier samochodowych. Mówiąc inaczej nie ważne jest tam kierowca i jego praca, tylko pojazd, którym kieruje. Poza tym, tego typu gry nie są tak efektowne, jak ostatnie dokonania Japończyków na DSie. Ich zadaniem było jak najdoskonalsze odwzorowanie rzeczywistości, a nie przekształcenie jej w grywalną, emocjonującą grę video.

To, co dzieje się ostatnio na rynku gier na Nintendo DS niezbicie udowadnia, że jesteśmy świadkami tworzenia się nowego trendu: job-simulatorów. Brylują w tym Japończycy, którzy potrafią przekształcić pracę w monotonnych na pozór zawodach, w błyskające fleszami tytuły przygodowe, które powoli zdobywają świat.

Pierwszą grą, która odniosła sukces na polu job-simulatorów był Phoenix Wright, symulator o prawnikach. Co jak co, ale myśląc o prawie nie mam gęsiej skórki z podniecenia. Capcom wziął jednak na tapetę ten temat i stworzył grę, która oddziałała na wyobraźnię masowego gracza. Nawet Marilyn Manson przyznał się w jednym z wywiadów, że prawnicza przygodówka jest jego ulubioną grową pozycją.

Phoenix Wright sprzedał się świetnie i Capcom dłubie już przy kontynuacji hitu. Zabawa wciągnęła nie tylko graczy, ale również recenzentów, którzy nie szczędzili pochwał dla produktu. To właśnie ta gra pokazała jak efektowanie sprzedać w sumie banalny pomysł.

Dalej mamy dzieło firmy Atlus: Trauma Center. Borowanie zębów też trudno postrzegać jako synonim dobrej zabawy, ale firma potrafiła tak opakować i sprzedać zawód lekarza, że tysiące graczy rzuciło się do sklepów. Efektem jest już planowana kontynuacja gry na Nintendo Wii. Od razu zapowiedziano, że operacje będzie się wykonywało za pomocą wiimote’a, wykonując chirurgiczne ruchy.

Wydaje się, że bum na job-simy zacznie się dopiero z premierą Wii. Dzięki możliwościom kontrolera i geniuszowi developerów nawet własnoręczna wymiana kolanka przy zlewie może okazać się przygodą życia, szczególnie jeśli wsadzi się do tego elementy przygodówki, a la Phoenix Wright, czy Trauma Center. Symulator rolnika, Harvest Moon: Heroes, również wykorzysta dobrodziejstwa nowego systemu kontroli do przekopywania grządek i dojenia krowy. A na DS-a zmierza już Legend of the River King – połączenie gry RPG i symulatora.. wędkarza.

Co by nie mówić nowe sposoby kontroli dają unikalne możliwości jesli chodzi o interakcję ze światem gry. Czynności, które przy wykorzystaniu dwóch analogów były mega nudne, teraz mają szansę okazać się intrygujące i wciągające. A ja pytam tylko co dalej? Jaki zawód będzie następny w kolejce? Mechanik? Hydraulik? Sklepikarz?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. a ja zawsze zastanawiam sie kiedy gram w takie rzeczy, dlaczego sam nie wymienie tego kolanka w kuchni co cieknie od 3 miesiecy, tylko mecze sie z tym w telewizorze.

  2. Jak jeszcze miesiąc temu zastanawiałem się czy zapolować po raz drugi w swoim życiu na konsole (pierwsza to starożytne NES) – tak teraz wiem, że Wii to będzie dla mnie „must buy” – tak na spokojniejszy rozwój wieku średniego będzie jak ulał 🙂

  3. „Symulator” lekarza to już na amigę był, w „Life&Death” można było zrobić operację wyrostka a w drugiej części nawet pobawić się w neurochirurga.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here