WSAD

Motozombie z Marsa!

Choć nadal z powodzeniem możemy używać pada, to na potrzeby wersji pecetowej przygotowano sterowanie za pomocą myszki i klawiatury. Dzięki temu nieśmiertelnemu duetowi mamy dostęp do kilku sztuczek niedostępnych dla graczy konsolowych. Po pierwsze, w ekwipunku możemy przypisać przedmioty pod klawisze od jednego do dziewięciu, co pozwala szybko zmieniać broń czy dużo szybciej wyleczyć naszą postać. Mamy też klawisz, którego wciśniecie umożliwia nam wykonanie szybkiego zwrotu o sto osiemdziesiąt stopni, co jest szczególnie przydatne gdy oblegają nas masy trupów. W końcu, mamy pełnoprawny celownik, który uniezależnia nas od wskaźnika laserowego i umożliwia szybsze i bardziej precyzyjne celowanie.

Prezes Sheva

Kontynuując wątek zmian w wersji na komputery osobiste, warto wspomnieć o dostępie do kilku śmiesznych strojów dla naszych bohaterów. Chrisa przebrać możemy za wojownika w stylu Mad Maxa. Gratka dla pań – jest bez koszulki. Natomiast Sheva (gratka dla panów) przywdziać może interesujący strój businesswoman, z krótką spódniczką włącznie. Po przejściu gry odblokowujemy tryb Mercenaries, w którym staramy się zabić jak najwięcej przeciwników w określonym limicie czasowym. Nowością jest No Mercy, czyli tryb w którym mapy z Mercenaries oblężone są przez trzy razy więcej przeciwników niż normalnie. Jak łatwo można sobie wyobrazić, zagrywka ta jest początkiem absolutnej rzezi. Przeciwników jest więcej niż Chińczyków podczas promocji w sklepie monopolowym i mieszkańców Mexico City razem wziętych. Warto zwrócić uwagę, że podczas takiego oblężenia mocno spada płynność rozgrywki.

Palące słońce

Trzeba przyznać, że podczas gry w „normalnych” trybach grafika wygląda przepięknie. Widać, że panowie z Capcom właśnie do pracy nad tym aspektem rzucili najwięcej mocy przerobowych. Modele bohaterów, palmy, obdarte stragany, budynki, ciasne zaułki, kanały, woda, dalsze krajobrazy, ohydni bossowie – wszystko to jest najwyższej, światowej klasy. Obraz jest ostrzejszy i wyraźniejszy niż na konsoli, z cudownym efektem rozmycia.

Dodatkowo gra została przystosowana do wykorzystania jakże popularnej ostatnio techniki 3D. Niestety, nie byłem w stanie stwierdzić jak tryb ten wygląda w przysłowiowym praniu – naczelny ociąga się z wysłaniem monitora przystosowanego do działania w 120 Hz. Są też oczywiście minusy – animacja mogłaby być bardziej dopracowana, a zwłoki przeciwników (poza tajemniczym znikaniem) mają tendencję do układania się w nienaturalnych pozach. Zdarzają się także sytuację, gdy zombie przenika przez inne tekstury.

Pustynne Multi

Agent Smith? Ty tutaj?!

Opis gry dla wielu graczy należy zacząć od ostrzeżenia – Resident Evil 5 w wersji na komputery PC działa wraz z systemem Games for Windows Live. Jeśli jesteś przeciwnikiem niemożności zapisu stanu gry i instalowania niepotrzebnych programów na dysku – nie podchodź do multiplayera. Pozostali mogą w pełni cieszyć się świetnym trybem kooperacji, który stanowi danie główne rozgrywki wieloosobowej. I choć dobranie pary utrudnia nieco skomplikowane i nieintuicyjne menu, to podczas zabawy jest już lepiej. Gra z żywym przeciwnikiem daje dużo więcej satysfakcji. W trybie single nienajlepsze SI Shevy potrafi mocno zdenerwować, o czym nie ma mowy, gdy gramy z kolegą. Jeśli nasz towarzysz niespodziewanie się rozłączy, nie ma problemu, jego miejsce natychmiast zajmuje sztuczna inteligencja.

Choć w grze brakuje innowacji, to warto ją sprawdzić

Pożegnanie z Afryką

Podsumowując, nowy Resident Evil to solidna porcja akcji z zombie w roli głównej. I choć jest to temat ostatnio dość popularny, na korzyść „piątki” przemawia cała ta otoczka serii, z Chrisem, legendą Racoon City i Bioterrorism Security Assessment Alliance w roli głównej. Choć w grze brakuje innowacji, o czym pisał już kolega Gruby, to warto ją sprawdzić choćby dla genialnej grafiki i świetnego trybu kooperacji, o który trudno w tytułach na komputery PC.

Kilka dobrych miesięcy przyszło czekać posiadaczom PCtów na kolejną odsłonę serii Resident Evil, która wcześniej z powodzeniem rozkręciła czytniki konsol. Nowy Resident kontynuuje dzieło poprzedniczki, która radykalnie zmieniła system rozgrywki, z powolnego survival horroru, przechodząc w dużo bardziej dynamiczną akcję, ukazaną znad ramienia bohatera. Wprowadzający te innowacje Resident 4 został jednak wydany kilka dobrych lat temu, na innej generacji sprzętu. Co przez ten czas udało się usprawnić ludziom z Capcomu?

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Bardzo sceptycznie podchodzilem do tego tytulu. Ogladajac kolejne materialy promocyjne, przecieralem oczy, w glebi duszy klac na caly Capcom. Ale mam taka zasade, ze poki sam sie nie sparze na jakiejs serii to bede w nia wiernie pogrywal jak to ma miejsce z kazda lubiana przeze mnie seria od poczatku mej stycznosci z grami komputerowymi. Rozpisywal sie dlugo nie mam zamiaru, bo wyszlaby z tego druga recenzja, a mysle, ze autor powyzszego tekstu zrobil to duzo lepiej od tego co bym napisal ja. Wiec krotko. . . gra mi sie tak bardzo spodobala, ze przeszedlem ja juz piec razy i jeszcze nie przestalem w nia grac. Pokonuje po raz kolejny te same levele, zbieram skarby, morduje krwiozerczych murzynow i z usmiechem na twarzy jaram sie z kolejnej ukonczonej mapy ze statusem „S”, oraz czasem jej przejscia. Biegam ze swoim S&W M500 na trybie z nieograniczona iloscia amunicji i mszcze sie na wiekszych przeciwnikach, ktorzy dawali mi niezle popalic gdy po raz pierwszy stanelismy oko w oko, a ja mialem jedynie marnego M92F z 20-stoma nabojami. Frajda z odstrzeliwania czterech zomiakow biegnacyc na mnie gesiego, jedym pociagnieciem spustu w moim przypadku nie ma konca. Albo odwalenie calej naciarajacej na mnie ekipy afrykanskich raperow, jednym strzalem z Hydry, cos pieknego :D. Wiec biegam, morduje zakazone organizmy, gromadze kosztownosci, za ktore ulepszam pozostaly asortyment militarny i bardzo dobrze bawie sie jak juz dawno nie bawilem sie przy zadnym innym tytule :-). Ode mnie 9/10 poniewaz dla mnie gra ma jedna bardzo irytyjaca wade – nasza partnerke. Oczywiscie urode posiada zdumiewajaca, ale chyba zbyt bezpiecznie czuje sie przy naszym napakowanym bohaterze, bo jak juz bylo opisane w recenzji, dla niej ta hitoria to jeden wielki spacer i zbieranie granatow, poniewaz jak widac sama walka ja niezbyt bardzo ekscytuje, co nie zmienia faktu, ze trzeba ja w niektorych jej momentach ratowac z opresji nacierajacych, napalonych czarnych braci.

  2. No cóż mimo, że jestem wielkim fanem serii, a 5-ka jest naprawdę niezła to wciąż tęskno mi do mrocznego racoon city i przede wszystkim czasów gdy kamery były usytuowane w różnych miejscach lokacji. To był czasy: innowacyjność rozgrywki, mega-klimat i logiczne zagadki, które gdzieś po drodze chyba zaginęly, być może w toalecie:). No ale hordy trupów też potrzebują urozmaicania może kiedyś Capcom wróci do korzeni?

  3. Ok tyko że to recenzja wersji PC i zabrakło mi najistotniejszej rzeczy czyli choćby krótkiej kilkuzdaniowej wzmianki o wymaganiach sprzętowych.

    • Ok tyko że to recenzja wersji PC i zabrakło mi najistotniejszej rzeczy czyli choćby krótkiej kilkuzdaniowej wzmianki o wymaganiach sprzętowych.

      Ciężko jest o tym pisać, skoro ma się dostęp tylko do jednego komputera :). Na moim C2D, 2GB RAMu, GTX260 na DirectX 9. 0 śmigałem w 1920×1200 bez najmniejszych nawet ścinek i spadków FPS. Poza, oczywiście, trybem No Mercy.

  4. To coś poza nazwą i bohaterami nie ma nic wspólnego z „residentem”. Podział na misje? Czarni przeciwnicy (gdzie „jęczący” zombie)? Pościgi? zagadki na poziomie niedorozwiniętego przedszkolaka? WTF? ostatnio grałem w odświeżoną wersję jedynki na WII, ta gra ma „coś”. piątka jest tylko „fają” szczelanką z super koopem ale resident to nie jest. Szkoda bo czwórka, pomimo innowacji zachowała chociaż trochę „ducha” serii, piątka go pogrzebała ostatecznie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here