Do dnia premiery drugiej odsłony lubianego przeze mnie Dawn of War wierzyłem, że na sklepowe półki trafi produkt lepszy od StarCraft 2. Pozycja, którą będziemy się świetnie bawili nawet po premierze drugiej odsłony kultowego dzieła studia Blizzard. Dziś już wiem, że najnowsza gra studia Relic walki ze swoim największym przeciwnikiem nie wygra. Nie wygra ponieważ jej nawet nie podejmuje.

Nowy początek

Wielka niespodziankę sprawili nam autorzy Dawn od War 2. Gdyby to samo zrobiła jakaś mniej znana albo lubiana firma, to tłum rozwścieczonych graczy ruszyłby z pochodniami na jej siedzibę. O co chodzi? Ano o to, że świat popularnej strategii został wywrócony do góry nogami.

Mój heros

Recenzowana pozycja nie jest już RTSem. Kupując drugą część „Świtu Wojny” otrzymacie grę akcji łączącą w sobie elementy RPGa z cząstkami taktyki. Wielbiciele strategii muszą wziąć to pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o ewentualnym wydaniu na nią swoich oszczędności. Uważam jednak, że pomimo tego, iż mogą oni poczuć się oszukani, to powinni się przyjrzeć najnowszemu dziecku Relic. Ono wciąż może się im spodobać, a jednocześnie ma szansę przyciągnąć wielu nowych fanów, którzy z przyjemnością poznają mroczne uniwersum Warhammera 40K.

Trzech na jednego

W Dawn of War 2 nie wznosimy i nie rozbudowujemy bazy ani nie kupujemy żadnych nowych jednostek. Zamiast tego wcielamy się w dowódcę Kosmicznych Marines, prowadzącego do boju kilka drużyn złożonych ze swoich braci. Tym razem bronią oni układu planetarnego, z którego pochodzi zakon. To kilka planet różniących się klimatem i wyglądem. W trakcie zabawy zwiedzimy między innymi pustynną Calderis, pokrytą rozległą dżunglą Tajfun Primaris i planetę-miasto Meridian. Chyba nie zdradzę żadnej tajemnicy jeśli napiszę, że fabuła gry koncentruje się na zmaganiach czterech ras, którymi możemy się bawić w Dawn of War 2. Na początku odpieramy zaciekłe ataki Orków, by szybko zrozumieć, że kieruje nimi jakaś potężniejsza siła. Okaże się nią być rasa Eldarów, która przewidziała nadejście Tyranidów, chcących „pożreć” cały system. Kosmiczni Marines broniąc swego domu udowodnią, że prawdę mówiło stare porzekadło. Najlepszą obroną naprawdę jest atak. W tym przypadku powiedzenie sprowadza się do tego, że musimy wybić do nogi przebrzydłych kosmitów o ile sami chcemy przeżyć.

Kampania

Walka z najeźdźcami trwała będzie miesiąc. Właśnie na tyle dni podzielono kampanię dla pojedynczego gracza, którą umieszczono w Dawn of War 2. W trakcie każdego z nich wykonamy jedną misję (choć liczba ta może wzrosnąć). Przechodzenie poszczególnych zadań zajmie nam mniej więcej 20-30 minut. Niby niewiele, ale wystarczająco dużo żeby nie narzekać tym bardziej, że sama kampania jest w miarę długa. Na jej ukończenie poświęcić musimy przynajmniej 2-3 dni jeśli gramy dużo lub około tygodnia jeśli co wieczór siadamy do zabawy na kilka chwil. W dobie gier, których przejście zajmuje sześć godzin, wynik osiągnięty przez recenzowaną produkcję jest więcej niż przyzwoity.

Mimo wszystko sugeruję, by poziom trudności już na początku zabawy podnieść na najwyższy. Na średnim przeciwnicy raczej nie są dla nas żadnym wyzwaniem, a o sztucznej inteligencji komputera nie da się powiedzieć zbyt wiele dobrego. Starcia w zasadzie ograniczają się do rzucenia się na siebie poszczególnych jednostek (czy ostrzeliwania się z broni palnej) i czekania aż wrogie się wykrwawią. Jako dowódca musimy tylko pilnować, by w kluczowych momentach używać specjalnych zdolności np. leczenia.

Tu walczymy

Bez korzystania z elementów taktyki takich jak możliwość krycia się, wchodzenia do budynków czy oskrzydlania przeciwnika, możemy przechodzić przez jego formacje niczym rozgrzany nóż przez kostkę masła. Nawet jeśli poniesiemy duże straty, to przeżycie choć jednej jednostki umożliwi wskrzeszenie pozostałych i przywrócenie ich do pełnej gotowości w specjalnych „punktach kontrolnych”, które zdobywamy na każdej z map. Grając bardzo ofensywnie udało mi się przejść całą kampanię przegrywając dwa, może trzy razy, a i to zdarzało się najczęściej przez moją nieuwagę, a nie dzięki umiejętnościom komputera. Wyzwaniem są w zasadzie tylko bossowie (sic!) i minibossowie, których najczęściej spotykamy pod koniec misji.

Siedem ciosów znikąd

Na początku walczymy tylko na Calderis. Później przeniesiemy się na pozostałe planety i zyskamy możliwość swobodnego przemieszczania się między nimi. Każdą z nich podzielono na kilka prowincji, w których poprowadzimy do boju swoich Marines. Niestety tu poznamy jeden z najpoważniejszych błędów recenzowanego tytułu. Jest nim niewielka różnorodność.

I jego nowe umiejętności

Nie potrafię zrozumieć dlaczego studio Relic, mając do dyspozycji kilka planet, podzieliło je zaledwie na kilka map. Wszystkie planety to zbiór czterech albo pięciu plansz, na których kilkukrotnie zmierzymy się z którąś z wrogich nam ras. Na takim obszarze można było z powodzeniem zmieścić nawet dziesięciokrotnie większą ilość map. Twórcy Dawn of War 2 doszli jednak do wniosku, że człowiek lepiej bawi się kiedy ląduje dwa, trzy albo cztery razy na dobrze mu już znanej planszy.

Tak samo myśleli zresztą kiedy projektowali poszczególne misje. Niby każda z nich poprzedzona jest krótkim wprowadzeniem i od innych odróżniają ją drobiazgi związane z fabułą gry, ale koniec końców prawie zawsze robimy w nich to samo. Niezależnie od tego czy przeprowadzamy zwiad, próbujemy przechwycić istotny przedmiot czy też odbić z rąk wroga ważny obiekt, zabawa zawsze sprowadza się do zmasakrowania wszystkich przeciwników albo obronienia się przed ich atakiem. To ostatnie niestety też polega jedynie na wymordowaniu agresorów, nacierających na nas w kilku falach. Niewiele zmienia w tym przypadku urozmaicanie misji za pomocą ważnych punktów do zdobycia. Mogą to być kapliczki poświęcone Imperatorowi czy radiolatarnie komunikacyjne. Trzy typy takich budowli dają nam różnorakie bonusy, od możliwości ponownego wysłania w bój swoich jednostek w ciągu jednego dnia, do zwiększenia odporności planety na próby przejęcia jej przez Tyranidów. Mimo wszystko wielu graczy na pewno uzna, że gra dość szybko staje się nudna.

Kiedy Imperator poznał Diabła

Ahh fresh meat!

W moim przypadku przed wystawieniem grze przeciętnej oceny obroniło ją to, że nie jest już strategią. Nie każdemu się to spodoba, ale mnie zrobienie z niej czegoś na pograniczu gry akcji i RPG przypadło do gustu. Na dodatek ma ona ten wyjątkowy urok, który sprawia, że chcemy przejść jeszcze jedną misję albo zdobyć kolejny poziom doświadczenia, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden…

[Głosów:0    Średnia:0/5]

9 KOMENTARZE

  1. Nie chodzi tu tylko o polityke Microsoftu jezeli chodzi o Live w polsce. Bo to nasze prawo rowniez przeszkadza we wporwadzeniu go u nas. Jednak jest juz wporwadzana poprawka, dzieki czemu bedziemy mieli takie samo prawo dostepu do tego typu uslug, jak inni europejczycy. A sama gra, przecietna. Srednio mi sie podoba.

  2. Nie chodzi tu tylko o polityke Microsoftu jezeli chodzi o Live w polsce. Bo to nasze prawo rowniez przeszkadza we wporwadzeniu go u nas.

    A firmie Sony nie przeszkadzało?

    • A firmie Sony nie przeszkadzało?

      Nie gdyz, za usluge od firmy sony sie nie placi. I to jest ta BARDZO istotna roznica. W polsce uslugi internetowe typu XBL maja problemy z przebiciem, ze wzgledu na pogmatwane prawo. Ale nowelizacja just jest ponoc gotowa.

  3. ciekawe że sam Microsoft nigdy nie wspominał, że wprowadzenie Live jest niemożliwe przez przeszkody legislacyjne w Polsce. . . Prawdopodobnie zrobiłby to przy pierwszej lepszej okazji żeby tylko odwrócic gniew fanów od siebie.

  4. Oj no przeciez bez sensu bym nie mowil gdybym nie wiedzial. Tym bardziej ze ostatnio czytalem o tym artykul. Poza tym watpie zeby M$ sapal na polski system, utrudniajac tylko tym swoja aktualna sytuacje.

    • Oj no przeciez bez sensu bym nie mowil gdybym nie wiedzial. Tym bardziej ze ostatnio czytalem o tym artykul. Poza tym watpie zeby M$ sapal na polski system, utrudniajac tylko tym swoja aktualna sytuacje.

      podasz zrodlo?

  5. Bardzo zgrabnie napisana recenzja ; ) Tekst czytało się naprawdę przyjemnie. Przyczepiłbym się tylko do rozmemłanego fragmentu na temat dźwięku. PS. Po przeczytaniu stwierdzam jedno: zainwestuję w tę grę ; )

  6. Gra zrobiła na mnie duże wrażenie gdy widziałem jak znajomy w nią gra. Jednak gdy zacząłem sam grać znudziła mi się bardzo szybko. . brak tak podstawowego elementu jak budowanie budynków jest dla mnie niewybaczalnym błędem. Innowacja? Nie dziękuje – wracam do 1 części. .

  7. Chętnie zagrałbym w wersję z reklam i trailerów. Wyglądała tak atrakcyjnie. Przy bliższym zapoznaniu gra pokazała swoje prawdziwe oblicze. To tylko odpustowe świecidełko. Nie ma co jej nawet na widły brać, a co dopiero do ręki i kupować.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here