Tak, Football Manager to produkt dziwny. Nie sposób zrozumieć jego fenomenu, tak samo jak nie sposób zrozumieć fascynacji piłką nożną, w której to, koniec końców, dwudziestu dwóch spoconych facetów ugania się za szmaciano-plastikową piłką. Tajemnicza moc, która przyciąga na „ten jeden, ostatni mecz” jest w najnowszej odsłonie wciąż silna, mimo że znów zmian nie ma zbyt wiele, a i znajdzie się w niej kilka błędów. Co jednak najważniejsze – jest to produkt kompletny, który w końcu nadrabia zaległości z kilku poprzednich lat. Zatwardziali fani, którzy wciąż trwają przy edycji 2006 mogą w końcu odetchnąć z ulgą – tak dobrego FMa nie widzieliśmy od dawna.

Jasność widzę!

Niech się już skończy ta konferencja…

Niemal co roku SI Games zapowiada, że ich dzieło będzie bardziej przystępne dla nowych graczy. Tak jest i tym razem. Pierwszym krokiem do osiągnięcia tego celu jest całkowita rewolucja w interfejsie. Skórki z poprzednich lat rozwijały się w spokojnym tempie, opierając się na tym samym szablonie. W tym roku postąpiono radykalnie i przygotowano całkiem nową oprawę. Wszystko jest jasne, przejrzyste, nowoczesne i jakieś takie… w stylu Apple? Mnie niespecjalnie przypadła do gustu ta spora odmiana. Ucieszyłem się, gdy w opcjach znalazłem możliwość włączenia ciemnej wersji skórki – ta podstawowa zdecydowanie za szybko męczy oczy. Niestety, na całkowicie zmienione obłożenie przycisków nie mogłem już nic poradzić. Wszystko jest pozmieniane i długoletni fani gry od nowa będą musieli „uczyć się” menu, by dotrzeć do interesujących opcji. Boleśnie odczułem brak bocznego menu, a odnalezienie kilku ważnych opcji zajęło mi sporo czasu (gdzie są te cholerne raporty skautów?). Jest ładniej, ale trzeba się do tego przyzwyczaić.

Wydaje się, że wspomniane minusy to jedynie kwestia przyzwyczajenia – na nowych ekranach pokazano zdecydowanie więcej informacji, a stonowane kolory sprawiają, że przeglądanie tabelek jest przyjemniejsze. W widoku atrybutów piłkarza znalazło się na przykład miejsce na graficzną prezentację jego atrybutów. Nie jest to nowość – mogliśmy włączyć tę opcję już w poprzednich wersjach, lecz wątpię, czy ktokolwiek z tego korzystał. Teraz jednak można docenić zalety tej funkcjonalności, często jeden rzut oka wystarczy, by ocenić piłkarza. Znaleźć można też kilka nowych opcji. Mnie szczególnie przypadła do gustu ta nazwana „gdzie oni są”, dzięki której możemy podejrzeć co robią nasi dawni ulubieńcy i wychowankowie, bez potrzeby, jak to drzewiej bywało, tworzenia osobnych shortlist.

Człowiek – kotwica

Druga rzucającą się w oczy zmianą jest kompletna modyfikacja ekranu taktycznego. Widać, że postawiono na przystępność. Zrezygnowano z klasycznego modelu, tego z suwakami. Teraz taktykę tworzymy za pomocą podręcznego kreatora. W nim ustawiamy ustawienie, nastawienie, itd. Po czym podobne ustawienia aplikujemy każdemu z zawodników. Tutaj korzystamy także z przygotowanych wcześniej ról, takich jak „skrzydłowy”, „pomocnik długodystansowiec”, „lis pola karnego” czy „odgrywający”. Chwilami szwankuje tłumaczenie poszczególnych ról, ale są to najczęściej zwroty do przetłumaczenia bardzo trudne.

Pełne zrozumienie zasad tego kreatora wymaga jednak dużej ilości czasu, co sprawia, że nie spełnia on swojego zadania jako ułatwienie dla początkujących. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda prosto i zachęcająco, ale po wgryzieniu się głębiej wychodzi na jaw kilka wad. Po pierwsze, kilkukrotnie dublujemy te same polecenia. Gdy gramy ofensywnie całym zespołem, a jednemu z pomocników ustawimy rolę „środkowy obrońca” i zadanie „obrona” to będzie on bardziej ofensywny czy defensywny? Ciężko jest przewidzieć, które opcje negują pozostałe.

Są jacyś fani Wisły na sali?

Takich paradoksów jest więcej, a ich rozgryzienie zajmie pewnie więcej niż kilka sezonów. Drugi minus to kilkusekundowa przerwa, która przerywa grę za każdym razem gdy staramy się włączyć ekran taktyczny. Ta niedoróbka irytuje szczególnie gdy tworzymy taktykę dla nowo objętego zespołu i po kolei sprawdzamy atrybuty zawodników, by sprawdzić który najlepiej nada się na daną pozycję. Kilka sekund pauzy po każdorazowym cofnięciu się do ekranu taktyki może zirytować każdego. Co ciekawe, zauważyłem, że przerwa ta jest tym krótsza, im mniejsze mamy… okno z grą. Cóż, Football Manager to produkt dziwny.

Piłkarski diesel

Najważniejsza kwestia, czyli silnik meczowy. W tej odsłonie serii czerpie garściami z internetowego Football Manager Live. Gdy w pierwszym meczu zobaczyłem siedem goli i dwa rzuty karne (dla przeciwnika oczywiście), zwątpiłem w swoje umiejętności.

Szybko jednak okazało się, że był to jedynie wypadek przy pracy, dalej było już dużo realistycznej. To chyba tylko moja Lechia Gdańsk lubi strzelać, gdy przeciwnikiem jest Zagłębie Lubin – kolejny mecz tych dwóch zespołów zakończył się wynikiem 4:3.

Jasność w oczy kole

Zawodnicy zajmują się dokładnie tym, co się im przekaże w szatni i robią to zgodnie z własnymi umiejętnościami. Wyeliminowano zbyt często pojawiające się kontuzje. Jedyny paradoks jaki zauważyłem to nieco trudniejsza rozgrywka podczas zabawy w trybie klasycznym. Po zmianie ustawień na właśnie takie, z strzałeczkami i suwakami, mój zespół nagle zaczął sprawować się lepiej. Może to znów tylko kwestia doboru taktyki i doświadczenia w posługiwaniu się kreatorem?

Nadal nie wyeliminowano szalenie denerwującej wady, jaką jest powolne ustawianie zawodników do stałych fragmentów gry. Nadal jesteśmy zmuszeni oglądać bramkarza, leniwie zmierzającego w kierunku piłki, podnoszącego ją z murawy i równie „energicznie” zmierzającego w kierunku pola bramkowego. To samo dotyczy wybijania autów czy rzutów rożnych. Gdy jedną czwartą meczu spędzamy, żonglując suwakiem zmieniającym szybkość meczu, by przyspieszyć te powolne elementy, to najwyraźniej coś nie działa, tak jak powinno.

Szalenie ciekawą nowością jest za to możliwość wykrzykiwania szybkich porad z linii. Ma to symulować pracę menedżera i, szczerze mówiąc, sprawdza się świetnie. Dwoma kliknięciami możemy wydać dyspozycję zmieniającą stronę, którą prowadzimy ataki czy polecić zwężenie pola gry. Niejednokrotnie trafna uwaga może nam uratować skórę. Szkoda, że opcji wydawania tych poleceń pozbawieni są gracze używający standardowego ekranu taktycznego. Jedno jest jednak pewne – skończyła się era gotowych taktyk, gwarantujących awans czy serię zwycięstw. Musimy ostro pracować, uważać na meczach, analizować statystyki na żywo i odpowiednio reagować, by odnieść sukces.

Sztuczna murawa

Mówiąc o silniku meczowym trudno nie wspomnieć o jego stronie wizualnej. Znany już silnik 3D nie przeszedł znaczącej rewolucji. Oficjalne dane mówią o ponad 100 nowych animacjach. Choć same „ludziki” nadal wyglądają topornie i prymitywnie, to prawdziwą odmianę przeszły stadiony, które teraz prezentują się dużo ciekawiej, zamontowano nawet poruszające się i elastyczne siatki w bramkach. Do tego płynna degradacja murawy i sporo ulepszeń w kwestii kibiców. Nie jest to FPS, ale także nie jesteśmy zmuszeni do wykłucia sobie oczu z powodu lejącej się z ekranu ohydy. Przyrównując do niedawno recenzowanego Championship Manager 2010: zawodnicy wyglądają dużo gorzej, ale za to dużo lepiej prezentują się i działają ich animacje. Wciąż jest tu pole do poprawy, a dla tradycjonalistów pozostają nieśmiertelne kółeczka.

Nigdy nie ufaj (L)egionistom

Fantastycznie rozwinięto możliwości naszych asystentów. W każdej chwili są w stanie zasypać nas gradem cennych porad. Przed meczem wspominają na przykład, że przeciwnik ma nad nami przewagę wzrostu. Odpowiednia reakcja i, w tym przypadku, zmiana typu podań na krótkie, może niejednokrotnie zmienić oblicze meczu. Dużo przystępniej wyglądają także porady w trakcie meczu i raporty na temat zawodników. Nasi pomocnicy mogą się oczywiście mylić – wszystko zależy od ich statystyk.

Sępy

Zmian zabrakło w module odpowiedzialnym za media. Pytania w konferencjach prasowych znamy na pamięć już w drugim sezonie, więc po kilkudziesięciu meczach po prostu zaczynamy wysyłać na nie asystenta. Im mocniejszy klub, tym więcej pytań. Konferencje trenerów Chelsea czy Barcelony ciągną się więc w nieskończoność, a pytania dublują się nie tylko podczas sezonu, ale także podczas jednej i tej samej konferencji. Są tylko inaczej sformułowane.

Reszta aktywności pomiędzy spotkaniami to już jednak zdecydowana zaleta gry. Cały czas coś się dzieje, zalewają nas plebiscyty, konkursy, plotki transferowe, raporty z meczów reprezentacji czy europejskich pucharów. Odczuć można wyraźnie, że piłkarski świat żyje, a my jesteśmy jego częścią, bez względu na to, czy prowadzimy klub w Premiership, czy w Conference.

Najnowszy Football Manager ciągnie za sobą problemy i błędy, znane i wypominane od lat. W tym roku udało się jednak przyćmić je nową zawartością Od czasu edycji oznaczonej numerem 2006, a może i nawet 01/02, nie grało mi się tak dobrze. Polecenia z linii, nowy moduł taktyczny i rozwinięta rola asystenta to kolejne kroki prowadzące serię na właściwe tory, zmierzające do stworzenia symulacji doskonałej. Problem w tym, że przy obecnym tempie rozwoju seria osiągnie ten poziom za jakieś trzydzieści lat.

Football Manager to fenomen. Twórcy co roku serwują nam praktycznie to samo, a rozwój serii jest równie szybki co wzrost formy rodzimych piłkarzy. Jeszcze przed premierą programiści rozważają ile wydać patchy, a pierwszy z nich ukazuje się dzień przed debiutem rynkowym gry. Sprawdzoną praktyką wielu fanów jest nie zaczynanie kilkusezonowych karier przed zainstalowaniem trzeciej łatki. Rozgrywka jest monotonna i trudna, a zdecydowaną większość czasu spędzamy przyglądając się przeróżnym danym liczbowym. Godzinami zastanawiamy się czy przesunąć suwak o jedną pozycję w lewo czy w prawo. Mimo wszystkich tych cech, gra co roku ląduje na listach bestsellerów.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

2 KOMENTARZE

  1. Fajna recka. Jak dla mnie chyba najciekawszym rozwiązaniem są właśnie polecenia z linii bocznej – jak można było o tym wcześniej nie pomyśleć – już nawet FIFA Manager miała coś podobnego wcześniej.

  2. Pierwszy mój sezon to Championship 93/94, być może w ogóle była to pierwsza edycja, już nie pamiętam. Miałem wtedy zaledwie 6 lat i z uwagą podpatrywałem ruchy brata. To jedna z tych gier, które nigdy się nie nudzą. Może jest to monotonne na wzór WOW’a i kiedy patrzymy na zegarek mówimy „co?! już minęło pięć godzin?”, ale mimo wszystko czerpiemy z tego przyjemność :-)Tak długo jak będzie ten tytuł kontynuowany, tak długo będę się nim interesować.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here