Co lwia głowa, to nie ludzka

Fakt, że Molyneux opuścił szeregi jednego z największych wydawców na świecie bynajmniej nie oznacza, iż choćby na chwilę dołączył on do grona bezrobotnych. Zabezpieczył się na taką ewentualność w miesiąc przed odejściem od Elektroników, zakładając nowe studio developerskie – Lionhead Studios. Niezbędna była tu pomoc takich postaci, jak Mark Webley, Tim Rance i Steve Jackson, z którym Peter pracował jeszcze w Bullfrog Productions. Swoją drogą – nazwa nowej firmy wzięła się właśnie od imienia chomika pierwszego z trzech wymienionych wyżej panów. Biedny zwierzak zdechł na tydzień przed tym, jak nowe studio zostało powołane do życia.

Fikołków nie dało się nakręcić

Na pierwsze efekty pracy Lionhead trzeba było jednak trochę poczekać. Ci, którzy spodziewali się, że natychmiast po rozwodzie z EA Molyneux z hukiem wróci na pierwszy plan świata elektronicznej rozrywki srogo się zawiedli, bo na debiutancką produkcję nowych-starych speców od God Gamingu przyszło im czekać aż cztery lata. Data premiery, inspirowanego między innymi wykroczeniem Petera opisanym na początku artykułu, Black & White była raz za razem przekładana i gra ujrzała światło dzienne dopiero na początku wiosny 2001-go roku. Jednak długie oczekiwanie opłaciło się – B&W szybko zyskał miano pozycji obowiązkowej dla każdego posiadacza komputera osobistego pozwalającego na komfortową zabawę z Czernią i Bielą. Jako ciekawostkę warto dodać, iż wydawcą kolejnej symulacji Boga sygnowanej nazwiskiem Molyneux był nie kto inny jak…Electronic Arts. Tak więc drogi Piotrusia i Elektroników zbiegły się po raz kolejny. I wcale nie ostatni.

Następny jego kontakt z EA nastąpił przy produkcji sequela Black & White. Na jego premierę znowu trzeba było czekać kolejne cztery lata (imponująca regularność!), choć należy pamiętać, ze tym razem Lionhead miało na głowie jeszcze jeden projekt, czyli Fable. O tym jednak na razie „sza”, bo to temat który postaram się bardziej rozwinąć za krótką chwilkę. Wracając jednak do Black & White 2. Ciężko powiedzieć, by był to produkt słaby, ale jednak ani on, ani wydany ponad rok później dodatek (Battle of the Gods) nie okazały się być tytułami na miarę, bądź co bądź, bardzo wysokich oczekiwań. Przez te kilkanaście miesięcy, które od tamtej pory minęły, nic nie słychać, by Peter Molyneux miał jeszcze w jakiś sposób wesprzeć Electronic Arts swoją twórczością. Tym bardziej, że jego firma teraz znajduje się już w cudzym posiadaniu.

W międzyczasie ukazały się jeszcze dwie inne gry spod szyldu Lionhead. Były to The Movies i dodatek do tegoż, zatytułowany Stunts and Effects. Wydawca się zmienił, ale jednak LH wciąż obracało się w kręgu największych i najmożniejszych firm w branży. Tym razem padło na Activision. Nie wyszło to jednak teamowi Molyneux’a na złe. Symulator reżysera przyjęty został całkiem nieźle i raczej uniknął krytyki. Co prawda obyło się bez szału na jego punkcie, ale gra uzyskała dobre noty we wszelakich serwisach i magazynach, a i gracze nie pogardzili The Movies.

Co ciekawe, Lionhead dość często napotykało na swojej drodze problemy związane z wydawaniem gier na konsole. W zasadzie, to powiodło się (duże słowo) im tylko z Fable. Przedtem dwukrotnie próbowali sprawić, by Black & White pojawił się nie tylko na komputerach osobistych, ale i pod telewizorami graczy. Jednak nic z tego nie wyszło – ani zwykły B&W, tworzony z myślą o pierwszym PlayStation i Dreamcaście, ani Titan, mający ukazać się na PS2 oraz X-ie nigdy nie ujrzały światła dziennego. Ten sam los spotkał również B.C. (Xbox) oraz Unity (GameCube). Anulowane zostały też wszystkie konsolowe wersje The Movies, które miały trafić na każdy sprzęt z ubiegłej generacji. Czemu tak się dzieje? Ciężko wyjaśnić. Miejmy jednak nadzieję, że zaplanowana na przyszły rok premiera Fable 2 zmieni ten stan rzeczy i swoista konsolowa klątwa ciążąca na Lionhead Studios w końcu przeminie.

Kłamczuch!

Trochę znaków temu obiecałem, że Fable będzie dotyczył osobny fragment tekstu. Danego słowa rzecz jasna dotrzymuję, choć wspomnienie tej gry wciąż wywołuje u niektórych grymas złości i niesmaku na twarzach. Nie będę nawet usiłował ukrywać, że jestem jedną z takich osób, ale mniejsza o to – przejdźmy do konkretów.

Nie zrozumcie jednak powyższych słów źle. Nie mają one na celu nazwania Fable crapem w pokrętny sposób, gdyż (s)hit raczej nie zdobywa ocen, których średnia arytmetyczna wynosi więcej niż 80%. A „Bajka” z 2004-go taki wynik osiągnęła w cuglach. Nie inaczej było z resztą z wydanym dwanaście miesięcy później rozszerzeniem – The Lost Chapters.

Miało być tak pięknie

Mimo tego, Fable wzbudziło pośród graczy powszechną irytację, a znaleźli się i tacy, co Molyneux’a po premierze tego tytułu odsądzili od czci i wiary. Oczywiście nie bez przyczyny. Otóż Peter zanadto poddał się swojej marzycielskiej naturze i naobiecywał niestworzonych rzeczy w zapowiedziach Fable. Podgrzał atmosferę do tego stopnia, że ludzie w ciemno gotowi byli uznać tę pozycję za najlepszego RPG-a w historii. I co? No cóż. Nie napiszę tego tak dobitnie jakbym chciał, bo mi po prostu nie wypada. W każdym razie – od dnia premiery Fable chyba tylko PijaRzy pewnego japońskiego koncernu zajmującego się między innymi produkcją telewizorów są uważani za kłamców większych od Piotrusia-marzyciela.

Swoją drogą – doszło nawet do tego, że szef Lionhead Studios zmuszony był publicznie przeprosić graczy za „przehype’owanie” Fable. Wygląda jednak na to, że zbyt wiele Peter raczej z tej lekcji nie wyciągnął, bowiem wciąż obiecuje bardzo, bardzo dużo tym, którzy oczekują na sequel niedoszłego mega-hitu z pierwszego Xboxa. Choć kto wie? Może tym razem Molyneux ze swoim studiem sprawi, że wszystkie obietnice zostaną spełnione i naprawdę otrzymamy pozycję aspirującą do miana kultowej? Oby!

Z deszczu pod rynnę

Bullfrog Productions jako firma niezależna przetrwał lat osiem. Lionhead udało się osiągnąć wynik nieznacznie lepszy. Konkretniej mówiąc – o rok. Dokładnie 6-go kwietnia 2006 nowym właścicielem spółki stał się robiący wielkie zakupy Microsoft. Dwa lata wcześniej gigant z Redmond wykupił jeszcze akcje legendarnego Rare, za niebotyczną sumę ponad 350-ciu milionów zielonych.

Co ciekawe, Peter Molyneux nie sprawiał wrażenia specjalnie zasmuconego faktem utracenia niezależności na rzecz kolejnego amerykańskiego molocha. Ba! Niedługo po tym zdarzeniu stwierdził, że dzięki temu ma więcej swobody, niż kiedy Lionhead pracowało na własną rękę.

Szlachcic

Peter jest jednym z najbardziej utytułowanych game designerów stąpających po ziemi. Jako siódmy przedstawiciel tego zawodu został dopisany do Lisy Sław Akademii Interaktywnych Sztuk i Nauk (AIAS Hall of Fame) – przed nim to wyróżnienie przypadło Shigeru Miyamoto, Sidowi Meierowi, Hironobu Sakaguchiemu, Johnowi Carmackowi, Willowi Wrightowi oraz Yu Suzukiemu.

Może tym razem się uda?

Jeszcze w tym samym roku (2004) Molyneux otrzymał swój pierwszy tytuł szlachecki. Królowa angielska mianowała go Oficerem Orderu Imperium Brytyjskiego. Po trzech latach na głowę wizjonera posypały się kolejne wyróżnienia. W marcu francuski rząd mianował go Kawalerem Orderu Sztuki i Literatury, a cztery miesiące później angielski uniwersytet Southampton przyznał Peterowi honorowy tytuł doktora nauk.

Geniusz czy oszust?

Na to pytanie musicie już, wedle własnego uznania, odpowiedzieć sobie sami. Ja osobiście nie skłaniałbym się zanadto ani ku jednej, ani ku drugiej opcji, aczkolwiek doceniam piotrowy wkład w rozwój branży. Bo przecież gdyby nie Populous, który na wielką skalę rozpowszechnił tak zwane God Games, to kto wie, czy ten podgatunek strategii nie popadłby w zupełne zapomnienie i zapoczątkowany przez Utopię, na niej właśnie by się nie skończył?

Jednak nie ma co gdybać, bo historia potoczyła się właśnie takim, a nie innym torem i dla graczy był to akurat ten lepszy. A dziś pozostaje nam wypatrywać przyszłorocznej premiery Fable 2 z nadzieją, że tym razem Molyneux w ramach rehabilitacji spełni swoje obietnice i po części właśnie za jego sprawą Lionhead Studios wyda naprawdę wielką grę.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. Dla takich artykułów warto wracać na Valhalle 🙂 Jejku jak ja lubię takie retrospekcje 🙂 Co tytuł to łza w oku sie kręci 🙂

  2. „Inna sprawa, że odniósł tak ogromny sukces po części dzięki jego lenistwu, ale nie ma co wdawać się w szczegóły. „Czyli mam ciekawostke ale nie powiem, grrr 😛

  3. Chodzi po prostu o to, ze Panu Piotrowi nie specjalnie chcialo sie pracowac nad projektami wielu map do Populousa, wiec uznal, ze pojdzie po najmniejszej linii oporu i pozwoli zrobic to graczom 😛

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here