Z seriami Guitar Hero i Rock Band miałem wielokrotnie styczność. Jak ognia unikałem natomiast produkcji typu karaoke (nie ten głos, drodzy państwo…). Te pierwsze nigdy jednak nie wciągnęły mnie na tyle, bym został ich zadeklarowanym miłośnikiem, jednocześnie kupując wszystkie odsłony i dodatkowe kawałki. Być może to zwykły brak potrzeby posiadania plastikowej gitary, kiedy od pewnego czasu w kącie kurzy się całkiem prawdziwy akustyk, a może też fakt, że tytuły te nie są niczym innym jak odtwarzaniem usłyszanej melodii. I tu na scenę wchodzi właśnie wspomniana nowa odsłona serii „…Hero”.

I ty możesz zostać DJ-em

Dzieło studia FreeStyleGames, kojarzonego do tej pory z raczej mało popularnymi B-Boy i Buzz! Junior: Monster Rumble, daje coś do tej pory niespotykanego – uczucie, że swoimi ruchami faktycznie tworzymy (czy też rozwijamy, modyfikujemy) muzykę. Rzecz jasna były już próby stworzenia gier, w których mogliśmy stać się DJ-em (z Beatmanią na czele), jednak to DJ Hero można uznać za pierwszy w pełni udany eksperyment. Jest to też próba zwrócenia uwagi na nieco inny typ utworów, który bez wątpienia stanie się zaczątkiem pełnej serii produktów dla zwolenników klubowych klimatów.

Przymierzając się do kupna DJH, czułem pewne obawy, uzasadnione horrendalną ceną, a związane z poziomem złożoności samej gry. Jako laik w temacie bycia dyskdżokejem mogłem oczekiwać więc najgorszego. Na szczęście obawy zostały szybko rozwiane. Z zabawy przyjemność mogą czerpać tak początkujący, chcący odczuć jak to jest znajdować się „po drugiej stronie”, jak i w pełni doświadczeni (dla nich też znajdzie się trochę wyzwań). Pierwszy plus wędruje na konto twórców DJ Hero za całkiem kompleksowy samouczek, którego narratorem został Joseph Saddler, znany lepiej jako Grandmaster Flash. Tutorial podzielono na dwie części, w których nauczymy się podstawowych operacji, niezbędnych do grania, jak i bardziej zaawansowanych technik, przydatnych do zmiksowania cięższych kawałków na wyższych poziomach trudności.

Usłysz to

DJ Shadow

Chcemy czy nie, powodzenie gier tego typu w dużej mierze zależy od podpisanych kontraktów, a więc licencji. Na szczęście czasy raczkujących produkcji muzycznych i generalnego braku zainteresowania ze strony olbrzymich koncernów zostawiliśmy już za sobą, a soundtrack DJ Hero możemy uznać nie tylko za jeden z lepszych wśród gier wydanych w ubiegłym roku, ale i za przodujący w historii branży jako takiej. Jest wystarczająco zróżnicowany, czasami wręcz zaskakująco pozytywny, choć pamiętać przy tym należy, że kierowany jest do węższej grupy niż poprzednie tytuły z serii „…Hero”.

W trakcie zabawy dane nam będzie usłyszeć w sumie kilkadziesiąt kawałków, przetworzonych na zestaw dokładnie 93 miksów. Od strony DJ-ów znalazło się tu miejsce dla takich artystów, jak Daft Punk, DJ Shadow, DJ Jazzy Jeff, Scratch Perverts, DJ Z-Trip, wspomniany już Grandmaster Flash czy zmarły jeszcze przed wydaniem gry Adam Michael Goldstein (DJ AM). Usłyszymy też utwory takich wykonawców, jak 50 Cent, Rihanna, Jay-Z, Queen, Gorillaz, Gwen Stefani, Beastie Boys, Foreigner czy Jackson 5 (niestety remiksy z tymi ostatnimi wyszły nad wyraz przeciętnie). Poszczególne kawałki różnią się więc nie tylko tempem i złożonością, ale i klimatem.

Dostępne miksy podzielono na setlisty (sztuk 24), do których trafiło od dwóch do nawet ośmiu wykonań. Wszystkie możemy rozegrać na jednym z pięciu poziomów trudności, przy czym najniższy to „wersja dla małp”, gdzie nasze akcje ograniczają się do dwóch typów przyciśnięcia kontrolera – ciekawe jest jednak to, że i tu potrzeba sporego wyczucia rytmu by całość została odegrana najlepiej jak się da. Najwyższy to z kolei coś dla najbardziej ambitnych osób, które miały już styczność z urządzeniami dla DJ-a. Za każdy miks, prócz stosownej punktacji, otrzymujemy też ocenę w gwiazdkach, która pozwala nam odblokowywać zarówno kolejne setlisty, jak i dodatkowe sceny, ciuszki czy akcesoria. Nie postawiono jednak limitu związanego z trudnością, tj. maksymalną ilość gwiazdek można odblokować nawet na najniższym z nich. Ma to swoją zaletę – jeżeli narzucamy sobie wymagania, a w pewnym momencie okaże się, że dany kawałek niezbyt do nas trafia, szybko możemy zaliczyć go w prostszy sposób i przejść do bardziej interesujących nas utworów. Kolekcjonowanie uzupełnia zestaw osiągnięć, z których większość okazuje się zaskakująco trudna.

Każdy ma swój sprzęt

Dwaj DJ-e

W pudle z grą znajdziemy też niezbędny do zabawy kontroler, stanowiący skromniejszą wersję aparatury dla każdego dyskdżokeja. Składa się na niego kilka elementów, w tym część będąca odpowiednikiem talerza z nałożoną płytą gramofonową, na której umiejscowiono trzy przyciski (to one będą przez nas najczęściej wykorzystywane), pokrętło odpowiedzialne za efekty, crossfader i specjalny przycisk uruchamiający Euforię – odpowiednik Star Power z Guitar Hero. Kontroler został tak przygotowany, by w szybki sposób można było przełożyć jego części składowe i przystosować go dla osób leworęcznych. I choć w ogólnym rozrachunku stanowi to plus, możliwość ta niekorzystnie wpływa na samą trwałość urządzenia. Przy zabawie powinien on więc lądować na twardej powierzchni, tak by nie obciążać gniazd.

Przyczepić można się także do czarnego plastiku, który powinien być wykonany z bardziej matowego surowca – drobinki kurzu i odciski nie byłyby wtedy widoczne. Pod specjalną klapką ukryto też bardziej standardowe przyciski, pozbawiające nas konieczności przeskakiwania z kontrolera na pada. Już podczas zabawy będziemy wykonywać kilka akcji, począwszy od uderzania w poszczególne z trzech klawiszy, przez skreczowanie i cofanie utworu za pomocą szybkiego ruchu „płytą”, a na zabawie crossfaderem (przycisk bywa psotliwy, łatwo przesunąć go za daleko), korzystaniem z Euforii i zapętlaniem skończywszy. Po dłuższej grze odczujemy m.in., iż nieco lepiej można było ulokować niebieski przycisk – porusza się on po mniejszym okręgu, a przez to jego użycie jest z czasem niewygodne i męczące. Ogólnie jednak kontroler można uznać za dobrą „podstawkę” do przyszłych wersji, które z pewnością się pojawią. W zupełności wystarcza on do wielogodzinnego szaleństwa przed telewizorem.

Only… me?

Nie sposób jest pozbawić się odczucia, że gra została przygotowana jedynie pod pojedynczego gracza, a wszystko co pojawia się dodatkowo, zostało jakby upchnięte na siłę. Swe możliwości sprawdzimy więc w bardzo podstawowych zmaganiach sieciowych lub w rozgrywce na dwa kontrolery. Znalazło się też miejsce dla powszechnie kochanej i lubianej plastikowej gitary. Dwójka graczy, jeden z konsoletą DJ-a, drugi z kontrolerem GH, może rozegrać około dziesięciu kawałków. Według mnie jest to zupełnie zbędny bajer, którego mogło zabraknąć w końcowej grze. Ciekawostką jest także tryb Party Play, w którym miksy… odgrywają się same. Na szczęście ekipa FreeStyleGames zadbała o to, byśmy w szybki sposób mogli wskoczyć do gry i przejąć „stery”.

„Chłopak z gitarą… ple ple”

Od strony graficznej ciężko powiedzieć o DJ Hero coś więcej niż mówi się o poprzednich grach muzycznych Activision Blizzard. Zachowany został nieco kreskówkowy, odrobinę przerysowany styl, który gwarantuje, że produkcja nie będzie się starzeć zbyt szybko. Pamiętać jednak należy, że i tak mało kiedy będziemy mieli okazję podziwiać to, co dzieje się na wirtualnych scenach – skupieni będziemy na ekranowym odpowiedniku płyty gramofonowej i jednoczesnym przyciskaniu odpowiednich elementów kontrolera. W chwili wytchnienia przyjemnie jest jednak oglądać DJ-ów, którzy zostali wykreowani na podstawie prawdziwych artystów.

Bittersweet Symphony

DJ Hero to bez wątpienia jeden z najlepszych debiutów 2009 roku. Gra nie tylko pozwoliła rozruszać nieco skostniałą serię „…Hero”, ale też otworzyła drogę dla całej gałęzi produkcji skupiających się na odtwarzaniu i kreowaniu muzyki. Tytuł od FreeStyleGames starcza na wiele długich wieczorów, jest też idealnym uzupełnieniem dla imprez organizowanych z Guitar Hero w tle. Świetny soundtrack jest gwarantem tego, iż przy grze dobrze bawić się będą zwolennicy nie tylko czysto klubowego „łupania”, a idealne wprowadzenie i zróżnicowane poziomy trudności pozwolą każdemu na spróbowanie swych sił za gramofonem. Rzecz jasna są to początki, ale początki wyjątkowo udane i choć jest trochę rzeczy, które można by rozwinąć, zmienić czy poprawić, DJH polecam każdemu. Bez wyjątku.

Gry muzyczne przeżyły w ostatnich latach niespodziewany boom, szybko stając się jedną z najbardziej dochodowych gałęzi naszej branży. To, jak gwałtownie wzrosło zainteresowanie zarówno ze strony graczy, jak i producentów czy koncernów muzycznych, nie tylko zaskakuje, ale jest dla wielu wręcz niezrozumiałe. Coś, co wydawało się chwilową modą, wchodzi na kolejny szczebelek rozwoju, a wszystko za sprawą wydanego pod koniec ubiegłego roku DJ Hero.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here