Kolejna część symulatora deskorolki - Tony Hawk's Downhill Jam - powolutku zamienia się w carta z grą. Jak wygląda mistrz deskorolki w rysunkowej konwencji?

Wenecja, bo taki tytuł nosi dodatek, nie skupi się tak naprawdę na zaawansowanym symulowaniu sterowania gondolą, ale zaoferuje nam kilka elementów, których brak można było odczuć podczas zabawy z wykorzystaniem podstawowej wersji Anno 1404. Przed nami nowe scenariusze, jak również seria usprawnień gameplayu, z interesującymi opcjami infiltracji i sabotowania na czele. Jednak czy „świeżego mięska” jest na tyle dużo, by zaspokoić nasze uczucie strategicznego głodu?

Powiem Wenecji

Przede wszystkim między bajki należy włożyć weneckie klimaty, których nadejście sugerowała sama nazwa rozszerzenia. Przyszła stolica opery nie jest centralnym punktem dodatku, a powiązane z nią motywy są obecne w równie wielkim stopniu, co kultura w wypowiedziach polityków. Architektura tworzonych przez nas miast pozostaje raczej niezmienna, a tylko pojedyncze domy i budynki uznać możemy jako typowo weneckie. Tego typu smaczki zaobserwujemy też w różnego rodzaju ośrodkach handlowych.

Dużą rolę w dodatku odgrywa Giacomo Garibaldi, będący kimś pokroju naszego nowego mentora i „dobrego duszka”. I tu pierwsza niespodzianka, niekoniecznie należąca do grona tych pozytywnych: Wenecja nie oferuje nam nowej kampanii single player. Być może wątek główny z Anno 1404 nie był czymś powalającym na kolana, ale z pewnością śledzenie losów poszczególnych postaci potrafiło przykuwać do monitora. Tym razem zwolennicy rozgrywek sam kontra sztuczna inteligencja muszą się zadowolić dawką kilkunastu scenariuszy.

Sztuk piętnaście

Jest ich piętnaście i na szczęście zapewniają nam ładnych kilkadziesiąt godzin zabawy. Są podzielone na różne poziomy trudności i w większości przypadków wymagają od graczy skupienia się na nieco innych aspektach rozgrywki. Misje te w domyślę mają nas zapoznawać z nowymi rozwiązaniami. Czasami miałem jednak wrażenie, że mogłyby prowadzić nas nieco bardziej za rękę (a przynajmniej wskazywać dokładniej cele). Same opowieści stanowią raczej tło, ale są wystarczająco zróżnicowane, by nie nudzić.

W początkowych misjach mamy za zadanie wspomóc Willema van der Marka w poszukiwaniach córki czy w imieniu wspomnianego już Garibaldiego zająć się wendetą na osobie niejakiego Gavina Langtona. Wraz ze wzrostem poziomu trudności robi się jednak jeszcze ciekawiej. Moim ulubionym scenariuszem było zlecenie od samego króla, który zmuszał mnie do zbudowania miasta stanowiącego „oazę spokoju” dla zasłużonych dla królestwa. Krótko powiedziawszy zostajemy zobowiązani do zagospodarowania wyspy w taki sposób, by jej obywatele nie musieli płacić podatków. Być może i obija się to o wizję utopii, ale w dodatku do Anno 1404 jest to możliwe. Wymaga jednak od gracza czasu, bardzo dobrej znajomości mechaniki gry i odrobiny wyczucia. Mnie co najmniej kilka razy pewność siebie wystawiła na zgubę…

Pal i przekupuj

Wszyscy lubimy konkurować z innymi, a jeszcze bardziej podrzucać innym „świnię”. Dla wszystkich marzących o możliwości sprawdzenia co dzieje się u sąsiada, twórcy Wenecji wprowadzili nowy budynek, a wraz z nim zupełnie nowy typ działań. Mowa tu o siedzibie, w której możemy rekrutować szpiegów. Ci są wysyłani do miasta konkurencji, by przeprowadzić szereg mniej lub bardziej niszczycielskich działań. Jeżeli chcemy zaburzyć płynność ekonomiczną wroga, możemy pokusić się np. o podpalenie istotnych budynków. Są jednak i bardziej wyrafinowane akcje, a wśród nich wysłanie powabnej tancerki na rynek w centrum miasta czy przekupienie kilku gaduł, które krzycząc na ulicach zaostrzą nastroje społeczne i tym samym zniechęcą mieszczan do płacenia podatków.

Oddzielnym aspektem jest Rada Miasta. Jak działa, wiemy z rzeczywistości. Czasami nieudolnie, czasami opieszale, ale pcha życie mieszkańców do przodu. Teraz możemy wykupować głosy każdej z szych. Na szczęście zadbano o to, by nie dochodziło do nadużyć. Po wręczeniu każdej łapówki musimy odczekać pewien czas, a cena następnej oczywiście wzrasta. Anno nigdy nie kojarzyło mi się z zakrojonymi na szeroką skalę działaniami wojennymi, nigdy też nie posiadało bardzo rozwiniętego systemu pozwalającego zgromadzić, a następnie stanąć na czele wielkiej armii. Oczywiście z nowych funkcji można najzwyczajniej w świecie nie korzystać, ale – przynajmniej przy pierwszych użyciach – sprawiają kupę frajdy i naprawdę mile urozmaicają rozgrywkę.

Ile jest Wenecji w Wenecji?

Swoją rolę spełnia też przejmowanie wrogich lub neutralnych statków. Co prawda z perspektywy czasu mogłoby być ono bardziej urozmaicone i wymagające, ale… na bezrybiu i rak ryba. Z pomocą specjalnych przedmiotów możemy zaatakować i przejąć wskazaną jednostkę, jednocześnie zdobywając nowy okręt, jak również przewożone przez niego dotąd dobra. Rozszerzenie wprowadza dwie nowe jednostki, różniące się między sobą diametralnie pod względem szybkości i siły ognia. Jak dla mnie, jest to liczba wystarczająca.

Złapani w sieć

Głównym daniem w dodatku są rozgrywki sieciowe, których brak dało się czasami odczuć w podstawowej wersji gry. W szranki staje do ośmiu graczy, którzy muszą realizować wcześniej ustalone cele. Dość standardowo możemy wymagać pozostania jedynym ocalałym lub dobicia jako pierwszy do konkretnej populacji. Jeżeli sobie tego życzymy, warunki zwycięstwa mogą być bardziej złożone i czasochłonne.

Warto znać osoby, z którymi będziemy prowadzić rozgrywki. Przede wszystkim dlatego, iż zabawa może potrwać wiele godzin, a opcję zapisywania przebiegu scenariusza możemy wykorzystać tylko w sytuacji, gdy będziemy pewni, że jesteśmy w stanie wymusić na wszystkich powrót do gry. Zabawa ze znajomymi ma też inną, bardzo oczywistą zaletę – unikamy tym samym natrafiania na graczy, którzy nie mają pojęcia o współpracy i wspólnym dążeniu do zwycięstwa.

Kilka kroków od ideału

Robi się gorąco…

Całość wygląda i brzmi dobrze, jednak nie ma co liczyć na rewolucje w porównaniu z „podstawką”. Poza nowościami architektonicznymi, nie zmieniło się chyba nic w kwestii oprawy graficznej. Gra wciąż potrafi cieszyć oko, prezentować cudne widoki, z (do czasu) dziewiczymi wyspami i tętniącymi życiem miastami. Rozgrywce wciąż towarzyszą kojące melodie, zabrakło jednak czegoś wyróżniającego add-on.

Rozszerzenie jest znakomitym uzupełnieniem podstawowej gry, która po premierze otrzymała ode mnie pełne i zasłużone dziewięć oczek. Za cenę około 50-60 zł, za które da się obecnie zdobyć Wenecję, otrzymujemy kilka świeżych, a zarazem niezłych rozwiązań, porcję mniej lub bardziej wymagających scenariuszy oraz tak upragniony tryb rozgrywek sieciowych. Dla wszystkich, którzy pokochali Anno 1404, jest to zakup wręcz obowiązkowy. Nie tak dobry, jak mógłby być, ale wciąż spełniający warunki bycia całkiem znośnym tworem. Jeżeli Ubisoft pokusi się o jeszcze jeden dodatek, mam nadzieję, że będzie on zawierał nową kampanię i większą ilość map i misji dla obu trybów zabawy. A póki co wracam na moją wyspę!

Recenzowane przeze mnie w lipcu ubiegłego roku Anno 1404 okazało się grą zaskakująco udaną, dalece bardziej przyjemną w odbiorze niż poprzednie odsłony serii, i przywołującą pozytywne uczucia, jakie wiążę z pierwowzorem sprzed dwunastu lat. Siłą rzeczy pozostało oczekiwanie na kolejne zapowiedzi ze strony wydawcy. I stało się wiadome – opublikowano dodatek.

Plusy

Minusy

[Głosów:1    Średnia:5/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here