Co jakiś czas ktoś wpada na genialny pomysł. A to nieograniczona wolność, możliwość wsiadania do dowolnego pojazdu, biegania po ulicach, strzelania i ponoszenia konsekwencji swoich czynów. A to fantastyczne odtworzenie tropikalnej wyspy, piękne zachody słońca, fantastyczne widoki, pływanie, strzelanie, fruwanie na lotni i skakanie z klifu. Po prostu poezja.

Gramy sobie w te cuda przez kilka miesięcy i co? I zaraz ktoś wpada na fantastyczny pomysł zbadania ich, przenicowania, zabrania „najlepszych elementów”, sklonowania tudzież zmutowania i wypuszczenia na rynek. Just Cause, Boiling Point, nowe odsłony Drivera, teraz White Gold… po prostu siąść i płakać. Rozumiem, że jeśli jakiemuś bogaczowi na samym szczycie holdingu pokaże się grę i powie “no wie Pan, to jest tak świetne jak Far Cry i tak ciekawe jak GTA” to on sobie sprawdzi wyniki sprzedaży tych gier i powie “I AGREE, HAVE SOME MONEY”. A jak graczowi się napisze na pudełku „niesamowite połączenie Grand Theft Auto i Far Cry” to ten powie do pani przy kasie „I AGREE, HAVE SOME MONEY”. Ale ja się nie zgadzam z takim stanem rzeczy!

Wyobrażam sobie, jak jacyś Rosjanie czy inni Szwedzi siadają w kółeczku i rozpoczyna się dyskusja. „Co tu zrobić, żeby nasza gra się sprzedała? Chłopaki! Burza mózgów!”. „Musi być to klon GTA! Setki pojazdów, samoloty, łodzie i helikoptery! Super”. „Muszymy zrobić ubersilnik graficzny. Najpiękniejsze szą wyszpy na oczeanach i tropikalna dżungla. Ludże tego chcą!”. „Wielkie giwery! Niech się da wystrzelić z granatnika, lebo działa jakiegoś gigantycznego!”. „Elementy RPG – niech główny bohater strzela coraz celniej, to się napisze na pudełku, że się rozwija i takie tam”. „Może jakiś znany aktor? Mój wujek zna tego bezimiennego oficera, który zginął w 233 odcinku Star Treka!”. „Okej, dodamy jeszcze trochę starych piosenek na soundtrack i hit mamy gotowy. Dzięki chłopaki, idziemy do domu”. Na Trygława i Swaroga, obie kontynuacje Far Cry potrafią wnieść coś zupełnie nowego, a nie tylko kopiować pomysł z Jackiem Carverem!

Chociaż GTA i Far Cry są świetne, a Boiling Point czy Just Cause – naprawdę dobre, ja za każdym razem, gdy widzę tropikalną wyspę i „setki pojazdów, które można prowadzić”, zgrzytam zębami. Rozumiem, że oryginalne pomysły trafiają się rzadko, ale żeby aż tak sztampowo powielać dobre wzorce? Rozumiem, dżungla i wodospady są atrakcyjne i w JC wyglądają świetnie. Ale jakiś diabeł w głowie podpowiada mi cały czas „PODRÓBKA, PODRÓBKA”. I nie umiem się oprzeć, żeby czasem się z nim nie zgodzić.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Heh, trafne uwagi! Ale jak to ktoś kiedyś powiedział: najlepszą formą pochlebstwa jest naśladowanie, więć może potraktować je jako swoisty tribute? Albo jak standard jazzowy – coś co wyznacza kanon (GTA, FC) i ludzie którzy bez zażenowania się na nim opierają.

  2. Dobry tekst – wiecej takich, poruszajacych ten aspekt gamedevelopmentu. Problem gier to od pewnego czasu brak miejsca na ryzyko i podjecie wyzwania przez developerow / wydawce. Kopiowanie i powielanie sprawia ze gra jest bezpieczna inwestycja – ale niestety pojawia sie pytanie o SENS istnienia takich produktow na rynku. No bo ja nie gralem w Just Cause a juz pojawic sie ma sequel ??Czy te gry sa wydawane dla nas – graczy, czy dla wydawcow / devow jako pretekst do skasowania paru baniek Z nas, graczy ?Jednoczesnie pojawiaja sie gry ktore mimo ze sa bardzo kreatywne to nie sprzedaja sie tak dobrze jak odtworcze pewniaki. Czesto podawanym przykladem jest „Psychonauts” – wyniki sprzedazy tego tytulu byly mniej niz zadowalajace. Mowi o tym chociazby Yahtzee w jego video review – http://www.escapistmagazine. com/articles/view/. . . sychonauts(polecam obejrzec – warto)W epoce bardzo drogich kosztow developmentu – juz na etapie projektowania tytulu usuwa sie elementy „niebezpieczne” i zastepuje je mainstreamowymi „pewniakami”. Jedyna droga dla kreatywnych i swiezych pomyslow to zrezygnowanie z fajerwerkow graficznych, podnoszacych koszty produkcji. (co ciekawe konsola ktora sprzedala najwiecej sztuk w tej generacji – Wii, jest jednoczesnie najslabsza ze wszystkich 3) Czy jestesmy gotowi poswiecic wycmokana grafike (vide Lair) na rzecz kreatywnosci i pomyslowosci w tytulach ? Ja jestem.

  3. Gunj: takie „asekuracyjne” podejście jest, wydaje mi się przynajmniej, aspektem większości dziedzin „show-biznesu” (nie wiem czy trafne sformułowanie w kategorii gier) i tego się chyba nie da pozbyć. Ale swoją drogą: w filmach na przykład, produkcja OFFowa zrobiona za kilka tysięcy dolarów (vide film Primer, który swoją drogą polecam – http://primermovie. com/) może śmiało konkurować z produkcjami z olbrzymim budżetem – i można nawet nie zauważyć braku takiego budżetu właśnie. Z grami jednak jest inaczej i dlatego rodzi się potem pytanie: „wycmokana grafika albo kreatywność”, jakiś tam wybór.

  4. Producent chce jednego – $$$$ więcej i więcej $$$. Po co produkować gry, które ze względu na swoją odmiennośc nie sprzedadza sie? lepiej zainwestowośc w kontynuacje i sprawdzone pomysły – i kasy więcej, i mniejsze prawdopodobieństwo wpadki. Co do grafiki poruszonej przez gunj – temat pokrewny, ale już inny. Nic na to nei poradzimy że gracze chcą tylko pieknych wybuchów, wielkich giwer i paskudnych ale szczegółowych wrogów, lub wypasionych aut? Wii jest outsiderem w dziedzinie rywalności, jak i gatunku gier, ale z tego co czytam, to nie chce być „casual player” – chciałbym trochę wiecej „normalnych” gier – z krwą, lejącą sie posoką, i odpadającymi człownkami. Człowiek chce się czasem troche wyżyć 😉

  5. Mysle ze potrzeba „super grafiki” jest wynikiem tego że niektorzy (a raczej znakomita wiekszosc rynku) przychodza do stolu zastawionego grami o wiele pozniej niz my (gracze ktorzy pamietaja ere 8bitow na wlasnej skorze) I oni podniecaja sie grafika nie widzac ze gry sa wtorne wtorne wtorne. ( jak maja widziec jak zaczeli granie od PSX albo XBOXA. . )MY po prostu chcemy czegos wiecej niz polygonow i shaderow. Jak pisze wujo – producent chce $ i wiecej kasy. Ale znowu pojawia sie pytanie – po co „nam” taki producent ? Zeby sprzedawac produkty mialkie i pozbawione wartosci ? Rozumiem ze sa to miejsca pracy – developerzy, graficy, ludzie od promocji etc etc. (czesto zarabiajace mega niskie stawki, albo pracujacy na zasadzie outsourcingu w Chinach co ostatnio bylo glosne) Ale po kiego to ?Z punktu widzenia graczy oczekujacych rozrywki o sensownej wartosci – wydawcy nastawieni na zysk litylko – to szkodniki psujace rynek. Tak EA – do was mowie. Co do tego ze „nic nie poradzimy ze gracze chca tylko wybuchow giwer etc” – hmm nie bylbym taki pewien. To co jest potrzebne to skalkulowanie jaka gra wymaga poniesienia jakich kosztow i ilu graczy jest w stanie ja kupic. Jesli taki model jest w ogole mozliwy (wierze ze jest) to teoretycznie jest mozliwe stworzenie studia ktore robiloby tytuly nie wypasione graficznie ale miodne. Jesli koszty produkcji nie bylyby mega wywindowane to taki model moglby zadzialac (oczywiscie zakladajac ze byloby wsparcie i zainteresowanie ze strony graczy – a to jest dzis ruletka vide wspomniany powyzej przeze mnie psychonauts)Co do Wii – nie przytaczalem go tu ze wzgledu na to ze czuje sie casual gamerem albo chce nim zostac, tylko dlatego ze dobra zabawa nie koniecznie = dobra grafika. Czy hardcore-gamerz to zawsze graphic-whores ? Jesli tak to NIE ZASLUGUJA na miano hardcore gamerz. To co mamy w tej chwili to jakis mariaz branzy filmowej z przemyslem growym. Przywleklo to za soba same chorobska – licencje, wysokie koszty produkcji, model profilowania gier, targetowania etc. Nasze korzenie to microprose, origin czy blackisle – studia dzis NIE ISTNIEJACE. Nie licencje na gry oparte na filmie opartym na komiksie z lat 70ych. (WTF ?) Branza dzialajaca tylko dla kasy to branza wtorna i obnizajaca jakosc do poziomu MTV. Chcemy giwer i ladnej grafiki ? To wiedzmy co to za soba niesie.

  6. Sprawa jest beznadziejna ale nie bez wyjścia. Rozwiązanie problemu jest podobne jak w przypadku przereklamowanych amerykańskich chałtur kinematograficznych. Po prostu nie idziesz do kina na film, którego reklamy agresywnie atakują cię z każdego bilboardu i każdej witryny sklepowej. Ja ostatnio wybieram filmy które nie są praktycznie wcale reklamowane i w większości wypadków są dużo ciekawsze od swoich przereklamowanych braci. Z grami jest podobnie. Ostatnimi czasy sięgam po tytuły, o których nikt jakoś nie krzyczy na większości portali o grach i sytuacja się powtarza. Takie gry jak Scratches, Penumbra, czy Obscure 1,2 grafiką raczej nie zabijają, za to mają całkiem sporą grywalność i bardzo dobry klimat. Rzekł bym nawet, iż w niektórych przypadkach widać serce włożone w developing. Niestety z grami dzieje się to, co klika(naście) lat temu stało się z amerykańskim kinem, o co chodzi nie muszę chyba tłumaczyć. Dlatego najciekawsze pozycje schodzą, jeżeli nie do podziemia, to na 2 linię i muszę powiedzieć że dają sobie bardzo dobrze radę w swoim doborowym towarzystwie.

  7. Rzeczywiście, coraz częściej również w grach pojawia się zjawisko „undergroundu”. Tak jak filmowcy mają swoje produkcje niszowe, może my też będziemy mieli swoje Sundance i to nie tylko w postaci gierek o zerowej grafice i oprawie 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here