To coś, to kilkadziesiąt godzin wyśmienitej zabawy przy Puzzle Quest. Potencjalny średniaczek pokazał moc i udowodnił, że malutka gierka, bo przecież nie gra, potrafi zjeść na śniadanie killerów wydawanych na kilku płytach DVD, których jedynym atutem są nieziemskie wymagania sprzętowe. Szkoda tylko, że na pececie tego typu produkcje nie pojawiają się tak często jak na usługach sieciowych Sony, Microsoftu czy Nintendo. Przeczytajcie jednak czym jest ta jedna wakacyjna perełka.

Mana

Jeśli kiedykolwiek graliście w Bejeweled albo którykolwiek z jego klonów, to wiecie o co mniej więcej chodzi w Puzzle Quest. Planszę składającą się z kilkudziesięciu pól zapełniają kolorowe „kulki”, które możemy zamieniać miejscami. Dążymy do tego, by po ich przesunięciu obok siebie stanęły trzy (albo cztery lub pięć) jednakowe „figury”. Przestawianie ich w odpowiednie miejsca sprawi, że poprawnie ułożony rząd znika z planszy, my zyskujemy manę, a z góry spadają kolejne elementy naszego nazwijmy to puzzla. Nie przesłyszeliście się. Za połączenie kilku figur otrzymujemy manę.

Czarodziejsko

Wygrywamy. Jak zawsze.

Puzzle Quest tym bowiem różni się od pozostałych klonów Bejweled, że wprowadzono do niego elementy gry RPG, o czym wspomniałem już na wstępie. Rozpoczynając grę wybieramy jedną z czterech klas postaci takich jak czarodziej, wojownik czy rycerz i ruszamy w świat. Nasz heros przemieszcza się po baśniowej krainie, w której zaczynają się panoszyć siły zła. Krążąc od miasta do miasta odkrywamy kolejne części niezbyt skomplikowanej i dość sztampowej historii. Jak to zwykle bywa potężny przeciwnik zbiera armię, która niczym szarańcza spada na krainę do tej pory płynącą mlekiem i miodem. Oczywiście tylko my możemy powstrzymać tego drania i jego sługusów.

Inteligencja twoją bronią

Aby tego dokonać musimy walczyć. Wędrujemy więc ze wschodu na zachód czy z północy na południe, podejmując się coraz trudniejszych zadań. Ktoś każe nam zdobyć tajemniczy przedmiot, kto inny koniecznie musi ubić złego czarnoksiężnika, ale akurat pije piwko, więc musimy mordować za niego. Grunt, że koniec końców zawsze stajemy do walki. Często już w drodze do celu wpadamy na orka, trolla czy przerośniętego pająka, któremu musimy pokazać, że nasze kung-fu, przepraszam, czary są mocniejsze niż jego grzbiet, zadek albo głowa.

Spotykając wrogo nastawioną do nas istotę (ok, wszystkie są wrogo nastawione) możemy uciec albo przejść do ataku. Oczywiście wybieramy to drugie, by rozpocząć zabawę w opisane już układanie kolorowych „kulek”. Na starcie koncentrujemy się na ustawianiu ich w rzędach i czerpaniu z nich many. Ta jest nam potrzebna do rzucania czarów o różnorakim działaniu. Na planszy dla urozmaicenia pojawiają się też złote monety, gwiazdki dające doświadczenie czy kolorowe kwadraty z wpisanym w ich środek mnożnikiem. Po dołożeniu ich do układanego rzędu zdobyta przez nas energia magiczna zostaje podwojona czy potrojona. Wygrywa ten, kto pierwszy zabierze przeciwnikowi wszystkie punkty życia. Proste i wciągające. Bardzo wciągające.

Mag. Poziom pięćdziesiąty

Bardzo nietypowy potwór

Wspomniane już kilkakrotnie elementy RPG są tym, co nadaje smaku Puzzle Quest, a jednocześnie odróżnia recenzowaną produkcję od innych tytułów tego typu. Prowadzona przez nas postać niczym rasowy bohater gier role playing zdobywa doświadczenie, staje się coraz mocniejsza. Po wejściu na kolejny poziom odblokowujemy nowe czary i otrzymujemy punkty, które możemy wydać na rozwijanie kilku umiejętności. Mogą one sprawić, że będziemy mieli więcej punktów życia, ciosami albo czarami zadamy więcej obrażeń czy szybciej zbierzemy większą ilość many. Na tym nie kończą się jednak niespodzianki. Nasz heros za wykonywanie kolejnych misji zdobywa różne przedmioty, które dodatkowo zwiększają jego możliwości. W recenzowanej produkcji znajdziemy dobrze znane płaszcze, topory, tarcze, miecze czy buty ze skóry przerośniętej jaszczurki. Wszystkie oczywiście mają jakieś specjalne moce. Powinniśmy je więc kolekcjonować i w odpowiedniej chwili korzystać z nich.

To jednak dopiero przedsmak tego, co zobaczymy w grze. Od pewnego momentu w poszczególnych lokacjach znajdujemy specjalne runy (oczywiście najpierw musimy pokonać pilnującego ich strażnika) umożliwiające nam wykuwanie własnej broni czy przedmiotów. Możemy również podbijać twierdze, do których zawitamy, by włączyć je do naszego królestwa. Zdobyte zamczyska po ich ponownym odwiedzeniu zasilą nasz skarbiec o kilkadziesiąt bądź kilkaset sztuk złota. Za zdobyte środki rozbudowujemy je niczym w Heroes of Might&Magic. Kuźnia pozwoli nam wykuwać przedmioty, wzniesienie wieży magów umożliwi opracowywanie kolejnych zaklęć, których uczymy się od schwytanych przeciwników. Aby ich złapać musimy natomiast wybudować więzienie. To ostatnie pozwoli nam także oswajać część istot, by później na ich grzbiecie poruszać się po baśniowej krainie. Takich możliwości wpływania na rozwój i możliwości naszej postaci jest całkiem sporo. Muszę z ręką na sercu przyznać, że w Puzzle Quest po prostu bezbłędnie dopasowano do siebie oba najważniejsze elementy tej produkcji – główkowanie i składniki znane z RPGów.

To już było?

Ta dość niecodzienna mieszanka sprawdza się idealnie w trakcie zabawy. Najważniejsza część gry jest wciągająca i przyjemna. Już to sprawia, że warto sięgnąć po recenzowany tytuł. Nie ma jednak róży bez kolców, orka bez topora i Puzzle Quest bez wad.

Ot i cała gra

W pewnym momencie gra, pomimo tego, że naprawdę jest dobra, zaczyna najzwyczajniej w świecie nudzić ponieważ w kółko robimy to samo. Każda misja sprowadza się do „walki”, która choć jest przyjemna, jest jednak powtarzaniem zabawy w układanie kolorowych figur i żmudnym odejmowaniem kolejnych punktów życia przeciwnika. Nawet najbardziej miodny rodzaj zabawy odtwarzany po raz setny sprawia, że musimy sobie zrobić krótką przerwę. Tak jest i z Puzzle Quest. Kiedy do niego usiadłem nie mogłem się oderwać od komputera przez prawie kilkanaście godzin. Kolejne podejścia do gry były już krótsze. Włączałem ją, rozgrywałem kilka walk i zabierałem się za coś innego. Podejrzewam, że większość fanów elektronicznej rozrywki podejdzie do recenzowanego tytułu w ten sam sposób.

Porcji słodyczy nie ukryto także w warstwie fabularnej. Niezależnie od profesji wybranej przez nas na starcie czekać będą na nas te same misje do przejścia. Jedynie ze trzy albo cztery razy możemy dokonać wyboru nie mającego większego wpływu na rozwój wydarzeń. Odrobinę irytuje także ciągłe odradzanie się potworów na szlakach, które przemierzamy. Często zanim dojdziemy do celu naszej misji zmierzymy się z przynajmniej kilkoma potworami, które po pokonaniu znów wyskoczą z grobu i będą na nas czekały w drodze powrotnej. Takie przedłużanie rozgrywki na siłę jeszcze nigdy nie zostało ciepło przyjęte przez fanów elektronicznej rozrywki. Nie wykorzystano również w pełni mapy świata najwyraźniej oszczędzając ją na dodatki, z których jeden już pojawił się na Xbox Live. Na pececie nie był on jednak dostępny w chwili pisania tej recenzji.

Moc jest z naszym herosem

W zasadzie jedyną, ale niezbyt oryginalną odskocznią od powtarzanej w kółko zabawy logicznej jest opracowywanie zaklęć i łapanie potworów. W pierwszym przypadku musimy ułożyć odpowiednią liczbę kolorowych rzędów składających się z trzech, czterech albo pięciu figur. Przegrywamy jeśli skończą nam się posunięcia. W drugim przypadku na planszy poukładano już „kulki” a my musimy dojść do tego jakie wykonać ruchy, by wszystkie zniknęły z planszy. Znów poczuje się jak w domu ten, kto grał w Bejeweled albo jednego z jego klonów. Doceniam to, że autorzy gry chcieli ją jakoś ożywić, urozmaicić. Nie do końca im ta sztuka jednak wyszła i koniec końców po początkowym zachwycie będziemy musieli dozować sobie czas spędzany przy Puzzle Quest. Szkoda.

Fajerwerki magiczne

Wbrew pozorom ten po lewej jest mężczyzną

Niewiele miejsca w tekście poświęcę na opisanie grafiki i oprawy dźwiękowej recenzowanej gry. Ta pierwsza jest dość prosta i w zasadzie wszystko widać na dołączonych do tekstu fotkach. Nieskomplikowana grafika 2D, niewielki ikony symbolizujące przeciwników czy interesujące nas punkty na mapie. Krótkie przerywniki składające się z kolorowego tła, dwóch postaci i tekstu w dymkach nie wymagają dłuższego komentarza. Podobnie jest w trakcie „walki” z przeciwnikami. Muszę jednak przyznać, że prostota służy temu tytułowi. Grafika rodem z Crysis nie jest mu potrzebna i jeśli tylko nie przeszkadza wam jej mangowy charakter, to na pewno nie będziecie jej krytykowali. Podobnie jest z udźwiękowieniem. Niezbyt złożone utwory przygrywające w tle można w zasadzie zastąpić własną muzyką. Dźwięki również nie rzucają na kolana, choć na odgłosy wybuchów, kowalskiego młota uderzającego w wykuwaną stal czy brzęk monet nikt nie powinien narzekać. Musiały być w grze, to są. Nie wymagam od produkcji ważącej mniej niż 100MB tego, by umieszczono w niej kilkadziesiąt licencjonowanych przebojów znanych z radiowej „letniej imprezki”. W przypadku Puzzle Quest skromna oprawa graficzna i muzyczną po prostu się sprawdza.

Hit na lato?

Miło zaskoczył mnie recenzowany tytuł. Już w dniu premiery trafił on do jednej z tanich serii firmy CD Projekt. Pomimo tego, że w pewnym momencie będziemy sobie robili od niego przerwy, z czystym sercem polecam go. Osoby, które od dawna nie inwestowały w sprzęt mogą nabyć przyjemny tytuł, który uruchomią bez obaw na swoim pececie. Jednocześnie gracze ci dołączą do posiadaczy komputerów osobistych z najwyższej półki. Ci mogą nabyć Puzzle Quest jeśli tylko chcą mieć na twardym dysku przyjemną pozycję, którą dla relaksu uruchomią w przerwach między kolejnymi przygodami z najmocniejszymi tytułami tego roku. Tytułowy puzzle playing game dostaje ode mnie bardzo dobrą ocenę ponieważ za niewielkie pieniądze powinien bawić każdego, kto narzeka na brak hitów do przejścia w to, dość kapryśne lato. Zresztą nawet zimą przy kubku czegoś ciepłego do picia warto usiąść do Puzzle Quest i przypomnieć sobie, że na pececie do dobrej zabawy nie potrzeba gier na trzech płytach DVD, których wymagania sprawiają, że nasz komputer chowa się w kącie i cichutko prosi o nowe podzespoły.

Choć na temat tytułowej produkcji słyszałem wiele dobrego, to po jej zainstalowaniu nie nastawiałem się na rewelacyjną zabawę. Ot jeden z wielu wakacyjnych średniaczków znów wylądował na twardym dysku mojego komputera. Ważące 70MB połączenie gry logicznej z elementami RPG podlane mangowym sosem? Taki koktajl nie może przecież być ani smaczny ani zdrowy. Cóż, nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni moją wstępną ocenę zweryfikowało to, co nastąpiło później.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

17 KOMENTARZE

  1. Ciężko opisać możliwości tej cudownej gierki, mając na uwadzę wszelkie jej aspekty. Sprytny podział w recenzji pozwolił autorowi opisać dokładnię tą gierkę. Sam zagrywam się w to od kilku miesięcy z duużymi przerwami(PSP). Oprawa muzyczna mi nie przeszkadza. Czasami łapię się na tym, ze w trakcie wykonywania jakiejś monotonnej pracy nucę sobie pod nosem muzyczke z owej produkcji. Uwaga jest to pożeracz czasu;PDajcie szansę tej grze a nie pożałujecie:D

  2. Tytuł mi się tylko obijał o uszy. To mówicie towarzysze, że majorzupa powinien złożyć zamówienie w kantynie na Puzzle i wykonać tego tam Questa? Jak takie dobre?

  3. taaak, gra jest świetna, jeśli komuś wybitnie spodoba się marnowanie przy niej czasu w necie jest pełno dodatków. . . zabawa trwa i trwa. w sumie jedyną rzeczą która nieco mnie drażniła to końcówka kampani, za dużo takiego siepania kogo popadnie żeby dojść gdzie trzeba lub podpakować się do max poziomu i załatwić bossa dlatego że miało się lepszą postać a nie trochę szczęścia 😉

  4. Od siebie dodam, że tytuł bardzo przypadł do gustu mojej drugiej połówce. Się oderwać nie mogła. Na szczęście miałem jeszcze laptopa, na którym sam się się Puzzle Questa zagrywałem 🙂

  5. Mnie ta gra trochę nuży, po 2h patrzenia na te same znaczki na planszy mialem dosc. Niby ładnie mi szło, dokopywałem wszystkim przeciwnikom ładnie sobie postac rozwinąłem ale gdy wszystko zaczęło mi się troic zrezygnowałem. Jutro podejdę jeszcze raz i tez dłużej niż 2h przy tym nie spędzę bo chyba zwariuję.

  6. Kurcze. Gierka dobra, tylko ma jedną wadę. Ściągnąłem, pograłem. Następnego dnia idę sobie chodnikiem, patrzę pod nogi na kolejne płyty i łapię się, jak je w myślach ustawiam w 3x linie ^^Gierka miodek. Niby logiczna, ale gra się fajnie. Troszkę potem jest trudno (szczególnie wnerwia mnie tworzenie czarów na hard gdy w ostatnich ruchach nagle się pojawia – nie masz ruchów ^^), ale dobra sprawa by włączyć, pokonać 3-4 przeciwników, a potem zająć się czymś innym. Powinno być więcej takich gier. Żadnych super bajerów, a standardowa robota – proste zasady, 0 udziwnień i dobrze się gra. No i wcale nie trzeba siedzieć całymi dniami. A jeszcze jak widzę po komentarzach – lubią w to pograć panie. . . Same plusy ^^

  7. Kurcze. Gierka dobra, tylko ma jedną wadę. Ściągnąłem, pograłem

    Wydali ją w taniej serii dosłownie za kilka groszy a Ty ją ściągnąłeś. Rzeczywiście masz się czym chwalić. . .

  8. Ok. Wybacz jeśli Cię uraziłem, ale w naszym kraju powiedzenie „ściągnąłem, pograłem” kojarzy się dość jednoznacznie. Gdybyś dodał słowo „demo”, to nie zwróciłbym uwagi na Twój wpis.

  9. E tam niewazne ^^. Szczerze mówiąc to ostatnimi czasy coraz częściej sięgam po logiczne „pierdółki”, niż duże produkcje. Polecam też „Ancient Quest of Saqqarah” – też bardzo fajna.

  10. Możecie sie śmiać ale brakuje mi tu bardziej rozwiniętej fabuły i wpływu podejmowanych decyzji na rozwój wydarzeń. Jako że mamy tu tylko statyczne obrazki i tekst można się było pokusić o takie elementy. Niewielkim kosztem ta gra mogła by pokonać wkradającą się momentami monotonię. Dla mnie to niewykorzystany potencjał… Plusem jest dla mnie jednak to że Puzle zmotywowały mnie do powrotu w świat Chessmastera 10th Edition :D. Znaczy się prawdopodobnie coś ,,tam’’ stymulują :). PS. ) Zagadka – wiecie ile waży pełna wersja?

  11. O kurde. . . faktycznie ^^. Recenzję czytałem już jakiś czas temu no i. . . W każdym razie spodziewałem się gorszej muzyki (to jednak tylko 70mb). W czasach kiedy wchodzą do użytku ,,niebieskie” płytki. . .

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here