DICE barykaduje drzwi i okna, przyciska pistolet do piersi i krzyczy do napastników, że nowy Battlefield z pewnością będzie przyjazny modderom.

Czesi z Future Games mają mandat na tworzenie przygodówek. Kilka lat temu próbowali podbić świat przeciętną grą The Black Mirror, później starali się uczynić to samo wypuszczając jeszcze gorsze NI.BI.RU, teraz natomiast powracają z nowym produktem o tytule Reprobates. Czy ta przygodówka point and click podzieli los poprzedniczek i utonie w morzu gier adventure leżących na sklepowych półkach? A może okaże się perełką… zaraz, zaraz… utonie, utonie… w zasadzie już utonęła.

Fabularny wierzchołek

Leń…

Adam Raichl – nazywany nie wiedzieć czemu na pudełku Reichlem – jest przeciętnym mieszkańcem Pragi. Pewnego wieczora bohater wsiada do samochodu, nie przypuszczając nawet, co go niebawem czeka. W sumie ciężko przewidzieć wypadek z pędzącym tirem, nie będę oszukiwał. Po wypadku Prażanin budzi się na tajemniczej wyspie, na której nie ma nic oprócz dzwonnicy oraz 10 metalowych identycznych chatek, zamieszkiwanych przez ludzi pochodzących z różnych części naszego globu. Raichl postanawia rozwiązać zagadkę tego niesamowitego miejsca i wrócić do domu. Jak to zrobi? Na to pytanie odpowiedzi należy szukać w sklepach.

Co za buda

Historia opowiedziana w Reprobates, której zalążek opisałem w poprzednim akapicie, jest jedną z niewielu rzeczy w grze, które pozytywnie mnie zaskoczyły. Fabuła – mimo irracjonalnego zakończenia, ale już przyzwyczaiłem się, że scenarzyści na potęgę partolą decydujące momenty przygodówek – jest składna i logiczna, za co należą się jej twórcom słowa uznania. Co ciekawe, chociaż większość czasu wraz z Raichlem gracz spędza na wyspie, co jakiś czas Reprobates rzuca go w zupełnie inne rejony Ziemi za sprawą snów, jakie nachodzą głównego bohatera. Dzięki takiemu rozwiązaniu udaje się uniknąć monotonii, każdorazowo pojawiającej się w grach, w których użytkownik musi poruszać się ciągle po tych samych lokacjach. Czyż to nie jest piękne? Nie? No dobra, ale przynajmniej nie jest nudne.

A dalej już tylko w dół

Fabuła wypada całkiem dobrze, ale teraz już będzie tylko gorzej. Z zagadkami w grach przygodowych wiąże się standardowy zestaw czynności, który umownie nazwę ZZZ – Zebrać, Złączyć, Zużyć.

Klimatycznie…

Z1: Jeżeli chodzi o wyszukiwanie przedmiotów aktywnych na planszy, to uczciwie ostrzegam, że jest to prawdziwa katorga. Szansa szybkiego znalezienia rzeczy, którą można zabrać, graniczy momentami z prawdopodobieństwem trafienia szóstki w totka albo z szansą znalezienia ameby znającej serbochorwacki. Słowem – nie ma takiej możliwości – nic nie umniejszając amebom oczywiście. Reprobates jest klinicznym przykładem gry wymuszającej polowanie na piksele. Można dostać nerwicy, wyrwać sobie resztki włosów z głowy, skopać obudowę, a i tak się nie wpadnie na to, że gdzieś leży niezbędny do rozwoju akcji skalpel. Podobnie rzecz się ma ze znalezieniem hotspotów umożliwiających przejście do innej lokacji, na szczęście tu z pomocą przychodzi klawisz E, który podświetla wyjścia.

Krwawo…

Z2: Ale dobrze, zakładam, że po dziesiątkach minut machania gryzoniem tam i z powrotem, udaje się graczowi zebrać wszystkie potrzebne elementy, czasami trzeba je jednak ze sobą przed użyciem złączyć. Ten element gry nie został prawie wcale rozbudowany, zazwyczaj bowiem wystarczy użyć wcześniej zebranego przedmiotu w odpowiednim miejscu i nie trzeba dokonywać w nim żadnych modyfikacji, czasem jednak taka konieczność się pojawia, dlatego teraz o tym kilka słów. Łączenie rzeczy w inwentarzu, kiedy występuje, jest oparte na nudnym i sztampowym do bólu schemacie – użyj kijka albo kamienia z… Ja rozumiem, że na prymitywnej odciętej od świata wysepce nie ma zbyt wielu przedmiotów, które można wykorzystać, błagam jednak – nie powinno się problemu egzystencji człowieka spłaszczyć do używania kijków i kamieni. To było moje zdanie, twórcy gry mają inne, dlatego polecam grającemu zawczasu zebranie do kieszeni stosownej ilości tych życiodajnych surowców.

Z3: Przedmioty zebrane, połączone jak trzeba, no to wypada je gdzieś użyć. Niestety, nie jest to takie łatwe. Problem nie tyle w skomplikowaniu zagadek, w gruncie rzeczy bowiem skrajnie wymagające adventury też znajdują swoich amatorów, lecz w tym, że twórcom gry nie udało się osiągnąć jednolitego poziomu trudności produktu. W efekcie banalne zagadki przeplatane są strasznie trudnymi problemami i tak w kółko. Panowie z Future, jeśli naprawdę chcecie mieć na tym polu jeszcze jakąś future, to musicie trochę nad tym elementem popracować.

Podobnież, nie możecie zapominać, że kiedy tworzycie przygodówkę, obowiązują was pewne standardy, które są charakterystyczne dla tego gatunku. Reprobates: U bram śmierci jest klasyczną grą adventure obsługiwaną myszką, tymczasem jakimś cudem zaplątały się do niej elementy zręcznościowe rodem z Pacmana. Naprawdę nie wiem, co chcieli osiągnąć Czesi, jedno jest pewne – udało im się wszystkich zdenerwować. Miłośnicy przygodówek złoszczą się na momenty wymagające refleksu, bo refleks to oni mają, ale szachisty, fani zręcznościówek za to nawet się za tę grę nie zabierają, bo za dużo w niej myślenia.

Leci na łeb, na szyję

Jest i seks?

Ale to nie koniec niepotrzebnego mieszania gatunków. Przez cały czas, nie licząc snów, naszemu bohaterowi towarzyszy pasek energii. Kiedy Adam wykonuje jakąś wyczerpującą czynność (wchodzenie na schodek, bieganie albo skakanie), żywotność postaci spada, kiedy natomiast je, pije albo się myje, wzrasta. Wszystko pięknie, tylko że nie dość, że istnieją od tej reguły wyjątki, bo na przykład przy przechodzeniu z jednej lokacji do drugiej bohater się nie męczy, to jeszcze całkowite wyczerpanie nie ma na niego żadnego większego wpływu, jedynie go lekko spowalniając. I po co to wszystko? Ma postępowanie twórców produktu sens?

Członek Samoobrony?

Może to paradoks, bo fani gatunku do najszybszych w działaniu z reguły nie należą, ogromnie denerwujące w recenzowanym produkcie jest też jednak to, że Adam Raichl rusza się jak za przeproszeniem ostatnia mameja. Chłop na oko przed trzydziestką, a przed każdym podniesieniem nogi musi się zastanowić, przejście z punktu A do punktu B zajmuje mu kilka minut, skacze jakby mu trzecia noga przeszkadzała. Tragedia. Wniosek? Twórcy gry powinni mocno popracować nad sposobem chodzenia postaci.

Chwila zawahania

Słów kilka o długości gry. Standardowo powinienem napisać coś w stylu „Do ukończenia produktu potrzeba 10-12 godzin”, w przypadku Reprobates występuje jednak pewna niedogodność. Czasochłonności gry zwyczajnie określić się nie da, a to wszystko za sprawą polowania na piksele. Jednemu znalezienie pękniętych okularów Daniki zajmie chwilę, innemu całe dnie. Przypuszczam, że jeżeliby odjąć czas zmarnowany na machanie myszką, to samej gry jest gdzieś na 10-12 godzin właśnie. W sumie to całkiem dobry wynik.

Graficznie najnowsze dzieło Future Games prezentuje się całkiem nieźle. Może nie jest to Oblivion przygodówek, ale wszystko zrealizowano przyzwoicie i, co najważniejsze, zadbano o to, żeby świat gry żył własnym życiem. Jako ciekawostkę dodam fakt, że każdego dnia wyspa prezentowana jest z innych ujęć kamery. Mała rzecz, a cieszy.

I znowu w dół

Muzyka w grze nie istnieje. Reprobates: U bram śmierci jest jedną z niewielu gier przygodowych, których twórcom nie chciało się popracować nad ścieżką dźwiękową produktu. Przez cały czas zabawy w tle towarzyszą graczowi jedynie dźwięki otoczenia, od czasu do czasu przeplatane jakimś szumem. Klapa.

Potrzebujecie komentarza?

Z polską wersją językową wcale nie jest lepiej. City Interactive zdecydowało się na przetłumaczenie napisów i pozostawienie angielskich głosów. Okazało się to straszliwym błędem dystrybutora, wykazało bowiem ogromne nieuctwo, ignorancję i wulgarność przekładającego. Pomijam błędy w tłumaczeniu, skupię się raczej na czymś, co mnie zszokowało i zniesmaczyło do głębi. Reprobates według klasyfikacji PEGI otrzymało znaczek 16+ i adnotację tylko o występującej w grze przemocy. Tymczasem okazuje się, że przekładający teksty pisane tłumacz dołożył do produktu, w miejsce całkiem niegroźnych angielskich określeń, cały szereg obrzydliwych i zupełnie niepasujących do kontekstu przekleństw. Przypuszczam, że w tej sytuacji organizacja PEGI powinna zrewidować przyznany grze znaczek. K****m i po**********m tłumaczom mówimy gromkie NIE!

Dno

Pora na podsumowanie. Reprobates jest grą, która niestety nie zasługuje na uwagę większości polskich graczy. Dobra fabuła i oscylująca w granicach 20 złotych cena to niestety za mało, żeby konkurować z całym mnóstwem co najmniej dobrych gier przygodowych dostępnych obecnie na rynku. Mam szczerą nadzieję, że Czesi z Future Games popracują trochę nad poziomem swoich przygodówek i wreszcie zaskoczą miłośników gatunku czymś wyjątkowym.

A może zrobią to Polacy. Już niedługo na łamach Valhalli przypomnimy całkiem niezłe Art of Murder autorstwa City Interactive, a już w listopadzie Chronicles of Mystery: Rytuał skorpiona, autorstwa tego samego studia. Jedno jest pewne, jesienią przygodówek nie zabraknie. Oby wszystkie były dobre.

Niektóre gry relaksują, inne natomiast denerwują. Istnieją produkty, które zachwycają, są jednak też takie, które zniesmaczają. Reprobates: U bram śmierci wywołuje wszystkie te emocje za jednym zamachem. Teraz żałujesz, że nakupiłeś tyle gier komputerowych.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here