Wszyscy rodzimy się równi. A potem ślepy los rzuca nas to w lewo, to w prawo. Jedni z nas chętnie pomagają mamie pokroić steki na obiad, a potem zostają cenionymi chirurgami. Inni całe dnie spędzają na podwórku, a potem stają się wybitnymi sportowcami. Ja – jak ktoś niedawno raczył zauważyć na forum – mam to szczęście, że też robię to, co kocham. Zajmuję się grami komputerowymi. I choć Wolfenstein 3D wcale nie był najlepszą grą, w jaką grałem w życiu, to właśnie dzięki niemu robię, to co robię. Bo wraz z Wolfem pokochałem gry w ogóle.

Wcześniej, a wyobrażacie sobie, że musiało to być bardzo dawno, też grałem w gry. Ale nie kochałem ich. A to poprowadziłem swoje wojska do boju w North & South, a to pokroiłem kogoś w niezapomnianym Life & Death, a to zmasakrowałem klawiaturę w Track & Field. Ale dopiero kiedy jako BJ Blazkowicz (ach, to nazwisko), stanąłem oko w oko z nazistowskimi siepaczami, poczułem to COŚ. I od tej pory czułem to już zawsze. Wredni esesmani za rogiem. Wielkie swastyki na ścianach. Cyberhitler w robo-sjucie. Życie już nigdy nie miało być takie samo.

Później przez wiele lat czekałem na kontynuację Wolfensteina 3D… i w końcu się doczekałem. Return to Castle Wolfenstein, choć nie przyjęty przez krytyków z jakimś szczególnym entuzjazmem, był dla mnie spełnieniem marzeń. Znów ruszyłem do boju i grę ukończyłem z zapartym tchem. Akcje na wielkich tamach, okultystyczne, szwabskie eksperymenty i bazy rakiet V2… czy można chcieć czegoś więcej? Można. Ale ja staram się doceniać to, co mam. I choć tym razem nie dało się zabić samego fjurera, i tak byłem wniebowzięty. A potem jeszcze Enemy Territory z przyjaciółmi i… wszystko jasne. Do dziś uważam, że oryginalny ET to jedna z najlepszych gier sieciowych w historii.

Minęło kilka lat i znów nadchodzi Wolfenstein. Przepiękny, ciekawy i tworzony przez dwa legendarne (mam nadzieję, że przynajmniej część graczy to pamięta) studia – id i Raven Software. Współpraca tych firm dała nam już w przeszłości takie hity, jak Heretic czy Hexen, a teraz wspólnie powracają one w ponure czasy drugiej wojny światowej. I choć pojawiają się głosy, że BJ Blazkowiczowi nie przystoi „rzucanie czarów” i „zaglądanie do wymiaru spektralnego”, mnie to wszystko nie przeszkadza. Dopóki w grze będą się pojawiać zakuci w zbroje cyber-esesmani i zabójczy fallszirmjegrzy, ja jestem spokojny, że ta gra mi się spodoba. Choćby i miały się w niej pokazać także wysysające spektralną energię dżdżownice, mnie to nie będzie przeszkadzało.

Ciągle kocham Wolfensteina. Ale nie zmienia to faktu, że w najnowszą odsłonę najpewniej nie zagram. Powód? Przerzuciłem się na konsolę, i mimo, że jeszcze niedawno pisałem, jak to się fajnie gra na konsoli w FPP-ki, muszę powiedzieć, że zweryfikowałem swoją opinię. Naprawdę się nie da. A w dodatku na dużym ekranie w FPP-kach dostaję jakichś dziwnych zawrotów głowy i robi mi się niedobrze. Sprawdzałem – to się fachowo nazywa videogaming motion sickness i ponoć jest niegroźne (choć trudno mi się do tej przypadłości przyznać). Aby uratować honor, powiedzmy, że to wszystko sprawka faszystów 😉

Cóż, trudno. Pooglądam sobie trailery, poczytam zapowiedzi, obczaję obrazki i… będę wspominał, jak to się połykało zestawy obiadowe z kurczakiem, żeby odzyskać energię. Nawet jeśli przerzutka na konsole nie pozwoli mi zagrać w nowego Wolfa, on i tak zawsze będzie gdzieś tam wpisany w moją duszę. To on zaczął moją WIELKĄ przygodę. A może kiedyś zrobią Wolfa TPP? Heh. Oby.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. Return to Castle Wolfenstein byl swietny. Polaczenie II WS (mojego ulubionego tematu jesli chodzi o strzelanki) z okultyzmem, trupami i eksperymentami Niemcow na ludziach (czego efektem byly pradoplujne coski bez nog i supersoldaty). Miodzio! Zaden MoH czy Battlefield mnie tak nie wciagnal jak wlasnie RtCW. Jedynie CoD stawal z nim w szranki w moim rankingu. Nawet ostatnio sobie znow zainstalowalem Wolfa i tak juz z 3 raz przechodze 🙂 A ET? Zabral mi dobre dwa lata zycia. Czasem mam ochote wrocic do niego. Ale CoD 5 zaraz wyskoczy. Zobaczymy co to za ziolko bedzie 😉

  2. Nie czekałem na drugiego Wolfa. Był nudny i technologicznie zapóźniony w stosunku do konkurencji. Po takich grach jak MOH i CoD strzelanie do nazi zombie na silniku Q3 już mnie nie bawiło tak bardzo. Jedyny plus cudowny, darmowy ET.

  3. ja kochalem gry juz wczesniej, ale przyznac musze ze majac jeszcze atari st specjalnie od znajomego pozyczylem pcta aby w jedna noc przejsc wolfensteina 🙂 sentymentu do gry nie mam, ale napewno z radoscia zagram w nowa czesc 🙂

  4. Sam wolf jakoś mnie nie zbił z nóg. Zrobił to natomiast wspomniany w tekście Heretic. To była gra, aż się ciepło człowiekowi na serduchu robi. 😉

  5. W nowego wolfa pewnie zagram ale nie podchodzę do tej części zbyt entuzjastycznie. Patrząc na screen’y zamieszczone na V wnioskuje że to już nie będzie to samo co wspaniały RTCW. Nie chodzi mi o samą jakość grafiki co o brak klimatu pierwowzoru na tych screen’ach. Modele postaci mnie nie przekonują, przez ten bump mapping przypominają mi raczej manekiny :(, a nie żołnierzy SS. Albo sama postać super żołnierza. Z posklejanego z ludzkich przeszczepów, budzącego respekt przeciwnika wyszło coś na kształt lorda vader’a i bynajmniej nie jest to zaleta :). Tak czy inaczej sam RTCW nawet dziś jest zainstalowany na moim kompie, regularnie go odpalam za nieziemski klimat, świetna grywalność, muzykę i nawet szatę graficzną (sic!). W dobie crysisa widze że miliony polygonów to nie wszystko, większe znaczenie ma dla mnie dobór tekstur, kolorystyka, projekt poziomów. Swoją drogą sam RTCW był chyba jedyną grą którą mogłem w ciemno polecać każdej osobie, nie spotkałem takiej której ta gra by się nie podobała. Czy to przez jej faktyczny fenomen czy też zbieg okoliczności, sam nie wiem 😛

    • Swoją drogą sam RTCW był chyba jedyną grą którą mogłem w ciemno polecać każdej osobie, nie spotkałem takiej której ta gra by się nie podobała. Czy to przez jej faktyczny fenomen czy też zbieg okoliczności, sam nie wiem 😛

      Raczej zbieg okolicznosci – dla mnie RTCW byl slaby i cienki – przynajmniej w singlu, bo multi mnie nie interesuje. W porownaniu do tego, co zrobili w tym samym czasie goscie od Medal of Honor – to RTCW byl mizerniutki. No ale to oczywiscie moje zdanie 😉

  6. A może kiedyś zrobią Wolfa TPP? Heh. Oby.

    Ojezku, jak to przeczytałem mało z krzesła nie spadłem. Oby NIGDY tego nie zrobili, tylko zabiją tym legendę. FPP to ma być FPP i niech tak zostanie. Jeśli autorze chcesz grać w FPP – możesz zagrać na PC na którym piszesz ten artykuł pewnie. Skoro wybiera się konsole, trzeba zdać sobie sprawę z jej ograniczeń i niemożliwości pewnych rzeczy. Takie życie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here