Czym waść, zapytacie zapewne, jeśli powyższy lead zainteresował Was na tyle, byście kliknęli „Czytaj dalej”. Ano tym, iż kiedy przychodzi im umieścić akcję swojego dzieła w świecie innym niż ten otaczający nas na co dzień, to albo idą na kompletną łatwiznę, albo przy wyborze uniwersum walą na ślepo w to, jakie akurat cieszy się popularnością. Czasem też, jak choćby pierwsze z brzegu Bethesda oraz Blizzard, kreują własne realia, ale ten ostatni przypadek zdecydowanie nie kwalifikuje się pod samoograniczenie.

Na pierwszy ogień więc pójdzie ten pierwszy, czyli ułatwianie sobie pracy w sposób doprowadzający mnie do szału. Otóż chodzi tutaj o wszelkiego rodzaju egranizacje. Drużyny Pierścienia, Dwie Wieże, Ataki Klonów albo inne Zakony Feniksa. Doprawdy, tak ciężko jest wykorzystać znany świat, wplatając w niego paru nowych bohaterów i własny scenariusz? Historia dobitnie pokazuje, że efekty takich działań są znacznie lepsze niż kiedy się po prostu przeniesie film na płytkę z grą i wrzuci to – najlepiej jeszcze cholernie zabugowane – na sklepowe półki, coby szare masy zafascynowane kinowym obrazem do tychże marketów rzuciły się z jęzorami na wierzchu. Spośród pozycji osadzonych w Śródziemiu najlepsze są Trzecia Era oraz obydwie części Bitwy, no i ponoć bardzo przyzwoity MMORPG, czyli Shadow of Angmar. Ba, pewnie jakby ktoś wpadł na pomysł stworzenia Lord of the Rings: Kart Racing albo Lord of the Rings: Cooking with Saruman, to wyszłoby niebo lepiej niż w przypadku Drużyny Pierścienia (na szczęście Dwie Wieże i Powrót Króla trzymały już sporo wyższy poziom). Jeśli natomiast o Gwiezdne Wojny chodzi, to chyba każdy potwierdzi, że te tytuły powstałe bezpośrednio na bazie filmów wypadają wyjątkowo śmiesznie przy produkcjach klasy Jedi Academy albo Kinghts of the Old Republic ze stajni Bioware. A sądzę, iż bez większego problemu udałoby się wskazać nawet kilkanaście lepszych Star Warsowych pozycji niż Mroczne Nie-Wiadomo-Co lub też Zemsta Syfów. Do głowy przychodzi mi jeszcze Harry Potter, który dzięki temu jak tworząc serię książek rozwinęła się autorka, po ostatnich trzech tomach daje naprawdę spore pole do popisu developerom. Ale nie! Najlepsze na co Ci mogą się zdobyć to absolutnie denne Mistrzostwa Świata w Quidditchu (kto to wymyślił?). Pani Rowling wykreowała świat bardzo ciekawy – zwłaszcza dla młodszego pokolenia graczy- będący wyśmienitym materiałem na wprowadzenie ich w nieco twardsze fantasy, więc marnowanie go w taki sposób jest bynajmniej nie na miejscu. Zwłaszcza, że zamiast durnowatej, monotonnej sportówki spokojnie można by się pokusić o bajkową przygodówkę lub oryginalnego action RPG-a (nie mylić z hack’n’slashem). Dlaczego więc z uporem maniaka brnie się ciągle w licencje filmowe, zamiast wysilić trochę wyobraźnię i stworzyć produkt dwie klasy lepszy, tak jak zwykło robić LucasArts? Nie mam zielonego pojęcia.

Jest też kwestia wyboru uniwersum, o której również wspomniałem na początku. Tutaj momentami jest chyba jeszcze gorzej. Szczególnie widać to w przypadku systemów RPG. W tym przypadku developerzy uparcie zdążają do dennych Lochów i Smoków, wykorzystując beznadziejnie nudne Forgotten Realms i aż mi się niedobrze robi jak na to patrze. Jeśli już ktoś łaskawie skłoni się w stronę Warhammera, to wybór zwykle pada na WH 40 000 i wnętrzności biednego Siergieja znowu skręcając się z frustracji, gdy patrzy on z jaką lubością pomija się zbliżony do późnego średniowiecza Stary Świat – choć na szczęście ta tendencja ostatnio się odwraca, także może jeszcze nadejdą lepsze czasy dla Młota Bojowego w jedynej słusznej formie.
Bardzo ciekawy Świat Mroku natomiast ma przybliżających go gier tyle, co kot napłakał. Ot, jest sobie jedna Maskarada, oferująca fanom Redemption oraz Bloodlines i…na tym kończą się znane mi pozycje spod znaku World of Darkness.
Legenda Pięciu Kręgów? Phi! Za niecałe dwa miesiące minie dekada od momentu gdy Activision nabyło prawa do tej marki. W tym czasie pojawiło się…uwaga, uwaga, fanfary proszę…ZERO tytułów wykorzystujących ten rewelacyjny setting. Nul! Nic! Absolutny brak gier z fabuła osadzoną na terenie Rokuganu. Rewelacja, nieprawdaż?

Z uniwersami książkowymi nie jest inaczej. Opowiadania Lovecrafta – wymarzony materiał do mrocznych przygodówek i zabarwionych nutką okultyzmu horrorów – a tu pozycji spod znaku Wielkiego Cthulhu jest tyle, że zapewne zliczyłoby się je na palcach jednej ręki. O regularnie przeze mnie wychwalanym na forum Imperium Malazańskim znanym z Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych pióra Stevena Eriksona nawet nie powinienem wspominać. Rewelacyjnie wykreowany świat, wojna na wojnie, intryga na intrydze i monstrualny wachlarz dobrze przemyślanych postaci (powinieneś przeczytać Grę o Tron Martina przyp. Katmay). I nikt nie wpadł na to, by wykorzystać ten potencjał w grze komputerowej. I bardzo mnie to, jako fana elektronicznej rozrywki oraz prozy Eriksona, boli. Rzekłbym nawet, że boli jak cholera.

Moje pretensje do studiów developerskich o omijanie szerokim łukiem dających ogromne pole do popisu światów oraz chodzenie na łatwiznę przy okazji wykorzystywania tych bardziej popularnych są uzasadnione, czy może – jak to często mi się zdarza – po prostu przesadzam? Co Wy o tym sądzicie? Podzielcie się swoimi opiniami na ten temat z resztą Wikingów.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. A ja od paru już lat mam chrapkę na erpega osadzonego w realiach historycznej wiktoriańskiej Anglii. Oczywiście ze stajni Obsidianu, skoro Troika już kopnęła w kalendarz. Ewentualnie czułbym się również usatysfakcjonowany jakimś dobrym steampunkiem na poziomie Arcanum. Oh well, pomarzyć dobra rzecz -_-‚.

  2. Mi natomiast bardzo brakuje cRPG osadzonych w bardziej komediowych klimatach. Konkretnie chodzi mi o nieśmiertelny humor Terrego Pratchetta, przykładowo 🙂 Owszem Fable ma niby jakieś aspekty humorystyczne, ale zbyt bajkowe. Chodzi mi o RPG z prawdziwego zdarzenia, mnóstwo postaci, profesji, broni, swoboda poruszania i wolność wyboru, wielowątkowość, grafika karykaturalna, jednak nie przekolorowana na bajkowo i całość okraszona humorem. cRPG dzieli się na superpoważnie mroczne AVE AVE SASASA lub psuedoRPG bajki. Czemu cRPG w bajkowym uniwersum nie może mieć wyglądać podczas rozgrywki jak owe mroczne klimaty? Czy swoboda poruszania się, wolność wyboru itp. jest zarezerwowana tylko i wyłącznie dla czcicieli Beliara, Inosa czy innych istot na dźwięk których imienia mój katecheta dostałby zawału?

  3. A co ja mam powiedzieć? Z braku gier w cyberpunkowym klimacie. . . zacząłem robić własną ;D I może to jest jakiś sposób na zastój fabularny w świecie gier komputerowych, czy zamieranie mniej lukratywnych gatunków. Albo na brak innowacji. Dobrą, ładną i, co najważniejsze, pomysłową grę można – nie licząc oczywiście tzw. robocizny – zrobić w zasadzie za darmo (sprzęt w sumie każdy ma). Cały soft do tego potrzebny jest darmowy (łącznie z silnikami jak Crystalspace, OGRE czy, trochę od biedy, Irrlicht – choć ja osobiście polecam to pierwsze SDK ;), czy aplikacjami graficznymi typu Blender czy GIMP), a jeśli pomysł jest ciekawy to zawsze się znajdą ludzie, którzy zaoferują swoją (darmową) pomoc w kwestii kodowania czy tworzenia grafiki. Otwarte silniki mają również świetne i niezwykle pomocne społeczności oraz niezłe dokumentacje i narzędzia. Oczywiście jakości UE3. 0 nie ma co oczekiwać, ale jak na produkty darmowe jest świetnie. Droga to oczywiście niełatwa (dobra, cholernie trudna, na efekty czeka się zwykle bardzo długo a na dodatek trzeba się mnóstwa rzeczy nauczyć ale. . . . w sumie czy jest jakiś gracz, któremu choć raz, podczas grania, przez głowę nie przeszło „chciałbym zrobić coś takiego”? Myślę, że warto chociaż zainteresować się tematem, jeśli ktoś ma trochę chęci i samozaparcia), ale prawda jest taka, że albo robisz coś samemu albo czekasz na zmiłowanie. . . Dzisiaj na topie są Tolkieny i Pottery i raczej nie zanosi się na zmianę tego stanu rzeczy (może tylko na gorsze. . . ). Pomijając nawet fakt, że wśród designerów brakuje świeżej krwi dochodzi jeszcze element „marketing guys”. Przyszłość gier z sensem może leżeć właśnie w OpenSource czy modach (w których leży ogromny, ale imo niewykorzystany potencjał). Do tego dochodzi jeszcze Microsoftowe XNA – nie miałem okazji zapoznać się z tym wynalazkiem bliżej, ale ciekawi mnie (choć z tego co wiem to SDK narzuca dość spore wymagania). Głównie ze względu na możliwość wypuszczania swoich tworów na XBoksie. Krótko mówiąc – jeśli wnerwia cię zastój w game industry, brak gier wartych czasu i wymuszających używanie mózgu – zrób własną ;D (żeby to było takie łatwe jak brzmi :P)Dobra, koniec Towarzysza Coppertopa, teraz do rzeczy 😉

    Dlaczego więc z uporem maniaka brnie się ciągle w licencje filmowe, zamiast wysilić trochę wyobraźnię i stworzyć produkt dwie klasy lepszy, tak jak zwykło robić LucasArts? Nie mam zielonego pojęcia.

    To akurat proste: Minimalizacja ryzyka. Robiąc grę bardziej rozbudowaną poświęcasz na to więcej czasu i pieniędzy. Jeśli się nie sprzeda to blade pośladki. A tak robisz coś prostego, taniego i wyposażonego w odpowiedni tytuł. I się sprzedaje (przyznaję – ja się tak dałem złapać na Enter the Matrix i Path of Neo. i choć nie żałuję to jednak zdaję sobie sprawę, że z takiego uniwersum jak Matrix dałoby się zrobić coś znaaaacznie lepszego niż byle TPP, którego największym ficzerem były ewolucje w bullet-time’ie. . . . i do tego oba nie słyszały nawet o optymalizacji. . . ). Problem z „komputeryzacjami” czegokolwiek polega na tym, że chce się tylko na tytule zarobić. Nie zrobić coś dobrego a tylko zaorać licencję. To jest typowe dojenie, sprawdzanie, czy ta kura dałaby jeszcze radę znieść jakieś złote jajca. . .

    W tym przypadku developerzy uparcie zdążają do dennych Lochów i Smoków, wykorzystując beznadziejnie nudne Forgotten Realms i aż mi się niedobrze robi jak na to patrze.

    Ja dostałem permanentnego czulenia na fantasy przez to. . . :/ Muszę się kiedyś w jakieś ambitniejsze zagłębić, ale trudno się przemóc. . .

  4. Gry na rozmaitych licencjach to generalnie takie automatyczne dojarki. Masz dobre licencję to w zasadzie jest spora szansa na zysk. Może nieduży, ale zazwyczaj nie będzie to klapa. Taka automatyczna dojarka i linka asekuracyjna w jednym. Po pierwsze licencje systemów RPG. Co niby co z tego, że jakiś tam rpg jest na systemie AD&D czy jakimś innym? Co mnie niby obchodzi podczas grania, że rzucam kostką 6cio ścienną czy 23 ścienną, czy jakąś tam inną, i że moje działanie jest dokładniusieńko wyliczone na podstawie miliona wzorów danego systemu? Po diabła mi to. Ja staram cieszyć się fabułą a nie matematyką i generalnie bardzo mało mnie obchodzi czy pod spodem leży jakiś megaubersystem papierowego rpg, czy jakieś 2 wzorki wymyślone w 10 minut przez Cześka z Garażu. Co do światów rpg, sprawa wygląda równie ciekawie, ponieważ takie np Forgotten Realms stało sie już tak oklepane, że bardziej odrzuca niż przyciąga. Z resztą jeżeli o mnie chodzi, to sytuacja wygląda podobnie jak wspomniana wyżej sprawa mechaniki liczbowej – Dla mnie liczy się głównie opowiedziana historia, a czy rozgrywa się ona na super oryginalnym Wybrzeżu Mieczy, czy kompletnie nieznanym Wybrzeżu Cieczy, szczerze mówiąc lekko mi zwisa. Co do licencji filmowych to już kompletna porażka. Większość dobrych filmów i książek kompletnie nie sprawdziła się w wydaniu „growym”. Patrząc więc z perspektywy czasu, widać że ta złota licencja, zakupiona za miliony dolarów przynosi w zasadzie więcej złego niż dobrego z jednej prostej przyczyny – zabija kreatywność. Staje się produktem sama w sobie. Niedługo dojdzie do tego, że zamiast gry będziemy kupowali tylko licencję, choć po krótkim namyśle śmiem twierdzić, że już teraz często tak jest.

  5. Digital – zdecydowanie bardziej niz kostki, mialem tu na mysli setting. A w moim przypadku ten odgrywa duza role. Jakos po prostu plastikowy swiat Forgotten Realms mi nie odpowiada. Zwlaszcza gdy widze, ze pare lepszych sie marnuje.

  6. Wczoraj byłem w Empiku. . . Ledwo się powstrzymałem przed zakupem „Sztuki Świata Dysku” Wiem, jestem chory. Jak tylko będzie „Ksiażka kucharska Niani Ogg” na pewno nabędę. I chociaż powstały gry w tym świecie, jednak dosyć dawno i większośc „nowoczesnych” graczy ledwo kojarzy gatunek „przygodówka” więc można zrobić miks na podstawie fabuł jakiegoś cyklu (np o Śmierci :)) ) lub może RPG pt „Przygody Cohena Barbarzyńcy”? Juz kupuje pre-order! 🙂

  7. Co do artykułu. . . to nie są komercyjni pisarze, zby móc robić gry na ich kanwie. Dzisiejsze realia elektronicznej rozrywki są takie jakie są. . . W ogóle Wojtku cały ten artykuł ma oddzwięk. . . „Chciałbym aby TAK było!”Ciesz się, że żaden wydawca gier nie „zeszmaci” tych ksiązek. . . Tak jak Uwe robi to z grami. . . abstrahując: „piekne kobiety zostawmy mężczyznom bez wobraźni”

  8. Od licencji filmowych stronie bardzo mocno. Tam praktycznie nigdy nie ma dobrych gier. Chyba wszyscy wiemy dlaczego – licencja wymaga trzymania się wizualnie i fabularnie dzieła filmowego. Efekty tego są dwa:1. Te gry są w 90% okropne. 2. Te gry przynoszą duże zyski. Pytanie retoryczne – na który z tych dwóch punktów bardziej zwracają uwagę deweloperzy?W zakresie gier na podstawie systemów rpg mamy trochę lepszą sytuację. Jest sporo dobrych tytułów. Szkoda, że tak mało. Ale to już było poruszone w felietonie więc spróbuje się nie powtarzać. Ja prywatnie wybrałbym się poza wymienionymi już wyżej, do świata Gasnących Słońc ( i mówię tu o świecie a nie o mechanice bo ta była raczej kiepska ). Dość mało popularny system u nas, a ja zagrałem w nim sporo na prawdę przyjemnych sesji.

  9. Co tam gasnące słońca (bez urazy). Konia z rzędem temu kto mi stworzy Dune cRPG. Świat przemyslany w wielu aspektach, ze specyficzną polityką, ekonomią, pogardą dla myślących maszyn (komputerów) nie doczekał się porządnej gry cRPG. Ba, nie doczekał się nawet porządnego filmu. Co prawda wyszło kilka strategii w tym universum, ale nic poza tym. Zresztą strategie robione przez Westwood i w stylu Command & Conquer. Ja niestety wolę podejście Blizzarda do RTSów. A tak prywatnie patrząc przez pryzmat infantylnego Władcy pierścieni to nie wiem dlaczego Diuna jest tak mało popularna.

  10. Tak wracając. Patrząc na growe wydanie świata dysku w postaci discworld 1 i 2 (nori nie widziałem), uważam, że były świetne. Zapewne tylko dlatego, że Pratchett pracował nad nimi osobiście i nie dał zeszmacić tematu 🙂

Skomentuj Adrian Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here