Kupując jakikolwiek produkt oczekujemy, że w pudełku które właśnie niesiemy do domu znajduje się coś, co spełnia nasze oczekiwania. Coś, na co warto było wydać pieniądze. Niestety, często okazuje się, że w ślicznym pudełku znajduje się najzwyklejszy bubel, a my poza wściekłością czujemy, że po raz kolejny ktoś z nas zakpił. Czy tak właśnie czułem się grając w Seven Kingdoms: Conquest? Przekonajcie się czytając poniższy tekst.

Jako wierny fan serii Ace Combat z największa przyjemnością zgodziłem się przetestować Strike Fighters Gold. Wizja nieograniczonej wolności w grzmiącej maszynie pobudziła moją wyobraźnię. To zwiększyło mój apetyt, jednakże postanowiłem nie podchodzić do gry z brzmiącym w głowie pytaniem – czy Strike Fighters Gold jest równie dobry, co Ace Combat. Stało się tak ze względu na niechlubna przeszłość SF, który niczym kotlet, jest produktem wielokrotnie odgrzewanym. Poprzednie odsłony gry należały do grona tych pozycji, po które nie warto sięgać. W związku z czym podejście z perspektywy nowicjusza wydało mi się najwłaściwsze.

Skok w przeszłość

Ty i Twój skrzydłowy

Autorzy Strike Fighters Gold, firma Third Wire za sprawą swojego produktu przenoszą nas w lata sześćdziesiąte, gdzie mamy możliwość pilotowania takich maszyn, jak F-100 Super Sabre, A-4 Skyhawk czy F-4 Phantom. Za sterami stalowych ptaków ruszamy w bój spełniając zlecone nam misje w trakcie których niszczymy wyznaczone cele. Twórcy gry podkreślają, że główny nacisk w produkcji Strike Fighters Gold został położony na realistyczne odwzorowanie lotu maszyny, walki powietrznej i jej (nie)zawodności. W trakcie podniebnych starć musimy wykazać się nie lada zdolnościami manualnymi, gdyż wrogie jednostki są sprawniejsze pod względem technicznym.

Po odpaleniu gry trafiamy do surowego menu przypominającego mi te z Heroes of Might and Magic 2. Poza tradycyjną grą dla jednego gracza autorzy umożliwiają nam potyczki multiplayer i kampanię, która rzuca nas czterdzieści lat w przeszłość. Pierwszą niemiłą niespodzianka jest tryb singleplayer, w którym z góry mamy możliwość wyboru wszystkich dostępnych maszyn. W związku z czym nie ma co odkrywać, jedyne co nam pozostaje to sama rywalizacja z wrogimi jednostkami. Pozbawia nas to motywacji do gry w trybie kampanii, która powinna być kluczowym elementem SFG. Jednakże uszanujmy tą niekoniecznie trafną decyzję twórców.

Nie patrz w dół

Spoglądając na screeny z opakowania gry wysnuwamy prosty wniosek. SFG pod względem graficznym jest dobrej jakości. Po wyborze maszyny i zapoznaniu się z celem misji zasiadamy za sterami naszego potwora. Po chwili rozglądamy się, podziwiając klucz sojuszniczych jednostek. Wszystko prezentuje się bardzo przyzwoicie. Szczegółowo odwzorowane elementy maszyn wywierają jak najbardziej pozytywne wrażenie. Podczas samej batalii również grze nie można wiele zarzucić. Eksplozje samolotów może nie są widowiskowe jednakże cieszą oko. Pod względem graficznym gra prezentowałaby się dobrze, gdyby wszystko działa się wysoko ponad chmurami. Przy niskich lotach piaszczyste połacie znajdujące się pod nami na pewno nie wzbudzą waszego zachwytu. Płaski jak deska teren z sterczącymi tu i ówdzie drzewkami urozmaica niekiedy odległe pasmo górskie. W tej chwili przypomina mi się wyżej wspomniane stwierdzenie mówiące o tym, że autorzy skupili się głównie na walce powietrznej i najwyraźniej zapomnieli popracować nad lądem. Jest to dla mnie wielki cios, bowiem wirażowanie pomiędzy wzgórzami, oblatywanie wrogich posterunków kanionem czy korytem rzecznym sprawia graczowi wielka frajdę, a tego w Strike Fighters Gold nie ma.

Stalowe ptaki

Okulary z Top Gun pożyczyli

W grze tak na dobrą sprawę mamy możliwość wyboru trzech samolotów: F-100 Super Sabre, A-4 Skyhawk i F-4 Phantom. Z tym że każdy z nich występuje w kilku wersjach, co łącznie daje nam dziesięć legendarnych myśliwców. Maszyny zostały odwzorowane z największą precyzją. Interesującym wątkiem zaakcentowanym przez autorów gry jest realistyczna sterowność maszyn jak i ich funkcjonalność. W trakcie gry pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Musimy precyzyjnie namierzać cel po czym likwidować go przy pomocy rakiet lub działka. Jak w prawdziwym życiu, każdy pocisk jest na wagę złota, gdyż ilość uzbrojenia pod naszymi skrzydłami jest drastycznie ograniczona. Ponadto sterowność maszyn jest niepewna. Nasz samolot potrafi gwałtownie stracić na mocy, czego efektem jest krótkie nurkowanie. Stawia to przed graczem nie lada wyzwanie, które podczas dłuższej gry niezmiernie irytuje.

Zakręcony

Łatwiej nam się lata na mapie

Walka powietrzna, na którą autorzy gry położyli nacisk tylko w pierwszej fazie gry jest wyzwaniem. Z czasem staje się ona niezmiernie nużąca. Po przejęciu kontroli nad samolotem zmierzamy w stronę wyznaczonych na mapie jednostek wroga. I od tego momentu aż do końca misji latamy w kółko. Walki w SFG są bardzo specyficzne, więc jeśli ktoś jest przyzwyczajony do zmieniania walki powietrznej w sztukę z wykorzystaniem terenu musi o tym zapomnieć. Nasz symulator to twarda zabawa gdzie nie ma miejsca na popuszczanie wodzy fantazji.

Miód?

W grze znajdziemy niespodziankę – pełną wersję Silent Hunter II

Jak wiadomo tak zwany miodzik w grze jest kluczową sprawą każdego tytułu. W przypadku Strike Fighters Gold doznania są mieszane. Momentami niczym dziecko, z uśmiechem na twarzy i zmarszczonymi brwiami zanurzamy się w wydarzeniach widocznych na ekranie naszego monitora. Jednakże tego typu momentów jest stanowczo za mało. Po ukończeniu misji nie odczuwa się tego głodu związanego z wyzwaniem, jakie niesie kolejna misja. SFG jest produktem, który może być miłym przerywnikiem, dodatkiem – na pewno nie głównym daniem.

Warto?

Pomimo niskiej miodności, Strike Fighters Gold i pewnych niedociągnięć uważam, że gra jest warta waszych pieniędzy. Tytuł ten jest bowiem do nabycia za jedyne 20zł i jak by tego było mało wewnątrz czeka na was gra niespodzianka (Silent Hunter II ) co zapewne umili wam kilka godzin spędzonych przed monitorem. Osobiście mam nadzieję, że autorzy Strike Fighters Gold pokuszą się o jego kolejną część, bowiem gra ma zadatki na naprawdę dobry produkt.

Największym nieszczęściem związanym z recenzją Strike Fighters Gold jest moje zamiłowanie do Ace Combat, które koniec końców w niewielkim stopniu wpłynęło na ocenę gry. Zresztą poczytajcie o Strike Fighters sami.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

5 KOMENTARZE

  1. Wreszcie tan gatunek gier się rozrasta, bo było mizernie na rynku. Poza tym fajny symulatorek myśliwca sama gra wygląda dość estetycznie, kokpit samolotu wygląda realistycznie, chociaż mogło być jeszcze bardziej dynamicznie w sensie powietrznych walk, itp. Ale w końcu dla fana gratka

  2. Hm. Bardziej ten tytul przypomina wspominany w recenzji Ace Combat, czy moze cos mniej arcadeowego, a sklaniajacego sie raczej ku symulacji?

  3. Czy autor „recenzji” widział kiedykolwiek na własne oczy, tytuł zasługujący na miano symulatora? Wydaje mi się, że raczej nie. Polecam więc zainteresować się grami takimi jak: Lock On, Falcon 4. 0, MS Flight Simulator, itp. , itd.

    Pierwszą niemiłą niespodzianka jest tryb singleplayer, w którym z góry mamy możliwość wyboru wszystkich dostępnych maszyn. W związku z czym nie ma co odkrywać, jedyne co nam pozostaje to sama rywalizacja z wrogimi jednostkami.

    Rozumiem, że w kontekście określenia tej gry mianem symulatora, jest to po prostu żart ze strony pana Marcina. Choć szczerze powiedziawszy – nie wydaje mnie się, niestety.

    Walki w SFG są bardzo specyficzne, więc jeśli ktoś jest przyzwyczajony do zmieniania walki powietrznej w sztukę z wykorzystaniem terenu musi o tym zapomnieć.

    I to ma być zarzut? Czy autor ma w ogóle jakiekolwiek pojęcie na temat taktyki współczesnej walki powietrznej (nawet tej współczesnej 40 lat temu)?Wobec powyższego, dwa podstawowe zarzuty – po pierwsze: nazywanie SFG symulacją jest, mówiąc delikatnie, pomyłką. Po drugie: jeżeli nawet umówimy się, że tak tę grę klasyfikujemy, to tym bardziej recenzją powinien zająć się ktoś, kto ma jakiekolwiek rozeznanie w temacie. Pozdrawiam.

  4. Szczerzę szanuje twoje zdanie wroobel. Może nie jestem specjalistą od tego typu gier jednakże będę bronił swojej recenzji. Zawarłem w niej odczucia jak i wnioski oparte o własny gust. Wszyscy mogą różnie interpretować dane stwierdzenia. Jeśli chodzi ci o taktykę w grze to zarzutem nie jest specyfika walki, a jedynie fakt, że na dłuższą metę rozgrywka jest nużąca. Pozdrawiam

  5. Ja się całkowicie zgadzam z wrooblem. O ile SFG to nie jest symulator pierwszej klasy, to jednak do strzelanki arcadowej mu daleko. Z recenzji wynika, że recenzentowi nie podobają się własnie ta „symulatorowa” część tytułu. To może jednak lepiej zrecenzować serię strzelanek CITY Interactive, bądź Secret Weapons over Normandy, niż symulator?zarnuk – przyznajesz się, że nie jesteś specjalistą od symulatorów. To niestety po tej recenzji widać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here