Kto z nas nie bawił się w dzieciństwie „w wojnę” uganiając się z kolegami po osiedlu z plastikowym karabinem czy też złowieszczo złożonymi palcami w kształcie pistoletu? Szczęśliwie dla nas komputery wyszły nam naprzeciw i kiedy wyrośliśmy z dziecięcego biegania z karabinem przenieśliśmy się na wirtualne pola bitew. W latach 80-tych trudno było mówić o realnych wrażeniach bitewnych. Królowały gry pokroju wspominanego niedawno przeze mnie Commando na C-64, ograniczającego się po prostu do strzelania do kilku pikseli symbolizujących naszych wrogów.

Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem bardziej zaawansowanych maszyn. Pecety i pojawienie się grafiki trójwymiarowej sprawiły, że gry wojenne weszły w nową erę, a my zupełnie na nowo mogliśmy odkrywać nasze dziecięce pasje. Żołnierze coraz bardziej przypominali siebie, broń brzmiała i zachowywała się tak jak powinna – jednym słowem gry coraz lepiej udawały rzeczywistość. Konsekwentny rozwój komputerów i gier w kierunku hiper-realistycznej grafiki, olbrzymich mocy obliczeniowych, a co za tym idzie możliwości oddania pola bitwy i jego realiów z najdrobniejszymi detalami sprawiły, że poza funkcjami czysto rozrywkowymi zaczęto przypisywać grom charakter symulacyjny. Pierwszym tytułem, który aspirował do miana symulatora pola bitwy, fenomenalnie oddając jego realia był niezapomniany Operation Flashpoint wydany na początku XXI wieku. Pojawienie się tego tytułu można uznać za cezurę zmian jakie później nastąpiły w postrzeganiu gier wojennych. Dowodem na to może być pojawienie się rok później (2002), wydanej przez Armię Stanów Zjednoczonych America’s Army – gry, która nie tyle miała szkolić, co zachęcić rekrutów do wstępowania do wojska. Początkowo kontrowersyjny projekt okazał się strzałem w dziesiątkę i jest kontynuowany do dziś (obecnie czekamy na wersję 3.0). W ten oto sposób rozpoczął się romans gier komputerowych z wojskiem. Coraz częściej docierają do nas informacje, że armia posługuje się programami wzorowanymi na grach do szkolenia swoich żołnierzy. Wydaje się to dziwne? Myślę, że nie. Wszak technologie jakimi dysponuje wojsko zawsze wyprzedzają te wykorzystywane cywilnie. Nie można więc wykluczyć, że w tej sytuacji wirtualne gry wojenne są faktycznie skutecznym narzędziem szkoleniowym. Gdyby tak nie było wątpię, aby armia konsekwentnie łożyła pieniądze na nowe projekty. A faktycznie tak jest, bo Pentagon właśnie przeznaczył 36 milionów dolarów na „futurystyczny eksperyment w szkoleniu żołnierzy w walce z terroryzmem z wykorzystaniem wirtualnej rzeczywistości”.

Pozostaje pytanie jak owe 36 mln zostanie wykorzystane. Kiedyś taki budżet by oszałamiał. Dziś w dobie produkcji AAA takie budżety nie szokują, a produkcje z czołówek list sprzedaży mają je wielokrotnie większe.

Czy najnowsza inwestycja Pentagonu okaże się strzałem w dziesiątkę czy wyrzuceniem pieniędzy w błoto zweryfikuje rzeczywistość, warto jednak zastanowić się jakie mogą być dalsze losy tego z pozoru dziwacznego mariażu. Zakładając dalszy rozwój gier, jeszcze większe urealnienie grafiki, a także kontynuowane prace nad modelami fizycznymi wydaje się, że są one wprost fenomenalnym narzędziem do treningu. Jedynym problemem o kluczowym znaczeniu jest przełożenie wrażeń audio-wizualnych na aktywność żołnierza poddanego takiemu szkoleniu. Trudno przecież sobie wyobrazić, że siedząc przed komputerem i strzelając z wirtualnej pukawki naciskając LPM nasz wojak będzie przygotowany na prawdziwy ostrzał w warunkach bojowych. Dlatego też kluczowe znaczenie zyskuje stworzenie urządzenia interpretującego i przekładającego aktywność ruchową trenującego na zachowanie wirtualnego odpowiednika. Tylko tak faktycznie umieścimy wojaka w wirtualnej rzeczywistości zmuszając go do biegania, kucania, podskakiwania etc. i tylko tak ów trening będzie miał jakikolwiek sens. Oczywiście poddawanie go jedynie bodźcom wizualnym i dźwiękowym też może mieć wpływ na nabyte przez niego kompetencje, ale będą one nieporównywalnie uboższe od tych, które mógłby nabyć w kompletnym wirtualnym symulatorze pola walki.

Czy gry zapożyczą rozwiązania z armii czy wręcz przeciwnie? Co wyniknie z tego romansu? Podzielcie się z nami waszymi opiniami.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. No samemu też można poczuć wojenne doznania w grze pt. Full Spectrum Warrior gdzie możemy po wpisaniu odpowiedniego cheatu (podobno stosowanego właśnie w US Army w swoim czasie) pozwala zmienić przeciwników na mądrzejszych a obrażenia bardziej realne.

  2. Moim zdaniem tworzenie takiego hipotetycznego symulatora szkoleniowego mija się całkowicie z celem. W przeciwieństwie np. do symulatorów lotniczych, gdzie maszyna zachowuje się faktycznie jak ta prawdziwa i gdzie można nauczyć się np. prawidłowych manewrów, symulator „mięsa armatniego” ma bardzo mały sens. Bo niby co miało by w nim zostać zasymulowane i czego można by się z niego nauczyć? Warunków bojowych, które oddziałują na psychikę jednostki nie da się zasymulować z oczywistych powodów, teorii taktyki żołnierze i tak uczą się podczas kursów, trenując ją dodatkowo podczas ćwiczeń w terenie, a szybkość reakcji i celność ćwiczą na strzelnicach, czy na specjalnych torach przeszkód. Nie bardzo przychodzi mi do głowy do czego jeszcze mógłby taki symulator się przydać. Chyba jedynie do zainstalowania go w kantynie, zaraz obok beczki z piwem. Czyli tak jak być powinno – dwa typy rozrywki jedna obok drugiej. Moim skromnym zdaniem to pieniądze wyrzucone w błoto, ale amerykanie dokonywali już w swojej karierze większych idiotyzmów, więc jakoś wcale mnie to nie dziwi.

  3. Jeżeli nikt nie będzie na to łożył pieniędzy, nie nastąpi odpowiedni rozwój. Praktycznie rzecz biorąc nie możemy z góry zakładać, że zbliżenie się do realu nie jest możliwe. Zespolenie mózgu z komputerem? Czemu by nie! Przekazywanie bezpośrednio wrażeń wizualnych, zmysłowych itp itd. do mózgu? Przecież to tylko impulsy elektryczne. Z drugiej strony zwiększenie możliwości szkolenia morderców za którymi stoi prawo (uogólniam i to bardzo, temat na dłuższą dyskusję)? Trochę przerażające.

    • J. . . Zespolenie mózgu z komputerem? Czemu by nie! Przekazywanie bezpośrednio wrażeń wizualnych, zmysłowych itp itd. do mózgu? Przecież to tylko impulsy elektryczne. . .

      Wszystko to o czym piszesz to czyste SF. W obecnej chwili technologia takowa w prawdzie już istnieje, ale prezentuje się mniej więcej tak, jakbyś chciał nauczyć słonia baletu 😉 Na takie badania (wpierw badania, nie jakiś symulator) należy wyłożyć kwotę wzbogacona o co najmniej dwa zera, w rezultacie czego ich wyniki BYĆ MOŻE zobaczą nasze wnuki.

  4. Pisząc o projektach tego typu raczej sądziłem, że jest jasne, iż chodzi o przyszłość. Dalszą lub bliższą. A co zobaczą nasze wnuki tego najstarsze gorole nie wiedzą, hej! Mimo wszystko jednak taka technologia raczkuje 😉

  5. To co zostało wydane jako gra Full Spectrum Warrior, w nieco zmienionej formie zostało stworzone dla Armii Amerykańskiej. Według mnie tego typu „symulatory” są idealne dla żółtodziobów nie jako „nauczyciele”, lecz jako pomoc przy zapamiętywaniu rzeczy, które przećwiczone zostało na odpowiednich szkoleniach. . . Jeśli Amerykanie mają dolary, to je wydają. . . a czy robią dobrze czy źle to nie nasza w tym brocha. Jedynym plusem może być to, że w przyszłości developer robiący gry dla ichniego rządu może wydać jakąś ciekawą gierkę wojenną. Co dla nas może być wspaniałą rozgrywką.

  6. Dzięki takim produkcjom armia zdobywa również ochotników. Wiadomo, że masa młodych ludzi bawi się grami. Część z Nich, podjarana patriotycznymi sloganami zawartymi w takich tytułach itp. myśląc jak to jest fajowo w armii zaciągnie się 😛

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here