Czas ponownie rozpocząć motoryzacyjny festiwal! Ku uciesze fanów błota i wysokoprężnych silników, Motorstorm wraca na PS3 i powiem szczerze, nie rozczarowuje. Druga część tej świetnej samochodówki to, parafrazując pewnego znanego projektanta, gra większa, lepsza i bardziej badass, nawet z zapiętymi pasami! Nie każdemu musi się to podobać, ale Pacific Rift potrafi przyciągnąć uwagę – szczególnie, gdy pędzi się 200 km/h na krawędzi przerażającej przepaści.

Kiedy ponad dziesięć lat temu Core Design rozpoczynało prace nad pierwszą częścią gry Tomb Raider, chyba nawet najwięksi optymiści nie przypuszczali, że seria przeżyje Czwartą Rzeczypospolitą i w roku 2007 Lara nadal będzie królowała na toplistach sprzedaży. Jako że nasza bohaterka osiągnęła już wiek uprawniający ją do pobierania nauk w starszych klasach szkoły podstawowej, wiedzeni popularnością gry programiści Crystal Dynamics postanowili jakoś to uczcić i przygotowali remake pierwszej części Tomb Raider, oczywiście w całkiem nowej, jak przystało na dwudziesty pierwszy wiek, oprawie. Czy warto sięgnąć po ten produkt? Na to pytanie spróbujemy odpowiedzieć sobie w niniejszej recenzji.

Larwa się zmienia co rusz w motyla…

Zacznijmy od fabuły. Ta nie zmieniła się praktycznie wcale i jest wierną kopią historii opowiedzianej w Tomb Raiderze Pierwszym. Nikomu nieznana bohaterka zostaje zaangażowana do odnalezienia starożytnego artefaktu. Jej przewodnik bardzo szybko ginie (a jakżeby inaczej), w związku z czym Lara sama będzie musiała udowodnić, że jest warta postawionych na nią pieniędzy. Fabuła jak to zwykle w przypadku tego typu gier jest elementem całkowicie zbędnym i stanowi jedynie pretekst do tego, żeby wysłać Larę tam, gdzie przeżywają tylko najsilniejsi, dlatego nie wydaje mi się stosownym ocenianie jej krytycznym okiem. W końcu gdyby powiedzieli na początku gry, że panna Croft udała się do dżungli za potrzebą fizjologiczną, to i tak większość graczy by się zbytnio nie zastanawiała, czy nie było bliżej żadnego ToiToi’a, czy poszukiwanym artefaktem jest złota deska klozetowa, czy też może jest to coś nieco bardziej ambitnego.

Przygoda poprowadzi naszą bohaterkę przez Grecję, Egipt, Peru i Atlantydę. Faktem jest, że jedne lokacje wypadają na tle innych korzystniej, jednak całość sprawia ogólnie bardzo dobre wrażenie. Co ciekawe, próżno w Anniversary szukać tak samo wyglądających poziomów jak w Tomb Raiderze 1. Ludzie z Crystal Dynamics doszli do jedynie słusznego wniosku, że współcześni gracze potrzebują czegoś więcej, dlatego bogatsi o doświadczenie zdobyte przy okazji tworzenia każdej kolejnej części to i owo zmienili – coś dodali, coś ujęli, a coś przemodelowali. Muszę przyznać, że całe to szacher macher udało się im znakomicie, bo stare-nowe lokacje zostały zrealizowane w sposób perfekcyjny i ciężko by się było czegoś na tym etapie gry doczepić.

Warto wspomnieć też o tym, że Lara jest dziewczyną lubującą się w swobodzie (na szczęście nie obyczajowej). Widać to w grze bardzo często, oto bowiem nie jesteś, graczu, jak to onegdaj bywało, prowadzony przez cały czas za rączkę. Jako że poziomy są całkiem spore i dość obszerne, będziesz musiał bardzo często wykazać się inwencją i domyślić się, co należałoby zrobić dalej, żeby Anniversary popchnąć do przodu. Może i bywa to momentami dość trudne i pewnie niejednego gracza to zniechęci, moim skromnym zdaniem jednak jest to strzał w dziesiątkę. W końcu gra jest skierowana głównie do weteranów – tych, którzy od jedenastu lat grają w Tomb Raidera, a ci przecież oczekują czegoś więcej, niż samego posuwania się do przodu i strzelania do wszystkiego, co popadnie, bo gdyby to ich zadowalało, to przecież z powodzeniem mogliby się zabawiać przy Raymanie albo podobnej platformówce.

Jak już przy strzelaniu jesteśmy, to pora opisać przeciwników, z którymi przyjdzie Larze „negocjować”. Gra posiada regulowany poziom trudności, który sprowadza się do różnicowania, ile śrutu należy wpakować w rywala, żeby go sprowadzić do parteru. Na najniższym poziomie wymagania nie są zbyt wyśrubowane, co nie znaczy, że jest jakoś przesadnie łatwo, na tym wyższym natomiast czasami trzeba się już nieźle nabiedzić, żeby ułatwić mu przeniesienie się do krainy wiecznych łowów. Totalna rewolucja przyszła za to w przypadku bossów. Onegdaj, kiedy przychodziło do walki z szefuńciem, wystarczało jedynie walić do niego z giwery i czekać aż łaskawie zejdzie nam z drogi. Teraz już nie jest tak prosto i czasami trzeba się nieco bardziej nagimnastykować, żeby osiągnąć cel opisany w scenariuszu.

Nasz recenzent trochę oszukuje

Rywale zresztą też nie zasypiają gruszek w popiele. Praktycznie rzecz biorąc jeżeli chodzi o sposób prowadzenia rozgrywki Anniversary jest Tomb Raiderem: Legendą (to ten, wraz z którym przyszła prawdziwa rewolucja) osadzonym w realiach Tomb Raidera 1, dlatego przez sporą część gry Lara jest w ciągłym ruchu, co wymaga od gracza nieprzerwanego trzymania ręki na pulsie. Oczywiście, jak to zwykle w grach komputerowych bywa, także i w tym przypadku nie ustrzeżono się błędów. I tak na przykład przyjdzie Larze dość sporo skakać po różnego rodzaju kamulcach, tymczasem goniące ją dzikie stworzenia nie posiadły jak dotąd umiejętności zdobywania tego typu wzniesień. W tej sytuacji nie pozostaje naszej bohaterce nic innego, jak wykonywanie wyroku na bezradnie uwięzionych na dole zwierzątkach. Ogólnie rzecz biorąc jednak nie jest wcale źle, zwłaszcza że Lara opanowała umiejętność korzystania z liny z hakiem, przez co jej poruszanie stało się jeszcze bardziej urozmaicone, bo odtąd niestraszne jej nawet ściany. Zagadki w grze też są, ale nie jakieś przesadnie trudne.

Chociaż po prawdzie nie jest źle tylko przez pierwszych dziesięć, może jedenaście etapów gry. Koncówka niestety dość mocno psuje pozytywny obraz całości. Oto bowiem Crystal Dynamics postanowiło dowalić wszystkim, którzy zaszli aż tak daleko i uczyniło z Anniversary na tym etapie bardzo trudną nawalankę, do której przecież gra oznaczona tytułem Tomb Raider nigdy nie pretendowała i nigdy pretendować nie będzie. Co gorsza właśnie w końcówce szczególnie dają w kość kłopoty z pracą kamery, która nie zawsze odnajduje się tam, gdzie powinna. Szkoda, że tak się stało, ale umówmy się, że w intencji dobrej zabawy przez większą część gry nie będziemy się rozdrabniać nad końcówką i uznamy, że ogólnie gra jest po prostu dobra.

…a Lara Croft znów się niewiele zmieniła

Lara jest słodziutka.

No właśnie, ale czy tylko dobra? Tomb Raider: Anniversary jest bardzo dobrą grą i kontynuuje to wszystko, co tak urzekło graczy przy okazji Legendy. Graficznie nie różni się od niej zresztą prawie wcale, co oznacza, że prezentuje się bardzo ładnie. Gorąco polecam ten tytuł zwłaszcza wszystkim tym, którzy pamiętają część pierwszą. Będą oni mogli powspominać to, co tak ich urzekło dawno temu. Zresztą jako starzy wyjadacze pewnie poradzą sobie z dość wysokim, nie oszukujmy się, poziomem trudności.

Nowe przygody Lary powinny być też obowiązkową pozycją dla wszystkich tych, którzy darzą serię ciepłymi uczuciami, bez względu na to, czy grali w jedynkę, czy też jeszcze nie mieli okazji. Oni także docenią pozytywne zmiany jakie zachodzą na przestrzeni lat i będą się dobrze bawili.

Natomiast jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z serią Tomb Raider, to chyba znacznie lepszym rozwiązaniem dla niego, będzie zdecydowanie się najpierw na Legendę, zwłaszcza, że jest ona sprzedawana w korzystniejszej cenie. Później, jeśli nadal będzie się interesował grami action-adventure, pewnie sięgnie też po Anniversary.

Dlatego reasumując, zrecenzowałem grę, która może nie zapisze się w kanonach gatunku, jednak jest sama w sobie porządnym tytułem i jako taka dostaje ode mnie 8,5 w dziesięciostopniowej skali. Jedyną jej większą wadą jest chyba to, że nie każdy doceni ją w aż tak wysokim stopniu, na jaki zasługuje. Dlatego nie czekaj, weteranie, leć do sklepu i kup ten tytuł! Ja tymczasem wracam do normalnego życia. Bo ONA jest od Lary znacznie piękniejsza.

Życie potrafi być okrutne. Kiedy przygotowywałem się do napisania tej recenzji strzelił we mnie taki jeden bobas ze skrzydełkami, łukiem i siusiakiem na wierzchu. Na skutek tego zdarzenia na karygodnie długi okres czasu zapomniałem o obowiązkach wynikających z testowania gry Tomb Raider: Anniversary. Jaki z tego wniosek? Nawet największa komputerowa piękność, Lara Croft, nie przebije rzeczywistych 169 centymetrów.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

13 KOMENTARZE

  1. Pierwszy TR – rewelka 🙂 łza sięw oku kręci. Drugi TR – VVenecja – rewelka. Dalej pamięć mi się mgli i rozmazuje 🙂 CHoć 4 i 5 też nie był mi obcy, to jednak te pierwsze części zapadają najgłębiej w synapsy 🙂

  2. Pierwszy Tomb Raider byl gra wysmienita. Bardzo chetnie bm znowu w niego zagral, ale w oryginal, a nie jakies Anniversary, czy inne „szmery-bajery”. Poza jedynka wybijal sie jeszcze The Last Revelation, a pozostale odslony TR jakiegos wielkiego wrazenia na mnie nie wywarly.

  3. gra jest naprawde pierwszych lotów, design leveli bajeczny, sama lara. . . mmmm ^^. grało mi sie przyjemnie ale. . . ostatnie levele sa przekombinowane i durne. . . przy tym skandalicznie trudne sa niektore schematy zrecznosciowe [mimo iz gralem na ps2 na super wygodnym dualshocku od Sony]. 4 me gra na dobra ósemeczke, podobnie jak recenzent ocenił 🙂

  4. Fajna recenzja ale przypisy z życia prywatnego ŻENADA. . . Naprawdę większość z nas ma w poważaniu Twoje życie osobiste, a jak kiedyś porównywałeś jakąś dziewuszkę do lary to już jedynie lekarz może pomóc.

  5. Zgadzam się z michaaal! Stary! Teksty w stylu „Hurra! Mam dziewczynę!”, „. . . inni nie mają!” (to już przegięcie) mógłbyś sobie darować. . . Wiesz. . . tylko się ośmieszasz.

  6. Koncówka niestety dość mocno psuje pozytywny obraz całości. Oto bowiem Crystal Dynamics postanowiło dowalić wszystkim, którzy zaszli aż tak daleko i uczyniło z Anniversary na tym etapie bardzo trudną nawalankę.

    Myślę, że każdy kto pamięta TR1, nie będzie miał absolutnie żadnych problemów z końcówką. Co do tych „przypisów z życia osobistego”, nie przesadzajcie to tylko jedno zdanie :POstatnia rzecz – Opublikowany: 05. 09. 2007, data wydania PL: 08 czerwca 2007, całkiem spory „obsuw”.

  7. luk -> No niestety, właśnie dlatego poczuwałem się w obowiązku włożyć „przypisy z życia osobistego”, bo trochę w tym było winy mojej, że tekst się ukazał tak późno. Ale potraktujmy tę obsuwę incydentalnie – oczywiście jeżeli chodzi o dziedziny, na które mamy wpływ ;).

  8. Ostatnie levele są bardzo skrócone w stosunku do pierwowzoru i wcale nie uważam, że są trudne. W tr1 dopiero trzeba było się nagłowić żeby przejść dalej.

Skomentuj Samuel Suder Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here