Choć gry to wciąż tylko niezbyt inteligentne narzędzia, które stawiają na naszej drodze wirtualnych rywali tryb dla wielu graczy stawia przed nami zdecydowanie większe wyzwania. Możliwość rywalizacji z żywym przeciwnikiem wnosi do zmagań pierwiastek niepewności, chaosu, a przede wszystkim ludzkiej pomysłowości i zdolności do improwizacji. Nie możemy liczyć na szablonowe zachowania, a przeciwnik cały czas analizując nasze modyfikuje i dostosowuje swoją taktykę do zaistniałej sytuacji.

Wszystko to sprawia, że każdy z nas grając w FPSy ma własny, unikalny styl walki. Poza nim mamy też swoje ulubione warunki, w których toczymy boje. Ja dla przykładu preferuję otwarte przestrzenie, ale znam i takich którzy do zamkniętych pomieszczeń ciągną jak niedźwiedź do miodu. Zależnie od pola bitwy dobieramy odpowiedni sprzęt no i taktykę. Fani walki na krótki dystans (w pomieszczeniach) wybiorą w miejsce snajperki porządną strzelbą, albo karabin szturmowy. Nie zaszkodzi też kilka granatów odłamkowych i flashbangów w kieszeniach. Ja zaś nie pogardzę porządnym karabinem wyborowym i granatami dymnymi. Na szczęście twórcy gier mając pełną świadomość różnorodności gustów wśród graczy wprowadzili już dawno temu klasy postaci – są więc szturmowcy, snajperzy, ludzie od wsparcia, obsługa wszelkiej maści sprzętu jeżdżącego i latającego czy nawet wojska inżynieryjne. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Jednak pozostaje pytanie co determinuje nasze wybory? Dlaczego siadając do jakiejkolwiek gry FPS w trybie multi pierwszą klasą, którą szukam jest snajper, a nie „szturmowiec”? Przecież nigdy w życiu nie miałem w ręku karabinu snajperskiego, a jakby się dobrze zastanowić to nawet nie znam nikogo w rodzinie kto mógłby mieć! Dlaczego więc tak bardzo kręci mnie widok biegnącego w moim celowniku przeciwnika i moment kiedy naciskam spust po którym najczęściej pojawia się komunikat o jego śmierci? Dlaczego tak lubię tę zabawę w kotka i myszkę, szukanie odpowiedniego miejsca do oddania strzału i ewentualnej drogi ewakuacji. Przecież gdyby przyjrzeć się temu z bliska jest to w gruncie rzeczy zdecydowanie nudniejsze i mniej ekscytujące niż wpadanie do pomieszczeń pełnych przeciwników i strzelanie do nich ze strzelby! Ba! Nawet moje statystyki nigdy nie mogą się równać z najlepszymi wymiataczami. Kiedy oni w ciągu jednej sesji są w stanie zaliczyć nawet kilkanaście fragów ja mam ich co najwyżej kilka. Ciągła konieczność zmiany miejsca zabiera mi większość czasu gry. Tylko po to by po chwili oddać jeden, może dwa/trzy strzały i znów wyruszyć na nową pozycję!

Bez wątpienia czynników decydujących o charakterze i stylu gry jest wiele. Jednym z nich jest na pewno temperament gracza. Ci aktywni, „narwańcy” wybierają oddziały szturmowe. Kto więc wybiera bycie snajperem? Ten casus mogę rozpatrzyć na własnym przykładzie. Na pewno ci, którzy lubią mieć wszystko pod kontrolą. W czasie walki obce jest mi zamieszanie towarzyszące walkom na krótki dystans. Nie działam pod presją czasu. Najczęściej to ja wybieram moment i warunki ataku, pozostając do ostatniego momentu niezauważonym. Chyba, że przeciwnikiem jest inny snajper. Wtedy zabawa zmienia się w pojedynek, czyli coś, co od dawien dawna pobudza ludzką wyobraźnię. Historia i kultura pełna jest pojedynków – od Dawida z Goliatem po Yodę, Luke’a Skywalkera i Dartha Vadera. Rola snajpera doskonale odpowiada również mojej w sumie samotniczej naturze. Walczę i ginę sam. Każdy błąd i jego konsekwencje są tylko i wyłącznie moje i po ewentualnej porażce pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie. Nie odpowiadam też za nikogo (bezpośrednio – choć wiadomo, że służę za wsparcie dla reszty mojego oddziału) i najczęściej nie padam ofiarą błędów innych graczy. Instynkt samotnika potwierdza fakt, że w Rainbow Six moim ulubionym trybem był Lone Wolf, zaś walcząc na morzu preferuję łodzie podwodne – z natury działające w osamotnieniu (wilcze stado to ostatnia faza ataku poprzedzona długimi, samotnymi patrolami). Co więcej, walka snajpera (ale i np. łodzi podwodnej) ma nieco inny charakter niż klasyczne starcie dwóch żołnierzy (okrętów). Ze względu na niezwykłą wrażliwość strzelającego i jego podatność na ewentualny kontratak sam strzał jest tylko ostatnim aktem wieńczącym dzieło wcześniejszych przygotowań – znalezienia czystej pozycji, przygotowania ścieżki ewakuacji etc. To cały misterny plan, który może przynieść sukces wyłącznie kiedy zostanie perfekcyjnie wykonany.
Na wybór klasy, którą preferuję od lat miały także wpływ takie filmy jak „Snajper” z Tomem Berengerem czy „Wróg u bram”, eksponujące obraz snajpera-samotnika, indywidualisty, profesjonalisty do granic możliwości.

Co kieruje „szturmowacami” mogę się tylko domyślać. Na pewno pragnienie adrenaliny i silnych doznań. Za każdym razem kiedy grałem tą klasą puls skakał mi niesamowicie w chwili kilkusekundowego spotkania z wrogiem – domyślam się, że to uczucie może uzależniać. Innym czynnikiem może być chęć walki w grupie. Przyznam, że kilka razy udało mi się zagrać w zespole ze zdyscyplinowanymi i konkretnymi graczami i była to zabawa wyjątkowo przyjemna. Nie ma to jak dobrze działająca drużyna, która wymiata pomieszczenie za pomieszczeniem. Trzecim czynnikiem jest zapewne aktywność – ja, jako snajper mogę leżeć na pozycji nawet kilka minut czekając na pojedynczy strzał, żołnierz oddziałów szturmowych cały czas pozostaje w ruchu.

Czy któraś z klas jest lepsza od innych, czy możemy stawiać jedną nad pozostałymi? Zdecydowanie nie. Każda oferuje coś wyjątkowego, coś co dla jednych jest nudne, lecz dla innych atrakcyjne. Dlatego każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia, ulubione klasy i styl walki. Dlatego gra w trybie multi daje nam tyle satysfakcji.

A wy jakimi klasami gracie i co determinuje wasze wybory?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

9 KOMENTARZE

  1. W BF2 zazwyczaj mechanik/drugi strzelec w pojeździe – nie strzelam jakoś wybitnie, a tak przydaję się jako złota rączka i w ten sposób nadrabiam brak celności punktami za grę zespołową 😉 W 2142 choć strzelam lepiej, to preferuję sanitariusza/szturmowca. W CoD4 preferuję hybrydę snajpera i szturmowca (półautomatyczny M-21). Myślę że to kwestia nerwowości, jak na prawdziwego długodystansowca mam zbyt drżącą rękę, najlepiej mi wychodzi strzelanie instynktowne, niemal z biodra, z bliskich odległości.

  2. Ja natomiast (trochę odbiegając trochę od FPS’ów) czekam na porządną grę MMO z prawdziwą klasą asasyna. Uwielbiam pojedyncze akcje, przekradanie się, obserwowanie celu, by w końcu zadać cios i uciec przygotowaną drogą ucieczki. W FPS’ach również preferuję snajpera, chociaż zdarzają się chwilę, że wstępuje we mnie istny berserker i rzucam się z bronią krótką w wir walki – o dziwo wygrywając, by po skończonej rundzie na kilka chwil zmienić się w typowego szturmowca, z tendencją samotniczą (czyt. samobójczą) i biec na oślep strzelając krótkimi seriami, nie zważam w ogóle na skuteczność strzałów. Czasem zdarza się, że obuch świadomości uderzy w najmniej oczekiwanym momencie, gdy jestem w połowie mapy, otoczony przez wrogów i z resztkami magazynka. Zwykle po czymś takim następuje rychła śmierć i powrót do klasy snajpera.

  3. Snajper, snajper, only snajper. Zawsze i wszędzie. Nawet na małych mapach, gdzie walka karabinem wyborowym to zupełnie inna bajka. Mam praktycznie identyczne odczucia w tym temacie co Jolo. Samotna walka, podchodzenie zdobyczy, taktyka, wyczekiwanie i jeden celny strzał, po którym cel nagle się przewraca i poczucie takiej radochy, że nie nadrobi tego cała seria fragów czy jakiś tam ultra-mega-monster-killing spree. Racja, to jaką wybieramy klasę zależy od natury gracza. Ja tez zawsze byłem samotnikiem, albo raczej indywidualistą. Sam wybieram pozycję, sposób, czas i miejsce i to zarówno w grach jak i w życiu (choć w realu nigdy przenigdy nie trzymałem żadnej broni w ręce). To samo tyczy się wszelkiej maści RPG i tych sieciowych i nie. Zawsze wybieram klasę szeroko rozumianego Rogue (pod warunkiem, że nie odciągnie mnie od niej, jakiś inno-klasowy krasnolud). Ataki zza pleców najlepiej pośród ciemności to moja główna domena. Spadasz niepostrzeżenie swojej ofierze na plecy niczym jastrząb, zasypując go gradem backstabów i w zasadzie jest po sprawie, a w chwile potem rozpływasz się w ciemnościach. To właśnie mój ulubiony styl gry. Cicho, sprawnie i zabójczo. Bez żadnej zadymy, kanonady, walenia z automatu gdzie popadnie, a nóż kogoś się trafi. Karabin wyborowy lub sztylety. Cud miód i musztarda.

  4. Zamieńmy się. Znajdę cię 2 razy szybciej i zdejmę z broni krótkiej. Podaj czas i miejsce (byle wymagania słabe, bo komp nie te lata;).

  5. no kamperzy parszywi i tyle :Pale serio mówiąc osobiście nigdy nie znajdywałem przyjemności w takiej formie walki z przeciwnikiem. Głównie dlatego, że po prostu nie pozostawiamy mu żadnych szans. Bierzesz najcięższą snajperkę i ustawiasz się za skrzynką na końcu 400 metrowej prostej i czekasz, czekasz. . w końcu ktoś wyskoczył, klik i już go nie ma, następny pach, leży ostatni zorientował się w sytuacji i próbował się osłonić smokiem bach, za późno. Potem biegną od flanki flesz przed nich i się cofasz, przedłużyć dystans i na glebe za rogiem no i replay. Niby fajnie ale w sumie satysfakcji zero (bo dla nich byłeś nietykalny), za to ogólnie zalatuje tchórzostwem. No i następnym razem już ich nie zaskoczysz i zagryzaj zęby jak dostaniesz nożem w plecy za tą skrzynką. . Zawsze jakoś wolałem wziąść jakąś broń szturmową i polecieć na linię frontu z dala od swojej drużyny. To już przynajmniej wyzwanie, polegasz tylko na sobie a przed tobą 5 przeciwników. Sprawdzisz swoją zręczność i umiejętności strategiczne, może czasem nie wyjdzie ale za to jaka satysfakcja gdy już przechytrzysz przeciwnika, który ma znaczną przewagę. Szybki atak, w jeden korytarz flesz drugim wchodzisz. ktoś tam jest, jego pech, . . <a może tym razem twój?>- nie, jednak wyszło i już jesteś za nimi a to już jest sam miód bo o pierwszym tupnięciu pomyślą, że to swój, wykorzystujesz sytuacje. Jak ciągle ich za dużo to w nogi,- jeden winkiel omijasz, stajesz za drugim słuchasz. . dobiegają flesz i znowu trupy. Ktoś się cofnął na oślep a tu pusty magazynek, usp w ręke i biegiem przez plecy dobiegasz za winkiel a tam twoi, alleluja. Nie wiem jakoś w multi zawsze biegłem po maksimum emocji (chociarz z czasem i tak były coraz mniejsze. . ) walka na głownej linni frontu z drużyną za to zawsze mnie najbardziej irytowała. w 90% przypadków giniesz bo koleś obok coś skopał. tu się zgodzę z wami lepiej jest być samowystarczalnym (chociarz o wieeele trudniej)

  6. Z tymi kamperami do nie macie do końca racji, w BF2 snajper musi zmieniać pozycję średnio co minutę, dwie. Nie ma leżenia plackiem w jednym miejscu przez całą bitwę. Po pierwsze wykryje go UAV, a dowódca może zdecydować, że warto zmarnować jeden nalot na unieszkodliwienie takiego upierdliwca :]

  7. Hmm, w BF2 zaczynalem jako Medyk, zeby potem przejsc do Grenadierow. Nastepnie awansowalem na Inzyniera i jezdzilem ciezkim sprzetem. Czesto jednak musilem wspomoc dzielnych Szturmowcow, czy tez przedrzec sie na tyly wroga jako Komandosi wysadzic jego artylerie;) Oczywscie, tez mialem swoja przygode jako Snajper (glownie za sparawa wspomnianego „Snajpera” z Tomkiem), ale jakos nigdy nie bylem w tym szczegolnie dobry. Pozostal mi sie za to taki nawyk, ze zawsze gdy mnie zabil snajper, albo kogos z druzyny, to odrazu zmienialem kita na Snajpera i likwidowalem takiego delikwenta. A potem znow do czolgu 😉 Jaki moral z tej historii? Coz, wybor klasy uzalezniam od zaistanialej sytuacji na polu bitwy ;)Tak sobie zaczalem wspominac i teraz zachcialo mi sie grac w Bf2 🙂

Skomentuj Przemek Piprek Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here