Electronic Arts ma trochę szczęścia. Ostatnią bokserską grą wydaną przez nich był właśnie FNR 3 sprzed dobrych trzech lat. Nie liczę tu oczywiście Facebreakera, który nie jest sportówką, a sztandarowym przykładem kiepskiej nawalanki. Mimo tego, w tym czasie na rynku nie pojawiła się żadna godna uwagi konkurencja, przez co Elektronicy mieli ułatwione zadanie. Nie musieli robić praktycznie nic, by dalej królować na wirtualnym ringu. Mimo to, należy pochwalić dowodzone przez Petera Moore’a EA Sports za to, że nie spoczęli na laurach i odpowiednio zadbali o jakość. Już w tym momencie mogę was zapewnić, że jeżeli przy Round 3 dobrze się bawiliście, to również i tegoroczna odsłona okaże się dla was prawdziwym hitem.

Ali kontra Calzaghe

Znana twarz?

Licencje to coś, pod względem czego Elektronicy przyzwyczaili nas do najwyższej jakości, niezależnie od tego o jaką grę chodzi. Nie inaczej jest również w przypadku nowego Fight Nighta – gry, w której prawie każdy koneser boksu znajdzie swojego ulubionego pięściarza. Po raz pierwszy w historii serii możemy się cieszyć obecnością polskiego reprezentanta na liście dostępnych zawodników. Mam tu na myśli oczywiście Tomasza Adamka, występującego w wadze półciężkiej. W sumie do wyboru jest blisko pół setki bokserów, podzielonych na kilka kategorii wagowych. Pośród nich znajdują się wielkie sławy, które zeszły już z ringu, takie jak legendarny Muhammad Ali, który wraz Tysonem zdobi okładkę FNR 4 oraz Duma Walii, Joe Calzaghe. Są też moi osobiści faworyci – Lennox Lewis i Roy Jones Junior.

Nie brakuje też oczywiście gwiazd młodszego pokolenia pięściarzy – roster recenzowanej gry swoją obecnością uświetniają chociażby Ricky Hatton, Manny Pacquiao, czy utalentowany Victor Ortiz. Poza wspomnianymi przeze mnie nazwiskami, jest jeszcze prawie 40 innych, co owocuje prawdziwą ucztą dla fanów tego sportu.

Do tego należy dodać różne techniki walki, z których każda ma swoje wady i zalety, przez co nie ma jednej, dominującej nad pozostałymi.Lubimy to ujęcie…

Kanadyjski oddział Electronic Arts zadbał również o to, by jak najlepiej odwzorować areny, na których przyjdzie nam walczyć o mistrzowskie pasy. Nie ma ich szczególnie wiele i brakuje legendarnego Madison Square Garden, ale te obecne w grze i tak zadowalają zarówno ilością, zróżnicowaniem, jak i jakością wykonania. Osoba grająca w FNR 4 przez dłuższy czas bez problemu rozpozna arenę, na której toczy się walka już na pierwszy rzut oka. Ale tego się przecież po EA mogliśmy spodziewać, czyż nie?

Na ringu

Bitka…

Kiedy już wybierzemy boksera, przeciwnika dla niego, zdecydujemy, w której hali powinien odbyć się pojedynek, od razu w oczy rzuca się, że coś tu nie gra. Mianowicie – nie można ustawić schematu sterowania, w jakim ciosy byłyby przydzielone do konkretnych przycisków. Tym samym skazani jesteśmy na ciągłe machanie prawą gałką analogową, co niestety zupełnie się nie sprawdza. Po pierwsze – bardzo szybko zaczyna od ciągłego wychylania „grzybka” w różne strony boleć kciuk, a po drugie i zdecydowanie ważniejsze, jest to bardzo nieprecyzyjne.

Włączając FNR 4 przygotujcie się na to, że co raz będziecie na prawo i lewo rzucali określeniami raczej nie nadającymi się do publicznego używania, bo wasz bokser znowu zrobił coś zupełnie innego, niż zakładał plan i nadział się na kontrę, a teraz leży półprzytomny, liczony przez sędziego.

Jeżeli jednak przyzwyczaimy się do głupiego sterowania, to Round 4 naprawdę potrafi się za to pięknie odwdzięczyć wielką frajdą, jakiej dostarczają ringowe pojedynki. Fizyka została dopracowana w najmniejszym szczególe, dzięki czemu skryptowane akcje zostały praktycznie wyeliminowane z rozgrywki – tylko kilka ciosów w większości przypadków daje bardzo podobny rezultat. Poza nimi jednak, rzadko zdarza się, by dwa razy powtórzyć tę samą akcję. Wpływ na efektywność danego uderzenia ma bowiem mnóstwo czynników – pozycja, wzrost, zasięg, odległość, zdrowie, czy pozostała wytrzymałość obydwu pięściarzy to tylko kilka rzeczy, decydujących o tym, czy nadlatująca pięść Raya Robinsona pośle waszego zawodnika na deski, czy może tylko lekko zahaczy o jego głowę, nie powodując żadnych poważnych obrażeń. Do tego należy dodać różne techniki walki, z których każda ma swoje wady i zalety, przez co nie ma jednej, dominującej nad pozostałymi. Mechanika w nowym Fight Night jest skonstruowana tak, by nie dało się jednym skutecznym zagraniem położyć każdego. Czasem akcja jest nieco zbyt szybka, a ciosów z obydwu stron jednocześnie sypie się cały grad, przez co ciężko nazwać tę grę realistyczną, ale nie sposób odmówić jej pewnej głębi i tego, że znakomite jej opanowanie to całkiem spore wyzwanie. Tutaj w każdej rundzie trzeba zachować skupienie przez pełne 3 minuty, ciągle uważać na zachowania przeciwnika, dostosowywać się do nich i atakować z pewną dozą ostrożności, by nie zostać zniszczonym przez mordercze kontrataki.

Lewym go!

No właśnie – kontry. To kluczowy, być może nawet najistotniejszy element gameplayu w Fight Night Round 4. Zrobienie uniku w odpowiednim momencie lub perfekcyjne zablokowanie nadlatującego ciosu przez moment zostawiają przeciwnika otwartego, nie zdolnego do obrony. To jest ten ułamek sekundy, w którym trzeba znaleźć odsłonięte miejsce i uderzyć w nie z całej siły – wówczas, przy efektownym zwolnieniu śledzącej ruch kontrującego boksera kamery, cios zadaje dużo większe obrażenia niż zwykle. Na ogół to właśnie kontrataki doprowadzają do ogłuszenia jednego z pięściarzy, przez co chwilowo staje się on powolny i bardzo podatny na dalsze uderzenia. Częstokroć efektem tego jest knockdown, a stąd już tylko krok do zakończenia walki. Niestety, system kontr jest trochę niedopracowany, przez co czasami doprowadza do furii jeszcze większej niż beznadziejne sterowanie. Sztuczna inteligencja nawet na średnim poziomie trudności jest w tym aspekcie absolutnym mistrzem – potrafi bez problemu uciec przed ciosem, którego animacja jeszcze się nawet nie zaczęła. Bokser sterowany przez AI może być półprzytomny, po 4 KD, z zawiązanymi oczami, urwaną ręką i w czasie ataku wyrostka robaczkowego, ale wciąż nie będzie miał żadnych problemów z refleksem. Poza tym, czasem działa to wszystko w jakiś zupełnie nie zrozumiały sposób. Zdarza się bowiem wyprowadzić skuteczną kontrę, mimo otrzymania celnego ciosu, który normalnie powinien odebrać możliwość kontrataku lub, jeżeli uderzymy zbyt szybko po bloku lub uniku, cios zaliczany jest przez grę jako zwyczajny.

Odrobiny smaczku świetnie zrealizowanym walkom dodaje jeszcze tak zwane Corner Game. Pomiędzy rundami, mamy minutę, by zdecydować na co wydamy przyznawane za efektywność w walce punkty. Można zmniejszyć obrażenia, czy odnowić sobie nieco zdrowia lub wytrzymałości albo zatrzymać to co zarobiliśmy na czarne 3 minuty. Brzmi to może i trywialnie, ale zdziwilibyście się, ile potrafi zdziałać umiejętne rozdanie punktów. Czasem mądra decyzja potrafi przesądzić o wyniku walki. Zwiększenie wytrzymałości pozwoli zachować odpowiednio dużo sił, by zadać kilka celnych ciosów więcej, a duża ilość zdrowia może uratować nas od pójścia na deski w kryzysowym momencie. A podnieść się wcale nie jest łatwo. Mini-gra, polegająca na próbach odzyskania pozycji pionowej przez odpowiednie ruchy gałkami analogowymi, z każdym kolejnym knockdownem robi się coraz trudniejsza i choć sztuczna inteligencja potrafi wstać nawet 4 razy i walczyć dalej, to dokonanie tego samego jest wyjątkowo trudnym zadaniem.

Od zera do boksera

Głównym trybem rozgrywki w Fight Night Round 4 jest Legacy Mode, które zastępuje Karierę z poprzedniej części, choć sprowadza się oczywiście do tego samego – by z nieznanego nikomu dzieciaka uczynić największą gwiazdę w historii tej dyscypliny sportu. Możemy wybrać jednego z dostępnych w grze bokserów lub też stworzyć własnego. Dzięki systemowi Photo Game Face można nawet wykorzystać do tego własne zdjęcie. Jak to w grach od Elektroników bywa, tworzenie własnej postaci to cała masa różnych wariantów, tutaj wpływających na rozgrywkę zapewne bardziej niż gdziekolwiek indziej. Nie bez znaczenia są bowiem takie aspekty, jak wzrost, waga, postawa, czy zasięg ramion.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. siergiej napisałeś

    Tym samym skazani jesteśmy na ciągłe machanie prawą gałką analogową, co niestety zupełnie się nie sprawdza

    czy to znaczy, że sterownie jest takie same jak w FN3? czy jeszcze zupełnie inne? bo w FN3 było bardzo dobre, proste sierpy i haki wyprowadzało się bardzo naturalnie i super było właśnie to że zupełnie inaczej jak w każdej innej bijatyce czyli brakowało kombosów typu xxxyxxyyy

  2. Hmmm poza Facebraker’em było chyba Don King Prizefighter więc jakaś konkurencja była. Jest tam Andrzej Gołota jakby ktoś był ciekaw. Grałem w demo i tam nie uderzamy jak w FNR 3 , FNR 4 „grzybkiem” lecz przyciskami X, Y, A, B (i być może spustami już nie pamiętam w sumie).

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here