Tegoroczna Wielka Pętla już za nami. Ci którzy śledzili zmagania kolarzy na trasie tegorocznego Tour de France muszą przyznać, że emocji było co niemiara. Słaby Armstrong, liczne wypadki, niesamowity pech Andy Schlecka ze spadającym łańcuchem w kluczowym momencie rywalizacji i towarzyszące temu wypadkowi dywagacje wokół ucieczki Contadora. Mało? Jeśli brakuje wam kolarskich klimatów, warto zainteresować się propozycją studia Cyanide. Kolarstwo z pozoru wydaje się sportem mało emocjonującym, żeby nie powiedzieć nudnym. Jeśli jednak zanurzymy się w świat dwóch kółek szybko zorientujemy się, że pod płaszczykiem 5-godzinnego pedałowania w grupie 200 facetów kryje się fascynująca rywalizacja z niesamowitymi zwrotami akcji, dynamiką i własną dramaturgią. I właśnie do tych, którzy dostrzegają magię kolarstwa adresowany jest Pro Cycling Manager 2010.

Dinozaury od lat były inspiracją dla kultury masowej. Gigantyczne maszynki do zabijania rozbudzały wyobraźnię twórców czego efektem takie obrazy jak „Jurassic Park” Spielberga czy cała seria Godzilli. Ba! Nawet wszystkim doskonale znany King Kong jest dalekim echem fascynacji wielkimi stworzeniami sprzed milionów lat. Zachwyt gigantami nie ominął również naszej ulubionej branży czego m.in. doświadczyliśmy za sprawą Turoka wydanego ponad dekadę temu. Po nim jednak na dłuższy czas nastąpił zastój, a wszyscy fani uganiania się za wielkimi jaszczurkami (a może raczej uciekania przed nimi) musieli czekać aż dziesięć lat aby uzbrojeni w nóż i łuk znów wyruszyć na polowanie.

W krainie dinozaurów

Widzę dziurę w jedynce

Choć faktycznie w Turoku spotkamy na swojej drodze dinozaury początkowo nic tego nie zapowiada. Ot, lecimy jako najemnik zgarnąć przywódcę bandy o wdzięcznej nazwie Wilcze Stado na jedną z planet. Turok, główny bohater gry był kiedyś jej członkiem co nie przysparza mu zbyt wielu przyjaciół w oddziale, który odnosi się do niego z nieskrywaną niechęcią i ograniczonym zaufaniem. Indiańska krew płynąca w żyłach wojownika i trening Wilczego Stada sprawiły jednak, że okazuje się nieocenionym sojusznikiem i doskonałym łowcą – biegle władającym nożem i łukiem.

Jak można się domyślać nie wszystko poszło tak jak miało, wskutek czego statek ulega katastrofie, a Turok i resztki oddziału stają przed nowym zadaniem – przeżyć i wydostać się z planety. Szybko odkrywają, że ich przeciwnikiem będą nie tylko ludzie Wilczego Stada, ale i prehistoryczne gady. Otoczenie, w którym przyjdzie nam walczyć to typowa dżungla, z dużą ilością zieleni wszelkiej maści doskonale nadającej się do podchodów. Pełno tam też urwisk, jaskiń, parowów. Oczywiście na planecie znajdują się również ludzkie instalacje – bazy Wilczego Stada, które nie raz odwiedzimy. Jak widać, ani fabuła, ani środowisko nie są w tej grze niczym oryginalnym – jednak nie to stanowi o sile strzelanek.

Powściągliwość nie zawsze w cenie

Myć się trzeba panie

Pierwsze zaskoczenie i w pewnym sensie zawód to same dinozaury. Choć cały czas będą się gdzieś tam w okolicy przewijać naszym głównym przeciwnikiem będą jednak ludzie. Uruchamiając grę miałem nadzieję na więcej pojedynków z gigantami sprzed milionów lat. Tutaj pełnią one raczej rolę dodatku (wsadzonego na siłę?!), a nie głównego dania. Właściwie to nawet nie chodzi o ilość, ale o różnorodność. Jeśli dobrze policzyć gatunki, z którymi spotkamy się w grze to zamkniemy się w liczbie ok 6-ciu, maksymalnie 10-ciu (i to szacunek chyba mocno przesadzony). Nie wszystkie będą agresywne, toteż liczba tych, z którymi przyjdzie nam walczyć będzie jeszcze mniejsza. Jak na tytuł, którego cechą rozpoznawczą i wyróżniającą z grona innych strzelanek są właśnie dinozaury to delikatnie mówiąc „trochę” za mało. Jest to tym bardziej irytujące, że możliwości dzisiejszych komputerów i pojemność nośników (a gra zajmuje 2 płyty DVD!) pozwalają na wykreowanie potężnego, żyjącego świata pełnego dinozaurów. Aż prosi się o dorzucenie kroczących po okolicy roślinożernych gigantów, latających nad głowami Pterodaktyli czy przemykających po ziemi kilkunastocentymetrowych Epidendrozaurów. Różnorodność prehistorycznych gigantów była olbrzymia, nie mówiąc, że można było jeszcze puścić nieco wodze fantazji. Dlaczego ludzie pracujący nad Turokiem nie skorzystali z okazji, żeby zrobić prawdziwie oryginalną grę? Tego nie wiem. Wiem tylko, że w Turoku zamiast oszałamiającej różnorodności i fascynującego środowiska jest tylko wirtualna dżungla, do której ktoś wpuścił kilka gadów.

Przez cały czas zabawy towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że ludziom z Touchstone zabrakło trochę filmowego rozmachu, a wszystko to co widzimy jest efektem minimalizmu zaszczepionego w świadomości twórców. Alternatywnym wytłumaczeniem byłoby to, że Turoka zrobiono na „odwal się” niespecjalnie starając się o jakąkolwiek różnorodność, ale takiej interpretacji nie dopuszczam do świadomości.Atakujcie maliny!!

Elementem, który jako kolejny został tknięty ową powściągliwością jest otoczenie. Jest to dżungla, jednak zapomnijcie o wielkich przestrzeniach, przedzieraniu się przez zieloną ścianę etc. Wszystkie lokacje cierpią na „efekt tunelu”. Jednym słowem jest tylko jedna możliwa droga – do przodu. I choć nie wiem jak kręta byłaby ścieżka to zawsze jest ona jedyną, która możemy wybrać. Nawet jeśli wyjdziemy na polanę zamyka ją otaczający nawis skalny/linia drzew/wielka kłoda (niepotrzebne skreślić), których nie możemy ominąć – jednym słowem kolejna ściana. Jest to szczególnie irytujące i widoczne w początkowej fazie zabawy kiedy więcej chodzimy niż walczymy, a co za tym idzie mamy więcej czasu na rozglądanie się dookoła.

Sama walka z dinozaurami choć widowiskowa też padła ofiarą minimlizmu. Jeśli zdecydujemy się zaatakować potwora nożem (tak, tak – nie pomyliłem się, ale o tym później) oglądniemy spektakularną i krwawą animację, w której Turok jednym ciosem powala na ziemie potężnego gada. Niestety ilość tychże jest bardzo ograniczona co prowadzi do tego, że jeśli walczymy przez dłuższy czas walka z ekscytującej rzeźni zmienia się w oglądanie ciągle tych samych animacji. O ile na początku cieszyłem się krwawą jatką na ekranie po kilku minutach zabawy miałem dość. Ile można patrzeć jak Turok dokładnie w ten sam sposób kopie gada w pysk, a potem potężnym zamachem wbija mu w fonntannie krwi nóż w czubek głowy? Animacji jest kilka – dla każdego gatunku inna, dla niektórych nawet chyba po dwie – nie zmienia to jednak faktu, że w sumie ich liczba nie przekracza 10-ciu. Trochę mało, czyż nie? Kolejna zmarnowana okazja aby z Turoka zrobić grę wyjątkową?

Ludzcy przeciwnicy, których spotkamy na swojej drodze również nie będą grzeszyć różnorodnością. Pomijając rodzaje uzbrojenia wszyscy wyglądają tak samo. Może to wina kombinezonów/pancerzy, które mają na sobie, ale znów wraca pytanie – nie dało się tego jakoś urozmaicić?

Im dalej w las tym… lepiej!

Turok cierpi na jeszcze jedną poważną przypadłość. Szalenie nudny początek. Pisałem już o tym, w jednym z moich felietonów dlatego tutaj tylko powtórzę. Gdyby nie recenzencki obowiązek wyłączyłbym grę po 15 minutach. Na szczęście tego nie zrobiłem, bo ku memu zaskoczeniu im dłużej siedziałem przy komputerze tym coraz bardziej gra rozwijała skrzydła. Wciąż nie można tu mówić o hicie, ale ostatecznie udało się Turokowi dobić do „średniej-strzelankowej”. To czego zabrakło to tzw. momenty. Nie mamy nagłych zwrotów akcji, nietypowych misji, nawet historia należy do najbanalniejszych z banalnych. Wszystko ogranicza się do jednego – idź do przodu, rozwal wszystko, bo „musisz znaleźć radio/statek/bazę”. Rozumiem, że Turok nie jest RPGiem i fabuła stanowi tylko pretekst dla permanentnej rozwałki, ale ja przynajmniej chciałbym, aby ten pretekst był dobry. A w sytuacji kiedy przez pół godziny gram i cały czas moim celem jest „znajdź radio” to za przeproszeniem mam taką fabułę gdzieś. Równie dobrze można by mnie zrzucić na tą cholerną planetę i dać jeden cel – „idź do przodu”.

Również historię głównego bohatera wplecioną w grę można rozwinąć, bo to co dostaliśmy da się na dobrą sprawę zamknąć w jednym zdaniu „Jestem niepokorny, nie będę wykonywał rozkazów sprzecznych z moim sumieniem, a jeśli mnie do tego zmusisz skopię ci tyłek. Howgh!”.

Józef – zabójca dinozaurów

Wbrew krytycznemu wydźwiękowi tego co napisałem dotychczas kiedy już zaakceptujemy wszystkie słabości Turoka gra się w niego całkiem przyjemnie, choć paradoksalnie miałem wrażenie, że lepiej sprawdza się on w lokacjach zamkniętych (bazy) niż na otwartym terenie. Arsenał, którym dysponujemy nie jest może zbyt wyszukany i zatrważająco zróżnicowany, ale jest w nim wszystko co być powinno – karabiny, strzelby, snajperki, pistolety, granaty i miny. To czego zabrakło na wyposażeniu naszego kosmicznego łowcy to kompas. Z nieznanych przyczyn twórcy nie przewidzieli czegoś takiego. Jest to o tyle bolesne, że wszechogarniająca zieleń dość często powodowała, że gubiłem kierunek nawet po kilku obrotach spowodowanych walką. Dopiero ciała zabitych przed chwilą adwersarzy uświadamiały mi, że wracam po swoich śladach zamiast iść w przeciwnym kierunku.

Niewątpliwie mocnym elementem Turoka są tzw. elementy stealth. Bujna zieleń ułatwia skradanie się, a ciche narzędzia mordu (nóż i łuk) pozwalają na bezszelestne eliminowanie przeciwników. Szkoda tylko, że zdecydowanie prościej i szybciej można to zrobić wyciągając giwerę i robiąc zdecydowanie więcej hałasu. A przecież wszyscy wiemy, że gracz to zwierz leniwy i niemal zawsze wybierze łatwiejsze rozwiązanie. Niestety twórcy gry nie przewidzieli wśród licznych misji ani jednej typowo skradanej.

Nóz dobry na wszystko

Tylko dwie kalorie

Największą atrakcją jak i paradoksem gry jest nóż, który w rękach głównego bohatera zmienia się prawdziwie śmiercionośne narzędzie. Efektowne animacje towarzyszące mordowaniu przeciwników za jego pomocą (choć znów jest ich zbyt mało) tylko zachęcają do jego użycia. O ile w starciu z ludzkim przeciwnikiem zasadność doboru broni i jej efektywność jest oczywista o tyle w starciu z dinozaurami budzi moje wątpliwości. Okazuje się, że tego samego gada na którego potrzebujemy conajmniej dwóch strzałów ze strzelby możemy odesłać w zaświaty jednym kliknięciemy myszy dzięki stalowemu ostrzu w rękach naszego indiańskiego wojownika. Nie mam nic przeciwko wykańczaniu wielkich jaszczurów nożem, ale wydaje mi się, że powinno to wymagać nieco więcej wysiłku niż jeden klik. Czasem, kiedy dino powali nas na ziemię musimy kilkukrotnie wcisnąć naprzemiennie LPM i PPM symulując wściekłe ciosy nożem zadawane przez Turoka w defensywie. Mimo wszystko ten element walki można było rozwiązać inaczej. Na szczęście T-Rexa nie dało się pokonać jednym klikiem i wcześniej trzeba się było nieco namęczyć, żeby ostatecznie wpakować mu stalowe ostrze w czaszkę.

Skoro mowa o spotkaniu z T-Rexem wypada nadmienić, że w czasie gry jak w każdym porządnym shooterze przyjdzie nam stanąć oko w oko z bossami. Będzie to dwukrotnie wspominany już drapieżnik, wodna bestia, no i główny ludzki przeciwnik czyli Kane. Walki wymagają nieco sprytu, czyli znalezienia sposobu na przeciwnika i cierpliwości, ale ostatecznie nie stanowią zbyt wielkiego wyzwania.

Jeśli chodzi o drugie ciche narzędzie mordu, które Turok nosi na plecach, to choć całkiem efektowne, skorzystałem z łuku w czasie całej rozgrywki może z dwa czy trzy razy. Dlaczego? Po prostu dużo szybszą, a co za tym idzie efektywniejszą bronią jest karabin snajperski. I znów pojawia się pytanie, czy nie należało zaprojektować misji wymuszającej użycia łuku?

Żarło, żarło i zdechło?

T-Rex padł!

Podsumowując całość, Turok niestety mnie zawiódł. Szczególnie w początkowej fazie zabawy. Potencjał, który miała ta produkcja został w dużej mierze zmarnowany. Niewyjaśniona powściągliwość twórców doprowadziła do tego, że jakby nie patrzeć na Turoka widać ubogość zastosowanych środków. Przede wszystkim w ilości elementów składowych. Zbyt mało dinozaurów, zbyt mało animacji. Nawet grafika jest tutaj dość oszczędna. Owszem wszystko wygląda całkiem nieźle, ale modele są raczej skromne. Bazy to po prostu kilometry ciągnących się betonowych ścian z walającymi się sprzętami tu i ówdzie lub ewentualnie metalowych drabinek i rusztowań, zaś dżungla jak napisałem wyżej choć ładna też została zredukowana do minimum.

Czy Turok jest grą słabą? Nie, raczej nie. Ostatecznie te kilkanaście godzin, które przy nim spędziłem nie były takie złe, ale mogły być zdecydowanie lepsze. Turok z oczekiwanego przeze mnie hitu okazał się kolejnym przeciętniakiem jakich wiele na rynku. O jego popularności najlepiej świadczy chyba fakt, że kiedy chciałem zagrać w trybie multi najzwyczajniej w świecie nie mogłem znaleźć przeciwników!

Gra dostaje ode mnie szóstkę. Dorzucam jeszcze pół za powrót do tematu dinozaurów. Mogło być zdecydowanie lepiej. Szkoda, że nie wyszło…

Weterani (żeby nie napisać dinozaury!) elektronicznej rozrywki na pewno doskonale pamiętają tytuł z 1997 roku o tytule Turok – Dinosaur Hunter. Ludzie z Touchstone postanowili odświeżyć ten pomysł i po raz kolejny rzucić nas na pożarcie prehistorycznym gadom. Co z tego wyszło i dlaczego każdy porządny wiking powinien mieć przy sobie nóż? Jeśli jesteście tego ciekawi zapraszam do lektury.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. No to teraz „Front Bojowników Obrony Turoka” pod postacią jednego, podstarzałego, 90-cio kilogramowego członka rusza do boju. ;)Na początku muszę się zgodzić. W zasadzie wszystko, co napisał Jolo jest prawdą. Jest to jednak idealny wręcz przykład subiektywizmu (jak wyłożył nam 1000 razy coppertop – obiektywizm nie istnieje, ale mniejsza z tym ;)). Większość słabych elementów w Turoku jest słaba tylko w przypadku gdy czytamy powyższą recenzję. W rzeczywistości, czyli podczas gry, wygląda to jednak zupełnie inaczej. O co mi dokładnie chodzi? Ok, już łumaczę. (Na marginesie dodam jeszcze, iż celowo nie będę cytował poszczególnych fragmentów tekstu i po kolei negował ich, ponieważ uważam to za szczytowe wieśniactwo pod tyt. „a ja ci teraz pokaże że mam racje”, a zupełnie nie o to mi chodzi. Odniosę się jedynie do kilku najważniejszych imo. spraw). Dobra, pierwsza sprawa – dinozaury. Faktycznie po zastanowieniu się jest ich z 10 gatunków, z tym że w grze raczej się tych gatunków nie przelicza, poza tym kto z graczy potrafi wymienić choćby 5 gatunków z nazwy? Są więc dinozaury typowo drapieżne średniej wielkości jak powiedzmy veliceraptor, wielkie T-rexy, malutkie szkraby o nieznanej mi nazwie (chyba epidendrozaur), dinozaury drzewne biegające z prędkością pociągu ekspresowego, latające pterodaktyle i wielkie roślinożerne Amficelias’y (tu mogę się mylić co do nazwy), choć te dwa pojawiają się tylko kilka razy gdzieś w tle. Są też jakieś dziwne mutacje ze skórą jak z lawy. Ważne jest to, że podczas gry braku różnorodności jakoś nie zauważyłem. Bardziej martwił mnie fakt, że zaraz coś wylezie z krzaków i mnie pożre 🙂 Acha, no i dodatkowo są jakieś pająkopodobne stwory niczym arachnidy z Kawalerii Kosmosu. Generalnie potworów nie brakuje. Druga sprawa – efekt tunelu. Prawda, jest. Z tym, że kompletnie to nie przeszkadza w rozgrywce. Tunele w turoku to nie tunele tramwajowe, tylko powiedzmy kierunki w których musimy podążać. Nie ma efektu klaustrofobii. Dodatkowo dżungla jest tak skonstruowana, że jeżeli nawet zauważysz ten efekt, to można bardzo szybko o nim zapomnieć, a dżungla wygląda pięknie, oj pięknie. Trzecia sprawa. Walka nożem. Rodzaje ciosów zależą jeszcze od której strony zajdziemy danego stwora, a same w sobie są tak dynamicznie pokazane i tak nieprawdopodobnie piękne, że w zasadzie nóż był moją podstawową bronią. Do samego końca gry nie znudził mi się ten typ walki. Kolejna sprawa – wilcze stado. Ludzi w Turoku jest mniej więcej tyle samo co dinozaurów, a co najważniejsze walczą ze sobą, czego wielokrotnie byłem świadkiem. Możliwe jest np. zwabienie dinozaura zapachem krwi, poprzez rozwalenie delikwenta granatem, czy eksplodującą strzałą a’la Rambo. Jedynym faktycznie minusem jest sprawa, że wszyscy są przyodziani w identyczne kombinezony a’la te z Crysis’a, to fakt. Budowle. Nie wiem dlaczego Jolo narzeka na brak umeblowania w pomieszczeniach. Przecież to bunkry i instalacje wojskowe a nie wiktoriańskie hotele. Wszystko jest na miejscu. Są betonowe korytarze, pancerne drzwi, beczki, drabinki, windy, szafki z bronią, metalowe pomosty, butle z gazem, labolatoria itd. Generalnie nie ma uczucia pustki. Łuk i snajperka. U mnie zaś było dokładnie na odwrót. Ze snajperki strzeliłem może ze 3 razy i nie nosiłem jej przy sobie z prostej przyczyny. Snajperka wymusza jedno miejsce w kieszeni, a w zasadzie trzeba zawsze nosić przy sobie shotguna i to maszynowe cudo na większe odległości. Także nie jest to sprawa całkowicie nieprzemyślana. Chcesz snajpę zamiast łuku? Ok, proszę ale kosztem jednej z broni, czyli posiadasz jednocześnie 2 bronie o identycznym zastosowaniu (łuk nosi się zawsze)i tylko jedną na bliższe odległości. Poza tym strzelanie z łuku przynosi 100 razy więcej radości niż ze snajpy. Walka nożem vs walka bronią. To chyba oczywiste, że strzelając w kogoś z dystansu musisz trafić kilka razy (wykluczam tu headshoty)z powodu choćby kombinezonu kuloodpornego, a podchodząc go z tyłu jednym ruchem podcinasz mu gardło. Nóż zawsze był bardziej efektywna bronią w grach. Należy tylko podejść przeciwnika. Z dinosami jest podobnie. Podejdziesz – podrzynasz szybciutko gardziołek i po sprawie. Dobra, kończę już bo nie jestem pewien, czy tekst nie jest za długi i czy puści go serwer 🙂 Jedna sprawa na koniec. Na prawdę, dajcie szansę Turokowi. To przepiękna strzelanka, z fajnym klimatem, super udźwiękowieniem i miodnym gameplay’em. Osobiście jako stary ramol, grający głównie w przygodówki dałem się mu całkowicie ponieść, czego wcale nie żałuję. Howgh!!

  2. Moim zdaniem dwójka z nintendo64 była zdecydowanie najlepszą częścią. Szkoda że spierniczyli trochę port na PC. Ilość i różnorodność broni oraz przeciwników. Olbrzymie poziomy(Większe chyba niż w najnowszej części). No i najważniejsze. Radość jaką daje strzelanie. Nie wiem czy ktoś z was pamięta celebral bore cz jakoś tak?Pociski z tej broni automatycznie leciały w stronę przeciwnika. W pięknej ferii barw wwiercały mu się w czaszkę i po kilku sekundach wybuchały. To się nazywa kreatywność. Ach,nie to co dzisiaj.

  3. A mnie Turok bardzo się podoba. Łuku używam chętnie – jest celny i bardzo skuteczny. Jestem w połowie gry i tej snajperki chyba jeszcze nie widziałem albo uznałem za bezużyteczną. Widzę, że ludziom albo Turok podoba się albo go w ogóle nie czują. Ciekawostka: w konkurencyjnym serwisie recenzję napisała kobieta – ta nie znalazła już żadnych pozytywów w grze. Ja natomiast dziwię się, że w ogóle zabrała się do takiej (męskiej) gry.

  4. Gra według mnie nie jest przeciętnym tytułem. Zawsze fascynowały mnie ogromne gady. Turok 1 był trochę dziwny – średnio przypominało to wszystko dinozaury. Mimo wszystko podoba mi się ten tytuł i ocenił bym go raczej jako wyżej-przeciętny.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here