Czapki z głów po raz kolejny powinni zdjąć wszyscy miłośnicy dobrej muzyki. Siłą rzeczy TlaD oferuje w większości dość ciężkie brzmienia, głównie obijające się o hard rock i death metal. Najwięcej nowości dodano do czterech stacji radiowych: LCHC – Liberty City Hardcore, Liberty Rock Radio, The Beat 102.7 oraz Radio Broker. Wśród nowych kawałków gracze usłyszą m.in.: Iron Maiden – „Run to the Hills”, Bon Jovi – „Wanted Dead or Alive” czy Sepultura – „Dead Embryonic Cells”. Miłośnicy smaczków zauważą też parodię programu Shock Jock i nową audycję, prowadzoną przez Maksa Cavalerę.

Zamieszki wraz z kolegami

Jadą!

Studio Rockstar nie zapomniało również o miłośnikach zmagań sieciowych. The Lost and Damned oferuje w sumie sześć trybów, które być może nie należą do nazbyt odkrywczych, jednak – przy dozie zaufania – potrafią zapewnić kolejne godziny naprawdę sporej frajdy. Najbardziej atrakcyjny, przynajmniej w moim przekonaniu, okazał się tryb Chopper vs. Chopper, gdzie jeden z graczy musi przeżyć określoną ilość czasu uciekając na motorze lub odwiedzić kilka punktów kontrolnych, podczas gdy drugi… ściga go wewnątrz helikoptera. Poruszanie się za pomocą tego ostatniego prawdopodobnie nigdy nie było w GTA 4 tak pełne frajdy!

Na zdrowie!

Kolejny tryb to Witness Protection, czyli wirtualna zabawa w policjantów i gangsterów. Konwój, cenny świadek i banda zbirów na motocyklach – mieszanka bardzo często wybuchowa. Gdy znudzi nam się (od/za)bijanie ochranianego, możemy wziąć udział w wyścigach (Race) bądź też sami stać się zwierzyną łowną (Lone Wolf Biker). Na graczy czeka też zdobywanie miasta poprzez odbijanie go z rąk postaci sterowanych przez komputer (i chronionych przez całkiem żywych przeciwników), dostępne w trybie Own the City oraz zbiorowe wykonywanie zadań i awans w strukturach gangu w Club Business. Nie jest to może wiele, jednak każdy powinien znaleźć coś dla siebie, zwłaszcza w sytuacji, gdy piętnaście typów zabawy, znanych z podstawowej wersji gry, zdążyło się już w większości znudzić.

Dla kolekcjonerów

Wybuchy…

Oddzielny punkt należy poświęcić nowym osiągnięciom, które pojawiły się wraz z premierą TlaD. W sumie jest to pięć achievementów, z których trzy odblokowywane są wraz z postępami w fabule (pierwszy zaraz na początku gry!) – ich wartość to odpowiednio 5, 25 i 100 Gamer Points. Dwa pozostałe to: Get Good Wood, zdobywany za strącenie 69 motocyklistów za pomocą pałki (łatwo osiągalne w trybie Race w multiplayerze) oraz Full Chat, który otrzymamy za doprowadzenie Terry’ego i Clay’a do 100% wytrzymałości (nie jest to bardzo trudne zadanie, jednak wymaga odrobiny czasu).

Pierwsze prawdziwe DLC

Najśmieszniejszą rzeczą przy ocenianiu The Lost and Damned jest fakt, iż mimo usilnych starań, ciężko jest zarzucić temu dodatkowi cokolwiek konkretnego. Wspomniane wyżej problemy z uruchamianiem czy lekkie błędy techniczne w czasie gry wieloosobowej nie są wstanie zakłócić mojego ogólnego odbioru tego rozszerzenia. Powiedzmy sobie szczerze: wielu producentów nie zawahałoby się wypuścić takiego add-onu jako oddzielnego produktu i – przy okazji – naprawdę nieźle ogolić graczy z kasy. Tymczasem otrzymujemy dzieło, za które nie zawahałbym się wydać nawet więcej niż wymagane 1600 Microsoft Points.

Jest dobrze!

Nawet nie odnosząc się do dodatkowych map i przedmiotów, TLaD jest o kilka poprzeczek wyżej niż to co znamy, a więc chociażby historyczna symulacja dla Fallouta 3 czy wyciągnięta z głębin wyspa dla Fable II. Rockstar po raz kolejny pokazał klasę, za co otrzymuje dziewięć i pół oczka na naszej skali ocen. Brakujące pół wynika z dwóch rzeczy: po ukończeniu DLC czuć lekki niedosyt (dobrego nigdy nie dość…). W związku z tym mam głęboką nadzieję, że zostanie on zaspokojony w drugim rozszerzeniu, któremu – miejmy nadzieję – wystawię jeszcze wyższą notę.

Tymczasem nadszedł moment na powrót do Liberty City – wciąż jeszcze są gangi, którym należy przebić kilka opon i przetrzepać kilka skór.

DLC jest w ostatnim czasie dość istotnym elementem wielu produkcji, zwłaszcza tych przeznaczonych dla konsol. Możemy zaobserwować niejako próby przedefiniowania tego pojęcia, nadania mu nowej głębi. Zamiast kolejnego obcisłego lateksu dla Lary, następnej mapy dla pojedynków Marcusa Feniksa z Szarańczą czy lśniącej zbroi dla konia, coraz częściej otrzymujemy dodatki, które stanowią – lub próbują stanowić – prawdziwe rozszerzenia dla gier.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Aj, aż mnie naszła ochota, żeby sobie odświerzyć czwarte Grand Theft Auto IV 😀 A potem można się wziąć za przygody Klebitza 🙂

    • Aj, aż mnie naszła ochota, żeby sobie odświerzyć czwarte Grand Theft Auto IV 😀 A potem można się wziąć za przygody Klebitza 🙂

      Smiem rozumieć że błąd językowy specjalnie wstawiony^^?

  2. No, GTA IV jest jedno, jesli liczac DLC to 2 ;PPFakt. . . wracać się chce, i to jak. Z tymże x’a sie nie ma^^ A i komputer ledwo zipie przy GtaIV(jak większość:))

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here