Przedstawiciele EA Sports zdradzili, iż wszystkie nadchodzące gry sportowe zostaną potraktowane w sposób podobny do Mass Effect 2 czy Battlefield: Bac Company 2. Tym samym w pudełkach nowych kopii znajdzie się tzw. Online Pass, czyli kod odblokowujący sieciowe elementy danej produkcji. Podwładni Petera Moore’a idą jednak o krok dalej – klucz będzie dawał dostęp nie tylko do dodatkowej zawartości, ale i rozgrywek sieciowych samych w sobie.

Pierwszą produkcją obsługującą ten model będzie Tiger Woods PGA Tour 11 debiutujące na początku przyszłego miesiąca. Całość skomentował krótko i treściwie jeden z szefów EA Sports, Andrew Wilson: „Chcemy zachować usługi sieciowe dla osób, które zapłacą naszej firmie„. Tym samym każdy, kto odkupi grę „z drugiej ręki”, będzie zmuszony do zapłacenia 10 dolarów za nowy klucz. Sprawiedliwe zagranie czy sposób ma wyłudzenie od nas dodatkowych pieniędzy?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Sprawiedliwe zagranie czy sposób ma wyłudzenie od nas dodatkowych pieniędzy?

    Nie do końca pasuje mi tu słowo „dodatkowych”. Czy się to komuś podoba czy nie, gracz który kupił grę z drugiej ręki nie zapłacił za nią wydawcy. Kiedyś już o tym pisałem — jedna osoba zapłaciła, a grają dwie (lub więcej). Wniosek — nie różni się to niczym od piractwa. Przynajmniej z punktu widzenia wydawcy. Twierdzenie, że piractwo jest be, bo to kradzież, a kupowanie gier z secondhandu jest ok, bo tak się robi ze wszystkim jest przenoszeniem zasad świata fizycznego do świata wirtualnego. Gra, w przeciwieństwie do samochodu, komputera, konsoli czy telewizora, nie traci na jakości tylko dlatego, że kupujemy ją z drugiej ręki, dlatego (przy braku takiego DRMu i jakichś fetyszy w rodzaju „gra musi być w folii” 😉 ) nie istnieje żadna motywacja dla kupowania gier nowych zamiast używanych (może poza czasem, który często i tak działa na korzyść gracza, który w międzyczasie może wymienić sprzęt). Pudełko może być uszkodzone, albo płyta odrobinę porysowana, ale sam kontent pozostaje niezmieniony, więc nie zmienia się też de facto jego wartość. Niestety, tak to wygląda z perspektywy wydawcy.

    • Sorry, ale nie moge sie powstrzymac. Odwiedzam V. juz z rok nie majac konta i co jakis czas dobijaja mnie takie komentarze. Do tej pory sie nie udzielalem, ale mysle, ze chociaz raz to powiem. Wydawalo mi sie, ze takie rzeczy

      . . . gracz który kupił grę z drugiej ręki nie zapłacił za nią wydawcy. Kiedyś już o tym pisałem — jedna osoba zapłaciła, a grają dwie (lub więcej). Wniosek — nie różni się to niczym od piractwa. . .

      moze pisac tylko PRowiec firmy wydawniczej albo RIAA, ale coraz czesciej wyglaszaja takie sady zindoktrynowani przez media zwykli userzy. Drogi coppertop, mylisz sie okrutnie. Wydawca nie sprzedaje samochodu, ktory sie zuzywa, ale mozesz z nim robic co chcesz (np. rozebrac i zrobic z niego przyczepke). Wydawca sprzedaje licencje na korzystanie z danego produktu, ktorego wlasnosc pozostaje w rekach wydawcy (czy kogo tam wydawca wydaje), a Ty mozesz z nim zrobic tylko tyle na ile wydawca w umowie licencyjnej pozwala. Prawo to jednak nie jest imienne i dotychczas mozna je bylo odsprzedac. To znaczy, ze bledem jest pisanie, ze „jedna osoba zapłaciła, a grają dwie (lub więcej)”. Zostala sprzedana jedna licencja na granie i jedna osoba gra – nie koniecznie ta sama ale jedna, bo ten kto sprzedal licencje nie ma juz prawa grac. Wydawca musi sie liczyc z faktem, ze jak sprzedaje 1 licencje, to 1 ktos ja bedzie wykorzystywal. Oczywiscie warunki korzystania sa dyktowane przez wydawce, wiec moze w nich zabronic odsprzedazy, ale nikt o zdrowych zmyslach by takiej licencji nie kupil. . . do niedawna. Teraz dzieki DLC, cyfrowej dystrybucji i innym tego typu chwytom marketingowym przekrada sie ‚tylnymi drzwiami’ do swiadomosci spolecznej przyzwolenie na dowolnie kuriozalne warunki licencyjne (patrz: nowy DRM Ubisoftu), bo ludziom sie robi wode z mozgu. To samo sie tyczy muzyki, filmow i wszystkich innych rzeczy, ktore kupujemy przez siec. Dla troche zdrowszego spojrzenia na swiat, polecam ksiazke „Wolna kultura” Lawrence’a Lessiga – nie jest moze najlepsza na swiecie, ale jest tam duzo przykladow tego jak na przestrzeni lat firmom udawalo sie (a czasem na szczescie nie) forsowac kuriozalne przepisy.

  2. Zostala sprzedana jedna licencja na granie i jedna osoba gra – nie koniecznie ta sama ale jedna, bo ten kto sprzedal licencje nie ma juz prawa grac.

    Ty interpretujesz sytuację od swojej strony, oni od swojej, end of story. Dla wydawcy gracz odsprzedający grę zmniejsza im dochody — kropka. Zauważ z łaski swojej, że w mojej wypowiedzi nie ma ani słowa o prawie, a jedynie o punkcie widzenia (wydawcy). A ten zależy od punktu siedzenia. Każdy liczy ile ma w portfelu. Każdy liczy też ile mógłby zarobić gdyby nie podatki, składki, szef z wężem w kieszeni czy, w tym wypadku, wtórny rynek gier. Takie są realia obecnego społeczeństwa — CREAM, Cash Rules Everything Around Me. Spójrz na to ich oczami — kopia kosztuje X dolarów. Na tej jednej kopii grają, zgodnie z ich statystykami, średnio 4 osoby. Ale oni nie dostają 4 * X, a jedynie X. Wniosek jest prosty — stracili 3 potencjalne „iksy” i nie ma się co im dziwić, że im się to nie podoba. Tak samo jak nie podoba im się piractwo, ale z nim się trudniej walczy, a i trudniej o realne dane statystyczne (bo, jak już wielokrotnie pisałem, liczbę ściągniętych kopii na torrentach można sobie o kant pośladka potłuc). Powtarzam — piszę o punkcie widzenia, nie o prawie. Może Ci się takie postawienie sprawy nie podobać, ale ja się odniosłem wyłącznie do stwierdzenia o „wyłudzaniu dodatkowych pieniędzy” stwierdzając, że z punktu widzenia wydawcy nie są to pieniądze „dodatkowe”. I, przede wszystkim, nie napisałem nigdzie, że mi się takie działanie podoba. Ja je rozumiem, bo jestem w stanie postawić się w sytuacji wydawcy, spojrzeć na świat przez jego wyciąg z konta bankowego, to wszystko. Rozumiem, że jeśli ktoś ma możliwość zarobić więcej to będzie próbował zarobić więcej (i dotyczy to każdego, niezależnie ile zarabia i jak bardzo by się tego wypierał). Ale zrozumienie i przyjęcie do wiadomości tych faktów nie jest równoznaczne z przyjęciem tej sytuacji jako normalnej czy pożądanej. Nie myl jednego z drugim. Nawiasem mówiąc, już tak poza postem m69, bawi mnie jak dyskutowany problem rośnie w oczach wydawców wraz ze spadkiem długości gier. Ale chyba nie ma się czemu dziwić w tej kwestii. . .

  3. Z punktu widzenia gracza :Tylko czy też okradaniem (klientów) nie jest sprzedawanie w cenie nowego produktu starego towaru ?Skoro mam płacić za nowy produkt czy też takowy otrzymuje ?Nowy silnik, tekstury, miejscówki, audio itd . . . Czym się różni Tiger Woods PGA Tour 11 od Tiger Woods PGA Tour 10 ?Czy płacąc w tym przypadku za nowy produkt faktycznie nowy bym otrzymał czy stary nie warty takiej ceny ?

  4. Ja doskonale rozumiem ich punkt widzenia i uwazam (jak z reszta napisalem), ze maja do tego pelne prawo (apropos pisania o prawie). Zgodnie z CREAM (ladne, nie znalem:)) uwazam, ze nie powinno sie po prostu kupowac rzeczy, ktore wydawca przesadnie ‚obwarowal’ i ich nie kupuje. Na szczescie nie tylko ja, jak mozna zauwazyc w komentarzach do felietonu jola. Zwracam tylko uwage na to, ze przesuwa sie granica tego co kto uwaza za przesade. Przesuwa sie po mysli wydawcow, bo ludzie daja sobie mydlic oczy wabikami typu DLC czy inne wygodne uslugi i kupuja je nie patrzac na to jak ‚rozpuszczaja’ wydawcow. Co do pisania o punkcie widzenia wydawcy, to ze wstepu „Nie do końca pasuje mi tu słowo „dodatkowych”. ” wnioskowalem, ze Twoj punkt widzenia jest dosc zbiezny z wydawcami. Milo, ze wyjasniles, ze po prostu chciales przedstawic ich punkt widzenia, a nie swoj. Problem w tym, coraz mniej ludzi pokazuje inne punkty widzenia (wydawcy swojego raczej nie kryja), a przez to coraz wiecej przyjmuje ten lansowany przez biednych wydawcow okradanych przez piratow kupujacych gry na allegro. Ciesze sie, ze byc moze nie jest to Twoje zdanie, ale i tak przeraza mnie ilosc osob, ktore wspolczuja wydawcom, ktorzy nagle traca na dzialalnosci, ktora przez dziesiatki lat przynosila im dochody.

  5. Dobija mnie takie podejście. Co prawda wszystko zmierza do cyfrowej dystrybucji – książki, gazety, gry, ale licencjonowanie rozgrywki sieciowej na jednego gracza to przegięcie. Kupiłem ostatnio w cyfrowej dystrybucji klucz do Bad Company 2 i jak gra mi się znudzi to nie będę miał wyrzutów aby odsprzedać go dalej 😀

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here