Drugą rzeczą jest pozyskiwanie informacji. Ich źródłem (poza opisywaną wyżej dedukcją) są znajdowane przez nas teksty. W niektórych z nich znajdują się wskazówki. Czytając podkreślamy fragmenty, które wydają się nam istotne. Jeśli właściwie wybierzemy, uzyskujemy w ten sposób informacje, które lądują w naszym inwentarzu gotowe do obróbki „dedukcyjnej”. Poza wskazówkami podstawowymi w tekstach znajdują się też dodatkowe, które mogą ułatwić nam rozwiązanie sprawy.

Oba opisywane wyżej mechanizmy sprawiają, że grając przez cały czas miałem wrażenie jakbym faktycznie prowadził śledztwo, a fakty przeze mnie gromadzone nie pojawiały się z nikąd, ale dzięki wysiłkowi szarych komórek Howarda.

Pozostaje jedynie pytanie czy ludzie z Zoetrope Interactive są pierwszymi, którzy wpadli na tak ciekawe rozwiązania? Mnie osobiście nie jest znany podobny przykład. Jeśli faktycznie twórcy „Darkness Within” są prekursorami należą się im olbrzymie brawa.

Bój się!

O sile tego tytułu poza wysokim poziomem zagadek stanowi klimat, który udało się zbudować. Jak z natury nie jestem osobą strachliwą i raczej rzadko jakikolwiek film czy gra jest w stanie przyprawić mnie o przysłowiowy dreszczyk, tak „Darkness Within” od samego początku się to udawało.

Ciemno wszędzie

Paradoksalnie sprawdza się tu stara, doskonale znana zasada – strach to stan umysłu, a wyobraźnia jest najpotężniejszym narzędziem do manipulacji tymże. Nie ma tu wyskakujących z szafy potworów czy szarżujących na nas krwiożerczych zombie. Na dobrą sprawę, przez całą grę nie zobaczymy żadnego potwora, raz czy dwa pojawi się widmowa zjawa. Nie to będzie jednak stanowić o sile przerażania. Klimat z dreszczykiem uzyskano za pomocą bardzo prostych środków. Primo – wszystkie lokacje, po których się poruszamy są opustoszałe. Secundo – są mroczne, często akcja rozgrywa się w nocy. Tertio – bezustannie otaczają nas niepokojące dźwięki. I ten ostatni element zasługuje na szczególne wyróżnienie. Zachwyca oszczędność środków – stuk, skrzypnięcie, jakieś niepokojące szurnięcie gdzieś za drzwiami, nie wspominając o jęku czy głosach dochodzących gdzieś z oddali. Wszystko to sprawia, że kiedy zacząłem grać na słuchawkach w nocy bardzo szybko zrezygnowałem z zabawy w trosce o swoje serce. Śmiejcie się, ale w ten tytuł starałem się grać wyłącznie za dnia. W nocy, w ciemnym mieszkaniu zbyt silnie działał na wyobraźnię. A taka sytuacja jest dla mnie najlepszą rekomendacją klimatu w grze.

Nie tylko dźwięki budują grozę tego tytułu. Doskonale sprawdza się również ścieżka dźwiękowa, pełna mrocznych i niepokojących wątków.

Głucho wszędzie

Swoje robi też fakt, że akcję oglądamy z perspektywy pierwszej osoby. Aby jeszcze spotęgować wrażenie zagrożenia twórcy wprowadzili do gry stany lękowe. W niektórych momentach detektyw Loreid zaczyna panikować. Obraz się rozmazuje, a my tracimy kontrolę nad kamerą, która najczęściej w takich momentach obraca się szaleńczo z jednego końca pomieszczenia w drugi, symulując histeryczne rozglądanie się przerażonego bohatera. Ostateczny efekt wzmacnia dobiegający z głośników odgłos bicia serca.

Nic z tych elementów nie zadziałałoby gdyby nie mroczna historia, która odpowiednio stymuluje naszą wyobraźnię stanowiąc podkład dla bodźców wizualnych i dźwiękowych. Tym większe uznanie dla Zoetrope Interactive.

Nie ma róży bez kolców

Darkness Within nie jest pozbawiony błędów. Warto o nich wspomnieć w kilku słowach. Pisałem już o przedmiotach, które można zabrać dopiero po określonej przez twórców akcji. Kamyczkiem do ogródka zespołu lokalizującego tytuł jest przegapienie (lub niemożność zmiany?) zapisu dat. W grze cyfrowo zapisywane są one w systemie amerykańskim mm/dd/yy, nie zaś w polskim dd/mm/yy. Może to prowadzić do pewnych trudności w rozwiązaniu zagadki gdy musimy skorzystać z zapisu kalendarza elektronicznego. Trafiłem też na jeden, nie w pełni przetłumaczony dokument (sekretny rejestr na cmentarzu). W innym przypadku nie mogłem znów podkreślić wskazówek w dokumencie. Dopiero po pewnym czasie możliwość taka się odblokowała. Czyżby opisywany syndrom latarki w wydaniu dokumentowym?

Co to będzie?

Irytujące i wyjątkowo frustrujące były chwile kiedy nie za bardzo było wiadomo co dalej robić. O ile gra w większości wypadków sugerowała kierunek dalszych poszukiwań, lub wynikał on najzwyczajniej z treści odkrytych informacji, o tyle w kilku momentach stanąłem najzwyczajniej w świecie nie wiedząc co dalej. W takiej chwili gracz jest zmuszony do rajdu po lokacjach i przeglądania dosłownie wszystkiego w poszukiwaniu czegoś co uległo zmianie. Rozwiązaniem może być wtedy oczywiście sięgnięcie do jakiegoś FAQa jednak nie o to przecież chodzi. Na szczęście takich momentów było podczas całej zabawy tylko parę.

Za wadę tytułu może być poczytana jego długość, a właściwie krótkość. Nie wiem gdzie musiałbym spędzić czas aby dobić do anonsowanych na pudełku 30-tu godzin. Może ten kto to pisał był przetrzymywany przez Wielkiego Złego gdzieś w podziemiach przez 2/3 czasu gry? Mnie ukończenie tytułu zajęło około 10 godzin. Jeśli nawet dorzucić dodatkowy czas na błądzenie i poszukiwanie przedmiotów myślę, że rozgrywka zamknie się na poziomie nie więcej niż 15-tu godzin.

Powiew starych dobrych czasów…

Recenzowany tytuł jak napisałem na początku wbrew moim początkowym obawom okazał się naprawdę dobrą pozycją. Oczywiście, nie jest to wielki hit, ale naprawdę mocny średniak zasługujący na uwagę każdego fana przygodówek.

„Darkness Within” to tytuł wymagający, dlatego zastanówcie się zanim po niego sięgnięcie. Jeśli lubicie łatwą, szybką i przyjemną zabawę zdecydowanie polecam „Fahrenheita” (skąd inąd wyśmienitego). Jednak jeśli należycie do grona graczy, którzy zbliżają się do 30-tki, albo już dawno macie ją za sobą, a swoje pierwsze kroki stawialiście w czasach 8-bitowców lub po prostu chcecie się zmierzyć z czymś oldschoolowym to tytuł właśnie dla was. Sporo tu czytania, czy uważnego oglądania lokacji i kojarzenia z tym, co widziało się wcześniej. Zagadki też nie należą do najłatwiejszych.

Oprawa graficzna jak można się domyślać nie jest na poziomie Crysisa, ale nie po to odpala się takie gry. Co więcej, ma swój klimat, który doskonale pasuje do mrocznej, ciężkiej wizji twórców „Darkness Within”.

Wielki plus należy się grze za sposób w jaki budowana jest atmosfera zagrożenia, szczególnie w jej dźwiękowej warstwie. To prawdziwa symfonia prostoty i oszczędności wykorzystanych środków. W grze znalazło się też miejsce na nowatorskie (?) rozwiązania, które wnoszą świeży powiew do gatunku gier przygodowych.

Wszystko to sprawia, że „Darkness Within: In Pursuit of Loath Nolder” otrzymuje ode mnie bardzo wysoką notę – ósemkę, do której zwolennicy oldschoolowej zabawy spokojnie mogą dorzucić sobie jeszcze pół punktu. Jeśli pociągają was mroczne klimaty i męczenie szarych komórek – spróbujcie przygody z tym tytułem. Nie powinniście się zawieść.

Odgłos mych kroków na drewnianej podłodze budził prawie tak duże przerażenie jak otaczająca mnie cisza szczelnie wypełniająca wnętrze pustego domostwa. Pozorna cisza – pełna chrobotów, skrzypnięć, stuków, potępieńczych jęków i (co wydawało się mało prawdopodobne) głosów. Przecież to tylko gra – powtarzałem sobie. W dodatku przygodówka! Ciemność panująca w pokoju niewiele pomagała, tym bardziej słuchawki na uszach…

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here