Strategiczne podejście do realiów II Wojny Światowej, zapewnia nam seria Europa Universalis. Dla fanów gatunku, rzecz obowiązkowa.

Mimo totalnego zmęczenia materiału, jakim jest Druga Wojna Światowa, znów musimy wcielić się dwóch wojaków i znacznie uszczuplić siły nazistowskie i japońskie. Zaczynamy jako szeregowy Miller gdzieś na wyspach Makin. Na samym początku zostajemy uratowani z rąk wroga, by dalej, już bez większych przeszkód dotrzeć do zamku Shuri na Okinawie. Walki na Pacyfiku to temat eksploatowany rzadziej niż potyczki w Europie, a z takimi właśnie mamy do czynienia grając jako Dimitri Petrenko. Zaczynamy w Stalingradzie, leżąc w zniszczonej fontannie, w scenerii niemal identycznej z tą znaną z filmu Wróg u Bram. Nasze pierwsze zadanie także nie jest szczytem pomysłowości – musimy karabinem snajperskim wyeliminować niemieckiego generała. Skądś już to znamy. Na koniec kampanii przyjdzie nam dotrzeć z wycieczką Armii Czerwonej do Berlina, gdzie zawiesimy jedyną słuszną flagę na szczycie Reichstagu.

Ale to już było

Zippo u Rosjan?

Z dwóch kampanii na pierwszy plan wybija się ta radziecka. Jest w niej dużo więcej „stylu” Call of Duty, czyli filmowej i oskryptowanej akcji. Oczywiście, nie ma co liczyć na jakąkolwiek dozę wolności i możliwości wyboru drogi, którą podążamy, ale skrypty działają dobrze, włączają się w odpowiednich momentach i tworzą klimat filmu wojennego. Jedyny problem z kampanią Armii Czerwonej to rozpiętość akcji – w jednej chwili przeskakujemy o trzy lata, gubiąc nieco wątek. Monotonię ciasnych korytarzy Stalingradu urozmaica etap w którym siadamy za sterami czołgu. I choć zniszczenie kilkunastu Tygrysów za pomocą T-34 nie jest zbyt realistyczne, to na pewno całkiem zabawne. Lecz znów – nie jest to żadna nowość, czołgiem jeździliśmy przecież już w części drugiej.

Kampania amerykańskich marines w całości toczy się na wyspach Pacyfiku. Mniej tu skryptów i zapierających dech w piersiach momentów. Więcej za to przedzierania się przez dżungle po z góry ustalonych ścieżkach, ograniczonych niewidzialnym ścianami. Po wkroczeniu na Pacyfik momentalnie wzrasta też poziom trudności – szeregowy Miller ma dużo trudniej, co chwilami może doprowadzić do ciężkiej irytacji. Nowością jest tutaj zastosowanie miotacza ognia.

Śmiem twierdzić, że World at War to pierwszy FPS, w którym broń ta jest naprawdę użyteczna, a nie służy tylko do zabaw w trybie multiplayer. Wypalania traw z chowającymi się w niej przeciwnikami, czyszczenie bunkrów i korytarzy – wszystko to prezentuje się naprawdę świetnie właśnie dzięki miotaczowi. Rolę przerywnika w stylu misji z czołgami spełnia tutaj etap „Black Cats” w którym wcielamy się w rolę strzelca pokładowego samolotu PBY Catalina. Motyw zerżnięty żywcem z Modern Warfare i AC-130, ale wciąż całkiem ekscytujący. Świetne wrażenie robią szczególnie animacje przemieszczania się po pokładzie samolotu.

Zapach palonych traw

Animacje to zresztą bardzo mocny punkt nowego Call of Duty. Niesamowite wrażenie robią przygotowane na silniku gry przerywniki. Wspomniane już „Black Cats”, odbijanie Millera z rąk Japończyków, Niemcy szukający niedobitków w fontannie w Stalingradzie. Wszystko to wygląda świetnie i jest jakby żywcem wyjęte z ekranu telewizora. Bardzo dobre są też animacje podczas gry – żołnierz szukający odstrzelonego właśnie hełmu, płonący Japończycy czy towarzysz kurczowo trzymający kikut własnej kończyny.

Przyczajony tygrys…

Skoro o kikutach mowa – nowa odsłona serii jest bardzo brutalna, momentami dość skrajnie. Odpadające kończyny to wierzchołek góry lodowej. Wykańczanie jeńców za pomocą koktajli Mołotowa czy przerażające okrzyki umierających w płomieniach przeciwników dostarczają całkiem intensywnych doznan. Nie jest to może poziom Soldier of Fortune, ale śmierć zrealizowano tu dużo dokładniej.

Dobry jest także dźwięk. Wystrzały i dźwięki wydawane przez broń brzmią przekonywująco, tak samo jak i muzyka. Warto wspomnieć też o rolach Kiefera „24” Sutherlanda i Gary’ego „James Gordon” Oldmana, którzy wcielili się w sierżantów, odpowiednio: amerykańskiego i radzieckiego. Chwilami trudno ich rozpoznać, szczególnie Odlmana z rosyjskim akcentem, ale od razu można wyczuć, ze głosy podłożone są przez kogoś kto robi to nie po raz pierwszy. Swoją rolę odgrywają tu także dobrze napisane dialogi, bez sztampy, przesadnego amerykańskiego patriotyzmu i grafomaństwa.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

10 KOMENTARZE

  1. bardzo miło się czyta :)szkoda tylko, że autor nie wspomniał o wręcz wspaniłej(IMO) misji w której się wcielamy w rosyjskiego snajpera. chyba najbardziej klimatyczna i emocjonująca w całej kampanii.

  2. No, CoD WaW to gniot i tyle. Nie skończyłem tego pomimo szczerych chęci. Gdy zobaczyłem jak w dżungli znikąd nagle ukazują się przede mną wrogowie powiedziałem sobie dość. Jakie dobrze działające skrypty? Wręcz przeciwnie, proszę spróbować co się dzieje gdy szybko pod ostrzałem nasz bohater przemieści się za linię frontu, wrogowie grzeją z karabinów przez jakiś czas w powietrze a my mamy możliwość wykończyć wszystkich strzałami w plecy. Grę bardzo łatwo „oszukać” i wtedy skrypty zaczynają naprawdę dziwnie się zachowywać. Jak dla mnie ten tytuł to kompletna porażka, pomijając wyeksploatowany temat drugiej wojny. Ja również czekam na kolejne dzieło panów z Infinity Ward.

  3. Zgadza się skrypty leżą – w jednym momencie nie chciało mi się męczyć z wybijaniem wroga – wystarczyło dobiec (fartem bo fartem ale jednak) do ich linii, zobaczyć napis „punkt kontrolny” i grać dalej bez konieczności wybycia obrony. Nie mniej gra fajna – szczególnie kampania rosyjska (snajper, Reichstag).

  4. sama gra to dla mnie odgrzewany kotlet (nic dziwnego, nie ma numerku 5 w tytule, a więc raczej ktoś założył że to bardziej rozszerzenie). Jakby wyszła jako samodzielny dodatek, pewnie przyjęta zostałaby lepiej. Poza tym recenzja ukazuje się znacznie za późno. Podczas gdy co niektórzy przeszli grę po raz n-ty, a inni się rozczarowali, pojawia się recenzja. Recenzje są m. in. po to aby właśnie tym drugim graczom oszczędzic nerwów i dac wyobrażenie mniej więcej czego można się spodziewac. Inaczej pisanie recki z ponad 2-miesięcznym poślizgiem mija się z celem.

  5. artykul powinien byc zaktualizowany o informacje, ze zombi sa juz dostepne dla kazdego, a nie jedynie dla osob, ktore przeszly kampanie. Poza tym nie zgadzam sie z tym ze Gary Oldman pasuje do gry, moim zdaniem jest jedna z niewielu rzeczy ktore mi w tej grze przeszkadzaja a jego rosyjski akcent to tak naprawde przeciaganie wyrazow do granic mozliwosci. Lepiej wzieli by jakiegos amerykanina rosyjskiego pochodzenia bo same nazwisko Oldmanowi nie wystarczylo. Tak czy siak kompletnie sie w tej roli nie sprawdzil taki u niego rosyjski akcent jak u mojego kota albo psa

  6. Skrypty to już niestety znak rozpoznawalny tej serii. No ale co zrobić. Co do samej gry, to powinna nosić nazwę Call of Duty v4. 5 i zostać dodana jako mod do czwórki :D. Pełno tu elementów żywcem wziętych z Modern Warfare. Weźmy np perki; psy, które były w czwórce w kampanii SP, tu dodane dla odmiany do multi; P90 z zerowym odrzutem, zmienionym skinem i odgłosem wystrzału, czyli pepesza etc. Narzekać można też na stabilność gry. Już dawno nie widziałem gry, w której zwykłe alt-tabowanie potrafi ją zawiesić. Jednak czasem nie trzeba nic zrobić, żeby zostać wyrzuconym do pulpitu. Ze strony Treyarch kompletna olewka, patcha zapowiadają, a coś wyjść nie może. A do naprawienie jest trochę, na czele z niedziałającą komendą /record, która jest niezbędna w rozgrywkach ligowych. Kpina. Jednak jak przymkniemy oko na te błędy to w multi gra się naprawdę przyjemnie. Rozgrywka nie jest tak chaotyczna jak w Modern Warfare. Mi to bardziej odpowiada. No i wróciły kochane rifle 😀

  7. Skrypty nie skrypty, mi w nowe cod grało się świetnie zaś sam multiplayer wciąga ludzi konkretnie co widać po statystykach. Zaskoczył mnie na plus patent z soldier of fortune z efektami zabawy wirtualną bronią

    Już dawno nie widziałem gry, w której zwykłe alt-tabowanie potrafi ją zawiesić. Jednak czasem nie trzeba nic zrobić, żeby zostać wyrzuconym do pulpitu.

    raz czy dwa razy gra i u mnie doznała zgonu, zawieszając niby kuloodporną viste 64 🙁

    • raz czy dwa razy gra i u mnie doznała zgonu, zawieszając niby kuloodporną viste 64 🙁

      Ja akurat żadnego z tych problemów nie miałem, mimo, że alt+tabowałem dość sporo, zwłaszcza w multi, gdy czekałem na spawn :P. Czyli jednak XP > Vista.

  8. Właśnie mam ostatnią misje- ludzie, tragedia. Gra z 7 godzin grania ma dobre dokładnie 2 minuty. . . i to ściągnięte z filmu. A chodzi mi o motyw gdzie Reznov instruuje nas w rozwalonej fontannie- aż wali „Worgiem u bram”- i wtedy powiedziałem sobie: no to teraz zacznie się gra. . . Nie wiem jak oni to robią, żeby COD 3 opakować w papierek od COD 5. Tak samo grało mi się w trójkę. Biegłem w byle jakiej formacji i waliłem do niemców, a wszystko to było jakieś na siłę. Moja kompania to totalni idioci a fabuła, dialogi i postacie są ciekawe jak audycje z radia maryja o 4:37. Końcówka to kompletna kpina. Ładujemy się w całą armię i musimy uważać na Banzai atakujących po trzech. . . To ja już bym wolał skończyć gierkę po zdobyciu Berlina. Postacie takie jak Reznov czy Broenbuck do pięt nie dorastają Price’owi czy Griggsowi. Nie wiadomo kim są, jaki mają stosunek do całej sytuacji. Ma się wrażenie, że są to zwykli NPC z podłożoną ścieżką dialogową. Ogólnie jestem tak zawiedziony, że nie chcę mi się nawet po tej grze jechać. Cod 5 to krok w tył wykonany siedmiomilowym butem. Czekam na COD 6, który rzekomo ma być kontynuacją Modern Warfare a Treyrach prosze- zostawcie Cod’a ;]

  9. Wspaniała gra ,której zawdzięczam wiele godzin przyjemności ,w nie których momentach rzeczywiście można było wczuć się w prawdziwego żołnierza ,detale przeszywają na wskroś. Jednak bardziej podobał mi się „Call of Duty 4 : Modern Warfare” ,kwestia gustu 😉 Potrafił zbudować o wiele ciekawszy klimat 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here